Re: Nieśmiałość a studia
: 08 gru 2018, 22:10
Ja studia już skończyłam, a byłam na nich dłużej o rok, bo zmieniałam kierunek, i powiem ci... że ja też nie rozumiem tego gadania, że "studia to najlepszy okres w twoim życiu", szczególnie jeżeli ma o tym świadczyć ilość imprez. Ale możliwe, że też jestem przegrywem. U mnie taki najlepszy okres to był w liceum, bo i naukowo szło świetnie i towarzysko, każdy weekend balowałam w klubie albo na domówce z paczką znajomych. Zaś studia trochę przespałam z nosem w książkach.
Różnie to bywa, wydaje mi się, że to wszystko zleży od tego czy odnajdziesz fajnych ludzi, z którymi będziesz dobrze się bawił nie ważne co będziecie robili. Jak tak patrzę wstecz, to wydaje mi się, że w nowym środowisku na początku zawsze lądowałam/współorganizowałam grupkę przegrywów i wspólnie jakoś się bawiliśmy. Człowiek w takiej paczce zawsze czuł się bezpieczniej, odważniej, mógł poexpić w interakcjach międzyludzkich, a kiedy nabił wyższy lvl - przejść do grupki mniejszych przegrywów i tak ewoluować
Co mnie skłoniło do pójścia do psychologa? Depresja Kiedy jest już tak źle, że gorzej być nie może, to nie ma się wyjścia. Ale po co czekać do ostatniej chwili? Nie zmienisz się w jeden tydzień ani nawet miesiąc, przy dobrych wiatrach po roku zauważysz różnicę. Zresztą możesz się natknąć na kiepskich psychologów i stracić trochę czasu szukając właściwego, więc tym bardziej może to potrwać. Więc kiedy chcesz zacząć? Na ostatnim roku?
Ja tak odwlekałam i odwlekałam, może nie tyle psychologa, bo jeszcze wtedy o nim nie myślałam, ale pracę nad sobą. Mówiłam sobie "Jutro/po weekendzie/po tym kolosie/po sesji/po wakacjach zrobię się na bóstwo i pokaże im swoje prawdziwe ja! Zacznę w końcu wieść życie jakie zawsze chciałam!" i oczywiście nic z tego nie wychodziło, bo zawsze pojawiał się kolejny kolos albo inne obowiązki. A potem nagle nastał ostatni rok, pisanie pracy i obrona i nagle sobie uświadomiłam, że nie, nigdy im nie pokażę Nigdy nie założę tej ekstra kiecki, którą sobie kupiłam, na wykład, nigdy nie pójdę z nimi do klubu, nigdy nie powygłupiamy się przy piwie. Dla moich kolegów i koleżanek z roku na zawsze zostanę nudnym kujonem bez życia To był niezły szok, kiedy uświadomiłam sobie, że nie ma już żadnego "później", dlatego zastanów się czy jest sens odwlekać.
Różnie to bywa, wydaje mi się, że to wszystko zleży od tego czy odnajdziesz fajnych ludzi, z którymi będziesz dobrze się bawił nie ważne co będziecie robili. Jak tak patrzę wstecz, to wydaje mi się, że w nowym środowisku na początku zawsze lądowałam/współorganizowałam grupkę przegrywów i wspólnie jakoś się bawiliśmy. Człowiek w takiej paczce zawsze czuł się bezpieczniej, odważniej, mógł poexpić w interakcjach międzyludzkich, a kiedy nabił wyższy lvl - przejść do grupki mniejszych przegrywów i tak ewoluować
Jasne, że nie prawdziwe Tak samo zawsze można powiedzieć o chłopakach. A czasami taka "szara myszka" musi zebrać inne szare myszki i zaciągnąć je gdzieś na siłę, żeby się zabawić, bo innej rady nie ma. Nie ma co czekać na jakiegoś ekstrawertyka, który nas uratuje od samotności, bo pewnie nie będzie mu się chciało zawracać sobie nami głowy, tylko sam pójdzie balować. Już nie mówiąc o szansie, że jednak się na takiego trafi i ten się nami zainteresuje i otoczy opiekąDziwnycharakter74985 pisze: ↑01 gru 2018, 20:38 Tak kminię samemu, że dziewczyny chyba maja łatwiej tutaj, no bo zawsze przy "szarej myszce" jest ta druga imprezowiczka co ją zawsze gdzieś zabierze na siłę. Takie mam wrażenie, pewnie nie zawsze prawdziwe.
Co mnie skłoniło do pójścia do psychologa? Depresja Kiedy jest już tak źle, że gorzej być nie może, to nie ma się wyjścia. Ale po co czekać do ostatniej chwili? Nie zmienisz się w jeden tydzień ani nawet miesiąc, przy dobrych wiatrach po roku zauważysz różnicę. Zresztą możesz się natknąć na kiepskich psychologów i stracić trochę czasu szukając właściwego, więc tym bardziej może to potrwać. Więc kiedy chcesz zacząć? Na ostatnim roku?
Ja tak odwlekałam i odwlekałam, może nie tyle psychologa, bo jeszcze wtedy o nim nie myślałam, ale pracę nad sobą. Mówiłam sobie "Jutro/po weekendzie/po tym kolosie/po sesji/po wakacjach zrobię się na bóstwo i pokaże im swoje prawdziwe ja! Zacznę w końcu wieść życie jakie zawsze chciałam!" i oczywiście nic z tego nie wychodziło, bo zawsze pojawiał się kolejny kolos albo inne obowiązki. A potem nagle nastał ostatni rok, pisanie pracy i obrona i nagle sobie uświadomiłam, że nie, nigdy im nie pokażę Nigdy nie założę tej ekstra kiecki, którą sobie kupiłam, na wykład, nigdy nie pójdę z nimi do klubu, nigdy nie powygłupiamy się przy piwie. Dla moich kolegów i koleżanek z roku na zawsze zostanę nudnym kujonem bez życia To był niezły szok, kiedy uświadomiłam sobie, że nie ma już żadnego "później", dlatego zastanów się czy jest sens odwlekać.
Ja też sobie mówiłam takie teksty, przemowy motywacyjne niczym trener bokserski, problem w tym, że tylko dajemy sobie takie rady, ale już nie wcielamy ich w życie. Za dużo analizujemy, a za mało robimy. Następnym razem zagadaj do kogoś, przejdź z tematów studiów na jakieś prywatne, wproś się na imprezę.Dziwnycharakter74985 pisze: ↑08 gru 2018, 20:44 Mogę sobie dać zatem jedną radę: nie bądź pi*da ty pipko tylko się ogarnij i nie rób problemów. Ale tą radę dawałem sobie często, nic nowego.