Re: Wyżal się!
: 04 sie 2018, 22:21
je*** pustka
Nie mają dla mnie znaczenia więzy krwi, bo w moim przypadku to nawet na zdjęciach z rodziną dobrze nie wychodzę. Ludzie dla mnie mogą być bliscy lub nie, niezależnie od tego czy dzielę z nimi DNA, dlatego nie mam czegoś takiego jak rodzinne zobowiązania. Nie twierdzę, że całkowicie bolesne są dla mnie takie zabawy, jak napisałam w poście mam sposoby na umilenie sobie czasu i nierzadko wychodzę zadowolona. Akurat z tym kumplem miałam dotychczas sposobność bawić się na domówkach, to była pierwsza większa impreza jaką zorganizował i może dlatego nie spodziewałam się nieprzyjemnego zaskoczenia. Także na pytanie dlaczego to sobie robię, powiem jedynie, że niestety nie wszystko jest do przewidzenia.bittersweet pisze: ↑25 lip 2018, 23:13Jedyne co mi się nasuwa po przeczytaniu tego posta to pytanie: dlaczego? Dlaczego to sobie robisz, dlaczego uczestniczysz w tego typu "eventach"? Mogłabym ewentualnie zrozumieć gdyby chodziło o jakieś rodzinne zobowiązania. Innych powodów nie widzę - ludzie, którzy "bawią się" w ten sposób raczej nie wydają mi się szczególnie interesującym towarzystwem, zresztą z tonu Twojego posta wynika, że masz podobne odczucia. Zdarza mi się pójść na imprezę mimo, że nie mam na to specjalnej ochoty, dla podtrzymania relacji ze znajomymi, na których mi zależy. Tylko, że nigdy nie wygląda to tak jak w Twoim opisie (chociaż jest i muzyka i alkohol). To co opisujesz brzmi koszmarnie, współczuję.Alicja pisze: ↑25 lip 2018, 13:07 Ostatnia sobota zmęczyła mnie psychicznie do granic. Bywa, że uczestniczę w różnego typu uroczystościach, w większości z grzeczności, ze względu na ich przaśny charakter. Wiecie, wesela, imieniny, większe rodzinne spotkania, na których z większością ludzi nie ma o czym porozmawiać, a i bierne słuchanie przychodzi z trudem. Sposobów na wytrwanie mam tez parę, np. alkohol na rozluźnienie, obserwacja ludzi, robienie sobie przerw-wyjście na spacer. Tym razem byłam na urodzinach u kumpla, które zorganizował w wynajętej sali. Przez całą imprezę (dosłownie) dudniło disco polo, ale tak głośno, że nie byłam w stanie porozumieć się z osobą obok siebie. Wychodzenie na "papieroska" niewiele dało, bo przed salą było równie głośno. Reszcie to nie przeszkadzało, bo po 2 godzinach tak się schlali, że praktycznie prowadzili monologi, w nadziei że reszta zachwyca się historią ich życia, podczas gdy tak naprawdę każdy pieprzył od rzeczy i każdy był w swoim pijanym, żałosnym świecie. Im dalej w las, tym więcej drzew, czyli atrakcji ciąg dalszy... ktoś wpadł na pomysł bicia pasem po tyłku, tak jak na osiemnastce, z tym ze jubilat kończył 30. Co niektórzy nie trafili w tyłek, także dostało mu się i po plecach, i po nogach, i w sumie tam gdzie się trafiło (albo i nie trafiło-krzesło też oberwało). Taniec na stole ponad stukilogramowego gościa? A jakże! Potłukł kilka piw i niemalże spadł. Po tym jak kilka "talentów" zaczęło wyć do mikrofonu, oczywiście w rytmie disco polo, wyszłam. Większość z nich za wiele ze tej imprezy nie pamięta, ale post pt. "bylo zajebiscie" na fb należy wrzucić. Koniec, dziękuję za uwagę.
Jasne, że się nie da wszystkiego przewidzieć Po prostu z posta odniosłam wrażenie, że to Twoje standardowe imprezowe wrażenia stąd moja reakcja W takim razie oby jak najmniej takich niemiłych zaskoczeńAlicja pisze: ↑08 sie 2018, 2:47Nie mają dla mnie znaczenia więzy krwi, bo w moim przypadku to nawet na zdjęciach z rodziną dobrze nie wychodzę. Ludzie dla mnie mogą być bliscy lub nie, niezależnie od tego czy dzielę z nimi DNA, dlatego nie mam czegoś takiego jak rodzinne zobowiązania. Nie twierdzę, że całkowicie bolesne są dla mnie takie zabawy, jak napisałam w poście mam sposoby na umilenie sobie czasu i nierzadko wychodzę zadowolona. Akurat z tym kumplem miałam dotychczas sposobność bawić się na domówkach, to była pierwsza większa impreza jaką zorganizował i może dlatego nie spodziewałam się nieprzyjemnego zaskoczenia. Także na pytanie dlaczego to sobie robię, powiem jedynie, że niestety nie wszystko jest do przewidzenia.bittersweet pisze: ↑25 lip 2018, 23:13 Jedyne co mi się nasuwa po przeczytaniu tego posta to pytanie: dlaczego? Dlaczego to sobie robisz, dlaczego uczestniczysz w tego typu "eventach"? Mogłabym ewentualnie zrozumieć gdyby chodziło o jakieś rodzinne zobowiązania. Innych powodów nie widzę - ludzie, którzy "bawią się" w ten sposób raczej nie wydają mi się szczególnie interesującym towarzystwem, zresztą z tonu Twojego posta wynika, że masz podobne odczucia. Zdarza mi się pójść na imprezę mimo, że nie mam na to specjalnej ochoty, dla podtrzymania relacji ze znajomymi, na których mi zależy. Tylko, że nigdy nie wygląda to tak jak w Twoim opisie (chociaż jest i muzyka i alkohol). To co opisujesz brzmi koszmarnie, współczuję.
To sobie znajdź kumpla który ci najbardziej odpowiada przez neta, najlepiej kogoś z poza twojego miasta, przed kim będziesz się mogła otworzyć, wyżalić, wygadać i zarzygać go sobą. Plus jest tego taki, że taka osoba na pewno ci nie zaszkodzi bo nie ma bezpośredniego kontaktu z tobą, do tego będzie przyjacielska więź i będziesz miała z kim podyskutować o tym jak się czujesz i co cię gryzie. Uprzedzając pytanie skąd kogoś takiego sobie wyczarować, nie wiem, ze stron po jakich chodzisz, ja znalazłem kiedyś nawet znajomą do wymiany doświadczeń o seksie na pornhubie, aczkolwiek obecnie mało ze sobą rozmawiamy, prawie wcale i nigdy się nie widzieliśmy bo ona Włoszka i sobie po angielsku pisaliśmy więc znaleźć kogoś takiego możesz wszędzie nawet tutaj. Good luckIntroja pisze: ↑19 sie 2018, 15:52 A mogę trochę ponarzekać, bo mam słabszy humor dziś. Jestem melancholiczką i u mnie to tak typowo, że doły jak łapią to zaraz najgłębsze itp. Na szczęście przechodzą, bo u mnie jest spora zmienność, no ale zanim przejdą to jednak trochę pocierpię, tracę sens, płaczę, czuję chęć wygadania się, a czasem no nie ma komu, także wyżalam się dziś tutaj, może będzie mi lżej..
Nie wiem, może masz kiepskich przyjaciół? Przykład, wczoraj jechałem z Radomia do Kielc do kumpla któremu dziewczyna po finale na jeźdźca powiedziała, że to był już ich ostatni raz, żeby dobrze zapamiętał to co mu dawała i było jej dobrze, ale jeśli bankrutuje to nic po niej przy nim (swoją drogą ciężko powiedzieć czy to najlepszy czy najgorszy moment na rozłąkę xD), w piątek zaczął przygotowywać papiery w kancelarii prawnej która przeprowadzi jego upadłość. Pojechałem po niego i przywiozłem do siebie żeby nie był sam bo już był padnięty psychicznie. Kiedy ja potrzebowałem pomocy to przyjaciele nawet z poza miasta do mnie przyjechali, uściskali, wypili piwerko, pomogli w ciężkich chwilach które niestety musiałem przejść sam bo oni nie mieli możliwości mi pomóc inaczej niż wsparciem. Generalnie jakbym teraz przygnębiony zadzwonił do mojego przyjaciela to za ok 20-30 minut będzie bo są korki w Radomiu nie wiem dlaczego. To taka moja uwaga jeśli chodzi o przyjaciół. Może większość moich przyjaciół to patologie, ale mogę na nich liczyć w każdej sytuacji.
Kolego, krótko czego ci trzeba, czego brakuje i skąd jesteś?Divergencer pisze: ↑20 sie 2018, 15:38 Mam Déjà vu. To już nie pierwsze wesele gdzie siedzę z brzegu długiego stołu zupełnie sam. Wszyscy bawią się na parkiecie. Sięgnąłbym po telefon, ale... bla bla bla.
Mi lektura twojego posta dodała, może nie tyle otuchy, ale na pewno czegoś pozytywnego. Witamy w klubie, witamy na forum.
1. Czego mi trzeba? - Wyżalić się. Do tego posłużył mi ten wątektost_z_masłem pisze: ↑20 sie 2018, 16:32Kolego, krótko czego ci trzeba, czego brakuje i skąd jesteś?Divergencer pisze: ↑20 sie 2018, 15:38 Mam Déjà vu. To już nie pierwsze wesele gdzie siedzę z brzegu długiego stołu zupełnie sam. Wszyscy bawią się na parkiecie. Sięgnąłbym po telefon, ale... bla bla bla.
1. Ok...Divergencer pisze: ↑20 sie 2018, 19:28 1. Czego mi trzeba? - Wyżalić się. Do tego posłużył mi ten wątek
2. Czego brakuje? Czasu w ciszy i samotności oraz zrozumienia.
3. Skąd jestem? Cenię sobię anonimowość
Miałem to samo nieprzyjemne dość przeżycie. Chociaż to były takie większe urodziny, nie moje oczywiście (można powiedzieć mniejsze wesele). Czułem się porzucony jak pies w lesie, zostawiony, osamotniony, bez wsparcia (a miało być..) . Chciałem po prostu wyjść i nie wrócić. I od tamtej pory jestem w 100% pewien, że takie eventy nie dla mnie. Ktoś by musiał mieć naprawdę super argument żeby zaciągnąć mnie jeszcze raz na tego typu balange..Divergencer pisze: ↑20 sie 2018, 15:38 Mam Déjà vu. To już nie pierwsze wesele gdzie siedzę z brzegu długiego stołu zupełnie sam. Wszyscy bawią się na parkiecie. Sięgnąłbym po telefon, ale nie chcę słuchać wyrzutów o braku kultury. Energii już brak na sympatyczny wyraz twarzy. I tak długo walczyłem. 8 godzin uśmiechania się i udawania, że się dobrze bawię to i tak niezły wynik. Nie chcę tu być. Zmęczenie powoduje spadek nastroju. Patrzę na zegarek. Jeszcze 3 godziny do końca imprezy. Nie dam rady... W mózgu wywierca mi dziurę jakiś żenujący kawałek Disco-Polo. Ta beznadziejnie płytka linia melodyczna nie jest najgorsza, to infantylny głos wokalisty doprowadza mnie do szału. Nie ma takiej ilości alkoholu przy której pozbawiłbym się godności bawiąc się przy tej muzyce. Muszę coś zrobić bo nie wytrzymam. Pójdę na zewnątrz, tam dźwięk będzie stłumiony. Idę. Na tarasie stoi kółko palaczy. Od dymu mam odruch wymiotny, ale staję w pobliżu od zawietrznej. Pomimo introwertycznej natury nie jestem w ogóle nieśmiały. Często wyciągam rękę pierwszy i zagajam rozmowę. Jakoś idzie. W międzyczasie z parkietu przychodzi moja dziewczyna, po raz piąty pyta co słychać. Nie wiem po co pyta, wie, że się męczę. Mogłaby przestać zmuszać mnie do kłamania, że wszystko spoko. Oczywiście jako ładna, kształtna blondynka nie może opędzić się od podpitych wąsatych wujków, których dodatkowo nakręca moja nieobecność na parkiecie. Za chwilę przychodzi spocony wujek "Janusz" z czerwonym opasłym ryjem, w białej koszuli z krótkim rękawkiem i za krótkim krawatem. Prosi ją do tańca. Idą. Dla mnie lepiej. Żona Janusza patrzy spode łba, co prawda jest ładna i o wiele szczuplejsza od mojej dziewczyny, ale widać z wiekiem Januszy bardziej kręcą krągłości. Zresztą żona na Janusza już spode łba patrzy od obiadu. Kelnerzy postawili na stole wódkę przed rosołem. Janusz dostał oczy jak pięć złotych, zaczął się oblizywać po czym nie omieszkał wznieść pierwszego toastu dwoma kieliszkami. Gardzę alkoholikami. Jej współczuję.
Koleżanka palaczka pyta czemu się nie bawię. Czy to przez muzykę? Odpowiadam twierdząco, co po części jest prawdą. Inna podpita koleżanka bierze sobie za cel honoru zaciągnąć mnie na parkiet, prosi, grozi, w końcu próbuje siłą. Nie ma szans mnie przesunąć ani o centymetr, nawet nie muszę się z nią szarpać. Czasem dobrze być "dzikiem". Skończyli palić. Poszli. Zimno. Wracam do stołu. Podchodzi panna młoda. Żąda, żeby z nią zatańczyć, bo to jest "jej" dzień. Przykro mi - poza tym, że jestem śmiały to jeszcze asertywny choć uprzejmy. Odchodzi z niczym. Mam wyrzuty sumienia. Niestety moja inteligencja emocjonalna jest dosyć rozbudowana. Zaczynam coraz bardziej przejmować się zaistniałą sytuacją. Wcześniejsze godziny były jeszcze w miarę znośne. Zanim wszyscy napili się do stanu odrzucającego rozum i godność i poszli skakać jak małpy, miałem w okolicy sporo osób z którymi można było porozmawiać na różne tematy. Mam masę zainteresowań i kilka rodzajów hobby, prawie z każdym mogę porozmawiać. I to nie tylko introwertycznych hobby, bo wychowałem się na ulicy i pół życia spędziłem na siłowni. Aparycję mam raczej bramkarza z klubu nocnego. To niestety powoduje, że każdy szwagier, myśli, że jestem "swój chłop" i musi się ze mną napić, zagadując o ostatnim meczu piłki nożnej. Nie mam pojęcia o piłce, uważam, że sport się uprawia, a nie ogląda. Poza tym nie znoszę wódki i w ogóle nie lubię się upijać. Koniec końców ze szwagrem się napiję, zaczynam odmawiać dopiero po jakimś czasie kiedy uznaję, że już wystarczy. Kiedyś przez lata nie piłem w ogóle. To przerażające jakie to wzbudzało poruszenie wśród imprezowiczów. Jak to można NIE PIĆ?!!!! Ciekawscy zawsze zadawali setki pytań, mi nie chciało się odpowiadać, dostawałem zjebki od dziewczyny, że jestem nieuprzejmy. KUR*A jestem nieuprzejmy bo nie piję alkoholu i nie chcę tłumaczyć dlaczego! KUR*A co za kraj. W końcu zacząłem znowu pić, odkryłem, że łatwiej wtedy przetrwać taką imprezę jak wesele. Lekkie znieczulenie obniża poziom irytacji i wstydu, który robi mi moja ultraekstrawertyczna dziewczyna drąc ryja i kładąc się na ulicy/parkiecie czy w imprezowym szale zapominając, że ma kieckę i nogi należy trzymać razem. Choć w jej przekonaniu to ja jej przynoszę wstyd siedząc w kącie i nie bawiąc się. Siedzę dalej sam i myślę, już o jutrzejszym suszeniu głowy jak to musiała się wszystkim za mnie tłumaczyć. Dobrze, że jej dobra koleżanka przyszła bez partnera to bawią się razem. To gra na moją korzyść. Zaczynam się zastanawiać czy ze mną coś nie tak. Czuję się tak bardzo inny, odrzucony, choć właściwie to sam się odcinam. Nie potrafię robić rzeczy wbrew sobie. Jako nastolatek chodziłem na dużo imprez i bawiłem się na parkiecie bo wszyscy się bawili, ale zawsze czułem, że coś jest nie tak. Gdy dojrzałem zrozumiałem, że ja tego po prostu nie lubię. Nawet jak leci "moja muzyka". Nie jestem aspołeczny, nie mam najmniejszego problemu z nawiązywaniem kontaktów czy załatwianiem spraw urzędowych, prowadzę szkolenia i zdarzały mi się wystąpienia publiczne. Zastanawiam się czy może nie mam depresji, czy nie potrzebuję pomocy, ale przecież gdy usiądę z dwoma kumplami, naleję każdemu po szklaneczce dobrej whisky i siedzimy tak sobie w ciszy i spokoju to czuję się świetnie!
Czuję się okropnie zmęczony, samotny i niezrozumiany. I choć pracuję w IT, gdzie ludzi podobnych mnie powinno być więcej to różni nas to, że większości wystarczy się nachlać żeby przejść na drugą stronę mocy i zostawić mnie samego po tej stronie. Niektórzy mówią o mnie, że Pan inżynier ĄĘ, się z plebsem nie bawi. To krzywdzące, bo przecież grono moich przyjaciół, to chłopaki z którymi się wychowałem na ulicy i nigdy się od nich nie odciąłem niezależnie od tego co robią. Choć czasem jak patrzę na nich w stanie nietrzeźwości tarzających się przy Disco-Polo to mam ochotę zgodzić się z powyższym twierdzeniem.
Nie mam żadnego wsparcia. Czasem wydaje mi się, że zwariowałem. Jestem jednak świadomy swojej introwertyczności i właśnie znalazłem to forum. Liczę, że lektura doda mi otuchy.