Kobiecość
: 19 sie 2019, 21:54
Wypowiedziawszy się w temacie męskościowym, zakładam analogiczny.
Jak myślicie, czym jest kobiecość? Jakie cechy mogą stanowić jej istotę? Czy można ją ocalić przed inwazyjnymi schematami typu 'macierzyństwo', 'łagodzenie obyczajów mężczyzny', 'ozdoba męża'? Czy musi znosić niewolę wysokich obcasów i spódnic? Czy pozostaje sobą w spodniach i bez makijażu? Podnoszenie ciężarów i wkręcanie żarówek może jej zaszkodzić? Wymaga kobiecej solidarności? Zawiera pierwiastek waleczności, w obliczu ciągłego porównywania z męskością? Przyjmuje postawę ukokoszonej samicy, wokół której uwijają się i pojedynkują stada samców w zalotach?
Sama nie uważam się za zbyt kobiecą kobietę, ale znajduję w sobie kilka cech, które mogłabym przyszpilić, szukając własnej (bo pamiętajmy o buforze tolerancji - jest pewnie tyle kobiecości, ile kobiet) kobiecości. Są to: zdolność do wytwarzania słodkich ciast drożdżowych (i upodobanie w tej czynności), nieopanowany pęd do polnych kwiatów i, last but not least, odczuwanie przyjemności z dżentelmeńskich gestów mężczyzn wobec mnie. Przy czym zależnie od nastroju mogę te gesty odrzucać (jako zamach na niezależność) albo z ochotą korzystać z przywilejów tej "słabszej" płci (co wynika z lenistwa) - obie te postawy są jednak przyjemne
Mam nadzieję, że zwłaszcza tym ostatnim wyznaniem sprowokuję tu burzliwą dyskusję.
Jak myślicie, czym jest kobiecość? Jakie cechy mogą stanowić jej istotę? Czy można ją ocalić przed inwazyjnymi schematami typu 'macierzyństwo', 'łagodzenie obyczajów mężczyzny', 'ozdoba męża'? Czy musi znosić niewolę wysokich obcasów i spódnic? Czy pozostaje sobą w spodniach i bez makijażu? Podnoszenie ciężarów i wkręcanie żarówek może jej zaszkodzić? Wymaga kobiecej solidarności? Zawiera pierwiastek waleczności, w obliczu ciągłego porównywania z męskością? Przyjmuje postawę ukokoszonej samicy, wokół której uwijają się i pojedynkują stada samców w zalotach?
Sama nie uważam się za zbyt kobiecą kobietę, ale znajduję w sobie kilka cech, które mogłabym przyszpilić, szukając własnej (bo pamiętajmy o buforze tolerancji - jest pewnie tyle kobiecości, ile kobiet) kobiecości. Są to: zdolność do wytwarzania słodkich ciast drożdżowych (i upodobanie w tej czynności), nieopanowany pęd do polnych kwiatów i, last but not least, odczuwanie przyjemności z dżentelmeńskich gestów mężczyzn wobec mnie. Przy czym zależnie od nastroju mogę te gesty odrzucać (jako zamach na niezależność) albo z ochotą korzystać z przywilejów tej "słabszej" płci (co wynika z lenistwa) - obie te postawy są jednak przyjemne
Mam nadzieję, że zwłaszcza tym ostatnim wyznaniem sprowokuję tu burzliwą dyskusję.