lęk przed bliskością / związkofobia
-
- Introrodek
- Posty: 12
- Rejestracja: 03 lut 2012, 18:33
- Płeć: nieokreślona
lęk przed bliskością / związkofobia
Odczuwacie? Odczuwaliście kiedyś? Jeżeli tak to czy macie jakieś sprawdzone metody na rozbijanie muru wokół siebie i przekonanie się, że związek nie oznacza śmierć?
ja się chwilowo zmagam z moją wewnętrzną potrzebą ucieczki i chętnie wspomogę się waszymi pomysłami, historiami itd.
ja się chwilowo zmagam z moją wewnętrzną potrzebą ucieczki i chętnie wspomogę się waszymi pomysłami, historiami itd.
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, skąd ta potrzeba ucieczki się wzięła? Może jest uzasadniona? Inaczej, jeśli pytasz z perspektywy kogoś, kto jest już w związku, pomyśl, co Ci się nie podoba. Może to nie żaden abstrakcyjny lęk, tylko po prostu niechęc do konkretnych zachowań albo...osoby.
A jeśli tylko rozważasz ewentualnośc związku w przyszłości i piszesz o "związkofobii", jako czymś potencjalnym, to wydaje mi się, że nie ma co się martwić. Takie problemy rozwiązują się same, jeśli trafisz na odpowiednią osobę lub na kogoś, kogo będziesz chciała uczynic odpowiednim (bo i tak bywa).
Oczywiście, że odczuwałam lekki niepokój przed wiązaniem się z kimś. Spowodowane to było ogólną obawą przed utratą niezależności, naruszeniem nadmiernej potrzeby prywatności, aspołecznymi i samotniczymi ciągotkami;) Ale po pierwsze, przekonałam się już wiele razy, że lęk wytworzony w głowie wcale nie musi pokrywac się z rzeczywistą sytuacją, czyli, czasem bywa tak, że w myślach produkujemy sobie wybujałe pokłady niepokoju, a potem zderzając się z przedmiotem tego niepokoju w praktyce, okazuje się, że ma on skutek zupełnie inny: to co np. miało wiązac się z późniejszym dyskomfortem/cierpieniem, jest w rzeczywistości źródłem zadowolenia/szczęscia. Dlatego, rzucam się od czasu do czasu na głęboką wodę, wbrew rojącym się w głowie obawom. I w większości przypadków okazuje się faktycznie, że mam skłonności do dramatyzowania. (śmiem twierdzic, że to cecha intro)
Po drugie, sporo zależy od osobistych potrzeb. Związek oczywiście w pewnym sensie zawsze będzie ograniczał (potrzeba kompromisów, ustępstw, często kosztem własnych zachcianek albo aspiracji, zmiana nawyków, przełamywanie lęków, których nie ma się ochoty przełamywac;), itp.), ale przede wszystkim wzbogaca. Pozwala się otworzyc na drugą osobę, motywuje do działań, wzmacnia, zmienia sposób patrzenia na wiele spraw, itd. Teraz pytanie, na ile nam zależy na zyskaniu tej pozytywnej częsci. To jest kwestia indywidualna, jak mniemam. Jeśli chodzi o mnie, jestem w stanie pojśc na ustępstwa, bo kuszą mnie korzyści. I bynajmniej nie jest to postawa altruistyczna;)
Ważne jest też dogranie potrzeb w związku. Ja uciekałam, jak odczuwałam "konflikt interesów." (brzmi przedmiotowo, ale nie wiem jak to inaczej określic) A może mi nie zależało...po prostu.
Inna sprawa, że wielu ludzi uważa związek za koniecznośc, czego nie rozumiem. Nie chcesz, nie musisz i już.
A jeśli tylko rozważasz ewentualnośc związku w przyszłości i piszesz o "związkofobii", jako czymś potencjalnym, to wydaje mi się, że nie ma co się martwić. Takie problemy rozwiązują się same, jeśli trafisz na odpowiednią osobę lub na kogoś, kogo będziesz chciała uczynic odpowiednim (bo i tak bywa).
Oczywiście, że odczuwałam lekki niepokój przed wiązaniem się z kimś. Spowodowane to było ogólną obawą przed utratą niezależności, naruszeniem nadmiernej potrzeby prywatności, aspołecznymi i samotniczymi ciągotkami;) Ale po pierwsze, przekonałam się już wiele razy, że lęk wytworzony w głowie wcale nie musi pokrywac się z rzeczywistą sytuacją, czyli, czasem bywa tak, że w myślach produkujemy sobie wybujałe pokłady niepokoju, a potem zderzając się z przedmiotem tego niepokoju w praktyce, okazuje się, że ma on skutek zupełnie inny: to co np. miało wiązac się z późniejszym dyskomfortem/cierpieniem, jest w rzeczywistości źródłem zadowolenia/szczęscia. Dlatego, rzucam się od czasu do czasu na głęboką wodę, wbrew rojącym się w głowie obawom. I w większości przypadków okazuje się faktycznie, że mam skłonności do dramatyzowania. (śmiem twierdzic, że to cecha intro)
Po drugie, sporo zależy od osobistych potrzeb. Związek oczywiście w pewnym sensie zawsze będzie ograniczał (potrzeba kompromisów, ustępstw, często kosztem własnych zachcianek albo aspiracji, zmiana nawyków, przełamywanie lęków, których nie ma się ochoty przełamywac;), itp.), ale przede wszystkim wzbogaca. Pozwala się otworzyc na drugą osobę, motywuje do działań, wzmacnia, zmienia sposób patrzenia na wiele spraw, itd. Teraz pytanie, na ile nam zależy na zyskaniu tej pozytywnej częsci. To jest kwestia indywidualna, jak mniemam. Jeśli chodzi o mnie, jestem w stanie pojśc na ustępstwa, bo kuszą mnie korzyści. I bynajmniej nie jest to postawa altruistyczna;)
Ważne jest też dogranie potrzeb w związku. Ja uciekałam, jak odczuwałam "konflikt interesów." (brzmi przedmiotowo, ale nie wiem jak to inaczej określic) A może mi nie zależało...po prostu.
Inna sprawa, że wielu ludzi uważa związek za koniecznośc, czego nie rozumiem. Nie chcesz, nie musisz i już.
- Akolita
- Krypto-Extra
- Posty: 756
- Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Łódź/Włocławek
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Odczuwam podobny lęk związany z niewiarą w to, że się uda. Po prostu nie mam nadziei na to, że będę w stanie stworzyć trwały związek. Ze strachu przed zaangażowaniem a potem byciem odrzuconym, uciekam przed wszelkimi symptomami zainteresowania mężczyzn moją osobą.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
- SardonicAlly
- Pobudzony intro
- Posty: 166
- Rejestracja: 05 gru 2011, 23:33
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: okolice Krakowa. niezbyt bliskie
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Hmm, może lęk to za duże słowo, obawa raczej. W ostatnim ćwierćwieczu zdarzyła mi się 1 (słownie: jedna) okazja do stworzenia czegoś w rodzaju związku. Obawy były następujące:
1. Czy ja w ogóle coś czuję? Co właściwie powinnam czuć? A jeśli nie wiem co czuję, to jest sens coś zaczynać?
1.a Ok, załóżmy że coś czuję. Ale co z tego, jak nie umiem wyrazić?
2. Co ja sobie w ogóle wyobrażam, przecież jakby chciał związku to by to przekazał, werbalnie czy nie. Wyśmieje mnie. (mental image jak w tej piosence "ona zrobiła spory wdech/ a potem rzekła tłumiąc śmiech/ i prosto w oczy patrząc mi/Ja z panem? pan doprawdy kpi!" - tylko w męskiej wersji )
3. Gdzie leziesz, biedoto małorolna, partnerzy powinni mieć podobny status społeczno/materialny!
4. Czy ja w ogóle potrafię się w cokolwiek zaangażować? Przecież nie umiem/ nie chce mi się utrzymywać znajomości z ludźmi.
5. Nawet gdyby coś z tego wyszło, kwestia: dojazdy? dorywcza robota? czas? jego ultrakatolicka mamuśka kontra moja "domyśl się bo cię wpędzę w poczucie winy" mamuśka... hell, no.
Ostatecznie zrobiłam to, co zwykle robię z moimi obawami. Unikam ich źródeł
Zdaję sobie sprawę że ten post pod względem merytorycznym niewiele wnosi do rozwiązania problemu, jest raczej "ku pokrzepieniu serc". Człowiek jest takie dziwne bydle, ze jak napotyka na swojej drodze trudności, to chce żeby inni też napotykali
1. Czy ja w ogóle coś czuję? Co właściwie powinnam czuć? A jeśli nie wiem co czuję, to jest sens coś zaczynać?
1.a Ok, załóżmy że coś czuję. Ale co z tego, jak nie umiem wyrazić?
2. Co ja sobie w ogóle wyobrażam, przecież jakby chciał związku to by to przekazał, werbalnie czy nie. Wyśmieje mnie. (mental image jak w tej piosence "ona zrobiła spory wdech/ a potem rzekła tłumiąc śmiech/ i prosto w oczy patrząc mi/Ja z panem? pan doprawdy kpi!" - tylko w męskiej wersji )
3. Gdzie leziesz, biedoto małorolna, partnerzy powinni mieć podobny status społeczno/materialny!
4. Czy ja w ogóle potrafię się w cokolwiek zaangażować? Przecież nie umiem/ nie chce mi się utrzymywać znajomości z ludźmi.
5. Nawet gdyby coś z tego wyszło, kwestia: dojazdy? dorywcza robota? czas? jego ultrakatolicka mamuśka kontra moja "domyśl się bo cię wpędzę w poczucie winy" mamuśka... hell, no.
Ostatecznie zrobiłam to, co zwykle robię z moimi obawami. Unikam ich źródeł
Zdaję sobie sprawę że ten post pod względem merytorycznym niewiele wnosi do rozwiązania problemu, jest raczej "ku pokrzepieniu serc". Człowiek jest takie dziwne bydle, ze jak napotyka na swojej drodze trudności, to chce żeby inni też napotykali
"The power of accurate observation is called cynicism by those who have not got it." Rest assured I've got it in abundance ;P
5w4, prone to procrastination
ISTP Craftsman I=89% S=79% T=89% P=58%
5w4, prone to procrastination
ISTP Craftsman I=89% S=79% T=89% P=58%
- Padre
- IntroManiak
- Posty: 627
- Rejestracja: 07 wrz 2010, 15:34
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
- Kontakt:
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Po entej iteracji z wynikiem zerowym rzeczywiście można popaść w taki stan :-/ Ale z niego z czasem się wychodzi.Akolita pisze:Po prostu nie mam nadziei na to, że będę w stanie stworzyć trwały związek.
Au, najgorsze z możliwych pytań ;-) Literatura i filmy wyrządziły ludzkości straszliwą szkodę w opisywaniu tych wszystkich "porywów uczuć", a już romantyków powinno się pociągnąć do pozagrobowej odpowiedzialnościSardonicAlly pisze:Co właściwie powinnam czuć?
Bo a nóż widelec łyżka? ;-) (tak, kpię)SardonicAlly pisze: A jeśli nie wiem co czuję, to jest sens coś zaczynać?
A teraz, proszę, powiedz że Ty kpisz. Że to nie było na serio. Bo nie wiem czy już wytaczać walec, czy jeszcze okazać litość i dać szansę :-PSardonicAlly pisze:Gdzie leziesz, biedoto małorolna, partnerzy powinni mieć podobny status społeczno/materialny!
Okażę litość, bo to ważne co napisałaś. IMHO związek wymaga o wiele więcej od introwertyka; w końcu oznacza on dopuszczenie kogoś do wewnętrznego kręgu, tak przecież pilnie strzeżonego przed inwazją barbarzyńców z zewnątrz. Nie wiem jak w Was, we mnie budzi to automatyczny i instynktowny opór, który trzeba świadomie przełamywać.SardonicAlly pisze: Czy ja w ogóle potrafię się w cokolwiek zaangażować? Przecież nie umiem/ nie chce mi się utrzymywać znajomości z ludźmi.
What should I say? Tisze jedziesz dalsze budziesz :-P (rusycyści proszeni są o ewentualne poprawienie). Jeszcze nie zaczęłaś a martwisz się o mamuśkę? ;-) Zacząłbym się martwić, kiedy obie mamuśki stałyby się realnym zagrożeniem :-DSardonicAlly pisze: Nawet gdyby coś z tego wyszło, kwestia: dojazdy? dorywcza robota? czas? jego ultrakatolicka mamuśka kontra moja "domyśl się bo cię wpędzę w poczucie winy" mamuśka... hell, no.
Ty pokrzepiłaś, a ja zrobiłem wiwisekcję ;-) I jest dobrze, a będzie jeszcze lepiejSardonicAlly pisze:Zdaję sobie sprawę że ten post pod względem merytorycznym niewiele wnosi do rozwiązania problemu, jest raczej "ku pokrzepieniu serc".
I explore the frontiers of safety! I laugh at danger, from a distance, and quietly, so as not to get all worked up.
-
- Introrodek
- Posty: 12
- Rejestracja: 03 lut 2012, 18:33
- Płeć: nieokreślona
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Hm... myślę, że nie w każdym przypadku zadziała "zbawcza moc miłości", bo czasem takie lęki są od nas silniejsze. Chwilowo trafiłam na kogoś kto chce i ja chce, ale co z tego, skoro co jakiś czas włącza mi się syndrom "uciekaj! uciekaj!"Ausencia pisze: Takie problemy rozwiązują się same, jeśli trafisz na odpowiednią osobę lub na kogoś, kogo będziesz chciała uczynic odpowiednim (bo i tak bywa).
wyjęłaś to prosto z mojej dymiącej od nadmiaru myśli czachyAusencia pisze:Oczywiście, że odczuwałam lekki niepokój przed wiązaniem się z kimś. Spowodowane to było ogólną obawą przed utratą niezależności, naruszeniem nadmiernej potrzeby prywatności, aspołecznymi i samotniczymi ciągotkami;)
so true ;D. dziękuję i za to, że moje wewnętrzne bydlę zostało nakarmione i pokrzepione ;D.SardonicAlly pisze:Zdaję sobie sprawę że ten post pod względem merytorycznym niewiele wnosi do rozwiązania problemu, jest raczej "ku pokrzepieniu serc". Człowiek jest takie dziwne bydle, ze jak napotyka na swojej drodze trudności, to chce żeby inni też napotykali
o to to! najtrudniejsze jest takie dopuszczenie kogoś do wszystkiego co moje i we mnie. w moim wypadku budzi się strach, że a co jak zabierze? a jak popsuje?Padre pisze:Okażę litość, bo to ważne co napisałaś. IMHO związek wymaga o wiele więcej od introwertyka; w końcu oznacza on dopuszczenie kogoś do wewnętrznego kręgu, tak przecież pilnie strzeżonego przed inwazją barbarzyńców z zewnątrz. Nie wiem jak w Was, we mnie budzi to automatyczny i instynktowny opór, który trzeba świadomie przełamywać.SardonicAlly pisze: Czy ja w ogóle potrafię się w cokolwiek zaangażować? Przecież nie umiem/ nie chce mi się utrzymywać znajomości z ludźmi.
:lol: :lol: :lol: uśmiałam sie strasznie. przydałyby mi się taki Padre w glowie robiący wywisekcję jak się nakręcamPadre pisze:Ty pokrzepiłaś, a ja zrobiłem wiwisekcję ;-) I jest dobrze, a będzie jeszcze lepiejSardonicAlly pisze:Zdaję sobie sprawę że ten post pod względem merytorycznym niewiele wnosi do rozwiązania problemu, jest raczej "ku pokrzepieniu serc".
- highwind
- Legenda Intro
- Posty: 2179
- Rejestracja: 15 paź 2011, 10:27
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 1w9
- MBTI: istj
- Lokalizacja: wro
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Nagromadziłaś sobie całą górę hipotetycznych problemów zanim jeszcze jakikolwiek z nich miał szansę się urzeczywistnić. A trzeba pamiętać, że jeśli ma się przed oczami czarny scenariusz, to z reguły wydarzenia toczą się lepiej, niż się pesymistycznie zakładało. I teraz bardzo, bardzo chciałbym się spytać czy jednak nie warto byłoby spróbować, bo początkowy etap związku to jeszcze nic wielce zobowiązującego - można się w miarę bezpiecznie wycofać, a przy tym doświadczyć paru fajnych przeżyć... Ale nie spytam bo utonął bym we własnej hipokryzji. Bo w tej chwili przeżywam podobne rozterki - piękna dziewczyna, zainteresowana moją osobą - ja zdystansowany, pełen obaw i niechęci. Tylko że w moim przypadku mogę sobie to tłumaczyć poprzednimi (w tym jednym bardzo świeżym i ciągle dającym o sobie znać) zawodami i raczej apokaliptyczną wizją związku z kolejną ekstrawertyczką. Ale gdyby miałby to być mój pierwszy związek? Hell, brałbym bez zawahaniaSardonicAlly pisze: 3. Gdzie leziesz, biedoto małorolna, partnerzy powinni mieć podobny status społeczno/materialny!
4. Czy ja w ogóle potrafię się w cokolwiek zaangażować? Przecież nie umiem/ nie chce mi się utrzymywać znajomości z ludźmi.
5. Nawet gdyby coś z tego wyszło, kwestia: dojazdy? dorywcza robota? czas? jego ultrakatolicka mamuśka kontra moja "domyśl się bo cię wpędzę w poczucie winy" mamuśka... hell, no.
Jak dla mnie, to wcale nie trzeba nic czuć (po za oczywiście pociągiem fizycznym) żeby zacząć budować związek. No bo jak to - jak można czuć coś więcej do osoby, którą się praktycznie dopiero poznaje? Zakładając nawet, że istnieje miłość od pierwszego wejrzenia - szanse na to są marne. Z autopsji mogę powiedzieć tyle, że byłem w jednym krótkotrwałym związku "od pierwszego wejrzenia" (kiedy ją zobaczyłem, wiedziałem że musimy być razem) i w dwóch paroletnich, w które wchodziłem jakoś tak od niechcenia i bez przekonania. I o ile ten pierwszy wspominam najpiękniej, o tyle dwa pozostałe były bardziej "namacalne" - takie które się buduje powoli, bez pośpiechu, a prawdziwe i głębokie uczucie przychodzi nieco później. Obawa przed nieumiejętnością wyrażenia uczuć? To jest według mnie zmartwienie "na później" - przy świeżo rozpoczętej znajomości lepiej nie walić po uszach z wyznaniami miłości (ale się zrymowało ładnie ). A z czasem poznaje się partnera lepiej i być może okazywanie uczuć stanie się naturalne - u mnie tak było. Z początku zimny, ignorujący, ale po przełamaniu pierwszych lodów ostro z górkiSardonicAlly pisze:1. Czy ja w ogóle coś czuję? Co właściwie powinnam czuć? A jeśli nie wiem co czuję, to jest sens coś zaczynać?
1.a Ok, załóżmy że coś czuję. Ale co z tego, jak nie umiem wyrazić?
Trzeba sobie pozwolić na odrobinę przyjemności Wszelkie obawy ustąpią jak za dotknięciem magicznej różdżki. Dopamina robi swoje... Przynajmniej na chwilę. A nieco poważniej traktując pytanie, to właściwie mogę się podpisać pod postem Ausencji.kocimietka pisze:Jeżeli tak to czy macie jakieś sprawdzone metody na rozbijanie muru wokół siebie i przekonanie się, że związek nie oznacza śmierć?
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Daj sobie czas. Niczego nie zakładaj z góry. Pożyjesz, zobaczysz.kocimietka pisze:Hm... myślę, że nie w każdym przypadku zadziała "zbawcza moc miłości", bo czasem takie lęki są od nas silniejsze. Chwilowo trafiłam na kogoś kto chce i ja chce, ale co z tego, skoro co jakiś czas włącza mi się syndrom "uciekaj! uciekaj!";)
Budzi. Ale za to jak już się uda taki opór przełamac...bezcenne.Padre pisze: Nie wiem jak w Was, we mnie budzi to automatyczny i instynktowny opór, który trzeba świadomie przełamywać.
A z drugiej strony...nie intryguję Cię to troszkę? Poza tym, nie do wszystkiego...do większości.kocimietka pisze:o to to! najtrudniejsze jest takie dopuszczenie kogoś do wszystkiego co moje i we mnie.
A jak coś dorzuci? Naprawi? (Positive on!)kocimietka pisze:w moim wypadku budzi się strach, że a co jak zabierze? a jak popsuje?
Padre x2!kocimietka pisze:przydałyby mi się taki Padre w glowie robiący wywisekcję jak się nakręcam
That's the spirit.highwind pisze:Trzeba sobie pozwolić na odrobinę przyjemności
To co, wirtualna fajka pokoju?highwind pisze:A nieco poważniej traktując pytanie, to właściwie mogę się podpisać pod postem Ausencji.
- Padre
- IntroManiak
- Posty: 627
- Rejestracja: 07 wrz 2010, 15:34
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
- Kontakt:
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Kto mnie wołał, czego chciał? (zawył ponuro Padre sprawdzając kciukiem nóż, czy ostry)Ausencia pisze:Padre x2!kocimietka pisze:przydałyby mi się taki Padre w glowie robiący wywisekcję jak się nakręcam
kocimietka pisze:o to to! najtrudniejsze jest takie dopuszczenie kogoś do wszystkiego co moje i we mnie.
(zestawiłem dwa cytaty, bo ładnie się uzupełniają)Ausencia pisze:Ale za to jak już się uda taki opór przełamac...bezcenne.
Być może bezcenne, ale moja forteca ma wiele kręgów obronnych ;-) i jeszcze nigdy nie zdarzyło się by ktoś wszedł do serca Sezamu. Jeśli komuś z Was się to udało... cóż, pozazdrościć [wzdech]. Nie przypominam sobie nawet przełamania zewnętrznych murów ;-)
I explore the frontiers of safety! I laugh at danger, from a distance, and quietly, so as not to get all worked up.
- cityCAT
- Pobudzony intro
- Posty: 171
- Rejestracja: 02 kwie 2011, 23:02
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Śląsk
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Trzeba wyluzować, a nie myśleć o wejściu w związek jak o nałożeniu sbie kajdan, wiązaniu się do końca życia czy tragicznych zranieniach, tylko czerpać z tego przyjemność i podejść lekko na starcie, na poważniejsze uczucie i więź trzeba sbie zasłużyć.
Actually, I CAN
- SardonicAlly
- Pobudzony intro
- Posty: 166
- Rejestracja: 05 gru 2011, 23:33
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: okolice Krakowa. niezbyt bliskie
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Padre:
Dzięki za skrupulatną wiwisekcję
Highwind:
Dzięki za skrupulatną wiwisekcję
O, właśnie. W życiu nie udało mi się poczuć żadnych porywów, nie licząc tych wietrznych. Tyle co się pisze o wiecznie zakochanych podlotkach, nigdy, nic, ni hu hu. Lubić? tak, ale mniej więcej tak samo jak dobrą pizzę, a to nie jest szczególnie gorące uczucie. Patrzę, analizuję zachowanie, charakter, wygląd. Analizuję wynik pod kątem przydatności. Out of question. The end. Rzecz jasna wszystko z oddali, nikt nigdy żadnego zainteresowania mą osobą pierwszy nie wykazał A teraz się nagle dowiaduję, że to tylko filmowo - książkowe stwory, te nieszczęsne porywy i zakochania? No, nie. :!:Au, najgorsze z możliwych pytań ;-) Literatura i filmy wyrządziły ludzkości straszliwą szkodę w opisywaniu tych wszystkich "porywów uczuć", a już romantyków powinno się pociągnąć do pozagrobowej odpowiedzialności
Tutaj akurat nie kpię. Jasne, w pierwszej fazie znajomości można pominąć tę kwestię. Ale potem? To zawsze będzie kość niezgody, powód urazy i rzecz wypominana w każdej kłótni. Mniej majętna strona nigdy nie ma wiele do powiedzenia, w myśl zasady : nie płacisz, to nie dyskutuj. Mam taką sytuację w domu, pod samym nosem. Zapraszam do "wytoczenia walca", jestem niezwykle ciekawa argumentówSardonicAlly napisał(a):Gdzie leziesz, biedoto małorolna, partnerzy powinni mieć podobny status społeczno/materialny!
A teraz, proszę, powiedz że Ty kpisz. Że to nie było na serio. Bo nie wiem czy już wytaczać walec, czy jeszcze okazać litość i dać szansę :-P
Zgadzam się w całej rozciągłości. Niniejszym stwierdzam, ze w danym momencie jestem osobnikiem zbyt leniwym by świadomie i dobrowolnie coś taki misternie budowanego przełamywać. Musztarda po obiedzie, czy też, jak kto woli see you later, aligathor. Tak czy inaczej, celna uwagaIMHO związek wymaga o wiele więcej od introwertyka; w końcu oznacza on dopuszczenie kogoś do wewnętrznego kręgu, tak przecież pilnie strzeżonego przed inwazją barbarzyńców z zewnątrz. Nie wiem jak w Was, we mnie budzi to automatyczny i instynktowny opór, który trzeba świadomie przełamywać.
Highwind:
No, w tym przypadku chodziło o półtoraroczną znajomość. Racja, bez pociągu się nie obejdzie. Ale jednostronny to jednak trochę mało:PJak dla mnie, to wcale nie trzeba nic czuć (po za oczywiście pociągiem fizycznym) żeby zacząć budować związek. No bo jak to - jak można czuć coś więcej do osoby, którą się praktycznie dopiero poznaje?
"The power of accurate observation is called cynicism by those who have not got it." Rest assured I've got it in abundance ;P
5w4, prone to procrastination
ISTP Craftsman I=89% S=79% T=89% P=58%
5w4, prone to procrastination
ISTP Craftsman I=89% S=79% T=89% P=58%
- Padre
- IntroManiak
- Posty: 627
- Rejestracja: 07 wrz 2010, 15:34
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Kraina Deszczowcow
- Kontakt:
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
No nie, pizza powinna być gorąca! Zimna jest całkowicie niezjadliwa :-DSardonicAlly pisze: Lubić? tak, ale mniej więcej tak samo jak dobrą pizzę, a to nie jest szczególnie gorące uczucie.
Komuś się chyba zdarzają przecież, wśród siedmiu miliardów ludziów znajdą się nawet i tacy co podobnie jak Werter od Weltschmerzu zeszli ;-)SardonicAlly pisze:A teraz się nagle dowiaduję, że to tylko filmowo - książkowe stwory, te nieszczęsne porywy i zakochania?
Auć. Czepiłbym się wielkiego kwantyfikatora w zdaniu ("nigdy" to bardzo wielkie słowo ;-) ), ale okoliczność jest parszywa. Niestety wiem jak to wciąż jest na wsiach, które zastygły w czasach Reymontowskich i zewsząd dobiega jedno słowo: morgi. Z przyczyn, w które nie będę wnikał, jestem na takie podejście iście piekielnie wyczulony i argument takowy spotkałby się z soczystym "sssssssp..." dobiegającym spomiędzy zębów, jak również palcem, wymownie wskazującym drzwi (w zależności od sytuacji, może być że balkonowe ;-) ).SardonicAlly pisze:Tutaj akurat nie kpię. Jasne, w pierwszej fazie znajomości można pominąć tę kwestię. Ale potem? To zawsze będzie kość niezgody, powód urazy i rzecz wypominana w każdej kłótni. Mniej majętna strona nigdy nie ma wiele do powiedzenia, w myśl zasady : nie płacisz, to nie dyskutuj.
Walca nie będzie, bo nie mam zwyczaju zadawania adwersarzom osobistych pytań w miejscach publicznych, a do tego musiałby się on sprowadzić. Powiem tylko, że podobna uwaga ze strony bezpośrednio zainteresowanej byłaby dla mnie impulsem do zakończenia znajomości, zaś z zewnątrz... Spójrzmy prawdzie w oczy, zawsze komuś się nie spodobają Twoje życie i wybory, zawsze ktoś skrytykuje a to małorolność, a to brak w domu bulbulatora z przystawką żujną ;-) Głosy z publiczności zlewa się stromym łukiem gotyckim.
I explore the frontiers of safety! I laugh at danger, from a distance, and quietly, so as not to get all worked up.
-
- Introrodek
- Posty: 12
- Rejestracja: 03 lut 2012, 18:33
- Płeć: nieokreślona
Re: lęk przed bliskością / związkofobia
Witam i pozdrawiam wszystkich z okazji pierwszego postu
Będzie ku pokrzepieniu kobiecych serc.
Jeżeli wy, niewiasty macie jakiekolwiek opory z wchodzeniem w związki
to pamiętajcie o kilku drobnych sprawach:
- to do niego należy inicjatywa
- to on ma się o was starać
- to on ma się głowić gdzie by tu zaprosić, gdzie by tu pójść, jak czas zorganizować aby nudno nie było
- to on ma imponować, wykazywać cechy odpowiednie, zabawiać.
A Wy możecie to docenić lub nie, wszakaże to kobiety wybierają. Może czasem jest na odwrót,
ale naprawdę rzadko.
A co do teorii, to introwertyczka może stworzyć udany związek zarówno z introwertykiem jak i ekstrawertykiem.
Zatem pole do popisu jest ogromne.
Zaś związki mężczyzn "intro" z ekstrawertyczkami są wyzwaniem.
Zatem do boju Niewiasty
Będzie ku pokrzepieniu kobiecych serc.
Jeżeli wy, niewiasty macie jakiekolwiek opory z wchodzeniem w związki
to pamiętajcie o kilku drobnych sprawach:
- to do niego należy inicjatywa
- to on ma się o was starać
- to on ma się głowić gdzie by tu zaprosić, gdzie by tu pójść, jak czas zorganizować aby nudno nie było
- to on ma imponować, wykazywać cechy odpowiednie, zabawiać.
A Wy możecie to docenić lub nie, wszakaże to kobiety wybierają. Może czasem jest na odwrót,
ale naprawdę rzadko.
A co do teorii, to introwertyczka może stworzyć udany związek zarówno z introwertykiem jak i ekstrawertykiem.
Zatem pole do popisu jest ogromne.
Zaś związki mężczyzn "intro" z ekstrawertyczkami są wyzwaniem.
Zatem do boju Niewiasty