Chodzi o to, że będąc z kimś ponosisz ryzyko. Bierzesz odpowiedzialność, ale i ściągasz na siebie ryzyko porażki.
Staram się ryzyko ograniczać do niezbędnego minimum.
Druga osoba również to robi, więc nie mówmy, że tylko jedna strona jest w niekomfortowej sytuacji.
Owszem, ale robi to z własnej nieprzymuszonej woli, więc to jej problem, jej ryzyko, jej brak komfortu, a nie mój.
Po prostu człowiek być może i w amoku, na fali fascynacji, zakochania (a w w miarę czasu i miłości) nie myśli do końca racjonalnie, burzy swoje zasady tworząc kompromis dla drugiej osoby.
No własnie i tu jest problem. Problem w tym, że można zatracić umiejętność racjonalnego myślenia, bo jakieś cholerstwo się gdzieś w mózgu wydziela. Idealnie byłoby zachować umiejętność racjonalnej oceny i myślenia nawet w stanie tzw. zakochania. Idealnie byłoby trzymać się swoich zasad, a nie zmieniać je, bo przecież się kochamy i tego typu bzdury. Kompromisy generalnie nie są zbyt dobre, bo zawsze, każdy, z czegoś, co jest dla niego ważne, musi zrezygnować, a to rodzi frustracje i nieporozumienia.