Coldman pisze: ↑02 lut 2020, 22:09
Minusem życia na wsi byli rodzice w moim domu, którzy bywają irytujący. Tam nie miałem pełnej niezależności na której mi zależało.
Nie wiesz czy to się nie zmieni po powrocie do domu. Czasem rodzice też potrzebują czegoś, by przywyknąć do myśli że ich dziecko jest już dorosłe i chce żyć po swojemu. Bywa różnie, ale u mnie było tak, że po przeprowadzce do akademika moje życie w domu rodzinnym (na wakacje wracałem) wyglądało całkiem inaczej niż wcześniej, oczywiście na plus:)
To jest dobre i przynosi wiele doświadczeń, które lubię przeżywać.
Piwko za prawidłowe podejście, niezależnie co zrobisz, spróbowałeś i wiesz jak to jest. Teraz nawet jeśli wrócisz, to to będzie świadomy wybór a nie konieczność.
Odnośnie relacji społecznych, samotności itd. Na pewno łatwiej by było gdyby to zespół był w Poznaniu i gdybyś na miejscu miał swoją "paczkę". Mam podobne wrażenia z akademika - przez 5 lat poznałem tam sporo osób, raczej miałem dobre relacje, ale nie nawiązałem żadnej przyjaźni, tak jak Ty pisałeś, tylko koledzy. Można by pisać że z czasem będzie lepiej, znajdziesz nową paczkę w Poznaniu, ale mnie przez 5 lat się nie udało, dalej za "swoją" grupę uznaję koło w którym zacząłem działać jeszcze w liceum, do nowej organizacji/stowarzyszenia w czasie studiów nie dołączyłem.
"Ten powrót brzmi trochę jakbyś się chciał poddać."
Bez jaj, znam ludzi co potrafią kilka razy na rok wyprowadzać się do miasta bądź wracać, zależnie jak się praca lub życie układa. Dobrze mieć zabezpieczenie w postaci domu do którego można wrócić, wtedy jak się chce coś zmienić to można na jakiś czas się wycofać, podsumować co wypaliło co nie i na spokojnie podejmować decyzje.
Popatrz na to w ten sposób - sporo 30 latków mieszka z rodzicami a sporo studentów żyje całkowicie na garnuszku rodziców. To, że pracujesz i potrafisz być niezależny sprawia, że jesteś społecznie bardziej dojrzały niż przeciętny rówieśnik. A na tym polega młodość, że szuka się swojej drogi.
Lepsza praca i pieniądze, chociaż wstyd mi ludziom się chwalić gdzie pracuje i co tam robię.
Dziwne podejście niektórzy mają, że żyć na koszt rodziców to spoko, ale pracować to już źle jeśli nie chodzi się w krawacie do biura lub trzeba się pobrudzić. Ja zaczynałem od roznoszenia ulotek, bycia sprzedawcą w sklepie i pracy fizycznej. Znajomi z akademika pracowali w kebabach, jako sprzątacze, ludzie przeprowadzający dzieci przez pasy. Nie uważam żadnej z tych prac za gorszą, mało ludzi z miejsca dostaje pracę z której jest zadowolona. Inna sprawa że dziwne stereotypy występują w różnych grupach odnośnie tego jaka praca jest "dobra". Znam osoby które pracę na śmieciówce za pieniądze w okolicach minimalnej w korpo uważają za prestiżową, ale pracę na budowie czy zakładzie, gdzie jest umowa o pracę i znacznie wyższa pensja, za wstyd, "bo przecież to nie praca dla kogoś po studiach." WTF?