Moje bycie z ludźmi ma kilka aspektów....
Lubię być sama z sobą, wcale się nie nudzę, mam swoje zajęcia, które dają mi przyjemność. Mam moje koty domowe, które też ze mną są w stanie pokonwersować, jeśli mam ochotę na kontakt
. Dużo ludzi mam wokół siebie w pracy, choć od kilku lat mam swój gabinet i sama decyduję, czy chcę kontaktu.
Czasem chcę, bardzo. Mam kilka osób którym ufam i z którymi lubię rozmawiać. Niewielu ich jest. Rodziny nie mam. To pewnie potęguje poczucie samotności na przykład w święta. Tak...to kiepski czas dla mnie. Wszystkie rodzinne święta. Wtedy mam poczucie przeogromnej pustki.
Mnie do zagospodarowania samotności wystarczy bliska osoba, podobna do mnie. Dlatego Tamten człowiek (który mówił że jest intro ale de facto nim nie był) stał mi się tak bliski. Milczeliśmy, rozmawialiśmy, słuchaliśmy tej samej muzyki, czytaliśmy podobne książki, oglądaliśmy takie same filmy. Wszystko w wolnym tempie, w spokojnej atmosferze, czasem z dozą żartu, czasem ze łzami wzruszenia. to było cudowne - cóż, zakochałam się w nim, bo miał wszystko takie jak lubię, cenię, pragnę. Tyle tylko, że okazał się kłamcą. Tego nie da się wybaczyć.
A wracając do tematu....Dziś z wyboru znowu siedzę sama, ale nawet nie mam ochoty iść wstawić auta do garażu, bo mi dobrze z muzyką w tle, ze spokojem który tak lubię....
Wiem, że będę szczęśliwa z kimś podobnym do mnie. Mimo, że mam w sporej części w sobie ekstrawertyka, to wolę tę moją część intro - dużo bardziej ją lubię. Wiem, że w związku będę tą stroną aktywniejszą, weselszą, mniej wątpiącą, bardziej spontaniczną. Ale to daje szansę na coś naprawdę fajnego i nieponurego....Tylko czy się kiedykolwiek zdarzy?