Gwiezdne wojny

Dyskusje, pytania, rekomendacje dotyczące owoców kinematografii i telewizji (w tym internetowej).
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 16 lis 2018, 9:14 Z tego co pamiętam to Snyder przestał kręcić filmy przez problemy rodzinne, z którymi musiał się uporać. Choć żeby było fair, to Batman vs Superman był okropnym filmem - przynajmniej w mojej opinii. Coś mnie podkusiło żeby obejrzeć rozszerzoną edycję i cóż... to były najbardziej zmarnowane trzy godziny mojego życia :P Liga Sprawiedliwości była nieco lepsza, ale też mi niezbyt podeszła :P
Te problemy rodzinne Snydera to był raczej pretekst, by nie powiedzieć wprost - "nie wyszły nam kolejne filmy, więc zmieniamy twórców". "Liga" została częściowo nakręcona przez innego reżysera, więc może dlatego zyskała trochę lepsze opinie, ale jak dla mnie oba filmy wypadły tragicznie, nawet "Ostatni Jedi" błyszczy na ich tle. Dobrze, że Snyder był akurat zajęty i nie powierzono mu realizacji nowej trylogii, mogło wyjść o wiele gorzej niż wyszło.
Generalnie to dobrze prawisz, ale nie zgodzę się z jednym. Darth Maul w prequelach nie był dobrze napisany. Dopiero The Clone Wars zrobiło z niego ciekawą postać :)
Może trochę użyłem złego słowa. W "Mrocznym Widmie" Darth Maul nie był jakoś rozpisany, był postacią drugoplanową, zwykłym sługusem Imperatora, ale wypadł w swojej roli fantastycznie, zwłaszcza pod względem designu postaci. Wyglądał jak uosobienie zła i nie musiał zbyt wiele robić, by przerażać, stąd też ta postać stała się dość popularna później. Również scena zabicia Qui-Gona przez niego i ogólnie cały ich pojedynek na Naboo wypadł rewelacyjnie. Myślę, że właśnie dlatego został przywrócony do życia.
No właśnie to jest zabawne. Wiele osób mówi o tym, że Luke w Przebudzeniu Mocy był inny, hypowało te "mystery boxy" typu pochodzenie Snoke'a, rodzinę Rey, Rycerzy Ren, itp, które Abrams prawdopodobnie nie planował nawet wyjaśnić. Sporo z tych wątków zostało wyjaśnione, chociaż nie były tym czego spodziewali się widzowie. Dobrym przykładem jest kwestia Luke'a. Han w Przebudzeniu wspominał o tym, że Luke czuł się winny i udał się na wygnanie przez pewne wydarzenia z przeszłości, więc logiczne było to że nie ma zamiaru ratować galaktyki, skoro nie powiedział nawet swojej najbliższej rodzinie gdzie dokładnie się udał.
Co planował Abrams to się okaże w kolejnej części. Aczkolwiek podobno już od samego początku rodzice Rey mieli okazać się zwykłymi złomiarzami i myślę, że to akurat jeden z plusów tego filmu, że pojawiła się nowa, silna postać nie związana z Skywalkeremi czy innymi postaciami z poprzednich części. Aczkolwiek zawsze w IX części okazać, że Kylo kłamał, a Rey naprawdę jest wnuczką Obi-Wana. Szkoda, że nie sprawdziła się pewna teoria, jaką słyszałem, że Rey miała być eksperymentem genetycznym stworzonym w tajnym imperialnym laboratorium tuż przed upadkiem Imperium, a do jej stworzenia użyto DNA Vadera. Tłumaczyłoby to, jak łatwo jej wszystko przychodzi w kolejnych filmach.

Natomiast co do różnicy w odbiorze obu filmów to moim zdaniem po części wynika to z tego, że Abrams okazał się być lepszym reżyserem niż Johnson przez co pewne rzeczy nie raziły albo po prostu na seansie nie było czasu by o nich myśleć, bo zaraz pojawiała się dobrze nakręcona scena akcji. Ale myślę, że jakby Abrams kręcił "Ostatniego Jedi" to nie porzuciłby wątku rycerzy Ren, możliwe, że nawet inne krytykowane sceny zostałyby lepiej nakręcone, przez co ich odbiór byłby inny.
Wiele z komentarzy jest generowane tylko po to aby zapewnić sztuczny "tłum". Dla mnie też ta sprawa z botami jest bez sensu, ale tak to właśnie działa. Boty to bardzo popularne narzędzia do manipulowania opiniami, wykorzystywane zarówno przez trolli jak i specjalistów z różnych powodów - do dyskredytowania marki, wypromowania konkurencji lub jakiś poglądów, celi politycznych, itd.
Tylko że w zasadzie każdą negatywną reakcję widowni na film można wytłumaczyć w ten sposób. Owszem, boty mogą być wykorzystywane do tworzenia fałszywych opinii i manipulowania ocenami. Jednak w przypadku "Ostatniego Jedi" nie widzę żadnej poważnej siły, która miałaby interes w zorganizowaniu takiej nagonki i do tego na taką skalę. Prawicowców z przyczyn o których pisałem wcześniej bym wykluczał, tak samo jak osoby, które już po "Przebudzeniu" nosaczyły głosząc że "kiedyś to było", chociaż w zasadzie znów dostali to samo. Pozostają konkurencyjne wytwórnie, tylko że taki atak na takiego giganta jak Disney to spore ryzyko, choćby tego, że mógłby on wydać o wiele więcej pieniędzy na podobną akcję odwetową, której skutki mogłyby być o wiele gorsze dla produkcji konkurencyjnych.
Jak już wspominasz o Black Panther, to może to kwestia uczucia fatygi tymi wszystkimi filmami Marvela, ale dla mnie to kolejny film jak poprzednie. Widowiskowy, intrygujący, ale jednocześnie jadący na znanych schematach. Podobał mi się, ale mnie nie zachwycił.
Nie do końca - może i szkielet fabuły był typowo marvelowski, ale cała otoczka i reszta była dosyć ciekawa i nowatorska jak na kino, a konkretnie chodzi o Wakandę - po raz pierwszy pokazano afrykańską, zaawansowaną cywilizację z odrębną kulturą i było to dosyć interesujące przedstawienie. Aczkolwiek pewne elementy tej wizji są nierealne nawet jak na nierealistyczne uniwersum Marvela i zostało to również słusznie wypunktowane w niektórych komentarzach. Natomiast mimo to film obronił się jak dla mnie stworzonym klimatem i samą próbą pokazania czegoś, czego jeszcze nie było.
Co do niszczenia statków przez skoki w nadprzestrzeń to taka ciekawostka, ten sam motyw pojawił się wcześniej w Star Wars Rebels i przynajmniej jednej książce z nowego kanonu, którą czytałem (niestety nie pamiętam tytułu).
Czyli kolejna kiepska zmiana wprowadzona pod rządami Disneya. Cały ten motyw - nadprzestrzeń jako broń - czyni wiele sytuacji z poprzednich trylogii bezsensownymi. Bo po co atakowano Gwiazdy Śmierci myśliwcami, jak można było je pociąć skokami w nadprzestrzeń, po co tracić czas i pieniądze na budowę tak wielkich statków bojowych, skoro można je tak łatwo zniszczyć. A taka Federacja Handlowa to już mogła w ogóle szaleć podczas wojen klonów, stworzyć całe oddziały takich statków do niszczenia okrętów Republiki w ten sposób, pilotowanych przez droidy. W powierzchnie planet też można uderzać w ten sposób. Ale ok, może ktoś na to wpadł, a potem porzucono ten pomysł bo za drogi lub z innego powodu. Ale jak Holdo i Leia planowały uderzyć na Starkillera, to zamiast ryzykować i uderzać myśliwcami można by poświęcić kilka statków i zniszczyć Starkillera bez własnych strat w ludziach. Wprowadzenie tego motywu w "Ostatnim Jedi" czyni finałową bitwę z "Przebudzenia" pozbawioną sensu.
Awatar użytkownika
rael
Stały bywalec
Posty: 183
Rejestracja: 22 kwie 2018, 20:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: rael »

Introman24 pisze: 18 lis 2018, 22:49 Te problemy rodzinne Snydera to był raczej pretekst, by nie powiedzieć wprost - "nie wyszły nam kolejne filmy, więc zmieniamy twórców". "Liga" została częściowo nakręcona przez innego reżysera, więc może dlatego zyskała trochę lepsze opinie, ale jak dla mnie oba filmy wypadły tragicznie, nawet "Ostatni Jedi" błyszczy na ich tle. Dobrze, że Snyder był akurat zajęty i nie powierzono mu realizacji nowej trylogii, mogło wyjść o wiele gorzej niż wyszło.
Wydaje mi się, że to nie był pretekst. Z tego co pamiętam to kilka miesięcy wcześniej jego córka popełniła samobójstwo. Coś takiego na pewno odbiło spore piętno na jego rodzinie, więc nie dziwi mnie, że chciał spędzić z nimi czas. Nie mam nic do reżysera, ale zarówno Man of Steel, jak i Batman v Superman mnie nie porwały.
Może trochę użyłem złego słowa. W "Mrocznym Widmie" Darth Maul nie był jakoś rozpisany, był postacią drugoplanową, zwykłym sługusem Imperatora, ale wypadł w swojej roli fantastycznie, zwłaszcza pod względem designu postaci. Wyglądał jak uosobienie zła i nie musiał zbyt wiele robić, by przerażać, stąd też ta postać stała się dość popularna później. Również scena zabicia Qui-Gona przez niego i ogólnie cały ich pojedynek na Naboo wypadł rewelacyjnie. Myślę, że właśnie dlatego został przywrócony do życia.
Ciekawostka, Darth Maul w Mrocznym Widmie wypowiedział jedynie dwa lub trzy zdania w jednej scenie i to były jego wszystkie kwestie. Serio! W tym przypadku masz rację, ze względu na swój wygląd stał się ikoniczny. Podczas premiery Mrocznego Widma jego figurka była jedną z najchętniej kupowanych zabawek. Niemniej jednak powód czemu powrócił był jedynie kaprysem George'a Lucasa, który stwierdził że Maul ma potencjał na nowe historie w serialu i fajnie byłoby coś takiego zrobić. Dave Filoni, twórca The Clone Wars podobno był przerażony jak dostał zadanie wyjaśnienia powrotu Maula. Do samego końca nie był przekonany czy to wypali. No ale na szczęście się udało, bo przecież jakby nie patrzeć, to Wojny Klonów zbudowały cały lore wokół jego postaci - wprowadziły jego brata, Dathomirę i powiązania z magią Nocnych Sióstr, jego obsesję na punkcie zemsty zarówno na Sidiousie jak i Kenobim, itp. Gdyby nie ta decyzja, Maul byłby jedynie tym, który zginął po efektownej walce przy rewelacyjnym utworze Duel of Fates.
Co planował Abrams to się okaże w kolejnej części. Aczkolwiek podobno już od samego początku rodzice Rey mieli okazać się zwykłymi złomiarzami i myślę, że to akurat jeden z plusów tego filmu, że pojawiła się nowa, silna postać nie związana z Skywalkeremi czy innymi postaciami z poprzednich części. Aczkolwiek zawsze w IX części okazać, że Kylo kłamał, a Rey naprawdę jest wnuczką Obi-Wana. Szkoda, że nie sprawdziła się pewna teoria, jaką słyszałem, że Rey miała być eksperymentem genetycznym stworzonym w tajnym imperialnym laboratorium tuż przed upadkiem Imperium, a do jej stworzenia użyto DNA Vadera. Tłumaczyłoby to, jak łatwo jej wszystko przychodzi w kolejnych filmach.
Wiesz, może jestem w błędzie, ale Abrams raczej nic nie planował. Abrams lubuje się w tworzeniu tzw. "mystery boxów", to jego znak rozpoznawczy, o czym zresztą nawet prowadził wykład na TED wiele lat temu. Widać to po jego dorobku, że on lubi budować tego typu niewyjaśniane tajemnice i niespecjalnie je wyjaśniać. Dobre przykłady to filmy z cyklu Cloverfield czy serial Lost, które wielokrotnie opierały się na tajemnicach, jakie skutecznie nie były wyjaśniane, a kolejne sceny dorzucały jedynie nowe elementy układanki do momentu aż wszystko w końcu przeskoczyło rekina.

O właśnie, mi też się podobało to że rodzice Rey byli nikim. To takie odświeżające, że nową bohaterką jest ktoś niezwiązany z tym samym nazwiskiem i nie ma całego związanego z nim bagażu. Chociaż nadal jest możliwe, że okaże się być wnuczką Obi-Wana lub jakiegoś innego znanego użytkownika Mocy. Co do eksperymentu genetycznego to nie wiem czy wiesz, w poprzednim kanonie książka o Darthie Plagueisie sugerowała, że Anakin urodził się w wyniku eksperymentów w manipulowaniu Mocą, które Plagueis przeprowadzał z Sidiousem. Lucas miał nawet w planach to ujawnić w Zemście Sithów podczas rozmowy Palpatine'a i Anakina w operze, ale ostatecznie się z tego wycofał. Pomysł jednak pozostał i został wykorzystany, tak więc niewiele brakowało żeby Palpatine też miał swoją scenę z cyklu "I Am Your Father" :P Nie sądzę jednak żeby Disney odważył się na zrobienie czegoś takiego, ani eksperymentów genetycznych. Coś takiego przeszłoby w książkach lub komiksach, ale raczej nie w głównym filmie pod masowego odbiorcę.
Tylko że w zasadzie każdą negatywną reakcję widowni na film można wytłumaczyć w ten sposób. Owszem, boty mogą być wykorzystywane do tworzenia fałszywych opinii i manipulowania ocenami. Jednak w przypadku "Ostatniego Jedi" nie widzę żadnej poważnej siły, która miałaby interes w zorganizowaniu takiej nagonki i do tego na taką skalę. Prawicowców z przyczyn o których pisałem wcześniej bym wykluczał, tak samo jak osoby, które już po "Przebudzeniu" nosaczyły głosząc że "kiedyś to było", chociaż w zasadzie znów dostali to samo. Pozostają konkurencyjne wytwórnie, tylko że taki atak na takiego giganta jak Disney to spore ryzyko, choćby tego, że mógłby on wydać o wiele więcej pieniędzy na podobną akcję odwetową, której skutki mogłyby być o wiele gorsze dla produkcji konkurencyjnych.
Pewnie, że można, ale w przypadku Ostatniego Jedi, temat był wspominany wielokrotnie. Nigdy nie dowiemy się ile w tym prawdy, ale teraz trzeba mieć tą świadomość, że wiele opinii zamieszczanych w sieci, nie musi być zamieszczone przez prawdziwego człowieka. A powodów może być mnóstwo - polityczne, może ktoś chciał zaszkodzić Lucasfilmowi lub jego szefowej, może chcieli zaszkodzić Disney'owi przez to że kreuje się na bardzo progresywną firmę, może ktoś uznał że sabotaż głównego filmu z tak uznanej marki może okazać się nośniejszym tematem niż przy ich innych produkcjach. Możliwe jest też, że swój udział w tym miała grupa zawiedzionych fanów, którzy chcieli aby ich głosy zostały usłyszane. Ewentualnie nigdy nie było żadnych botów, ale o sprawie było tyle różnych przesłanek, że sądzę iż ta cała awantura nie jest aż tak wielka jakie można odnieść wrażenie. Czas pokaże jak to było w rzeczywistości.
Nie do końca - może i szkielet fabuły był typowo marvelowski, ale cała otoczka i reszta była dosyć ciekawa i nowatorska jak na kino, a konkretnie chodzi o Wakandę - po raz pierwszy pokazano afrykańską, zaawansowaną cywilizację z odrębną kulturą i było to dosyć interesujące przedstawienie. Aczkolwiek pewne elementy tej wizji są nierealne nawet jak na nierealistyczne uniwersum Marvela i zostało to również słusznie wypunktowane w niektórych komentarzach. Natomiast mimo to film obronił się jak dla mnie stworzonym klimatem i samą próbą pokazania czegoś, czego jeszcze nie było.
Wiesz, mówimy o świecie, który ma własne interpretacje nordyckich bogów, gadającego kaczora, czarodziejów, itp. Wakanda miała unikatowy styl, ale z tego co widziałem to nie odchodziła za bardzo od tego co było zaprezentowane lata wcześniej na kartach komiksów. Więc zgodzę się, to było bardzo nowatorskie. Co mnie odrzuciło to fabuła, która była zbudowana na schematach wcześniejszych solowych filmów Marvela i główny zły, którego motywacje kompletnie mnie nie przekonywały. Zdaję sobie sprawę, że dużo osób wychwala Killmongera, ale jakoś w ogóle nie potrafię zrozumieć całego hype'u wokół jego osoby, która została zbudowana na stereotypowych poglądach - niby chce walczyć z opresją, a jednocześnie chce zostać tym, który robi to samo co zarzuca innym. I gdzie w tym jakikolwiek sens? :P
Czyli kolejna kiepska zmiana wprowadzona pod rządami Disneya. Cały ten motyw - nadprzestrzeń jako broń - czyni wiele sytuacji z poprzednich trylogii bezsensownymi. Bo po co atakowano Gwiazdy Śmierci myśliwcami, jak można było je pociąć skokami w nadprzestrzeń, po co tracić czas i pieniądze na budowę tak wielkich statków bojowych, skoro można je tak łatwo zniszczyć. A taka Federacja Handlowa to już mogła w ogóle szaleć podczas wojen klonów, stworzyć całe oddziały takich statków do niszczenia okrętów Republiki w ten sposób, pilotowanych przez droidy. W powierzchnie planet też można uderzać w ten sposób. Ale ok, może ktoś na to wpadł, a potem porzucono ten pomysł bo za drogi lub z innego powodu. Ale jak Holdo i Leia planowały uderzyć na Starkillera, to zamiast ryzykować i uderzać myśliwcami można by poświęcić kilka statków i zniszczyć Starkillera bez własnych strat w ludziach. Wprowadzenie tego motywu w "Ostatnim Jedi" czyni finałową bitwę z "Przebudzenia" pozbawioną sensu.
Z tym się zgodzę, to tworzyło taki paradoks, który nie do końca został wyjaśniony. Federacja mogłaby z tego zrobić całe "bomby", w końcu oni produkowali statki i droidy masowo i pewnie mieli wliczone ich straty. Nowy kanon ma wiele takich dziwnych pomysłów. Dla przykładu nie podoba mi się to co robią z unikalnymi mieczami świetlnymi, jakie zostały wprowadzone przez te lata - ten Kylo Rena z jelcem i Darksaber Mandalorian są rzeczywiście świetnym pomysłem, ale poza tym były też takie kwiatki jak miecze które strzelały plazmą, takie co gasną po chwili, obrotowe i tym podobne głupoty, które były wręcz niepoważne :P
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 23 lis 2018, 9:22 Ciekawostka, Darth Maul w Mrocznym Widmie wypowiedział jedynie dwa lub trzy zdania w jednej scenie i to były jego wszystkie kwestie. Serio! W tym przypadku masz rację, ze względu na swój wygląd stał się ikoniczny. Podczas premiery Mrocznego Widma jego figurka była jedną z najchętniej kupowanych zabawek. Niemniej jednak powód czemu powrócił był jedynie kaprysem George'a Lucasa, który stwierdził że Maul ma potencjał na nowe historie w serialu i fajnie byłoby coś takiego zrobić. Dave Filoni, twórca The Clone Wars podobno był przerażony jak dostał zadanie wyjaśnienia powrotu Maula. Do samego końca nie był przekonany czy to wypali. No ale na szczęście się udało, bo przecież jakby nie patrzeć, to Wojny Klonów zbudowały cały lore wokół jego postaci - wprowadziły jego brata, Dathomirę i powiązania z magią Nocnych Sióstr, jego obsesję na punkcie zemsty zarówno na Sidiousie jak i Kenobim, itp. Gdyby nie ta decyzja, Maul byłby jedynie tym, który zginął po efektownej walce przy rewelacyjnym utworze Duel of Fates.
I to jest właśnie sztuka - stworzyć postać, która będzie kultowa mimo tego, że praktycznie w ogóle się nie odzywa. Z drugiej strony, taka oszczędność w słowach potrafi dodać tajemniczości. Boba Fett stał się również jedną z bardziej lubianych postaci mimo, że również nie miał za dużo do powiedzenia. Introwertycy górą :) Chociaż tym postaciom również pomógł design, w prequelach również interesujący był wygląd Grievousa. Tutaj nowe części raczej za wiele nie mają do zaoferowania - myślę, że Phasma miała być takim odpowiednikiem Maula i Boby Fetta, ale raczej nie będzie, chociaż design miała naprawdę udany, tak samo jak wcześniej Kylo Ren, który jednak właśnie zyskał po tym, jak przestał udawać Vadera.
O właśnie, mi też się podobało to że rodzice Rey byli nikim. To takie odświeżające, że nową bohaterką jest ktoś niezwiązany z tym samym nazwiskiem i nie ma całego związanego z nim bagażu. Chociaż nadal jest możliwe, że okaże się być wnuczką Obi-Wana lub jakiegoś innego znanego użytkownika Mocy. Co do eksperymentu genetycznego to nie wiem czy wiesz, w poprzednim kanonie książka o Darthie Plagueisie sugerowała, że Anakin urodził się w wyniku eksperymentów w manipulowaniu Mocą, które Plagueis przeprowadzał z Sidiousem. Lucas miał nawet w planach to ujawnić w Zemście Sithów podczas rozmowy Palpatine'a i Anakina w operze, ale ostatecznie się z tego wycofał. Pomysł jednak pozostał i został wykorzystany, tak więc niewiele brakowało żeby Palpatine też miał swoją scenę z cyklu "I Am Your Father" :P Nie sądzę jednak żeby Disney odważył się na zrobienie czegoś takiego, ani eksperymentów genetycznych. Coś takiego przeszłoby w książkach lub komiksach, ale raczej nie w głównym filmie pod masowego odbiorcę.
Właśnie coś obiło mi się o uszy, że jeśli chodzi o rodziców Rey to sprawa jeszcze nie jest zamknięta i obawiam się, że faktycznie może okazać się zaginioną krewną Skywalkerów lub też wnuczką Obi-Wana albo Qui-Gona. Ostatnio powstała teoria, że Rey zabiła swoich rodziców, kiedy była jeszcze dzieckiem, jednak jak znam podejście Disneya do pomysłów fanów, to nic z tego nie pojawi się w filmie. Szkoda, bo chciałbym zobaczyć jakieś nawiązanie do teorii o mrocznym Jar-Jarze :) Pewnie teoria o tym, że Rey powstała tak jak Anakin również nie znajdzie się w filmie, a szkoda, bo naprawdę wiele by wyjaśniała.
Pewnie, że można, ale w przypadku Ostatniego Jedi, temat był wspominany wielokrotnie. Nigdy nie dowiemy się ile w tym prawdy, ale teraz trzeba mieć tą świadomość, że wiele opinii zamieszczanych w sieci, nie musi być zamieszczone przez prawdziwego człowieka. A powodów może być mnóstwo - polityczne, może ktoś chciał zaszkodzić Lucasfilmowi lub jego szefowej, może chcieli zaszkodzić Disney'owi przez to że kreuje się na bardzo progresywną firmę, może ktoś uznał że sabotaż głównego filmu z tak uznanej marki może okazać się nośniejszym tematem niż przy ich innych produkcjach. Możliwe jest też, że swój udział w tym miała grupa zawiedzionych fanów, którzy chcieli aby ich głosy zostały usłyszane.
Takie uderzenie miałoby jeszcze większy sens przed premierą "Przebudzenia Mocy", gdyż pogrążyłoby to całą sagę. Jednak mimo pewnych narzekań i kontrowersji nowe otwarcie okazało się sukcesem i film jest dość dobrze oceniony nawet i dzisiaj. Na Rotten Tomatoes "Przebudzenie" ma 87% pozytywnych opinii, podczas gdy "Ostatni Jedi" ciągle spada w dół - dziś jest to 45% głosów, jeszcze niedawno było 46%. Coś długo trwałaby ta akcja. Na metacrtitic średnia użytkowników to 4,5/10. W Google jest 72% łapek w górę, ale wbrew pozorom nie jest to zbyt dobry wynik - równie krytykowane i gorsze w mojej opinii filmy są lepiej ocenione jak np. Batman vs Superman 76% , "Transformers-Ostatni Rycerz" 82%. Przeciętne filmy często zgarniają 90% łapek w górę. Ta krytyka jest autentyczna, nie nabijana przez roboty.
Wiesz, mówimy o świecie, który ma własne interpretacje nordyckich bogów, gadającego kaczora, czarodziejów, itp. Wakanda miała unikatowy styl, ale z tego co widziałem to nie odchodziła za bardzo od tego co było zaprezentowane lata wcześniej na kartach komiksów. Więc zgodzę się, to było bardzo nowatorskie.
Prawdę mówiąc to gadający kaczor był bardziej realistyczny niż utrzymanie się w Afryce tak tajnego kraju, że nawet Tarcza o nim nie wiedziała. Izolacja od świata kończyła się zazwyczaj tak, że izolujący się był albo podbijany albo się obronił ale za cenę końca izolacji. Lepiej by było, jakby Waknda została przedstawiona trochę jak afrykański Dubaj - kraj bogacący się na handlu ale zachowujący większość elementów własnej kultury.
Co mnie odrzuciło to fabuła, która była zbudowana na schematach wcześniejszych solowych filmów Marvela i główny zły, którego motywacje kompletnie mnie nie przekonywały. Zdaję sobie sprawę, że dużo osób wychwala Killmongera, ale jakoś w ogóle nie potrafię zrozumieć całego hype'u wokół jego osoby, która została zbudowana na stereotypowych poglądach - niby chce walczyć z opresją, a jednocześnie chce zostać tym, który robi to samo co zarzuca innym. I gdzie w tym jakikolwiek sens? :P
Ile razy tak było w historii? Killmonger to najbardziej realistyczny złoczyńca Marvela pod względem motywacji i przez to, że jest to wzięte z prawdziwego świata, przez to można poczuć to zagrożenie. Może w Polsce wydawać się to abstrakcyjne, ale na całym świecie, zwłaszcza w USA czy RPA takich Killmongerów którzy wybiliby białą rasę jak tylko dorwaliby się do wakandyjskiej technologii jest cała masa i często przechodzą do czynów i bez tego. Stąd ta postać może być ceniona, a niektórzy mogą nawet się z nim utożsamiać. Natomiast mi też do końca nie przypadł do gustu, chociaż mam wrażenie, że jest to bardziej wina aktorstwa czy szczegółowego rozpisania scenariusza niż ogólnego pomysłu na bohatera.
Z tym się zgodzę, to tworzyło taki paradoks, który nie do końca został wyjaśniony. Federacja mogłaby z tego zrobić całe "bomby", w końcu oni produkowali statki i droidy masowo i pewnie mieli wliczone ich straty. Nowy kanon ma wiele takich dziwnych pomysłów. Dla przykładu nie podoba mi się to co robią z unikalnymi mieczami świetlnymi, jakie zostały wprowadzone przez te lata - ten Kylo Rena z jelcem i Darksaber Mandalorian są rzeczywiście świetnym pomysłem, ale poza tym były też takie kwiatki jak miecze które strzelały plazmą, takie co gasną po chwili, obrotowe i tym podobne głupoty, które były wręcz niepoważne :P
Dobrze, że w filmie nie wpadli na te pomysły z mieczami. Zaś ten paradoks raczej nie doczeka się wyjaśnienia. Być może wymyślono to w czasach rebelii, więc to może uzasadnić brak tego motywu w prequelach, natomiast czyni to wydarzenia późniejsze pozbawione jakiegokolwiek sensu, w szczególności atak na Starkiller. A jeśli była to wiedza powszechnie znana, to równie dobrze First Order mógł zrobić dokładnie to samo i poświęcić jeden niszczyciel na to, by jednym skokiem nadprzestrzennym zniszczyć całą rebeliancką flotę. Nie da się jednak wyjaśnić, czemu Holdo czekała z tym tak długo. Możliwe, że wbrew temu co film próbował pokazać rzeczywiście była niekompetentna i wpadła na to dopiero w ostatniej chwili i może przez przypadek. Najgorsze jest jednak to, że niemal każda postać w tym filmie zachowuje się bez sensu. Np. Luke wchodzi sobie do bazy Ruchu Oporu i nie mówi nic o tym, co zamierza zrobić a ci zamiast wykorzystać czas na ucieczkę tylko gapią się na bitwę. Finn przeciąga Rose do bazy przez całe pole bitwy będąc w zasięgu przynajmniej kilku maszyn bojowych i jeszcze wcześniej ma parę minut na pogawędkę z Rose - sami wrażliwi romantycy w tym nowym Imperium :) Po co w ogóle budować bazę, do której prowadzi tylko jedno wejście i z której nie ma żadnej awaryjnej drogi ucieczki. Można by tak długo wymieniać. W starej trylogii i prequelach również były pewne głupoty, ale tutaj po głupiej scenie następuje jeszcze głupsza i nie ma prawie nic w zamian.
Awatar użytkownika
rael
Stały bywalec
Posty: 183
Rejestracja: 22 kwie 2018, 20:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: rael »

Introman24 pisze: 26 lis 2018, 18:18 I to jest właśnie sztuka - stworzyć postać, która będzie kultowa mimo tego, że praktycznie w ogóle się nie odzywa. Z drugiej strony, taka oszczędność w słowach potrafi dodać tajemniczości. Boba Fett stał się również jedną z bardziej lubianych postaci mimo, że również nie miał za dużo do powiedzenia. Introwertycy górą :) Chociaż tym postaciom również pomógł design, w prequelach również interesujący był wygląd Grievousa. Tutaj nowe części raczej za wiele nie mają do zaoferowania - myślę, że Phasma miała być takim odpowiednikiem Maula i Boby Fetta, ale raczej nie będzie, chociaż design miała naprawdę udany, tak samo jak wcześniej Kylo Ren, który jednak właśnie zyskał po tym, jak przestał udawać Vadera.
Chcesz jeszcze jedną ciekawostkę? Aktor, który grał Bobę Fetta miał do powiedzenia tylko jedno zdanie w Imperium kontratakuje. Przy montażu wyszło, że pomylił swoją kwestię. Zamiast powiedzieć "Put Captain Solo in the cargo hold", powiedział "Put Captain Cargo in the solo hold" xD Lucas miał swoich ludzi co poprawili tego babola komputerowo, ku zdziwieniu aktora, który do samej premiery był przekonany że jego bohater schwytał kapitana Cargo :P

Zgadzam się, nowe filmy nie mają takich postaci, które miałyby potencjał na zostanie ikonicznymi jak te z przeszłości. Co do Grievousa, to tak trochę zmarnowali jego potencjał. Nie wiem czy kojarzysz, przed premierą Epizodu III była taka animacja o Wojnach Klonów, która wprowadziła Grievousa jeszcze zanim ten pojawił się w filmie (link: https://www.youtube.com/watch?v=WIj7gIDFDe4). I w tamtej scenie robił naprawdę wielkie wrażenie, rzeczywiście zasłużył na reputację zabójcy Jedi. Nie to co w filmie i The Clone Wars, gdzie nie był niepowstrzymaną siłą, a takim bardziej stereotypowym złoczyńcą klasy B.
]Właśnie coś obiło mi się o uszy, że jeśli chodzi o rodziców Rey to sprawa jeszcze nie jest zamknięta i obawiam się, że faktycznie może okazać się zaginioną krewną Skywalkerów lub też wnuczką Obi-Wana albo Qui-Gona. Ostatnio powstała teoria, że Rey zabiła swoich rodziców, kiedy była jeszcze dzieckiem, jednak jak znam podejście Disneya do pomysłów fanów, to nic z tego nie pojawi się w filmie. Szkoda, bo chciałbym zobaczyć jakieś nawiązanie do teorii o mrocznym Jar-Jarze :) Pewnie teoria o tym, że Rey powstała tak jak Anakin również nie znajdzie się w filmie, a szkoda, bo naprawdę wiele by wyjaśniała.
Nie śledzę tych teorii, ale tak patrząc na skalę hejtu dotyczącą pochodzenia Rey to wcale bym się nie zdziwił jakby zrobili retcon i stwierdzili, że jednak jest powiązana z Kenobim lub właśnie Qui-Gonem. Darth Plagueis ogólnie był bardzo dobrze napisaną książką, jedną z moich ulubionych jakie czytałem z SW. Cała historia rozwijała się niespiesznie - mało w niej akcji, a bardzo dużo zakulisowych manipulacji i zgłębiania Ciemnej Strony Mocy. Właśnie to sprawiało, że ta książka była bardzo specyficzna.
Takie uderzenie miałoby jeszcze większy sens przed premierą "Przebudzenia Mocy", gdyż pogrążyłoby to całą sagę. Jednak mimo pewnych narzekań i kontrowersji nowe otwarcie okazało się sukcesem i film jest dość dobrze oceniony nawet i dzisiaj. Na Rotten Tomatoes "Przebudzenie" ma 87% pozytywnych opinii, podczas gdy "Ostatni Jedi" ciągle spada w dół - dziś jest to 45% głosów, jeszcze niedawno było 46%. Coś długo trwałaby ta akcja. Na metacrtitic średnia użytkowników to 4,5/10. W Google jest 72% łapek w górę, ale wbrew pozorom nie jest to zbyt dobry wynik - równie krytykowane i gorsze w mojej opinii filmy są lepiej ocenione jak np. Batman vs Superman 76% , "Transformers-Ostatni Rycerz" 82%. Przeciętne filmy często zgarniają 90% łapek w górę. Ta krytyka jest autentyczna, nie nabijana przez roboty.
Właśnie też się zastanawiałem. Możliwe, że jeszcze ta luka z Rotten Tomatoes nie była znana? No i nie zapominaj że poza botami istnieje też review bombing, który jest ostatnimi czasy wyjątkowo popularny. No i osoby, które uwierzyły że naprawdę wszyscy nienawidzą ten film. To nie jest to, że bronię Ostatniego Jedi czy coś, tylko jako ktoś pracujący w IT i siedzący w technologiach, doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak łatwo w dzisiejszych czasach wiarygodnie manipulować opiniami w sieci. Dlatego zwyczajnie w nie nie wierzę i pozostaję sceptykiem :P
Prawdę mówiąc to gadający kaczor był bardziej realistyczny niż utrzymanie się w Afryce tak tajnego kraju, że nawet Tarcza o nim nie wiedziała. Izolacja od świata kończyła się zazwyczaj tak, że izolujący się był albo podbijany albo się obronił ale za cenę końca izolacji. Lepiej by było, jakby Waknda została przedstawiona trochę jak afrykański Dubaj - kraj bogacący się na handlu ale zachowujący większość elementów własnej kultury.
Hah, gdybyś napisał to na zagranicznym forum to by Cię za to zlinczowali :P Coś w tym jednak jest, ale z drugiej strony z tego co się orientuje to właśnie w taki sposób ten kraj został zaprezentowany w komiksach, więc film jest temu wierny. Z ciekawości sprawdziłem Wikipedię i okazuje się, że Wakanda po raz pierwszy zadebiutowała na kartach komiksów w latach 60-tych. Nawet się tego nie spodziewałem, że tak dawno temu :)
Ile razy tak było w historii? Killmonger to najbardziej realistyczny złoczyńca Marvela pod względem motywacji i przez to, że jest to wzięte z prawdziwego świata, przez to można poczuć to zagrożenie. Może w Polsce wydawać się to abstrakcyjne, ale na całym świecie, zwłaszcza w USA czy RPA takich Killmongerów którzy wybiliby białą rasę jak tylko dorwaliby się do wakandyjskiej technologii jest cała masa i często przechodzą do czynów i bez tego. Stąd ta postać może być ceniona, a niektórzy mogą nawet się z nim utożsamiać. Natomiast mi też do końca nie przypadł do gustu, chociaż mam wrażenie, że jest to bardziej wina aktorstwa czy szczegółowego rozpisania scenariusza niż ogólnego pomysłu na bohatera.
Masz rację. Korzystam z pewnego zagranicznego forum o grach (Resetera) i kurde, to jest przerażające jak wielką nienawiścią niektórzy użytkownicy pałają względem białych. I to jest takie błędne koło, bo i jedno i drugie ekstremum po obu stronach wzajemnie napędza agresję względem siebie.
Dobrze, że w filmie nie wpadli na te pomysły z mieczami. Zaś ten paradoks raczej nie doczeka się wyjaśnienia. Być może wymyślono to w czasach rebelii, więc to może uzasadnić brak tego motywu w prequelach, natomiast czyni to wydarzenia późniejsze pozbawione jakiegokolwiek sensu, w szczególności atak na Starkiller. A jeśli była to wiedza powszechnie znana, to równie dobrze First Order mógł zrobić dokładnie to samo i poświęcić jeden niszczyciel na to, by jednym skokiem nadprzestrzennym zniszczyć całą rebeliancką flotę. Nie da się jednak wyjaśnić, czemu Holdo czekała z tym tak długo. Możliwe, że wbrew temu co film próbował pokazać rzeczywiście była niekompetentna i wpadła na to dopiero w ostatniej chwili i może przez przypadek. Najgorsze jest jednak to, że niemal każda postać w tym filmie zachowuje się bez sensu. Np. Luke wchodzi sobie do bazy Ruchu Oporu i nie mówi nic o tym, co zamierza zrobić a ci zamiast wykorzystać czas na ucieczkę tylko gapią się na bitwę. Finn przeciąga Rose do bazy przez całe pole bitwy będąc w zasięgu przynajmniej kilku maszyn bojowych i jeszcze wcześniej ma parę minut na pogawędkę z Rose - sami wrażliwi romantycy w tym nowym Imperium :) Po co w ogóle budować bazę, do której prowadzi tylko jedno wejście i z której nie ma żadnej awaryjnej drogi ucieczki. Można by tak długo wymieniać. W starej trylogii i prequelach również były pewne głupoty, ale tutaj po głupiej scenie następuje jeszcze głupsza i nie ma prawie nic w zamian.
Z tego co kojarzę to tylko namierzanie przez nadprzestrzeń było wcześniej wspomniane i to nawet w Łotrze 1. Kiedy Jyn przeglądała archiwa na Scarifie, jednym z projektów Imperium było właśnie to namierzanie (a drugim Darksaber Mandalorian :D). Reszta nie została wyjaśniona. Co do sceny z Luke'm to było chyba celowe żeby wywołać niepewność w widzu, czy to na pewno Luke czy jakieś widmo czy cokolwiek innego. Ciekawostka, projekcja mocy którą wykorzystał Luke była wspomniana wcześniej w reference bookach na temat Mocy wydanych wiele lat wcześniej przez Lucasfilm. Z tego co się orientuję to nawet było to wykorzystywane w jednej ze starszych gier, ale nie pamiętam dokładnie w której. Co do bazy na Crait, to się zastanawiałem czy to zamiast kopalni nie powinna to być jakaś forteca, która pozwoliłaby im przetrwać atak ze strony First Order. Zresztą te wrota stanowiłyby doskonały pretekst żeby zrobić timeskipa i pokazać jak oni próbowali przetrwać wewnątrz przez np. kilka miesięcy czy coś w tym stylu.
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 26 lis 2018, 20:58 Chcesz jeszcze jedną ciekawostkę? Aktor, który grał Bobę Fetta miał do powiedzenia tylko jedno zdanie w Imperium kontratakuje. Przy montażu wyszło, że pomylił swoją kwestię. Zamiast powiedzieć "Put Captain Solo in the cargo hold", powiedział "Put Captain Cargo in the solo hold" xD Lucas miał swoich ludzi co poprawili tego babola komputerowo, ku zdziwieniu aktora, który do samej premiery był przekonany że jego bohater schwytał kapitana Cargo :P
Ciekawe :) Dziwne, że nie zauważyli tego podczas kręcenia. Chociaż może dlatego, że ekipa była zajęta wciąganiem kokainy :) Carrie Fihser też część scen w "Imperium" zagrała naćpana.
Zgadzam się, nowe filmy nie mają takich postaci, które miałyby potencjał na zostanie ikonicznymi jak te z przeszłości.
Też nie sądzę, by sława nowych postaci dorównała tym z wcześniejszych części. Ale tak na dobrą sprawę da się to ocenić dopiero za kilka, kilkanaście lat. Zwłaszcza, że jest jeszcze jeden film i tam może się okazać, że Snoke okaże się Plaguesiem i wróci w takim stylu, że wszystkim opadną szczęki :) Myślę, że taką postacią która ma szansę być zapamiętana może być Kylo Ren. Wiele osób naprawdę go lubi i mimo, że sam zaśmiałem się wraz z resztą sali kinowej po tym, jak w "Przebudzeniu mocy" zdjął maskę, to jednak z czasem zacząłem uznawać go za jedną z lepszych nowych postaci. Chociaż pytanie czy ten zachwyt nad Kylo i Lukiem w nowej trylogii wynika z tego, jak te postacie zostały napisane czy może raczej z bardzo dobrej gry aktorskiej Hamilla i Drivera. Przy czym bardziej skłaniam się ku tej drugiej wersji.
Co do Grievousa, to tak trochę zmarnowali jego potencjał. Nie wiem czy kojarzysz, przed premierą Epizodu III była taka animacja o Wojnach Klonów, która wprowadziła Grievousa jeszcze zanim ten pojawił się w filmie (link: https://www.youtube.com/watch?v=WIj7gIDFDe4). I w tamtej scenie robił naprawdę wielkie wrażenie, rzeczywiście zasłużył na reputację zabójcy Jedi. Nie to co w filmie i The Clone Wars, gdzie nie był niepowstrzymaną siłą, a takim bardziej stereotypowym złoczyńcą klasy B.
No właśnie sam się dziwię oglądając "Zemstę Sithów" że Grievous był w stanie zabić tylu Jedi przy takim swoim charakterze :) W ogóle to do niego nie pasowało, zwłaszcza że preferował ucieczkę od walki. Natomiast jego wygląd i styl walki był ciekawy i zapadający w pamięć.
Nie śledzę tych teorii, ale tak patrząc na skalę hejtu dotyczącą pochodzenia Rey to wcale bym się nie zdziwił jakby zrobili retcon i stwierdzili, że jednak jest powiązana z Kenobim lub właśnie Qui-Gonem.
Wydaje mi się, że raczej sprawdzi się wersja o pokrewieństwie z którymś z nich. Chociaż równie dobrze Rey może okazać się córką Luke'a. Raczej wątpię, by była siostrą Kylo Rena. Więc raczej stawiam na pokrewieństwo z którymś z tych dwóch. Qui-Gon jest o tyle bardziej prawdopodobny, że Liam Nesson mógłby go zagrać i objawić się jako duch mocy. Z Obi-Wanem musieliby zrobić to samo co z Tarkinem w "Łotrze 1".
Właśnie też się zastanawiałem. Możliwe, że jeszcze ta luka z Rotten Tomatoes nie była znana? No i nie zapominaj że poza botami istnieje też review bombing, który jest ostatnimi czasy wyjątkowo popularny. No i osoby, które uwierzyły że naprawdę wszyscy nienawidzą ten film. To nie jest to, że bronię Ostatniego Jedi czy coś, tylko jako ktoś pracujący w IT i siedzący w technologiach, doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak łatwo w dzisiejszych czasach wiarygodnie manipulować opiniami w sieci. Dlatego zwyczajnie w nie nie wierzę i pozostaję sceptykiem :P
Jak najbardziej trzeba być ostrożnym, jeśli chodzi o opinie w internecie i wiem, że mogą być one manipulowane by nakręcać hejt przeciwko np. filmom. Jednak dalej nie widzę kogoś, kto miałby skorzystać na tego typu akcji. Sam celowo przed filmem nie czytałem żadnych opinii na jego temat, żeby nie naciąć się na spoilery, jednak nagłówki jakie widziałem, były dość entuzjastyczne, dopiero później usłyszałem, że są zawiedzeni. Mimo to szedłem na seans z dobrym przeczuciem, że film okaże się rewelacyjny,a tylko mała grupka Januszy jak zwykle nosaczy. Początek nawet zapowiadał się dobrze i podczas tej bitwy myślałem "ludzie, o co wam chodzi", jednak potem Leia, co do której byłem przekonany, że zginęła obudziła się i jak Superman ruszyła na statek i sobie myślę "WTF"? I to odczucie pozostało do końca i trwa do dziś.
Z ciekawości sprawdziłem Wikipedię i okazuje się, że Wakanda po raz pierwszy zadebiutowała na kartach komiksów w latach 60-tych. Nawet się tego nie spodziewałem, że tak dawno temu :)
"Czarna Pantera" to dość stary komiks, jednak tak naprawdę poza USA nie był zbyt znany i szeroka publika dowiedziała się o Wakandzie, jak T''Challa pojawił się w "Wojnie bohaterów".
Masz rację. Korzystam z pewnego zagranicznego forum o grach (Resetera) i kurde, to jest przerażające jak wielką nienawiścią niektórzy użytkownicy pałają względem białych. I to jest takie błędne koło, bo i jedno i drugie ekstremum po obu stronach wzajemnie napędza agresję względem siebie.
O tak, ten krąg wzajemnej niechęci nie tylko między czarnymi i białymi, ale ogólnie między lewicą a prawicą coraz bardziej się nasila, skrajności powoli stają się mainstreamem. Problemem jest to, że w środowiskach lewicowych, jakie dominują w mediach panuje ciągłe oskarżanie białych o rasizm, doszukiwanie się rasizmu wszędzie i w każdej sytuacji, podczas gdy w drugą stronę czarni mogli mówić o białych wszystko, do tego są utwierdzani w przekonaniu, że nędza w jakiej żyją to wina białych i każde wyjaśnienie inne niż biały rasizm w dyskusji o tym, dlaczego od zniesienia segregacji rasowej w latach 60. los czarnych się nie polepszył jest odrzucane. Stąd też powstają takie grupy jak alt-rightowcy, co to najchętniej wróciliby do lat 50. Ale to się będzie niestety jeszcze długo nakręcać.
Z tego co kojarzę to tylko namierzanie przez nadprzestrzeń było wcześniej wspomniane i to nawet w Łotrze 1. Kiedy Jyn przeglądała archiwa na Scarifie, jednym z projektów Imperium było właśnie to namierzanie (a drugim Darksaber Mandalorian :D).
Nie mówię o namierzaniu, bo to nie jest rażący element i jak najbardziej mógł się pojawić w filmie nie kłócąc się z tym, co było wcześniej. Chodzi mi bardziej o bojowe wykorzystanie do niszczenia statków, chociaż równie dobrze taki statek można byłoby rozbijać o ważne obiekty na powierzchni planet.
Co do sceny z Luke'm to było chyba celowe żeby wywołać niepewność w widzu, czy to na pewno Luke czy jakieś widmo czy cokolwiek innego.

Ale Luke mógł powiedzieć coś w stylu "Pójdę stawić czoło Kylo, on będzie chciał mnie wykończyć, więc zajmie się mną, a wy w tym czasie wykombinujcie jak stąd uciec". I nie miałoby to wpływu na późniejszy twist, który był jednym z lepszych punktów filmu.
Awatar użytkownika
rael
Stały bywalec
Posty: 183
Rejestracja: 22 kwie 2018, 20:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: rael »

Introman24 pisze: 26 lis 2018, 22:43 Ciekawe :) Dziwne, że nie zauważyli tego podczas kręcenia. Chociaż może dlatego, że ekipa była zajęta wciąganiem kokainy :) Carrie Fihser też część scen w "Imperium" zagrała naćpana.
Co nie? :P Z drugiej strony, możliwe jest że ludzie na planie zwyczajnie nie dosłyszeli tego co mówił spod hełmu, w którym pewnie miał zamontowany mikrofon. Jednak to z ćpaniem wcale nie jest wykluczone.
Też nie sądzę, by sława nowych postaci dorównała tym z wcześniejszych części. Ale tak na dobrą sprawę da się to ocenić dopiero za kilka, kilkanaście lat. Zwłaszcza, że jest jeszcze jeden film i tam może się okazać, że Snoke okaże się Plaguesiem i wróci w takim stylu, że wszystkim opadną szczęki :) Myślę, że taką postacią która ma szansę być zapamiętana może być Kylo Ren. Wiele osób naprawdę go lubi i mimo, że sam zaśmiałem się wraz z resztą sali kinowej po tym, jak w "Przebudzeniu mocy" zdjął maskę, to jednak z czasem zacząłem uznawać go za jedną z lepszych nowych postaci. Chociaż pytanie czy ten zachwyt nad Kylo i Lukiem w nowej trylogii wynika z tego, jak te postacie zostały napisane czy może raczej z bardzo dobrej gry aktorskiej Hamilla i Drivera. Przy czym bardziej skłaniam się ku tej drugiej wersji.
Hah, u mnie na sali filmowej jak Kylo ściągnął maskę to jakaś kobieta krzyknęła "O Jezu!" i cała sala ryknęła śmiechem :D Kylo ma potencjał. Jest dość ciekawym złym - ma w sobie wewnętrzny konflikt i w jego przypadku to nigdy nie możesz być w pełni przekonany, w jakim kierunku podążą z jego dalszym rozwojem.
No właśnie sam się dziwię oglądając "Zemstę Sithów" że Grievous był w stanie zabić tylu Jedi przy takim swoim charakterze :) W ogóle to do niego nie pasowało, zwłaszcza że preferował ucieczkę od walki. Natomiast jego wygląd i styl walki był ciekawy i zapadający w pamięć.
Ponoć taki miał być oryginalny plan na Grievousa, ale Lucas ostatecznie poszedł w innym kierunku. Szkoda, bo miał potencjał.
Wydaje mi się, że raczej sprawdzi się wersja o pokrewieństwie z którymś z nich. Chociaż równie dobrze Rey może okazać się córką Luke'a. Raczej wątpię, by była siostrą Kylo Rena. Więc raczej stawiam na pokrewieństwo z którymś z tych dwóch. Qui-Gon jest o tyle bardziej prawdopodobny, że Liam Nesson mógłby go zagrać i objawić się jako duch mocy. Z Obi-Wanem musieliby zrobić to samo co z Tarkinem w "Łotrze 1".
Qui-Gon mógłby być ciekawym wyjaśnieniem, w końcu całą ideą wokół jego postaci było to, że on nie był wierny doktrynie zakonu Jedi. W przypadku ducha Kenobiego, to jeśli by się na to zdecydowali to na pewno użyliby modelu Aleca Guinessa i wykorzystali głos Ewana McGregora, albo jednego z aktorów, którzy podkładali pod niego głos w serialach animowanych. W Solo zrobili podobnie - Dartha Maula grał ten sam aktor co w filmie, ale jego głosem był już Sam Witwer.
Jak najbardziej trzeba być ostrożnym, jeśli chodzi o opinie w internecie i wiem, że mogą być one manipulowane by nakręcać hejt przeciwko np. filmom. Jednak dalej nie widzę kogoś, kto miałby skorzystać na tego typu akcji. Sam celowo przed filmem nie czytałem żadnych opinii na jego temat, żeby nie naciąć się na spoilery, jednak nagłówki jakie widziałem, były dość entuzjastyczne, dopiero później usłyszałem, że są zawiedzeni. Mimo to szedłem na seans z dobrym przeczuciem, że film okaże się rewelacyjny,a tylko mała grupka Januszy jak zwykle nosaczy. Początek nawet zapowiadał się dobrze i podczas tej bitwy myślałem "ludzie, o co wam chodzi", jednak potem Leia, co do której byłem przekonany, że zginęła obudziła się i jak Superman ruszyła na statek i sobie myślę "WTF"? I to odczucie pozostało do końca i trwa do dziś.
Wiem, wiem, ale tak łatwo mnie nie przekonasz. To kwestia różnicy poglądów :)
O tak, ten krąg wzajemnej niechęci nie tylko między czarnymi i białymi, ale ogólnie między lewicą a prawicą coraz bardziej się nasila, skrajności powoli stają się mainstreamem. Problemem jest to, że w środowiskach lewicowych, jakie dominują w mediach panuje ciągłe oskarżanie białych o rasizm, doszukiwanie się rasizmu wszędzie i w każdej sytuacji, podczas gdy w drugą stronę czarni mogli mówić o białych wszystko, do tego są utwierdzani w przekonaniu, że nędza w jakiej żyją to wina białych i każde wyjaśnienie inne niż biały rasizm w dyskusji o tym, dlaczego od zniesienia segregacji rasowej w latach 60. los czarnych się nie polepszył jest odrzucane. Stąd też powstają takie grupy jak alt-rightowcy, co to najchętniej wróciliby do lat 50. Ale to się będzie niestety jeszcze długo nakręcać.
Nie chodziło mi o to że to czarni to nakręcają, tylko w przypadku Stanów to bardziej kwestia tych tzw. "liberałów", ale niektórzy z nich, przynajmniej moim zdaniem już dawno się pogubili i jako swój cel obierają każdego kto się z nimi nie zgadza. Nawet jeśli sam masz liberalne poglądy, to i tak przypną Ci łatkę alt-right i nazwą "białym śmieciem", który nie ma do nich szacunku i jest rasistą. Co jest ironiczne, zważywszy że robią dokładnie to samo co rzekomo ci zarzucają.
Nie mówię o namierzaniu, bo to nie jest rażący element i jak najbardziej mógł się pojawić w filmie nie kłócąc się z tym, co było wcześniej. Chodzi mi bardziej o bojowe wykorzystanie do niszczenia statków, chociaż równie dobrze taki statek można byłoby rozbijać o ważne obiekty na powierzchni planet.
Chodziło mi o to, że to była jedyna luka fabularna, którą wyjaśnili. Sądzę jednak, że pewnie prędzej czy później wyjaśnią te wszystkie wątpliwości. Lucasfilm przez te lata przygotowywał wiele takich wyjaśnień luk ze starych filmów, to pewnie zrobią to samo i w tym przypadku. Mam tylko nadzieję, że te wyjaśnienia będą miały sens. No i nie będzie jakiś super wielkich retconów tylko dlatego, że niektóre rzeczy się nie spodobały. A co do wykorzystania tego do niszczenia obiektów na powierzchni planet to raczej to nie jest wykonalne, skok można zrobić jedynie w przestrzeni kosmicznej. W przypadku powierzchni planety, to wyliczenie takiego skoku chyba graniczyłoby z cudem. No i z taką siłą wybuchu to kto wie czy nie uszkodziliby jądra planety zamiast ważnego obiektu.
Ale Luke mógł powiedzieć coś w stylu "Pójdę stawić czoło Kylo, on będzie chciał mnie wykończyć, więc zajmie się mną, a wy w tym czasie wykombinujcie jak stąd uciec". I nie miałoby to wpływu na późniejszy twist, który był jednym z lepszych punktów filmu.
Wiesz, że ja to jego ciche odejście odebrałem w dokładnie ten sposób co opisałeś? Ciekawa sprawa.
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 27 lis 2018, 22:49 Hah, u mnie na sali filmowej jak Kylo ściągnął maskę to jakaś kobieta krzyknęła "O Jezu!" i cała sala ryknęła śmiechem :D Kylo ma potencjał. Jest dość ciekawym złym - ma w sobie wewnętrzny konflikt i w jego przypadku to nigdy nie możesz być w pełni przekonany, w jakim kierunku podążą z jego dalszym rozwojem.
Właśnie to słabo wypadło w "Przebudzeniu"- wszyscy spodziewali się, że Kylo bez maski będzie również przerażający, a wyszedł ktoś, kto w ogóle nie przypominał stereotypowego złoczyńcę. Raczej wyglądał jak młody Snape. Nic więc dziwnego, że wszyscy poczuli się tym rozbawieni. Natomiast w "Ostatnim Jedi" Kylo wypadł o wiele lepiej i może gdyby od początku pojawił się bez maski nie zostało by to tak źle odebrane. Jednak nie wiadomo, co będzie w IX części, bo to ostatecznie zdecyduje, czy i jak Kylo zostanie zapamiętany. Aczkolwiek mimo wszystko wątpię, aby dorównał Vaderowi czy choćby Tarkinowi.

Myślę że w pamięci zapisze się również Hux, ale jako symbol głupiego, niekompetentnego dowódcy. Rose w sumie niewiele zabrakło by zostać nowym Jar-Jarem. Pomijając to co pokazano w filmie, widziałem usuniętą scenę, w której Rose gryzie Huxa w rękę i to wyglądało naprawdę źle. W sumie to moim zdaniem właśnie Huxa porównałbym do Jar-Jara. A przynajmniej tego Jar-Jara sprzed pojawienia się tej teorii spiskowej, która była na tyle ciekawa, że trochę zmieniła moje zdanie o tej postaci, szkoda, że w filmach nie chcą nawiązywać do tej i innych fanowskich teorii.
Qui-Gon mógłby być ciekawym wyjaśnieniem, w końcu całą ideą wokół jego postaci było to, że on nie był wierny doktrynie zakonu Jedi. W przypadku ducha Kenobiego, to jeśli by się na to zdecydowali to na pewno użyliby modelu Aleca Guinessa i wykorzystali głos Ewana McGregora, albo jednego z aktorów, którzy podkładali pod niego głos w serialach animowanych. W Solo zrobili podobnie - Dartha Maula grał ten sam aktor co w filmie, ale jego głosem był już Sam Witwer.
Raczej musieliby zrobić animację Guinessa, ale obawiam się, że jeśli tak, to mogą zrobić to tak jak zmieniono zakończenie "Powrotu Jedi" czyli ukazałby się McGregor. Ale wydaje mi się, że faktycznie Rey może okazać się wnuczką albo Qui-Gona albo Obi-Wana. Raczej nie córką Luke'a bo to by tylko dołożyło oliwy do ognia. Jest jednak pewna rzecz. Otóż Disney chciał uniknąć jak ognia jakichkolwiek nawiązań do prequeli z obawy przed powtórzeniem tego, co działo się po ich premierach. Tymczasem zwłaszcza ostatnio pojawia się coraz więcej osób, które otwarcie mówią o tym, że lubią prequele i krytykują za brak nawiązań do nich. Nie wiem z czego to wynika - być może faktycznie prequele przypadły widzom do gustu, ale trochę tak jak z disco-polo, że choć wszyscy znają to nikt nie słucha i nie wszyscy chcieli być wyśmiani przez ortodoksyjnych fanów oraz krytyków, co wieszali na filmach psy. A może też dorosły osoby, które na tych prequelach się wychowały i mają do nich taki sam sentyment jak do starej trylogii albo nawet i większy? Może to czasy się zmieniły i więcej osób lubi bardziej kreatywne fabuły i po latach patrzy na nie inaczej? Wydaje mi się,że każda z tych rzeczy naraz i Disney może chcieć w ostatnim filmie się z nimi przeprosić,to w zasadzie zbędne pojawienie się Dartha Maula w "Solo" było jakby takim wyciągnięciem ręki do tej grupy widzów.
Nie chodziło mi o to że to czarni to nakręcają, tylko w przypadku Stanów to bardziej kwestia tych tzw. "liberałów", ale niektórzy z nich, przynajmniej moim zdaniem już dawno się pogubili i jako swój cel obierają każdego kto się z nimi nie zgadza. Nawet jeśli sam masz liberalne poglądy, to i tak przypną Ci łatkę alt-right i nazwą "białym śmieciem", który nie ma do nich szacunku i jest rasistą. Co jest ironiczne, zważywszy że robią dokładnie to samo co rzekomo ci zarzucają.
Idee "liberałów" i lewicy są wśród czarnych popularne, w prawie każdych wyborach wśród czarnych wygrywają kandydaci Demokratów. Ale Demokraci to mieszanka multirasowa, która na każdą krytykę swoich doktryn reaguje wyzwiskami tego typu, nawet nie próbując podejmować dyskusji. A są one absurdalne i w zasadzie rasistowskie, tylko że wobec białych. Mało tego, powstała grupka nienawidzących się białych, takich jak Sinead O'Connor, która za mówienie podobnych rzeczy o innej rasie zostałaby zjechana z błotem. Absurdy jakie tam się głosi na poważnie dorównują rasistowskim bzdurom o żydowskich spiskach, widziałem nie tak dawno, jak jakaś Afroamerykanka mówiła o tym, że niby czarni przez swoją skórę wciągają jakąś kosmiczną energię, z której czerpią mądrość. Jakby to samo powiedział Trump o białych ludziach to media by dziś się z tego śmiały.
A co do wykorzystania tego do niszczenia obiektów na powierzchni planet to raczej to nie jest wykonalne, skok można zrobić jedynie w przestrzeni kosmicznej. W przypadku powierzchni planety, to wyliczenie takiego skoku chyba graniczyłoby z cudem. No i z taką siłą wybuchu to kto wie czy nie uszkodziliby jądra planety zamiast ważnego obiektu.
No właśnie Han Solo w "Przebudzeniu" o mały włos nie roztrzaskał się o powierzchnię Starkillera. Jakby miał mniej szczęścia, to moglibyśmy się przekonać co by było, jakby statek lecący w nadprzestrzeni uderzyłby o planetę. Ale raczej szybko się tego nie dowiemy :)
Wiesz, że ja to jego ciche odejście odebrałem w dokładnie ten sposób co opisałeś? Ciekawa sprawa.
Jesteś mądrzejszy od całego Ruchu Oporu :)
Awatar użytkownika
rael
Stały bywalec
Posty: 183
Rejestracja: 22 kwie 2018, 20:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: rael »

Introman24 pisze: 28 lis 2018, 21:24Właśnie to słabo wypadło w "Przebudzeniu"- wszyscy spodziewali się, że Kylo bez maski będzie również przerażający, a wyszedł ktoś, kto w ogóle nie przypominał stereotypowego złoczyńcę. Raczej wyglądał jak młody Snape. Nic więc dziwnego, że wszyscy poczuli się tym rozbawieni. Natomiast w "Ostatnim Jedi" Kylo wypadł o wiele lepiej i może gdyby od początku pojawił się bez maski nie zostało by to tak źle odebrane. Jednak nie wiadomo, co będzie w IX części, bo to ostatecznie zdecyduje, czy i jak Kylo zostanie zapamiętany. Aczkolwiek mimo wszystko wątpię, aby dorównał Vaderowi czy choćby Tarkinowi.
Powinni go pokazać wpierw bez hełmu, a dopiero później w hełmie. Wtedy miałoby to nieco lepszy wydźwięk. Na szczęście później się wyrobił, więc zgadzam się - Kylo to jedna z lepszych postaci nowej trylogii. Tarkin to w ogóle ikoniczna postać. Aktor, który go odgrywał odwalił naprawdę kawał dobrej roboty. Zresztą świadczy o tym sam fakt, że teraz tyle lat temu, kiedy tworzyli Łotra 1, zamiast zrobić recast tej roli to postanowili odtworzyć go przy pomocy animacji komputerowej.
Myślę że w pamięci zapisze się również Hux, ale jako symbol głupiego, niekompetentnego dowódcy. Rose w sumie niewiele zabrakło by zostać nowym Jar-Jarem. Pomijając to co pokazano w filmie, widziałem usuniętą scenę, w której Rose gryzie Huxa w rękę i to wyglądało naprawdę źle. W sumie to moim zdaniem właśnie Huxa porównałbym do Jar-Jara. A przynajmniej tego Jar-Jara sprzed pojawienia się tej teorii spiskowej, która była na tyle ciekawa, że trochę zmieniła moje zdanie o tej postaci, szkoda, że w filmach nie chcą nawiązywać do tej i innych fanowskich teorii.
Wydaje mi się, że patrząc na obecne opinie to właśnie Rose jest takim "Jar Jarem" tej ery. Jak wcześniej wspominałem, mam takie wrażenie, że przy Epizodzie IX wezmą te wszystkie słowa krytyki pod uwagę i zrobią z niej lepszą i ciekawszą postać. A przynajmniej mam taką nadzieję :P Chociaż nie zazdroszczę Abramsowi. Chcąc czy nie chcąc, na pewno jest jakaś presja żeby ten film został lepiej przyjęty. Co do Jar Jara, to masz na myśli tą teorię, że pomagał Palpatine'owi? Gdzieś czytałem, że ponoć rzeczywiście ludzie w Lucasfilmie to rozważali, ale ostatecznie dali sobie tym spokój, zrzucając Jar Jara na dalszy plan po jego kiepskim przyjęciu w Mrocznym Widmie.
Raczej musieliby zrobić animację Guinessa, ale obawiam się, że jeśli tak, to mogą zrobić to tak jak zmieniono zakończenie "Powrotu Jedi" czyli ukazałby się McGregor. Ale wydaje mi się, że faktycznie Rey może okazać się wnuczką albo Qui-Gona albo Obi-Wana. Raczej nie córką Luke'a bo to by tylko dołożyło oliwy do ognia.
Tak swoją drogą, nigdy tego nie rozumiałem dlaczego Lucas wrzucił Christensena jako widmo mocy. Jedyne co mi przychodzi do głowy to chęć podkreślenia, że Vader ponownie stał się Anakinem. Co więcej, nadal nie wiem jak on się właściwie nauczył pojawiać jako widmo, skoro według lore'u potrafili to zrobić jedynie nieliczni jak Yoda, Qui-Gon czy Obi-Wan, którzy osiągnęli jedność z mocą. W nowym kanonie było nawet wyjaśnione, że Obi-Wan dowiedział się jak to zrobić od Yody i spędził lata w izolacji na zrozumieniu tej techniki, szkoląc się bezpośrednio od widma Qui-Gona. Z kolei Anakin nigdy nie osiągnął tej jedności, tym bardziej jako Vader. No ale to tylko jedna z wielu luk fabularnych w tym uniwersum :P
Jest jednak pewna rzecz. Otóż Disney chciał uniknąć jak ognia jakichkolwiek nawiązań do prequeli z obawy przed powtórzeniem tego, co działo się po ich premierach. Tymczasem zwłaszcza ostatnio pojawia się coraz więcej osób, które otwarcie mówią o tym, że lubią prequele i krytykują za brak nawiązań do nich. Nie wiem z czego to wynika - być może faktycznie prequele przypadły widzom do gustu, ale trochę tak jak z disco-polo, że choć wszyscy znają to nikt nie słucha i nie wszyscy chcieli być wyśmiani przez ortodoksyjnych fanów oraz krytyków, co wieszali na filmach psy. A może też dorosły osoby, które na tych prequelach się wychowały i mają do nich taki sam sentyment jak do starej trylogii albo nawet i większy? Może to czasy się zmieniły i więcej osób lubi bardziej kreatywne fabuły i po latach patrzy na nie inaczej? Wydaje mi się,że każda z tych rzeczy naraz i Disney może chcieć w ostatnim filmie się z nimi przeprosić,to w zasadzie zbędne pojawienie się Dartha Maula w "Solo" było jakby takim wyciągnięciem ręki do tej grupy widzów.
Co do opinii o prequelach to wydaje mi się, że to jest taka mieszanka wszystkiego. Większość z powodów zostało przez Ciebie wspomniane. Wydaje mi się, że wielu fanów przez ten czas zdążyło się oswoić z dawnymi pomysłami Lucasa. Na prequelach (i na wydanych później Wojnach Klonów) wychowało się też całe nowe pokolenie fanów, które jest teraz w wieku na przełomie 26-35 lat, to wielu z nich też spogląda na to znacznie przychylniejszym okiem. Do tego przez te lata, era prequeli była bardzo rozwijana. The Clone Wars było fantastycznym rozwinięciem tego uniwersum, wyszło kilka lepszych gier osadzonych w czasach prequeli (jak np. genialne Republic Commando czy Episode I: Racer), ukazało się mnóstwo udanych książek i komiksów, które opowiadały o bohaterach prequeli, itp. Więc wydaje mi się, że po tym czasie, wiele z tych osób spogląda nostalgicznie na te czasy. Poczułem się staro na samą myśl, że w przyszłym roku minie równo 20 lat od premiery Mrocznego widma...
Jesteś mądrzejszy od całego Ruchu Oporu :)
Czyli jak widać reżyserowi nie udało się tego pokazać, bez dosłownego powiedzenia o co chodzi. Czasem też tak bywa xD
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 01 gru 2018, 13:40 Powinni go pokazać wpierw bez hełmu, a dopiero później w hełmie. Wtedy miałoby to nieco lepszy wydźwięk. Na szczęście później się wyrobił, więc zgadzam się - Kylo to jedna z lepszych postaci nowej trylogii. Tarkin to w ogóle ikoniczna postać. Aktor, który go odgrywał odwalił naprawdę kawał dobrej roboty. Zresztą świadczy o tym sam fakt, że teraz tyle lat temu, kiedy tworzyli Łotra 1, zamiast zrobić recast tej roli to postanowili odtworzyć go przy pomocy animacji komputerowej.
Tarkin wypadł fenomenalnie i też myślę, że to głównie zasługa aktora. W nowych częściach to Hux miał być jego odpowiednikiem i na jego tle wygląda tragicznie. Kylo miał natomiast być nową wersją Vadera, a przynajmniej na takiego na początku był stylizowany. Szkoda, że ta jego maska w ogóle się pojawiła, stąd rozczarowanie po "Przebudzeniu Mocy". Tak w ogóle to mam wrażenie, że niemal wszystkie twisty w nowych częściach kończą się tak, że zamiast zostawić uczucie zaskoczenia pozostawiają rozczarowanie i sprawiają wrażenie zrobionych na siłę.
[Wydaje mi się, że patrząc na obecne opinie to właśnie Rose jest takim "Jar Jarem" tej ery. Jak wcześniej wspominałem, mam takie wrażenie, że przy Epizodzie IX wezmą te wszystkie słowa krytyki pod uwagę i zrobią z niej lepszą i ciekawszą postać. A przynajmniej mam taką nadzieję :P Chociaż nie zazdroszczę Abramsowi. Chcąc czy nie chcąc, na pewno jest jakaś presja żeby ten film został lepiej przyjęty. Co do Jar Jara, to masz na myśli tą teorię, że pomagał Palpatine'owi? Gdzieś czytałem, że ponoć rzeczywiście ludzie w Lucasfilmie to rozważali, ale ostatecznie dali sobie tym spokój, zrzucając Jar Jara na dalszy plan po jego kiepskim przyjęciu w Mrocznym Widmie.
Tak, mam na myśli tą teorię o współpracy Jar Jara z Imperatorem. Też mi się obiło o uszy, że w "Ataku klonów" to Jar Jar miał być liderem Separatystów, jednak właśnie z powodu hejtu na tą postać Lucas zmienił plany i zastąpił go hrabią Dooku. Szkoda, bo można byłoby zrobić z niego naprawdę ciekawą postać. Ponoć w "Zemście Sithów" miała pojawić się scena, w której Palpatine dziękuje Jar Jarowi za przejęcie władzy, ale nie znalazła się ona w filmie. Może z Rose będzie inaczej po IX części, ale wątpię. No chyba, że faktycznie okaże się być agentką First Order :)
Tak swoją drogą, nigdy tego nie rozumiałem dlaczego Lucas wrzucił Christensena jako widmo mocy. Jedyne co mi przychodzi do głowy to chęć podkreślenia, że Vader ponownie stał się Anakinem.
O to właśnie chodziło, ale wypadło to moim zdaniem słabo. W zasadzie to Luke mógł nawet nie wiedzieć, co za facet mu się objawił :) Szkoda też, że olano w ten sposób aktora, który grał Vadera. Z tego co widziałem nie jestem jedynym, któremu to nie przypadło do gustu, więc myślę, że gdyby McGregor pojawił się zamiast Guinessa, to nawet ci, co wolą Obi-Wana z prequeli byliby tym zawiedzeni.
Co do opinii o prequelach to wydaje mi się, że to jest taka mieszanka wszystkiego. Większość z powodów zostało przez Ciebie wspomniane. Wydaje mi się, że wielu fanów przez ten czas zdążyło się oswoić z dawnymi pomysłami Lucasa. Na prequelach (i na wydanych później Wojnach Klonów) wychowało się też całe nowe pokolenie fanów, które jest teraz w wieku na przełomie 26-35 lat, to wielu z nich też spogląda na to znacznie przychylniejszym okiem. Do tego przez te lata, era prequeli była bardzo rozwijana. The Clone Wars było fantastycznym rozwinięciem tego uniwersum, wyszło kilka lepszych gier osadzonych w czasach prequeli (jak np. genialne Republic Commando czy Episode I: Racer), ukazało się mnóstwo udanych książek i komiksów, które opowiadały o bohaterach prequeli, itp.


Wiele osób faktycznie wychowało się na "Wojnach klonów" stąd i większa sympatia do prequeli. Myślę jednak, że prequele nie trafiły do końca w swój czas i gdyby pojawiły się dzisiaj to zostałyby odebrane lepiej, bo mam wrażenie, że dzisiaj widzowie bardziej doceniają oryginalność fabuły i odchodzenie od utartych schematów. Oczywiście masa nosaczy tak jak wtedy krzyczałaby że "kiedyś to były Gwiezdne Wojny, a nie to co teraz", ale mimo wad całościowy odbiór byłby lepszy. Jak już mowa o prequelach, to czytałem, że Anakina miał zagrać Leonardo diCaprio. Szkoda, że do tego nie doszło, bo jestem pewien, że wypadłby o wiele lepiej w tej roli, przez co i "Atak klonów" i "Zemsta Sithów" byłyby jeszcze lepsze. Chociaż "Zemsta" wielu poprawek nie wymagała, nawet osoby, które nie lubią prequeli często dają jej parę punktów wyżej.
Czyli jak widać reżyserowi nie udało się tego pokazać, bez dosłownego powiedzenia o co chodzi. Czasem też tak bywa xD
Stąd moje zdanie, że Johnson nie nadaje się ani do reżyserowania ani tym bardziej pisania scenariusza. Tak w zasadzie, to członkowie Ruchu Oporu nawet się go nie zapytali jak tam wszedł i jak stamtąd uciec. Jeszcze dziwniejsze jest to, że nie próbowali się w tej kopalni ukryć, ani wcześniej na własną rękę nie szukali miejsca, które można byłoby wysadzić za pomocą ładunków wybuchowych. Niezależnie od tego nie informowanie reszty o planie przez Luke'a również nie miało sensu. A cały twist zepsuło jeszcze to, że Luke po tym naprawdę umarł. Niby był wyczerpany po tym wszystkim, ale potem jakoś jakby doszedł do siebie i bach - umiera. Myślę, że i ta scena wypadłaby lepiej przy innym reżyserze. Ale i tak w kolejnej części wolałbym zobaczyć żywego Luke'a.
Awatar użytkownika
rael
Stały bywalec
Posty: 183
Rejestracja: 22 kwie 2018, 20:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: rael »

Introman24 pisze: 03 gru 2018, 23:02 Tarkin wypadł fenomenalnie i też myślę, że to głównie zasługa aktora. W nowych częściach to Hux miał być jego odpowiednikiem i na jego tle wygląda tragicznie. Kylo miał natomiast być nową wersją Vadera, a przynajmniej na takiego na początku był stylizowany. Szkoda, że ta jego maska w ogóle się pojawiła, stąd rozczarowanie po "Przebudzeniu Mocy". Tak w ogóle to mam wrażenie, że niemal wszystkie twisty w nowych częściach kończą się tak, że zamiast zostawić uczucie zaskoczenia pozostawiają rozczarowanie i sprawiają wrażenie zrobionych na siłę.
Widać to też po popularności Tarkina w nowym kanonie - pojawiał się w Wojnach klonów, był jednym z antagonistów w Rebels, często pojawia się w książkach. Co więcej, nawet jedna z książek jest poświęcona w całości jego osobie :)

Czytałem ostatnio plotkę, że Kylo ma mieć nową maskę a Rey ma odbudować swój miecz świetlny, więc niestety może się okazać, że JJ próbuje wszystko odkręcić.
Tak, mam na myśli tą teorię o współpracy Jar Jara z Imperatorem. Też mi się obiło o uszy, że w "Ataku klonów" to Jar Jar miał być liderem Separatystów, jednak właśnie z powodu hejtu na tą postać Lucas zmienił plany i zastąpił go hrabią Dooku. Szkoda, bo można byłoby zrobić z niego naprawdę ciekawą postać. Ponoć w "Zemście Sithów" miała pojawić się scena, w której Palpatine dziękuje Jar Jarowi za przejęcie władzy, ale nie znalazła się ona w filmie. Może z Rose będzie inaczej po IX części, ale wątpię. No chyba, że faktycznie okaże się być agentką First Order :)
Prequele miały wiele takich pomysłów, które ostatecznie nie zostały zrealizowane. Niektóre z nich były ciekawe jak np. ten z Jar Jarem. Qui-Gon miał też powrócić jako widmo mocy w Zemście Sithów, co nawet stało się częścią kanonu. Były też pomysły, które nie do końca do mnie trafiały. Dla przykładu, ponoć były plany żeby w Epizodzie III na chwilę pojawił się... młody Han Solo. W poprzedniej wizji Lucasa, Han dorastał na Kashyyku i był wychowywany przez Chewiego od najmłodszych lat. Wyobrażam sobie jak wiele kontrowersji wywołałaby ta scena :P
O to właśnie chodziło, ale wypadło to moim zdaniem słabo. W zasadzie to Luke mógł nawet nie wiedzieć, co za facet mu się objawił :) Szkoda też, że olano w ten sposób aktora, który grał Vadera. Z tego co widziałem nie jestem jedynym, któremu to nie przypadło do gustu, więc myślę, że gdyby McGregor pojawił się zamiast Guinessa, to nawet ci, co wolą Obi-Wana z prequeli byliby tym zawiedzeni.
Zawsze mogą zrobić połączenie "dwóch światów" - wykorzystać komputerowy model Guinnessa w połączeniu z głosem McGregora. Wydaje mi się, że miałoby to sens i zadowoliło obie grupy fanów.
Wiele osób faktycznie wychowało się na "Wojnach klonów" stąd i większa sympatia do prequeli. Myślę jednak, że prequele nie trafiły do końca w swój czas i gdyby pojawiły się dzisiaj to zostałyby odebrane lepiej, bo mam wrażenie, że dzisiaj widzowie bardziej doceniają oryginalność fabuły i odchodzenie od utartych schematów. Oczywiście masa nosaczy tak jak wtedy krzyczałaby że "kiedyś to były Gwiezdne Wojny, a nie to co teraz", ale mimo wad całościowy odbiór byłby lepszy. Jak już mowa o prequelach, to czytałem, że Anakina miał zagrać Leonardo diCaprio. Szkoda, że do tego nie doszło, bo jestem pewien, że wypadłby o wiele lepiej w tej roli, przez co i "Atak klonów" i "Zemsta Sithów" byłyby jeszcze lepsze. Chociaż "Zemsta" wielu poprawek nie wymagała, nawet osoby, które nie lubią prequeli często dają jej parę punktów wyżej.
Wiesz, Zemsta Sithów miała trochę wad i luk, które mi przeszkadzały. Ku mojemu zaskoczeniu, większość z nich zdołała naprawić rewelacyjna książka na podstawie filmu. Bardzo rzadko chwalę książki oparte na filmach, ale to co udało się Matthew Stoverowi było naprawdę świetną sprawą. Nie tylko wyjaśnił wiele dziur fabularnych, ale rozwinął wiele wątków postaci pobocznych przez pokazanie scen z ich perspektywy. W książkowej wersji takie postacie jak Dooku, Windu czy Grievous były znacznie ciekawsze i bardziej wielowymiarowe. Do tego podobało mi się jak ukazano przejście Anakina na ciemną stronę mocy. Cały proces był stopniowy i był wynikiem frustracji wynikłej z wielu wydarzeń, w tym takich jakie nie były wspominane w filmach, np. jego strachu przed śmiercią najbliższych, który spowodował widok wymierającej gwiazdy do jakiego wracał jak tylko prześladowały go sny o śmierci matki i Padme.

Wojny Klonów też zrobiły swoje. Tak powiem Ci szczerze, że Anakin był w tym serialu dużo ciekawszym bohaterem niż jego filmowy odpowiednik. Tekst o tym jak nie znosi piasku z Ataku klonów, w połączeniu z drewnianym występem Christensena był tak śmieszny, że do dzisiaj jest obiektem memów :P Po wielu latach zdążyłem to już zaakceptować, ale nie ukrywam że Wojny Klonów i wspomniana książkowa adaptacja filmu znacząco wpłynęły na moje podejście :)
Stąd moje zdanie, że Johnson nie nadaje się ani do reżyserowania ani tym bardziej pisania scenariusza. Tak w zasadzie, to członkowie Ruchu Oporu nawet się go nie zapytali jak tam wszedł i jak stamtąd uciec. Jeszcze dziwniejsze jest to, że nie próbowali się w tej kopalni ukryć, ani wcześniej na własną rękę nie szukali miejsca, które można byłoby wysadzić za pomocą ładunków wybuchowych. Niezależnie od tego nie informowanie reszty o planie przez Luke'a również nie miało sensu. A cały twist zepsuło jeszcze to, że Luke po tym naprawdę umarł. Niby był wyczerpany po tym wszystkim, ale potem jakoś jakby doszedł do siebie i bach - umiera. Myślę, że i ta scena wypadłaby lepiej przy innym reżyserze. Ale i tak w kolejnej części wolałbym zobaczyć żywego Luke'a.
Co do śmierci Luke'a to widziałem to nieco inaczej. Wiele osób sądzi, że to z wycieńczenia, a ja odniosłem wrażenie że Luke w końcu poczuł spokój i jedność z Mocą. Coś czego nie mógł zaznać, od kiedy swoimi wyborami doprowadził do zagłady swojej Akademii Jedi. Odszedł, bo nic go już tu nie trzymało. Zauważyłem w tej scenie bardzo fajną symbolikę - w swojej pierwszej scenie w Nowej nadziei Luke wpatrywał się we wschodzące słońca na Tatooine, w scenie z Ostatniego Jedi wpatrywał się w zachodzące słońca na Ach-to. W jednej scenie był początek legendy, a w drugiej jej koniec.
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 04 gru 2018, 14:35 Czytałem ostatnio plotkę, że Kylo ma mieć nową maskę a Rey ma odbudować swój miecz świetlny, więc niestety może się okazać, że JJ próbuje wszystko odkręcić.
Na to wygląda. Póki co w nieoficjalnie w Disney'u doszli do wniosku, że "Ostatni Jedi" był jednak porażką i zamierzają iść bardziej w stronę klimatu "Przebudzenia Mocy". Co ciekawe, tak jak przewidywałem, ponoć mają pojawić się jakieś nawiązania do prequeli, obiło mi się też o uszy, że jedną z lokacji ma być Jedha z "Łotra 1", a raczej to, co z niej zostało. W końcu ma zostać poruszony wątek Rycerzy Ren. Cieszy mnie to, chociaż Kylo powinien na stałe pozostać bez maski. Za to na szczęście raczej ma nie być powrotu Imperatora.
Zawsze mogą zrobić połączenie "dwóch światów" - wykorzystać komputerowy model Guinnessa w połączeniu z głosem McGregora. Wydaje mi się, że miałoby to sens i zadowoliło obie grupy fanów.
Myślę, że mogą tak zrobić i tak chyba byłoby najlepiej. Jednak nie wiadomo, czy Obi-Wan powróci. Równie dobrze może się okazać, że Rey jest wnuczką Qui-Gona. Daisy Ridley mówiła, że od samego początku rodzice Rey mieli okazać się zwykłymi ludźmi. O dziadkach jednak nie wspominała...
Ku mojemu zaskoczeniu, większość z nich zdołała naprawić rewelacyjna książka na podstawie filmu. Bardzo rzadko chwalę książki oparte na filmach, ale to co udało się Matthew Stoverowi było naprawdę świetną sprawą. Nie tylko wyjaśnił wiele dziur fabularnych, ale rozwinął wiele wątków postaci pobocznych przez pokazanie scen z ich perspektywy.
Książki mają tą przewagę nad filmami, że można w nich lepiej przedstawić postać, jej odczucia i motywacje. To co w książce może być rozpisane przekonująco na kilka stron, w filmie musi wystarczyć jeden dialog czy też jedna mina lub spojrzenie. I nie zawsze ten efekt udaje się osiągnąć. Dlatego ja oceniam książki i filmy jako oddzielne całości.
Co do śmierci Luke'a to widziałem to nieco inaczej. Wiele osób sądzi, że to z wycieńczenia, a ja odniosłem wrażenie że Luke w końcu poczuł spokój i jedność z Mocą. Coś czego nie mógł zaznać, od kiedy swoimi wyborami doprowadził do zagłady swojej Akademii Jedi. Odszedł, bo nic go już tu nie trzymało.
To sobie kiepski moment wybrał na takie pojednanie. Zmasakrowanemu Ruchowi Oporu przydałby się taki doświadczony Jedi i pilot, do tego będący legendą znaną w całej Galaktyce. Mógłby przyciągnąć do Ruchu Oporu tysiące nowych ochotników. Owszem, może uznał, że skoro Rey wszystko umie bez treningu, a Poe może jednym myśliwcem zniszczyć statek Porządku, którym dodatkowo teraz rządzi Kylo na spółkę z Huxem to może ze spokojem odejść. Ale i tak wolałbym zobaczyć, jak Luke w końcu wraca i masakruje First Order jako żywa osoba. W sumie to mogliby zrobić podobną scenę, co w końcówce "Łotra 1", tylko że tutaj to Luke dostałby się na jakiś firstorederowy okręt i w stylu ojca urządził masakrę szturmowców :D
Awatar użytkownika
rael
Stały bywalec
Posty: 183
Rejestracja: 22 kwie 2018, 20:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: rael »

Introman24 pisze: 06 gru 2018, 17:10 Na to wygląda. Póki co w nieoficjalnie w Disney'u doszli do wniosku, że "Ostatni Jedi" był jednak porażką i zamierzają iść bardziej w stronę klimatu "Przebudzenia Mocy". Co ciekawe, tak jak przewidywałem, ponoć mają pojawić się jakieś nawiązania do prequeli, obiło mi się też o uszy, że jedną z lokacji ma być Jedha z "Łotra 1", a raczej to, co z niej zostało. W końcu ma zostać poruszony wątek Rycerzy Ren. Cieszy mnie to, chociaż Kylo powinien na stałe pozostać bez maski. Za to na szczęście raczej ma nie być powrotu Imperatora.
"Disney uważa, że Ostatni Jedi jest porażką". Czy ja wiem? Nie wydaje mi się, że tak jest. Nie tylko przedłużono kadencję Kathleen Kennedy (którą krytkowało wiele osób po premierze filmu), ale nie było też żadnych oficjalnych komunikatów ani nawet plotek o skasowaniu trylogii Riana Johnsona. A to moim zdaniem dość istotne, bo kiedy Lucasfilm podjął decyzję o skasowaniu spin-offów o Kenobim i Fettcie po kiepskim wyniku Solo, newsy pojawiły się niemalże od razu.

Właśnie ta pustynia w Epizodzie IX ponoć ma nie przypominać żadnej ze znanych planet. Czytałem gdzieś, że Jedha po wydarzeniach z Łotra 1 została rozdarta i jest niezdatna do życia, więc raczej są nikłe szanse na jej powrót. No ale to czas pokaże. Jak już jesteśmy przy pustynnych planetach, to wygląda na to, że The Mandalorian będzie się rozgrywał na Tatooine :) Na planie zdjęciowym przyłapano aktorów w kostiumach Jawów i Gamorrean. Ciekawi mnie ten serial, wszystko co słyszę na jego temat póki co brzmi obiecująco.
Książki mają tą przewagę nad filmami, że można w nich lepiej przedstawić postać, jej odczucia i motywacje. To co w książce może być rozpisane przekonująco na kilka stron, w filmie musi wystarczyć jeden dialog czy też jedna mina lub spojrzenie. I nie zawsze ten efekt udaje się osiągnąć. Dlatego ja oceniam książki i filmy jako oddzielne całości.
Wiele książek na podstawie filmów ma to do siebie, że są prostymi adaptacjami. Czasem mają jakieś nowe sceny, nieco lepiej nakreślają intencje bohaterów, ale zazwyczaj nie wychodzą poza schematy, które już znamy. Książkowa Zemsta Sithów jest o tyle specyficzna, że jej autor poświęcił bardzo dużo czasu na przestawianie wydarzeń z perspektywy różnych bohaterów, tego jak się czują i jakie są ich przemyślenia na temat stanu galakyki. Efekt był naprawdę świetny. Zresztą to jedna z najlepiej ocenianych książek z uniwersum Gwiezdnych Wojen.
To sobie kiepski moment wybrał na takie pojednanie. Zmasakrowanemu Ruchowi Oporu przydałby się taki doświadczony Jedi i pilot, do tego będący legendą znaną w całej Galaktyce. Mógłby przyciągnąć do Ruchu Oporu tysiące nowych ochotników. Owszem, może uznał, że skoro Rey wszystko umie bez treningu, a Poe może jednym myśliwcem zniszczyć statek Porządku, którym dodatkowo teraz rządzi Kylo na spółkę z Huxem to może ze spokojem odejść. Ale i tak wolałbym zobaczyć, jak Luke w końcu wraca i masakruje First Order jako żywa osoba. W sumie to mogliby zrobić podobną scenę, co w końcówce "Łotra 1", tylko że tutaj to Luke dostałby się na jakiś firstorederowy okręt i w stylu ojca urządził masakrę szturmowców :D
Hmm... Wydaje mi się, że to nie jest kiepski moment. Luke na pewno wróci jako widmo mocy i nadal może czegoś dokonać. Powiela to trochę wątek Obi-Wana i Yody, którzy również odeszli w okolicznościach, jakie nie pasowały do wielkich mistrzów Jedi, ale odegrali jeszcze jakąś rolę w przyszłości. Nie zdziwiłbym się jeśli będzie dręczyć Kylo Rena lub spróbuje przeciągnąć go z powrotem na Jasną Stronę Mocy. Ewentualnie może zostawić wszystko w rękach nowego pokolenia, co i tak jest tylko kwestią czasu.
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 07 gru 2018, 23:50 "Disney uważa, że Ostatni Jedi jest porażką". Czy ja wiem? Nie wydaje mi się, że tak jest. Nie tylko przedłużono kadencję Kathleen Kennedy (którą krytkowało wiele osób po premierze filmu), ale nie było też żadnych oficjalnych komunikatów ani nawet plotek o skasowaniu trylogii Riana Johnsona. A to moim zdaniem dość istotne, bo kiedy Lucasfilm podjął decyzję o skasowaniu spin-offów o Kenobim i Fettcie po kiepskim wyniku Solo, newsy pojawiły się niemalże od razu.
Ok, może nie uznali, że film był jednak całkowitą porażką, ale nieoficjalnie uznali, że są błędy i IX epizod ma je "poprawić". O co dokładnie chodzi, nie wiadomo, można tylko zgadywać. Możliwe, że faktycznie są zadowoleni z filmu, ale niezadowolenia fanów nie ma co lekceważyć i te spekulacje to próba pogodzenia się z fanami. Zadowoleni z Johnsona mogą być nie z powodu jakości filmów, ale np. z gotowości do bezkonfliktowego realizowania wizji studia. Niewykluczone jednak, że przy własnej trylogii Johnson będzie tylko reżyserem a scenariusz napisze ktoś inny. W "Ostatnim Jedi" Johnson był reżyserem i scenarzystą w jednym i obie te rzeczy położył. "Przebudzenie" mimo tego, że pojawiają się w nim często te same wady, to spotkało się z lepszą reakcją, ponieważ Abrams okazał się sprytnym reżyserem, po absurdalnej scenie następuje dynamiczna, wciągająca akcja, przez co nawet jak ktoś pomyślał, że Rey za szybko wszystko ogarnia i to jest głupie, to szybko o tym zapominał i śledził akcję. W "Ostatnim Jedi" widz miał dużo czasu na przemyślenia, bo chwilami nie działo się nic wciągającego.
Hmm... Wydaje mi się, że to nie jest kiepski moment. Luke na pewno wróci jako widmo mocy i nadal może czegoś dokonać. Powiela to trochę wątek Obi-Wana i Yody, którzy również odeszli w okolicznościach, jakie nie pasowały do wielkich mistrzów Jedi, ale odegrali jeszcze jakąś rolę w przyszłości. Nie zdziwiłbym się jeśli będzie dręczyć Kylo Rena lub spróbuje przeciągnąć go z powrotem na Jasną Stronę Mocy. Ewentualnie może zostawić wszystko w rękach nowego pokolenia, co i tak jest tylko kwestią czasu.
Ale mimo wszystko uważam, że byłby bardziej przydatny jako żywa osoba. Co ciekawe, słyszałem plotki, że Luke ma się pojawić właśnie w tej formie, więc możliwe, że w filmie pojawią się retrospekcje. Ale raczej sądzę, że będzie jako duch mocy i duchów mocy w ogóle może być tu bardzo dużo. Ciekawe czy pojawi się duch mocy Vadera i jak będzie wyglądać. Chociaż może faktycznie obecność żywych mistrzów Jedi nie będzie potrzebna, bo skoro Rey umie wszystko bez żadnego treningu, Finn jest nieśmiertelny, a wystarczy, że Poe znajdzie na jakiejś zapomnianej planecie wiekowego X-Winga i dzięki temu samodzielnie zniszczy krążowniki Porządku, to po co Luke? :)
Awatar użytkownika
rael
Stały bywalec
Posty: 183
Rejestracja: 22 kwie 2018, 20:39
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: INFP
Lokalizacja: Wrocław

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: rael »

Introman24 pisze: 09 gru 2018, 16:15 Ok, może nie uznali, że film był jednak całkowitą porażką, ale nieoficjalnie uznali, że są błędy i IX epizod ma je "poprawić". O co dokładnie chodzi, nie wiadomo, można tylko zgadywać. Możliwe, że faktycznie są zadowoleni z filmu, ale niezadowolenia fanów nie ma co lekceważyć i te spekulacje to próba pogodzenia się z fanami. Zadowoleni z Johnsona mogą być nie z powodu jakości filmów, ale np. z gotowości do bezkonfliktowego realizowania wizji studia.
Z tym się mogę już zgodzić, ale ponoć Johnson miał bardzo dużą swobodę w tworzeniu tego filmu, więc większość pomysłów było jego. Jeśli dobrze kojarzę to tylko pomysł śmierci Luke'a był ustalony wcześniej, jeszcze zanim w ogóle zaczęli prace nad filmem.
Niewykluczone jednak, że przy własnej trylogii Johnson będzie tylko reżyserem a scenariusz napisze ktoś inny. W "Ostatnim Jedi" Johnson był reżyserem i scenarzystą w jednym i obie te rzeczy położył. "Przebudzenie" mimo tego, że pojawiają się w nim często te same wady, to spotkało się z lepszą reakcją, ponieważ Abrams okazał się sprytnym reżyserem, po absurdalnej scenie następuje dynamiczna, wciągająca akcja, przez co nawet jak ktoś pomyślał, że Rey za szybko wszystko ogarnia i to jest głupie, to szybko o tym zapominał i śledził akcję. W "Ostatnim Jedi" widz miał dużo czasu na przemyślenia, bo chwilami nie działo się nic wciągającego.
Mam wrażenie, że Johnson będzie i reżyserem i scenarzystą swojej trylogii. Pozytywem jest to, że skoro będzie to nadzorować od samego początku, to tym razem filmy powinny być teoretycznie bardziej spójniejsze od strony fabularnej. Problemem nowej trylogii jest to, że każdy reżyser miał swoją wizję, przez co wątki się kłóciły.
Ale mimo wszystko uważam, że byłby bardziej przydatny jako żywa osoba. Co ciekawe, słyszałem plotki, że Luke ma się pojawić właśnie w tej formie, więc możliwe, że w filmie pojawią się retrospekcje. Ale raczej sądzę, że będzie jako duch mocy i duchów mocy w ogóle może być tu bardzo dużo. Ciekawe czy pojawi się duch mocy Vadera i jak będzie wyglądać. Chociaż może faktycznie obecność żywych mistrzów Jedi nie będzie potrzebna, bo skoro Rey umie wszystko bez żadnego treningu, Finn jest nieśmiertelny, a wystarczy, że Poe znajdzie na jakiejś zapomnianej planecie wiekowego X-Winga i dzięki temu samodzielnie zniszczy krążowniki Porządku, to po co Luke? :)
Plotki plotkami, ale to najbardziej logiczny sposób w jaki on może się pojawić. Nie wiem czy widziałeś, ostatnio Kevin Smith był na planie Epizodu IX i niby widział jakieś odniesienia do wszystkich dotychczasowych Epizodów, więc jest szansa że może pojawić się więcej nawiązań do prequeli. Widmo mocy Vadera jest intrygujące, ale pewnie byliby wierni pomysłowi Lucasa i zaangażowali do tej roli Haydena Christensena.
Introman24
Intromajster
Posty: 548
Rejestracja: 19 wrz 2016, 21:23
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w6
Lokalizacja: gdzieś na planecie Ziemia

Re: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy

Post autor: Introman24 »

rael pisze: 11 gru 2018, 23:28 Z tym się mogę już zgodzić, ale ponoć Johnson miał bardzo dużą swobodę w tworzeniu tego filmu, więc większość pomysłów było jego. Jeśli dobrze kojarzę to tylko pomysł śmierci Luke'a był ustalony wcześniej, jeszcze zanim w ogóle zaczęli prace nad filmem.
Johnson miał aż za dużo swobody i niestety było to widać. Kennedy albo go nie dopilnowała albo jego wizja przypadła jej do gustu. Do tego ewidentnie nie dogadał się z Abramsem i mam wątpliwości, czy Johnson podczas pisania scenariusza oglądał w całości "Przebudzenie Mocy" albo przeczytał scenariusz, bo mam wrażenie, że zapoznał się tylko z ogólnym zarysem co do postaci lub je zignorował i potem wyszły takie głupoty jak to, że Finn potrafi pilotować statki, mimo, że w "Przebudzeniu" było wyraźnie pokazane, że nie umie, a nie miał za bardzo kiedy się nauczyć albo Rey potrafi pływać mimo że całe życie spędziła na pustynnej planecie z dala od zbiorników wodnych.

Ale co do Finna, to też słyszałem takie teorie, że jednak jest wrażliwy na moc, więc też może nieświadomie z niej korzystać. W ogóle to mam wrażenie, że pierwotnie to Finn w "Przebudzeniu" miał okazać się Jedi, później jednak w trakcie kręcenia zmieniono zdanie i to Rey nadano moc. Tak samo chyba było z Poe, jedynym sensownym wytłumaczeniem tego, że ocalał na Jakku jest to, że scenarzysta zmienił zdanie :) Myślę, że gdyby tak zrobiono - Finn zostaje Jedi, a Rey pilotką Ruchu Oporu ale bez panowania nad mocą to całość byłaby trochę lepsza, zwłaszcza w kontekście następnej części
Plotki plotkami, ale to najbardziej logiczny sposób w jaki on może się pojawić. Nie wiem czy widziałeś, ostatnio Kevin Smith był na planie Epizodu IX i niby widział jakieś odniesienia do wszystkich dotychczasowych Epizodów, więc jest szansa że może pojawić się więcej nawiązań do prequeli. Widmo mocy Vadera jest intrygujące, ale pewnie byliby wierni pomysłowi Lucasa i zaangażowali do tej roli Haydena Christensena.
Jakby w VII części Luke nie zginął, to mógłby pojawić się w IX i mógłby więcej zdziałać. Tak w ogóle to szkoda, że stara ekipa już nigdy razem się nie spotka. Natomiast mi pomysł, aby zastąpić Sebastiana Shaw Christiansenem nie podobał mi się od samego początku. Rozumiem, co chciał pokazać Lucas, ale to trochę nie w porządku wobec aktora co zagrał tą rolę w "Powrocie Jedi", poza tym to zakończenie pamiętam z dzieciństwa i jeszcze pamiętam jak się zdziwiłem, jak pierwszy raz zobaczyłem, że duchem jest Christiansen, pomyślałem sobie WTF? :) No i Luke też mógł nie rozpoznać Anakina w tej postaci :)
ODPOWIEDZ