Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Często mówiło się, że w społeczeństwie dominują ekstrawertycy, że to śmiali i otwarci rozdają swoje karty i wytyczają kurs przewodni świata, a introwertycy to nic nieznacząca mniejszość, prawie choroba, ocierająca się o wybryk natury. Pomijając kwestię, czy tak było faktycznie, czy nie była to tylko jakaś ,,kalka'' z kultury amerykańskiej, pytanie brzmi: czy nadal możemy tak mówić w XXI wieku?
Coraz więcej mówi się o cyfryzacji społeczeństwa; starsze pokolenia podnoszą krzyk, że młodzi się nie socjalizują, nie tworzą związków romantycznych, tracą zdolności komunikacyjne... Niezależnie od wszelkiego czarnowidztwa, faktycznie technologia zaczęła powoli zastępować konieczność komunikacji międzyludzkiej w coraz większym stopniu. Czy w takim razie nie możemy powiedzieć, że dzisiejsze czasy stwarzają wspaniałe warunki do życia introwertykom? Nie muszą z nikim rozmawiać w sklepie, większość spraw mogą załatwić z domu, ba! nawet pracować mogą z domu (niektórzy).
A może nie zgadzacie się? Może uważacie, że czasy i tak są na wskroś ekstrawertyczne lub - co gorsza - introwertyczne czasy wcale nie sprzyjają introwertykom, ponieważ teraz nie ma nikogo ani niczego, co wyciągnęłoby ich spod kamienia? Że może, paradoksalnie, w dobie ekstrawertyków było im łatwiej kogoś poznać i zapełnić swoje, może i niewielkie, ale jednak, potrzeby społeczne?
Ciekawa jestem Waszego zdania i Waszych odczuć - odnosicie wrażenie, że jest Wam dziś łatwiej czy trudniej?
,,Współczesność na ogół niezbyt poważa takie usposobienie: wokół siebie zawsze widziałeś, jak nagradzano działanie, wielkie plany, entuzjazm: w cenie jest człowiek zmierzający do przodu, człowiek ze wzrokiem utkwionym w horyzont, człowiek patrzący prosto przed siebie. Jasne spojrzenie, silny podbródek, stanowczy krok, wciągnięty brzuch. Upór, inicjatywa, przebojowość, triumf wytyczają nazbyt świetlisty szlak nazbyt modelowej egzystencji, kreślą uświęcone obrazy walki o przetrwanie.''
~ Georges Perec, ,,Człowiek, który śpi''
Coraz więcej mówi się o cyfryzacji społeczeństwa; starsze pokolenia podnoszą krzyk, że młodzi się nie socjalizują, nie tworzą związków romantycznych, tracą zdolności komunikacyjne... Niezależnie od wszelkiego czarnowidztwa, faktycznie technologia zaczęła powoli zastępować konieczność komunikacji międzyludzkiej w coraz większym stopniu. Czy w takim razie nie możemy powiedzieć, że dzisiejsze czasy stwarzają wspaniałe warunki do życia introwertykom? Nie muszą z nikim rozmawiać w sklepie, większość spraw mogą załatwić z domu, ba! nawet pracować mogą z domu (niektórzy).
A może nie zgadzacie się? Może uważacie, że czasy i tak są na wskroś ekstrawertyczne lub - co gorsza - introwertyczne czasy wcale nie sprzyjają introwertykom, ponieważ teraz nie ma nikogo ani niczego, co wyciągnęłoby ich spod kamienia? Że może, paradoksalnie, w dobie ekstrawertyków było im łatwiej kogoś poznać i zapełnić swoje, może i niewielkie, ale jednak, potrzeby społeczne?
Ciekawa jestem Waszego zdania i Waszych odczuć - odnosicie wrażenie, że jest Wam dziś łatwiej czy trudniej?
,,Współczesność na ogół niezbyt poważa takie usposobienie: wokół siebie zawsze widziałeś, jak nagradzano działanie, wielkie plany, entuzjazm: w cenie jest człowiek zmierzający do przodu, człowiek ze wzrokiem utkwionym w horyzont, człowiek patrzący prosto przed siebie. Jasne spojrzenie, silny podbródek, stanowczy krok, wciągnięty brzuch. Upór, inicjatywa, przebojowość, triumf wytyczają nazbyt świetlisty szlak nazbyt modelowej egzystencji, kreślą uświęcone obrazy walki o przetrwanie.''
~ Georges Perec, ,,Człowiek, który śpi''
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 816
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
@Iratia
Już niedawno trochę o tym pisałem tutaj:
viewtopic.php?p=101922#p101922
W moim odczuciu to jak najbardziej społeczeństwo jest bardziej introwertyczne niż za czasów mojej młodości. Ogromna różnica. Zmieniać się to zaczęło po 1989 i ma związek nie tyle z internetem co ze zmianą ustroju z kolektywistycznego socjalizmu na indywidualistyczny kapitalizm.
Również z tym że zmienił się rynek pracy i trzeba było zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Mniej czasu na życie towarzyskie.
Później pojawił się internet i wciągnął młodszą część populacji dalej osłabiając więzi społeczne.
Ważnym elementem też jest duża rotacja miejsca zamieszkania, co uniemożliwia tworzenie stałych relacji z sąsiadami. Dawniej wiele osób przez całe życie pracowało w jednym zakładzie pracy i był ich drugim domem. Stała solidarna załoga. Jak jest teraz każdy wie.
Moje pokolenie też straciło zdolności komunikacyjne, ale z powodu pracowania zbyt dużo i braku czasu na ich ćwiczenie.
Tylko dla niepełnosprawnych takich jak ja jest lepiej bo mają przez internet otwarte okno na świat, a tak siedzieliby sami w domu.
U mnie w podstawówce wszyscy mieli towarzystwo oraz byli sparowani. Nawet Ci co nie chcieli.
To było obowiązkowe, gdyby ktoś się wyłamał to byłby przezywany pedałem lub lesbą i miałby totalnie przechlapane.
Ale był prosty sposób, by to ominąć.
Wystarczyło sobie znaleźć dziewczynę, która też nie chciała i udawać, że się jest parą, żeby się odczepili.
Polak potrafi.
Żeby nie zabrzmiało dwuznacznie.
Ja miałem narzeczone od przedszkola i chciałem mieć.
Nie z obowiązku tak jak wielu innych. 
Już niedawno trochę o tym pisałem tutaj:
viewtopic.php?p=101922#p101922
W moim odczuciu to jak najbardziej społeczeństwo jest bardziej introwertyczne niż za czasów mojej młodości. Ogromna różnica. Zmieniać się to zaczęło po 1989 i ma związek nie tyle z internetem co ze zmianą ustroju z kolektywistycznego socjalizmu na indywidualistyczny kapitalizm.
Również z tym że zmienił się rynek pracy i trzeba było zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Mniej czasu na życie towarzyskie.
Później pojawił się internet i wciągnął młodszą część populacji dalej osłabiając więzi społeczne.
Ważnym elementem też jest duża rotacja miejsca zamieszkania, co uniemożliwia tworzenie stałych relacji z sąsiadami. Dawniej wiele osób przez całe życie pracowało w jednym zakładzie pracy i był ich drugim domem. Stała solidarna załoga. Jak jest teraz każdy wie.

Bo to prawda.„Coraz więcej mówi się o cyfryzacji społeczeństwa; starsze pokolenia podnoszą krzyk, że młodzi się nie socjalizują, nie tworzą związków romantycznych, tracą zdolności komunikacyjne.
Moje pokolenie też straciło zdolności komunikacyjne, ale z powodu pracowania zbyt dużo i braku czasu na ich ćwiczenie.

Moim zdaniem warunki są złe tak samo dla intro jak i ekstra. Mam na myśli relacje, bo jeśli chodzi o komfort życia to jest na plus.Czy w takim razie nie możemy powiedzieć, że dzisiejsze czasy stwarzają wspaniałe warunki do życia introwertykom?
Tylko dla niepełnosprawnych takich jak ja jest lepiej bo mają przez internet otwarte okno na świat, a tak siedzieliby sami w domu.

Tak dużo łatwiej.Że może, paradoksalnie, w dobie ekstrawertyków było im łatwiej kogoś poznać i zapełnić swoje, może i niewielkie, ale jednak, potrzeby społeczne?

U mnie w podstawówce wszyscy mieli towarzystwo oraz byli sparowani. Nawet Ci co nie chcieli.
To było obowiązkowe, gdyby ktoś się wyłamał to byłby przezywany pedałem lub lesbą i miałby totalnie przechlapane.
Ale był prosty sposób, by to ominąć.
Polak potrafi.
Żeby nie zabrzmiało dwuznacznie.
Ja miałem narzeczone od przedszkola i chciałem mieć.


Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Ja uważam, że introwertczne to za miłe słowo jest. Jest niby wielu introwertyków, ale jednak dominuje nadal prostacki ekstrawertyzm, ambiwertyzm. Introwertcy lubią być w centrum uwagi mimo wszystko, ale oni nie potrzebują do tego pochwał, bardziej wiedzą kim są. A ich przeciwieństwo non stop musi pokazywać przed światem czy w swoim gronie kim to oni nie są, czego nie mają. A strollowanym gównem i tak są mimo jakichś dóbr materialnych.
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
@Rafael
Ciekawe spostrzeżenia.
Faktycznie coraz mniej osób żyje w jednym miejscu, choć z drugiej strony współczesne środki transportu i komunikacji jednocześnie znacznie ułatwiły komunikowanie się na odległość.
Z drugiej strony, dzisiejszy kult narcyzmu i egoizmu nie czyni chyba tego życia wewnętrznego szczególnie lżejszym. Przekonywanie swojego odbicia w lustrze, że jest super gościem, a ludzie nie są do niczego potrzebni w którymś momencie zaczyna męczyć.
Ciekawe, czy odnajdziemy kiedyś złoty środek.
@Ayşin
Dość mocne słowa. Obawiam się jednak, że chyba nie bardzo dostrzegam powiązania temperamentu z dobrami materialnymi.
Czy dobrze rozumiem, że wg Ciebie ekstrawertycy nie mogą być tak zwyczajnie ubodzy i posiadać zbyt niski status społeczny, żeby chcieć się wychylać, nawet przy założeniu, że mają ku temu większą skłonność?
Ciekawe spostrzeżenia.
Faktycznie coraz mniej osób żyje w jednym miejscu, choć z drugiej strony współczesne środki transportu i komunikacji jednocześnie znacznie ułatwiły komunikowanie się na odległość.
To jest jednak ta ogromna rysa, którą widzę w społecznościach bardziej kolektywistycznych. Pozornie wszyscy wydają się być bardziej życzliwi i sobie przychylni, ale tylko pod warunkiem, że nie wyłamujesz się z bardzo wąskiej i sztywnej ramy, którą narzucili. Pod tą lukrowaną powierzchnią zdaje się tętnić jakiś wewnątrzgrupowy terror, który zmusza ludzi do fałszu, bo jeden niepoprawny krok kończy się w najlepszym przypadku ostracyzmem, jeśli nie linczem. Lecz czy nieprzerwane uczestniczenie w takiej grze pozorów faktycznie czyni kogoś mniej samotnym?
Z drugiej strony, dzisiejszy kult narcyzmu i egoizmu nie czyni chyba tego życia wewnętrznego szczególnie lżejszym. Przekonywanie swojego odbicia w lustrze, że jest super gościem, a ludzie nie są do niczego potrzebni w którymś momencie zaczyna męczyć.
Ciekawe, czy odnajdziemy kiedyś złoty środek.
@Ayşin
Dość mocne słowa. Obawiam się jednak, że chyba nie bardzo dostrzegam powiązania temperamentu z dobrami materialnymi.
Czy dobrze rozumiem, że wg Ciebie ekstrawertycy nie mogą być tak zwyczajnie ubodzy i posiadać zbyt niski status społeczny, żeby chcieć się wychylać, nawet przy założeniu, że mają ku temu większą skłonność?
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Mogą być jacy chcą tak naprawdę, bez względu na status społeczny, ale przeważnie ekstrawertyzm objawia się w zakompleksionych babach wiejskich na punkcie tego co kto ma, one też tak muszą się potem tym dzielą na Facebookach, myślą iż są ważne dlatego, że sobie urządziły dom na podobieństwo jakichś gwiazd i wiejska młodzież. A mieszkałam i na wsi i w mieście więc stąd moje wnioski. Są wyjątki, nie wiem nawet czy te baby ze wsi i tą młodzież można tak nazwać, bo jednak to dotyka grupę inteligentów z wartościami jakimś taktem by mimo osiągnięć nie robić z siebie nie wiadomo kogo.
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 816
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
@Iratia
leżeć na kanapie niż jechać godzinę w jedną stronę do innej dzielnicy.
Kiedyś większość mojej rodziny mieszkała na jednej ulicy. A ojciec mi opowiadał, że przed wojną było nas ponad 70 w jednej kamienicy. Teraz rodzina jest rozproszona na całym świecie. I te kontakty prawie nie istnieją. Mieszkanie obok siebie to jednak coś zupełnie innego niż telekonferencja. Ma się wspólne interesy życiowe, które wymuszają relacje.
A jeśli ktoś nigdzie nie pasuje to znaczy że ma problem
i powinien zacząć pracować na swoimi umiejętnościami społecznymi.
Ci co się przeprowadzali dojeżdżali nieraz ponad godzinę z innych miejsc by wciąż do niej chodzić. Potem po lekcjach podwórko lub u kogoś, a wracali do swojej sypialni dopiero na noc.
A posiadanie fikcyjnej dziewczyny czy chłopaka też może być fajną zabawą.
Sam wiem po sobie bo zdarzało mi się w takiej roli występować w różnych sytuacjach towarzyskich, gdy któraś z koleżanek mnie o to poprosiła bym udawał jej chłopaka na studniówce, weselu, czy szkolnej dyskotece.
U nas też chodziło o pewien porządek i ład eliminujący konflikty. Każdy ma swoją parę wiadomo kto to jest.
Była dziewczyna, która prowadziła zeszyt i tam każdy się zapisywał, kto jest jego parą. Oczywiście to się zmieniało i to dość często, ale sytuacja była zawsze jasna. Coś w rodzaju „urzędu stanu cywilnego”. Można było też się rozwieść, ale musiało być zgłoszone. Ludzie się wymieniali w zgodzie. Taka zabawa, ale symulująca dorosłą rzeczywistość.
A te osoby, które były jeszcze zbyt dziecinne na takie gry miłosne lub miały inne powody zapisywały się do zeszytu jako stała fikcyjna para i nigdy tego nie zmieniały i miały spokój. Choć pewne obowiązki „małżeńskie” też były, typu siedzenie w tej samej ławce ze swoją „żoną” na tych luźniejszych przedmiotach, kwiatek na dzień kobiet czy określone zachowania na dyskotece itp.
Trudno mi też mówić za nich jak się z tym czuli, bo nie byłem nigdy w takiej sytuacji jednak myślę że całkiem dobrze bo dzięki temu jednak czegoś też się uczyli, choćby nawet tańca towarzyskiego zamiast podpierać ściany,
A dziewczyna tak jak inne miała kwiatek
na dzień kobiet od swojego "chłopaka" i nikt musiał tego wiedzieć, czy on jest prawdziwy czy nie. I co tak naprawdę między tymi osobami jest. Mówili o tym w sekrecie tym komu chcieli.
Ja miałem autentyczne narzeczone i dzięki temu systemowi posiadałem większą pewność, że mi ich nikt nie zabierze bez mojej zgody. Oczywiście byli tacy, jak wszędzie, którzy nie przestrzegali reguł, zdarzały się zdrady, ale ci nie byli lubiani. Mieli niską pozycję w hierarchii, co oznaczało dostęp do gorszych dziewczyn lub nawet czasowe wykluczenie z gry.
Nie opłacało się łamać zasad.
Bez porównania lepiej niż w innych miejscach. Żadnego nękania. Konflikty były rozstrzygane w honorowych bójkach zgodnie z zasadami, przy udziale widowni i spontanicznego samozwańczego sędziego, który rozdzielał strony, na moment, gdy było zbyt niebezpiecznie.
Potem gdy poszliśmy do innych szkół średnich to dowiedzieliśmy się dopiero jaki świat jest bezduszny, fałszywy i obojętny.
Mnie już w żadnej grupie do dziś nie było tak dobrze jak w tej klasie i wielu innych też tak uważa. Świetna szkoła prawdziwego, trudnego, ale autentycznego, zaangażowanego życia z cieniami i blaskami.
Współczesne nastolatki to mogą sobie tylko o takim czymś pomarzyć. Nigdzie tak teraz nie jest, bo dorośli wszystko psują, a do nas nikt się nie wtrącał.
Z jednej strony ułatwiły, a z drugiej wyeliminowały chęć spotykania się na żywo. Coraz mniej ludzi to robi. WygodniejFaktycznie coraz mniej osób żyje w jednym miejscu, choć z drugiej strony współczesne środki transportu i komunikacji jednocześnie znacznie ułatwiły komunikowanie się na odległość.

Kiedyś większość mojej rodziny mieszkała na jednej ulicy. A ojciec mi opowiadał, że przed wojną było nas ponad 70 w jednej kamienicy. Teraz rodzina jest rozproszona na całym świecie. I te kontakty prawie nie istnieją. Mieszkanie obok siebie to jednak coś zupełnie innego niż telekonferencja. Ma się wspólne interesy życiowe, które wymuszają relacje.
Tak rzeczywiście jest, ale jeżeli struktura społeczeństwa jest zróżnicowana to można sobie wybrać taką grupę, w której będziemy czuli się dobrze lub założyć własną. W Warszawie i zapewne we wszystkich większych miastach jest szeroki wachlarz możliwości.To jest jednak ta ogromna rysa, którą widzę w społecznościach bardziej kolektywistycznych. Pozornie wszyscy wydają się być bardziej życzliwi i sobie przychylni, ale tylko pod warunkiem, że nie wyłamujesz się z bardzo wąskiej i sztywnej ramy, którą narzucili.
A jeśli ktoś nigdzie nie pasuje to znaczy że ma problem

Wiesz to był szczególny przypadek szkolnej klasy, bardzo fajnej zresztą. Dla mnie osobiście i dla wielu innych najlepszej na świecie.Pod tą lukrowaną powierzchnią zdaje się tętnić jakiś wewnątrzgrupowy terror, który zmusza ludzi do fałszu, bo jeden niepoprawny krok kończy się w najlepszym przypadku ostracyzmem, jeśli nie linczem.


Ci co się przeprowadzali dojeżdżali nieraz ponad godzinę z innych miejsc by wciąż do niej chodzić. Potem po lekcjach podwórko lub u kogoś, a wracali do swojej sypialni dopiero na noc.
A posiadanie fikcyjnej dziewczyny czy chłopaka też może być fajną zabawą.

Sam wiem po sobie bo zdarzało mi się w takiej roli występować w różnych sytuacjach towarzyskich, gdy któraś z koleżanek mnie o to poprosiła bym udawał jej chłopaka na studniówce, weselu, czy szkolnej dyskotece.
Ci ludzie nie byli samotni. Mieli swoje towarzystwo i to całkiem bliskie. Zawsze w każdej klasie, czy rodzinie są tacy ludzie, często o cechach przywódczych, dominujących, którzy wymagają od innych, by byli jacyś. I tylko tych się oszukuje reszty nie.Lecz czy nieprzerwane uczestniczenie w takiej grze pozorów faktycznie czyni kogoś mniej samotnym?

U nas też chodziło o pewien porządek i ład eliminujący konflikty. Każdy ma swoją parę wiadomo kto to jest.

Była dziewczyna, która prowadziła zeszyt i tam każdy się zapisywał, kto jest jego parą. Oczywiście to się zmieniało i to dość często, ale sytuacja była zawsze jasna. Coś w rodzaju „urzędu stanu cywilnego”. Można było też się rozwieść, ale musiało być zgłoszone. Ludzie się wymieniali w zgodzie. Taka zabawa, ale symulująca dorosłą rzeczywistość.
A te osoby, które były jeszcze zbyt dziecinne na takie gry miłosne lub miały inne powody zapisywały się do zeszytu jako stała fikcyjna para i nigdy tego nie zmieniały i miały spokój. Choć pewne obowiązki „małżeńskie” też były, typu siedzenie w tej samej ławce ze swoją „żoną” na tych luźniejszych przedmiotach, kwiatek na dzień kobiet czy określone zachowania na dyskotece itp.
Trudno mi też mówić za nich jak się z tym czuli, bo nie byłem nigdy w takiej sytuacji jednak myślę że całkiem dobrze bo dzięki temu jednak czegoś też się uczyli, choćby nawet tańca towarzyskiego zamiast podpierać ściany,
A dziewczyna tak jak inne miała kwiatek
Ja miałem autentyczne narzeczone i dzięki temu systemowi posiadałem większą pewność, że mi ich nikt nie zabierze bez mojej zgody. Oczywiście byli tacy, jak wszędzie, którzy nie przestrzegali reguł, zdarzały się zdrady, ale ci nie byli lubiani. Mieli niską pozycję w hierarchii, co oznaczało dostęp do gorszych dziewczyn lub nawet czasowe wykluczenie z gry.
Nie opłacało się łamać zasad.

Według mnie to właśnie w tej mojej klasie taki złoty środek był. Całe osiem lat przeżyliśmy w prawie niezmienionym składzie, to też o czymś świadczy. Jak ktoś miał jakiegoś doła czy nawet kryzys psychiczny był wspierany przez innych. Różne były rodziny wiadomo alkoholowe i inne patologie i żadne z dzieci nie było z tego powodu wykluczone.Ciekawe, czy odnajdziemy kiedyś złoty środek.
Bez porównania lepiej niż w innych miejscach. Żadnego nękania. Konflikty były rozstrzygane w honorowych bójkach zgodnie z zasadami, przy udziale widowni i spontanicznego samozwańczego sędziego, który rozdzielał strony, na moment, gdy było zbyt niebezpiecznie.
Potem gdy poszliśmy do innych szkół średnich to dowiedzieliśmy się dopiero jaki świat jest bezduszny, fałszywy i obojętny.
Mnie już w żadnej grupie do dziś nie było tak dobrze jak w tej klasie i wielu innych też tak uważa. Świetna szkoła prawdziwego, trudnego, ale autentycznego, zaangażowanego życia z cieniami i blaskami.
Współczesne nastolatki to mogą sobie tylko o takim czymś pomarzyć. Nigdzie tak teraz nie jest, bo dorośli wszystko psują, a do nas nikt się nie wtrącał.

Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
@Rafael
To dobrze, że się w tym odnajdywaliście i masz teraz wspaniałe wspomnienia, choć dla mnie brzmi trochę jak hardcore.^^' No, ale w grupach wszelakich to ja zazwyczaj miałam rolę wyrzutka, więc może po prostu mam uraz osobisty i dlatego mój proces socjalizacji nie przebiegł pomyślnie. ^^'
To dobrze, że się w tym odnajdywaliście i masz teraz wspaniałe wspomnienia, choć dla mnie brzmi trochę jak hardcore.^^' No, ale w grupach wszelakich to ja zazwyczaj miałam rolę wyrzutka, więc może po prostu mam uraz osobisty i dlatego mój proces socjalizacji nie przebiegł pomyślnie. ^^'
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 816
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
@Iratia
To smutne,
że tak Ci się źle układało. Trochę mnie to dziwi, bo wydajesz się być całkiem fajna.
Pewnie i ja bym miał podobnie i każda inna osoba też, gdyby trafiła w złe miejsce, szczególnie na początku życia.
A ja miałem życzliwych, akceptujących rówieśników na których zawsze można było liczyć w chwilach nastoletnich kryzysów, które nikogo nie omijają.
W ten sposób dokonuje się nasz rozwój.
Dla każdego nastolatka w pewnym okresie rozwoju najważniejsza jest grupa rówieśnicza i nie ma to znaczenia, czy jest się introwertykiem, czy ekstrawertykiem. Różnica będzie jedynie w stopniu zaangażowania i szerokości kontaktów.
A jeśli takiej grupy nie ma to tworzy w mózgu wyobrażeniowe struktury zastępcze, by zaspokoić swoje potrzeby w delikatnie mówiąc niezdrowy sposób.
I jeszcze z takich różnic społecznych, o które pytałaś to warto wspomnieć o tym, że teraz rodzice zawożą i odwożą swoje dzieci samochodami do szkoły. Zawożenie to może nie jest jeszcze takie złe, bo dzięki temu mogą pospać dłużej, ale odwożenie to już prawdziwa krzywda.
U nas to właśnie najważniejsza część życia towarzyskiego toczyła się zaraz po zakończeniu lekcji, a jak rodzic lub inny opiekun podjeżdża teraz pod szkołę zgodnie z planem lekcji zaraz po ich zakończeniu to uniemożliwia swojej pociesze jakąkolwiek głębszą socjalizację.
Po lekcjach zawsze całą gromadą gdzieś szliśmy i coś się wspólnie robiło adekwatnie do wieku przez pół godziny, godzinę, czasem nawet dwie. A w siódmej ósmej klasie to już zwyczajowo do mnie na małą polekcyjną imprezkę, bezalkoholową rzecz jasna, choć trawka czasem była, całkiem legalna w tych czasach jeszcze.
Do liceum miałem kilka przystanków i wszyscy ci, którzy mieszkali na tej samej linii tramwajowej wracali razem. U mnie tak się złożyło, że było to 5-6 dziewczyn i ja jeden chłopak zatem przez cztery lata miałem okazję dobrze się zsocjalizować z płcią piękną.
A trzeba zaznaczyć, że tramwaje w czasach kryzysu często się psuły i trzeba było nawet i 1,5 godziny czekać, a rzadko kiedy przyjeżdżał wcześniej niż po pół godzinie, zatem mieliśmy tego codziennego czasu ze sobą całkiem sporo.
Zimy wtedy było srogie, temperatura spadała nieraz poniżej -20 stopni. A im większy mróz tym bardziej tramwaje się psuły. Czekanie godzinę stanowiło duże wyzwanie. Zatem racjonalnym rozwiązaniem było złączyć się w zwartą, przytuloną do siebie grupę.
Te delikatniejsze dziewczyny szły do środka, a ja jeszcze z dwoma bardziej odpornymi tworzyliśmy zewnętrzny krąg. I tak trwaliśmy w tym „miłosnym” uścisku do przyjazdu tramwaju.
Niby źle bo zimno, ale z drugiej strony jednak takie wymuszone aurą ćwiczenie z bliskości wiele dawało dobrego.
Dzisiaj takie przytulania stosuje się na płatnych terapiach. Myśmy mieli to za darmo od życia.
Podobnie gdy ciepło... pod moim jedynym parasolem, gdy z nieba deszcz lał się strumieniami. One nie nosiły parasolek, przypuszczam że celowo, licząc na okazję do bliskości, znacznie bliższej bo w cienkich ubraniach. Wiadomo w liceum musiał być pokaz mody i atrakcyjności.
A ile zabawy i śmiechu przy tym było.
Jak sięgam pamięcią to przynajmniej trzy z tych dziewcząt były dość silnymi introwertyczkami i ten codzienny przystankowo tramwajowy czas był ich jedyną formą kontaktu z rówieśnikami w tym okresie życia, a może też ostatnią deską ratunku przed jakimś poważniejszym kryzysem.
Reasumując niby taki drobiazg jak odwożenie dzieci i młodzieży ze szkoły do domu, a może w życiu młodego człowieka wiele zmienić. Dać mu poczucie łączności z grupką, którą los rzucił na tą samą linię. A myśmy się naprawdę dobrze poznali i byliśmy sobie bliscy w wielu aspektach.
Może dla mnie to nie było aż takie ważne, bo miałem swoją paczkę poza szkołą, ale dla kilku z tych dziewczyn bardzo. One miały dużo mniejsze potrzeby towarzyskie zatem może im to wystarczało.
Wspomnienia owszem miłe, ale przede wszystkim solidna podstawa społeczna na całe życie.o dobrze, że się w tym odnajdywaliście i masz teraz wspaniałe wspomnienia,

No, ale w grupach wszelakich to ja zazwyczaj miałam rolę wyrzutka, więc może po prostu mam uraz osobisty i dlatego mój proces socjalizacji nie przebiegł pomyślnie.
To smutne,

Pewnie i ja bym miał podobnie i każda inna osoba też, gdyby trafiła w złe miejsce, szczególnie na początku życia.

A ja miałem życzliwych, akceptujących rówieśników na których zawsze można było liczyć w chwilach nastoletnich kryzysów, które nikogo nie omijają.

Dla każdego nastolatka w pewnym okresie rozwoju najważniejsza jest grupa rówieśnicza i nie ma to znaczenia, czy jest się introwertykiem, czy ekstrawertykiem. Różnica będzie jedynie w stopniu zaangażowania i szerokości kontaktów.
A jeśli takiej grupy nie ma to tworzy w mózgu wyobrażeniowe struktury zastępcze, by zaspokoić swoje potrzeby w delikatnie mówiąc niezdrowy sposób.

I jeszcze z takich różnic społecznych, o które pytałaś to warto wspomnieć o tym, że teraz rodzice zawożą i odwożą swoje dzieci samochodami do szkoły. Zawożenie to może nie jest jeszcze takie złe, bo dzięki temu mogą pospać dłużej, ale odwożenie to już prawdziwa krzywda.
U nas to właśnie najważniejsza część życia towarzyskiego toczyła się zaraz po zakończeniu lekcji, a jak rodzic lub inny opiekun podjeżdża teraz pod szkołę zgodnie z planem lekcji zaraz po ich zakończeniu to uniemożliwia swojej pociesze jakąkolwiek głębszą socjalizację.

Po lekcjach zawsze całą gromadą gdzieś szliśmy i coś się wspólnie robiło adekwatnie do wieku przez pół godziny, godzinę, czasem nawet dwie. A w siódmej ósmej klasie to już zwyczajowo do mnie na małą polekcyjną imprezkę, bezalkoholową rzecz jasna, choć trawka czasem była, całkiem legalna w tych czasach jeszcze.

Do liceum miałem kilka przystanków i wszyscy ci, którzy mieszkali na tej samej linii tramwajowej wracali razem. U mnie tak się złożyło, że było to 5-6 dziewczyn i ja jeden chłopak zatem przez cztery lata miałem okazję dobrze się zsocjalizować z płcią piękną.

A trzeba zaznaczyć, że tramwaje w czasach kryzysu często się psuły i trzeba było nawet i 1,5 godziny czekać, a rzadko kiedy przyjeżdżał wcześniej niż po pół godzinie, zatem mieliśmy tego codziennego czasu ze sobą całkiem sporo.
Zimy wtedy było srogie, temperatura spadała nieraz poniżej -20 stopni. A im większy mróz tym bardziej tramwaje się psuły. Czekanie godzinę stanowiło duże wyzwanie. Zatem racjonalnym rozwiązaniem było złączyć się w zwartą, przytuloną do siebie grupę.

Niby źle bo zimno, ale z drugiej strony jednak takie wymuszone aurą ćwiczenie z bliskości wiele dawało dobrego.

Dzisiaj takie przytulania stosuje się na płatnych terapiach. Myśmy mieli to za darmo od życia.

Podobnie gdy ciepło... pod moim jedynym parasolem, gdy z nieba deszcz lał się strumieniami. One nie nosiły parasolek, przypuszczam że celowo, licząc na okazję do bliskości, znacznie bliższej bo w cienkich ubraniach. Wiadomo w liceum musiał być pokaz mody i atrakcyjności.
A ile zabawy i śmiechu przy tym było.

Jak sięgam pamięcią to przynajmniej trzy z tych dziewcząt były dość silnymi introwertyczkami i ten codzienny przystankowo tramwajowy czas był ich jedyną formą kontaktu z rówieśnikami w tym okresie życia, a może też ostatnią deską ratunku przed jakimś poważniejszym kryzysem.

Reasumując niby taki drobiazg jak odwożenie dzieci i młodzieży ze szkoły do domu, a może w życiu młodego człowieka wiele zmienić. Dać mu poczucie łączności z grupką, którą los rzucił na tą samą linię. A myśmy się naprawdę dobrze poznali i byliśmy sobie bliscy w wielu aspektach.
Może dla mnie to nie było aż takie ważne, bo miałem swoją paczkę poza szkołą, ale dla kilku z tych dziewczyn bardzo. One miały dużo mniejsze potrzeby towarzyskie zatem może im to wystarczało.
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
- PatrykTarachon
- Introrodek
- Posty: 22
- Rejestracja: 16 kwie 2025, 22:06
- Płeć: mężczyzna
- MBTI: ENFJT
- Lokalizacja: Białystok
- Kontakt:
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Uważam, że współczesne społeczeństwo zmienia sposób komunikacji i interakcji międzyludzkich. Rozwój technologii umożliwia załatwianie wielu spraw bez potrzeby osobistych spotkań, co ułatwia życie tym, którzy cenią sobie prywatność. Obecne warunki życia wydają się korzystne dla osób o introwertycznym usposobieniu, ponieważ pozwalają na realizację codziennych obowiązków z domu oraz utrzymywanie kontaktów w sposób kontrolowany. Trendy kulturowe przesuwają punkt ciężkości z tradycyjnych, bezpośrednich relacji na komunikację cyfrową, co sprawia, że bariery między introwertycznymi a ekstrawertycznymi cechami mogą być mniej zauważalne niż wcześniej.
Zmiana paradygmatu społecznego odbywa się równolegle z rosnącą świadomością różnorodności osobowości i sposobów wyrażania emocji. Normy kulturowe przestają definiować sukces wyłącznie poprzez otwartość, entuzjazm i publiczną ekspresję, a miejsce zyskuje umiejętność zachowania autentyczności przy jednoczesnym zachowaniu indywidualnych granic. Dzisiejszy świat oferuje szerokie możliwości dla osób preferujących głębsze, kameralne kontakty zamiast powierzchownych relacji. W rezultacie każdy ma szansę na znalezienie własnej drogi, niezależnie od tego, czy sposób funkcjonowania opiera się na intensywnej interakcji, czy na spokojnym kontemplacji otaczającej rzeczywistości.
Zmiany te mogą budzić mieszane uczucia; niektóre osoby obawiają się utraty tradycyjnych form komunikacji, inne zaś widzą w nich potencjał do rozwoju autonomii i kreatywności. Współczesne czasy nie sprzyjają jednoznacznej klasyfikacji społeczeństwa jako introwertycznego lub ekstrawertycznego. Najważniejsze pozostaje, by docenić możliwości, jakie daje każdy sposób bycia, i stworzyć przestrzeń do pełnej akceptacji różnic.
Co myślisz o mojej odpowiedzi? Odezwij się.
Zmiana paradygmatu społecznego odbywa się równolegle z rosnącą świadomością różnorodności osobowości i sposobów wyrażania emocji. Normy kulturowe przestają definiować sukces wyłącznie poprzez otwartość, entuzjazm i publiczną ekspresję, a miejsce zyskuje umiejętność zachowania autentyczności przy jednoczesnym zachowaniu indywidualnych granic. Dzisiejszy świat oferuje szerokie możliwości dla osób preferujących głębsze, kameralne kontakty zamiast powierzchownych relacji. W rezultacie każdy ma szansę na znalezienie własnej drogi, niezależnie od tego, czy sposób funkcjonowania opiera się na intensywnej interakcji, czy na spokojnym kontemplacji otaczającej rzeczywistości.
Zmiany te mogą budzić mieszane uczucia; niektóre osoby obawiają się utraty tradycyjnych form komunikacji, inne zaś widzą w nich potencjał do rozwoju autonomii i kreatywności. Współczesne czasy nie sprzyjają jednoznacznej klasyfikacji społeczeństwa jako introwertycznego lub ekstrawertycznego. Najważniejsze pozostaje, by docenić możliwości, jakie daje każdy sposób bycia, i stworzyć przestrzeń do pełnej akceptacji różnic.
Co myślisz o mojej odpowiedzi? Odezwij się.
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 816
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Bariery są mniej zauważalne, bo ekstrawertycy są mniej ekstrawertyczni.PatrykTarachon pisze: ↑16 kwie 2025, 22:48 Trendy kulturowe przesuwają punkt ciężkości z tradycyjnych, bezpośrednich relacji na komunikację cyfrową, co sprawia, że bariery między introwertycznymi a ekstrawertycznymi cechami mogą być mniej zauważalne niż wcześniej.

A internet ma tutaj mniejsze znaczenie niż mu się przypisuje w pop psychologii. To tylko hipotezy. Zbyt wcześnie na wnioski.
O rzeczywistych przyczynach pisałem powyżej i jest ich o wiele więcej. To takie drobiazgi, które razem wzięte powodują zmianę.
Nie wspomniałem jeszcze o powszechnej modzie na bardzo szeroko rozumianą wygodę.
Po co się z kimś spotykać skoro wygodniej obejrzeć film na kanapie lub pobawić się grą.
Kontakt z żywym człowiekiem mógłby nas wytrącić z wygodnej krainy świętego spokoju.

Różnorodność zanika, ludzie są coraz bardziej nijacy.

Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
A nie jest przypadkiem całkiem odwrotnie? Oferta świata stała się bogatsza niż kiedykolwiek. Dostęp do dowolnej wiedzy stał się łatwy jak nigdy, powstaje coraz to więcej form rozrywki, na rynku z każdym dniem pojawiają się nowe książki, gry i filmy. Dodajmy do tego wyższy poziom zarówno edukacji, jak i finansowy ogółu*, i mamy społeczeństwo, w którym każdy może wybierać swój sposób spędzenia wolnego czasu zupełnie dowolnie. Jeden pokocha programowanie, lecz jego sąsiadkę fascynować będzie jedynie malarstwo. Jeden będzie godzinami zgłębiać tajemnice cywilizacji Azteków, podczas gdy drugiego nie będzie interesować nic poza fizyką kwantową. Tym samym ludziom może być coraz ciężej znaleźć kogoś, z kim mieliby wspólne tematy do rozmowy czy podobną formę spędzania czasu razem. Nawet o dziełach kultury trudno rozmawiać, bo każdy może wybierać do woli, co chce czytać lub oglądać.
W warstwie światopoglądowej też widzę coraz silniejsze zróżnicowanie. Panuje większa akceptacja dla wyróżniających się spośród innych poglądów, więc mniej osób czuje potrzebę, żeby się dostosować. Nie ma wspólnego wroga dla wszystkich.
Powiedziałabym więc, że różnorodność się znacznie zwiększyła, ale jednocześnie to ona ludzi od siebie oddala.
*Oczywiście cały czas mówimy o krajach pierwszego świata.
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 816
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
To co piszesz to oczywiście są fakty, jednak przeważająca część populacji wybiera ofertę z głównego nurtu.
Jak dla mnie to są wszystko powierzchowne różnice, które w krajach pierwszego świata są dużo mniejsze niż kiedyś. Ale ograniczmy się do Polski z minionego wieku.

Przede wszystkim zanikły klasy społeczne.
Kiedyś chłop pańszczyźniany, a potem wolny był kimś kompletnie innym niż jego pan szlachcic.
To była prawdziwa przepaść kulturowa. Ci ludzie nie mówili nawet w tym samym języku.
Była również arystokracja, która opływała w bogactwo podczas gdy jej poddani umierali z głodu.
Było mnóstwo analfabetów, którzy co jasne nie czytali żadnych książek. Mieli tylko swoje wyobrażenia o świecie.
Ludzie mówili różnymi gwarami i nie rozumieli się między sobą. Mieli swoje regionalne zwyczaje, muzykę i sztukę.
W miastach mieszkali robotnicy, którzy bardzo różnili się od chłopów nie mówiąc o rzemieślnikach cechowych takich jak moja rodzina. Każdy z cechów miał swoje zwyczaje. Większość Warszawiaków posługiwała się warszawską mową taką, której raczej nikt inny poza nimi nie rozumiał. Znam to z domu.

Do tego 30% stolicy stanowili Żydzi posługujący się zupełnie niezrozumiałym dla reszty językiem jidysz. Posiadali własną religię i kulturę całkowicie różna od reszty.
Kolejny spory odsetek to prawosławni, którzy posługiwali się językiem rosyjskim i również mieli swoją kulturę i religię.
Teraz większość uprawia jedynie słuszną kulturą amerykańską, kupuje te same produkty wytwarzane przez coraz mniejszą liczbę korporacji. Ma wyprane mózgi przez jednolity system edukacji. Tak są szkoły prywatne, ale ich programy też są zatwierdzane przez ministerstwo.

Celem korporacji jest stworzenie jednolitego globalnego konsumenta, by osiągnąć jak największe korzyści skali i całkiem nieźle im się to udaje.
Podobny cel mieli komuniści stworzenie jednolitego człowieka radzieckiego na całym globie.
A obecnie rzekomy wybór jest czysto pozorny, gdzie by się nie poszło wszędzie jest tak samo, co do istoty rzeczy.
Dawniej ludzie niepiśmienni bez dostępu do edukacji świeckiej i religijne, każdy indywidualnie budowali w swoich głowach wymyślone światy powstałe z ich subiektywnej wyobraźni. Każdy z nich był inny, własny mający pewien zbiór wspólny z mieszkańcami danej wsi, ale znacznie mniejszy niż obecnie, gdy edukacja i nauka serwują gotowy zestaw rozwiązań i odpowiedzi, a każdy kto uważa inaczej postrzegany jest jako psychicznie chory.

Kiedyś prosty człowiek mógł tworzyć własne prawdy, bo nie było, daleko od traktu, żadnych narzędzi do ich weryfikacji.
Współczesna kultura wykastrowała nas z realnej wyobraźni, a tym samym różnorodności postrzegania i interpretacji rzeczywistości.
Serwuje tylko fantazje w książkach, które wszyscy przy zdrowych zmysłach uważają za zmyślone i nienaukowe.
Tylko pytanie czy te zmysły są rzeczywiście zdrowe?
Powszechnie wiadomo że nie.
Stąd też niezaspokojona tęsknota za autentycznością.
Porównując ten tak zwany szary socjalizm z tym co obecnie, to w moim odczuciu nawet wtedy ludzie bardziej od siebie się różnili niż teraz, tak w głębi duszy.

A ja bardzo lubię różnorodność i teraz mi jej brakuje.

Działo się tak, bo mało kto wierzył temu co uczyli w szkole i wieścili w oficjalnych mediach. Radio Wolna Europa, Głos Ameryki, czy BBC Londyn też były niewiarygodną propagandą. Zatem nie pozostawało nic innego jak tylko myśleć samodzielnie,
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Nie chce się wcinać pomiędzy wódkę, a zakąskę, piszę to tylko z uwagi na <nowych> użytkowników, ale tych twoich Żydów z Warszawy to właśnie socjaliści wymordowali. Generalpan Ost jest świetnym przykładem na to jak socjaliści kochali różnorodność.
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 816
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Żaden system nie lubi różnorodności, on zawsze dąży do ujednolicenia i urządzenia mózgów według jedynie słusznej linii siły przewodniej.
Oczywiście zawsze dla dobra ludzkości i jej zbawienia.

A im bardziej niezdarny i nieudolny tym lepiej dla człowieka.
Ten z PRLu był wyjątkowo niewydolny to i więcej wewnętrznej swobody było.
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Re: Czy społeczeństwo robi się ,,introwertyczne'' wg was?
Wystarczy sobie wziąć do ręki kartkę papieru i długopis, i policzyć, w jakich okresach było najwięcej swobody.