mówienie do siebie
mówienie do siebie
Drodzy introwertycy, czy zdarza wam się mówić do siebie bądź rozmawiać z sobą samym?
Od około 6 miesięcy pracuję głównie z domu, bo z drugiego zajęcia, w którym miałam kontakt z ludźmi w firmach obecnie mam mało zleceń. To oraz zakończenie mojego związku około rok temu powoduje, że mam bardzo mały kontakt z ludźmi. To znaczy przebywam z nimi gdy na przykład chodzą na fitness czy na basen, do kina, do supermarketu, ale nie wchodzę z nimi w interakcje. Trochę jak w tej piosence "sama je, sama śpi, sama chodzi z psem". I przyznaję, że pomimo że moja tolerancja dla i lubienie przebywania samej jest bardzo duże, to jest to ten limit, w którym czuję się bardzo samotna. Z moim eks chłopakiem zawsze opowiadaliśmy sobie jak minął nasz dzień, jakie spostrzeżenia na temat ludzi, przyrody mieliśmy, co nas zachwyciło czy zmęczyło w międzyczasie kiedy się nie widzieliśmy. Bardzo mi tego brakuje - rozmowy gdy mieliśmy na to ochotę jednak bez tego upierdliwego szczekania jadaczką, które cechuje te wszystkie cholerne smalltalki.
Od kilku miesięcy zauważyłam, że mówię sama do siebie. Generalnie zawsze zdarzało mi się coś tam skomentować, czy na głos planować. Teraz jednak to coś więcej. Kiedy jestem sama w domu mówię co zrobiłam od rana, co mi się nie podoba/podoba, co zrobię na obiad. Mówię też do mojego żółwia. I dziś złapalam się na tym, że mówię na głos do mojego ukochanego kota, wyobrażając go sobie, dokładnie tak jak gadam do niego,kiedy go odwiedzam, głaszczę, karmię, kiedy mi mruczy na kolanach. Rzecz w tym że kot nie mieszka ze mną tylko z moją mamą. Raz przyłapalam się na tym, że coś tam mówiłam do siebie na klatce schodowej. Przeraziło mnie to. Pomyślalam, że nie wiem, zaczynam wariować Tracić kontakt z rzeczywistością. Mama powiedziała mi (jest psychologiem), że to typowe dla wrażliwych ludzi, kiedy czują się samotni. Substytują sobie obecność innej osoby lub potrafią ją zastąpić poprzez wyobrażanie sobie interakcji bądź interakcyjność z samym sobą. Ona po śmierci mojego taty, gdy nagle została sama, przez pewien czas też mówiła sama do siebie, bo nie mogła się odnaleźć w ciszy dookola niej w domu. Tyle że ja jestem nawykła do ciszy i do samotności. Zaczęłam się zastnawiać, czy inni introwertycy też tak mają? Czy mówicie czasami sami do siebie? Jeśli tak, z czego to waszym zdaniem wynika?
Od około 6 miesięcy pracuję głównie z domu, bo z drugiego zajęcia, w którym miałam kontakt z ludźmi w firmach obecnie mam mało zleceń. To oraz zakończenie mojego związku około rok temu powoduje, że mam bardzo mały kontakt z ludźmi. To znaczy przebywam z nimi gdy na przykład chodzą na fitness czy na basen, do kina, do supermarketu, ale nie wchodzę z nimi w interakcje. Trochę jak w tej piosence "sama je, sama śpi, sama chodzi z psem". I przyznaję, że pomimo że moja tolerancja dla i lubienie przebywania samej jest bardzo duże, to jest to ten limit, w którym czuję się bardzo samotna. Z moim eks chłopakiem zawsze opowiadaliśmy sobie jak minął nasz dzień, jakie spostrzeżenia na temat ludzi, przyrody mieliśmy, co nas zachwyciło czy zmęczyło w międzyczasie kiedy się nie widzieliśmy. Bardzo mi tego brakuje - rozmowy gdy mieliśmy na to ochotę jednak bez tego upierdliwego szczekania jadaczką, które cechuje te wszystkie cholerne smalltalki.
Od kilku miesięcy zauważyłam, że mówię sama do siebie. Generalnie zawsze zdarzało mi się coś tam skomentować, czy na głos planować. Teraz jednak to coś więcej. Kiedy jestem sama w domu mówię co zrobiłam od rana, co mi się nie podoba/podoba, co zrobię na obiad. Mówię też do mojego żółwia. I dziś złapalam się na tym, że mówię na głos do mojego ukochanego kota, wyobrażając go sobie, dokładnie tak jak gadam do niego,kiedy go odwiedzam, głaszczę, karmię, kiedy mi mruczy na kolanach. Rzecz w tym że kot nie mieszka ze mną tylko z moją mamą. Raz przyłapalam się na tym, że coś tam mówiłam do siebie na klatce schodowej. Przeraziło mnie to. Pomyślalam, że nie wiem, zaczynam wariować Tracić kontakt z rzeczywistością. Mama powiedziała mi (jest psychologiem), że to typowe dla wrażliwych ludzi, kiedy czują się samotni. Substytują sobie obecność innej osoby lub potrafią ją zastąpić poprzez wyobrażanie sobie interakcji bądź interakcyjność z samym sobą. Ona po śmierci mojego taty, gdy nagle została sama, przez pewien czas też mówiła sama do siebie, bo nie mogła się odnaleźć w ciszy dookola niej w domu. Tyle że ja jestem nawykła do ciszy i do samotności. Zaczęłam się zastnawiać, czy inni introwertycy też tak mają? Czy mówicie czasami sami do siebie? Jeśli tak, z czego to waszym zdaniem wynika?
-
- Introwertyk
- Posty: 121
- Rejestracja: 25 maja 2011, 17:36
- Płeć: nieokreślona
Re: mówienie do siebie
Nie mówię do siebie, ale kto wie, może bym zaczął gdybym nie miał do kogo otworzyć ust. Na razie - od zawsze - wymaga się ode mnie raczej, żebym mówił więcej, niż bym chciał, więc pewnie szybko się nie dowiem. Na chwilę obecną nawet w myślach nie zwracam się do siebie per "ty".
Mówienie do siebie w miejscach publicznych może ci przytroczyć łatkę oryginała, łagodnie rzecz ujmując. Poza tym łapanie się w pół zdania na tym, że się mówi (w ogóle, a co dopiero do siebie) to raczej niezdrowy objaw i trudno mi sobie nawet wyobrazić, że mógłbym tak robić. Ja raczej łapię się w pół myśli na tym, że myślę, a nie mówię
Mówienie do siebie w miejscach publicznych może ci przytroczyć łatkę oryginała, łagodnie rzecz ujmując. Poza tym łapanie się w pół zdania na tym, że się mówi (w ogóle, a co dopiero do siebie) to raczej niezdrowy objaw i trudno mi sobie nawet wyobrazić, że mógłbym tak robić. Ja raczej łapię się w pół myśli na tym, że myślę, a nie mówię
Keep talking, I'm diagnosing you.
-
- Introwertyk
- Posty: 123
- Rejestracja: 10 wrz 2013, 20:04
- Płeć: nieokreślona
- MBTI: 100% ekstrawertyk
Re: mówienie do siebie
W ogóle nie rozmawiałaś z innymi ludźmi prócz swojego chłopaka? Nie masz żadnych znajomych?tian_shan pisze: To oraz zakończenie mojego związku około rok temu powoduje, że mam bardzo mały kontakt z ludźmi.
Ja też za bardzo nie przepadam za ludźmi i ich gadaniem 24/7, ale pogadać o pierdołach czasem mogę i wyjdę nawet z ekstrawertykami pogadać. Mam przykre wrażenie czytając posty na tym forum, że większość introwertyków to po prostu dziwadła, które boją się ludzi. Dla mnie introwertyzm nie jest jakąś przeszkodą w nawiązaniu kontaktów, bardziej mi przeszkadza w większych zgromadzeniach ludzi i imprezach.
I aż tak denerwują Cię te smalltalki że wolisz gadać sama ze sobą niż z innymi? Mówisz, że gadają o pierdołach a ty sama z sobą rozmawiasz o filozofii? metafizyce? Nie, gadasz co zrobiłaś na obiad i jak Ci dzień minął, więc to też pierdoły. Skąd to przekonanie w intro że są najważniejsi na świecie a z resztą ludzi nie warto gadać?
Re: mówienie do siebie
Rozmawiam z samym sobą w myślach odkąd pamiętam. Nigdy mnie to nie martwiło i nie wyobrażam sobie zaprzestania tego.
Re: mówienie do siebie
Jak mawiał Homer(bądź Horacy) "człowiek istotą społeczną." (niestety , zwłaszcza dla nieśmiałych) Jednak ciekawi mnie dlaczego wolisz kontakt z kotem zamiast z mamą, na dodatek jest psychologiem, pytałaś ją o radę? Może pomóc. Jak ona sobie z tym poradziła? Czy ją też to niepokoiło?
Zawsze możesz poszukać pomocy u psychoterapeuty. Chociaż czy potrzeba(?) Zależy. Rozumiem gadać ze zwierzętami czy roślinkami,podlewając je, ale jednak żeby nie doszło do dnia, że zastąpią ci one relacje z ludźmi. Cenisz prywatność - ok, w sumie nie znam się na mózgu, ale na pewno jest to niesamowity narząd. Żeby poprzez tylko i wyłącznie kontakt z kotami czy żółwiami, nie wywinął Ci numeru (mózg) że zaczniesz czuć lęk, wstręt bądź agresje do ludzi.
A co do mnie - często przyłapuje się na powiedzeniu na głos podsumowania mojej myśli. tzn że myśle i myśle, i nagle na głos coś tam mówie. Oczywiście w danym pomieszczeniu nikogo nie ma, bo jakby był to bym nie mógł mysleć
Nierozumiem.I dziś złapalam się na tym, że mówię na głos do mojego ukochanego kota, wyobrażając go sobie, dokładnie tak jak gadam do niego,kiedy go odwiedzam, głaszczę, karmię, kiedy mi mruczy na kolanach.
Zawsze możesz poszukać pomocy u psychoterapeuty. Chociaż czy potrzeba(?) Zależy. Rozumiem gadać ze zwierzętami czy roślinkami,podlewając je, ale jednak żeby nie doszło do dnia, że zastąpią ci one relacje z ludźmi. Cenisz prywatność - ok, w sumie nie znam się na mózgu, ale na pewno jest to niesamowity narząd. Żeby poprzez tylko i wyłącznie kontakt z kotami czy żółwiami, nie wywinął Ci numeru (mózg) że zaczniesz czuć lęk, wstręt bądź agresje do ludzi.
A co do mnie - często przyłapuje się na powiedzeniu na głos podsumowania mojej myśli. tzn że myśle i myśle, i nagle na głos coś tam mówie. Oczywiście w danym pomieszczeniu nikogo nie ma, bo jakby był to bym nie mógł mysleć
Re: mówienie do siebie
To normalne, twój organizm po prostu potrzebuje kontaktu drugą osobą. Stwarzasz sobie iluzję mówiąc do samej siebie lub kota ale w gruncie rzeczy...
Przyjaciel potrzebny od zaraz.
Miałem coś podobnego ale zarazem innego, gdy miałem okres takiej skrajnej samotności to wychodziłem na 2 godziny pojeździć autobusem i po prostu pobyć wśród ludzi.
Przyjaciel potrzebny od zaraz.
Miałem coś podobnego ale zarazem innego, gdy miałem okres takiej skrajnej samotności to wychodziłem na 2 godziny pojeździć autobusem i po prostu pobyć wśród ludzi.
- vragutinovic
- Pobudzony intro
- Posty: 169
- Rejestracja: 18 lis 2012, 0:38
- Płeć: mężczyzna
- MBTI: INTP
Re: mówienie do siebie
Był sobie kiedyś taki człowiek z wielkimi wąsami, co napisał że "jeden razy jeden gdy dłużej potrwa, dwa uczyni (...) trzeci jest zawsze korkiem by rozmowa tych dwóch nie zapadła w głębię", czy coś w tym stylu. "Trzeci" są między innymi właśnie po to.
Oby jak najwięcej trzecich było w naszych życiach!
A poza tym to chyba całkiem normalne... źle, złe słowo... całkiem charakterystyczne dla intrasków tak sobie pogadać samemu ze sobą (ale nie na głos), skoro tzw. dominującą funkcję poznawczą ma się ukierunkowaną właśnie do wewnątrz.
Oby jak najwięcej trzecich było w naszych życiach!
A poza tym to chyba całkiem normalne... źle, złe słowo... całkiem charakterystyczne dla intrasków tak sobie pogadać samemu ze sobą (ale nie na głos), skoro tzw. dominującą funkcję poznawczą ma się ukierunkowaną właśnie do wewnątrz.
Re: mówienie do siebie
Napisałam wcześniej posta, ale widać coś poszło nie tak z wysłaniem, bo go tutaj nie widać. Odpowiadam więc zbiorczo wszystkim:
1. tak, mam znajomych i przyjaciół. Rzecz w tym że wszyscy jesteśmy około 30 (raczej po niż przed) i wszyscy pracujemy. Wiele osób nie mieszka w Polsce, ale spokojnie mogę powiedzieć, że wystarczająco wielu dobrych znajomych jest na miejscu. Ja jedyna jako że jestem tłumaczem pracuję zdalnie z domu. I to mi odpowiada, zawsze chciałam tak pracować. Sama i w ciszy. Ale zawsze też oprócz potrzeby bycia samej był ktoś obok np. przez wiele lat mój eks chłopak. Znajomi mają maleńkie dzieci. Spotykam się z koleżankami czy w grupie co kilka tygodni, rozmawiamy czasem przez tel, piszemy maile itp. W momencie jednak gdy pojawiają się dzieci przez te kilka pierwszych lat to zrozumiałe, że oni nie wiedzą nawet w co ręce włożyć, żeby się wyrobić ze wszyskim. I ja to jak najbardziej rozumiem.
2. nie przeszkadzają mi smalltalki. Mogę tak pogadać i jestem w tym dobra. Raczej w nadmiarze męczą. Brakuje mi bliskości emocjonalnej i możliwości pogadania o wszystkim, także i o tej metafizyce czy o na przykład zmieniającym się kolorze chmur, którą miałam w związku. Dziwadłem nie jestem, introwertyczką tak.
Co do reszty. Samo rozmawianie ze sobą czy to w myślach czy na głos nie jest niczym niepokojącym. Wielu ludziom pozwala uporządkować myśli, wprowadzić dialogowość na przykład przy podejmowaniu decyzji czy wypowiedzenie na głos problemu ustawia go w innym świetle. Gadają sami do siebie (gdy są sami) i introwertycy i ekstrawertycy, ludzie generalnie (robiono takie badania). Różnica może być w motywacji i w tym jaką potrzebę to zaspokaja. I tego chciałam się od was może dowiedzieć. Kiedy i jak do siebie gadacie. Szczerze to dziwi mnie, że nie ma odpowiedzi, że to robicie. Nie tylko moja mama jest psychologiem, mi też zdarzyło się studiować więcej niż jeden kierunek i robić po studiach specjalizację z psychoterapii. Ze specjalizacji zrezygnowałam, ale wiedzę jakąś tam mam.
Co do mnie - po raz pierwszy w życiu jestem w sytuacji, że tak dużo i długo przebywam sama. Wcześniej był to mój wybór tzn. ja dozowałam sobie ile potrzebuję samotności i odcięcia się. Czy chcę sama wyjechać, sama iść na spacer itp. I lubiłam pobyć sama nawet kilka dni, podróżować sama przez tydzień na przykład. Zawsze jednak były albo studia i tam dużo różnych kontaktów z ludźmi, albo mieszkanie z rodzicami albo partnerzy i znajomi. Pracowałam w domu lub kilka razy w tygodniu w firmie - w domu miałam czas na pobycie te około 10 godzin sama, potem był kontakt z chłopakiem lub co kila dni znajomymi i rodziną.
A teraz jest i praca z domu, i brak partnera, i samotne mieszkanie, i zaganiani przyjaciele. Nie zdarzało mi się wcześniej nie widzieć się z nikim poza kasjerka w sklepie np. przez tydzień czy dwa a w ciągu dnia porozmawiać tylko z mamą przez telefon i przyjaciółką. To nowe dla mnie i chyba dlatego sama siebie zaskakuję w moich reakcjach. Co do kota - brakuje mi bardzo dotyku, ciepła, przytulania się z człowiekiem a mówiąc wprost z kochaną osobą. Może dlatego częściej myślę i przywołuję sobie mojego kota i momenty kiedy go odwiedzę, bo jest słodką kulką przytulastego mruczącego tulącego się do mnie stworzenia, które nie schodzi mi z kolan? Może łatwiej mi to robić, żeby nie myśleć o tym, że nie mogę już przytulać się do mojego eks chłopaka? Bo rozstanie wciąż boli tak bardzo, że nie jestem w stanie przypominać sobie tych akurat chwil kiedy się do siebie tuliliśmy?
Wczoraj miałam generalnie kiepski dzień, kolejny dzień ciszy w mieszkaniu był trudny do zniesienia, dlatego chyba zaczęłam przywoływać obraz kota i gadać sama do siebie/ do niego. Dlatego tak mnie to przeraziło. Nie to że jak czasami "porozmawiam ze sobą" co by tu zrobić na obiad, czy jak minął dzień, ale to że zaczynam gadać do stworzenia, którego nie ma fizycznie obok a jego obraz jest tylko w mojej pamięci. że to może oznaczać, że tracę poczucie rzeczywistości.
Dziś spotkalam się z przyjaciółką i mamą, wyskakałam się na fitnesie i od razu czuję się dużo lepiej. Proporcje wróciły na właściwe miejsce. Postanowiłam, że przez pewien czas dopóki nie przepracuję emocjonalnie tego rozstania i nowej sytuacji MUSZĘ codziennie wychodzić z domu - na fitness, na jogę, na kurs językowy. I że przyjmę takie zlecenia z firm, jakie akurat teraz są czyli kiepsko płatne i mało ciekawe i generalnie niezbyt dla mnie opłacalne, ale przynajmniej wrócę do rytmu pracy z ludźmi i siłą rzeczy nie będę tyle sama i nie będę tyle myślała o tym, jak mi źle
Dzięki wszystkim za odpowiedzi.
1. tak, mam znajomych i przyjaciół. Rzecz w tym że wszyscy jesteśmy około 30 (raczej po niż przed) i wszyscy pracujemy. Wiele osób nie mieszka w Polsce, ale spokojnie mogę powiedzieć, że wystarczająco wielu dobrych znajomych jest na miejscu. Ja jedyna jako że jestem tłumaczem pracuję zdalnie z domu. I to mi odpowiada, zawsze chciałam tak pracować. Sama i w ciszy. Ale zawsze też oprócz potrzeby bycia samej był ktoś obok np. przez wiele lat mój eks chłopak. Znajomi mają maleńkie dzieci. Spotykam się z koleżankami czy w grupie co kilka tygodni, rozmawiamy czasem przez tel, piszemy maile itp. W momencie jednak gdy pojawiają się dzieci przez te kilka pierwszych lat to zrozumiałe, że oni nie wiedzą nawet w co ręce włożyć, żeby się wyrobić ze wszyskim. I ja to jak najbardziej rozumiem.
2. nie przeszkadzają mi smalltalki. Mogę tak pogadać i jestem w tym dobra. Raczej w nadmiarze męczą. Brakuje mi bliskości emocjonalnej i możliwości pogadania o wszystkim, także i o tej metafizyce czy o na przykład zmieniającym się kolorze chmur, którą miałam w związku. Dziwadłem nie jestem, introwertyczką tak.
Co do reszty. Samo rozmawianie ze sobą czy to w myślach czy na głos nie jest niczym niepokojącym. Wielu ludziom pozwala uporządkować myśli, wprowadzić dialogowość na przykład przy podejmowaniu decyzji czy wypowiedzenie na głos problemu ustawia go w innym świetle. Gadają sami do siebie (gdy są sami) i introwertycy i ekstrawertycy, ludzie generalnie (robiono takie badania). Różnica może być w motywacji i w tym jaką potrzebę to zaspokaja. I tego chciałam się od was może dowiedzieć. Kiedy i jak do siebie gadacie. Szczerze to dziwi mnie, że nie ma odpowiedzi, że to robicie. Nie tylko moja mama jest psychologiem, mi też zdarzyło się studiować więcej niż jeden kierunek i robić po studiach specjalizację z psychoterapii. Ze specjalizacji zrezygnowałam, ale wiedzę jakąś tam mam.
Co do mnie - po raz pierwszy w życiu jestem w sytuacji, że tak dużo i długo przebywam sama. Wcześniej był to mój wybór tzn. ja dozowałam sobie ile potrzebuję samotności i odcięcia się. Czy chcę sama wyjechać, sama iść na spacer itp. I lubiłam pobyć sama nawet kilka dni, podróżować sama przez tydzień na przykład. Zawsze jednak były albo studia i tam dużo różnych kontaktów z ludźmi, albo mieszkanie z rodzicami albo partnerzy i znajomi. Pracowałam w domu lub kilka razy w tygodniu w firmie - w domu miałam czas na pobycie te około 10 godzin sama, potem był kontakt z chłopakiem lub co kila dni znajomymi i rodziną.
A teraz jest i praca z domu, i brak partnera, i samotne mieszkanie, i zaganiani przyjaciele. Nie zdarzało mi się wcześniej nie widzieć się z nikim poza kasjerka w sklepie np. przez tydzień czy dwa a w ciągu dnia porozmawiać tylko z mamą przez telefon i przyjaciółką. To nowe dla mnie i chyba dlatego sama siebie zaskakuję w moich reakcjach. Co do kota - brakuje mi bardzo dotyku, ciepła, przytulania się z człowiekiem a mówiąc wprost z kochaną osobą. Może dlatego częściej myślę i przywołuję sobie mojego kota i momenty kiedy go odwiedzę, bo jest słodką kulką przytulastego mruczącego tulącego się do mnie stworzenia, które nie schodzi mi z kolan? Może łatwiej mi to robić, żeby nie myśleć o tym, że nie mogę już przytulać się do mojego eks chłopaka? Bo rozstanie wciąż boli tak bardzo, że nie jestem w stanie przypominać sobie tych akurat chwil kiedy się do siebie tuliliśmy?
Wczoraj miałam generalnie kiepski dzień, kolejny dzień ciszy w mieszkaniu był trudny do zniesienia, dlatego chyba zaczęłam przywoływać obraz kota i gadać sama do siebie/ do niego. Dlatego tak mnie to przeraziło. Nie to że jak czasami "porozmawiam ze sobą" co by tu zrobić na obiad, czy jak minął dzień, ale to że zaczynam gadać do stworzenia, którego nie ma fizycznie obok a jego obraz jest tylko w mojej pamięci. że to może oznaczać, że tracę poczucie rzeczywistości.
Dziś spotkalam się z przyjaciółką i mamą, wyskakałam się na fitnesie i od razu czuję się dużo lepiej. Proporcje wróciły na właściwe miejsce. Postanowiłam, że przez pewien czas dopóki nie przepracuję emocjonalnie tego rozstania i nowej sytuacji MUSZĘ codziennie wychodzić z domu - na fitness, na jogę, na kurs językowy. I że przyjmę takie zlecenia z firm, jakie akurat teraz są czyli kiepsko płatne i mało ciekawe i generalnie niezbyt dla mnie opłacalne, ale przynajmniej wrócę do rytmu pracy z ludźmi i siłą rzeczy nie będę tyle sama i nie będę tyle myślała o tym, jak mi źle
Dzięki wszystkim za odpowiedzi.
-
- Pobudzony intro
- Posty: 160
- Rejestracja: 18 wrz 2013, 17:23
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: INFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: mówienie do siebie
Ja mówię sam do siebie kiedy jestem w domu. W myślach mogę mówić cały czas. To pozwala mi się odprężyć, podnieść humor i wygadać czyli wyczerpać ten limit słów na dobę. Zwłaszcza, że moje kontakty z ludźmi są bardzo małe. To w sumie jest normalne bo masz czas na siebie i lepiej siebie poznajesz.
- RedVist
- Wtajemniczony
- Posty: 6
- Rejestracja: 04 paź 2013, 7:20
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 8w9
- MBTI: ISTJ
- Lokalizacja: W-wa
Re: mówienie do siebie
Mi również dość często zdarza się mówić do siebie ale to "zjawisko" ma jakby 2 oblicza.Często mówie do siebie jak muszę coś ważnego zaplanować,przygotować się do czegoś lub gdy staram się zrozumieć/przeanalizować coś czego chce, a nie moge zrozumieć.Natomiast taki "wewnętrzny autodialog" prowadze niemal bez przerwy gdyż ciągle o czymś myśle.A najlepsze jest to że wszystko dzieje się w sposób niemal samoistny niezależnie od mojej woli.Ale taka chyba jest nasza (introwertyczna) natura, więc jest to czymś naturalnym.
"W życiu nie ma wrogów, ani przyjaciół.
Są tylko nauczyciele" - Autor nieznany
Są tylko nauczyciele" - Autor nieznany
Re: mówienie do siebie
Heh a już myślałem że to tylko ja gadam do siebie W moim przypadku najczęściej mówię do siebie w chwilach stresu. Zazwyczaj odbywa się to tylko w myślach ale w sytuacjach mocnej irytacji nawet na głos. Czasem łapię się na tym że mówię do siebie teksty które "normalni" ludzie mówią miedzy sobą typu:"ale fajna laska". Oczywiście staram się żeby wtedy nie było wokół ludzi bo jeszcze wzięli by mnie za jakiegoś psychola a plotki wiadomo szybko się rozchodzą. Jak ktoś wyżej wspomniał bierzę się to najprawdopodobniej z dużego osamotnienia i braku dialogu z żywą osobą.
Re: mówienie do siebie
Czyli norma. Ja też tak mam. Spokojnie mogę się podpisać pod wszystkimi dotychczasowymi wypowiedziami
Tian_shan, myślę, że obrałaś słuszną strategię. Fitness, joga, kurs jezykowy itp. - te wszystkie aktywności pozwalają utrzymać się w dobrej kondycji psychicznej. A zwłaszcza joga. Po rozstaniu (2 lata temu) zapisałem się na jogę. Uczęszczam nawet 5 razy w tygodniu. Mam kontakt z ludźmi (bardzo powierzchowny, ale chociaż tyle), na bieżąco uwalniam napięcia z ciała, i duszy, a samopoczucie całkiem całkiem
Tian_shan, myślę, że obrałaś słuszną strategię. Fitness, joga, kurs jezykowy itp. - te wszystkie aktywności pozwalają utrzymać się w dobrej kondycji psychicznej. A zwłaszcza joga. Po rozstaniu (2 lata temu) zapisałem się na jogę. Uczęszczam nawet 5 razy w tygodniu. Mam kontakt z ludźmi (bardzo powierzchowny, ale chociaż tyle), na bieżąco uwalniam napięcia z ciała, i duszy, a samopoczucie całkiem całkiem
Re: mówienie do siebie
taka wewnętrzna dialogowość w głowie wydaje mi się czymś oczywistym. Powiedzenie na głos czegoś gdy jest się samemu, tak jak pisałam, też jest ok. Rzecz w tym żeby nie zatracić tej granicy i tego momentu, w którym zniknie świat zewnętrzny na dobre. Teraz mamy o tyle łatwiej, że wiele osób gada do siebie na ulicy, bo gadają przez słuchawki przez komórki, więc trudniej być posądzonym o bycie wariatem :-) A tak na poważnie, to zaczęłam baczniej się przyglądać ludziom właśnie pod tym kontem i w ciągu ostatniego tygodnia zauważyłam 2 osoby, które właśnie moim zdaniem przekroczyły tę granicę kontroli. Jedną był facet w supermarkecie, który gadał do siebie, jaki serek ma wybrać i nie było to tylko "ok, to szukam camemberta X", ale całe dialogi i onomatopeje, których on chyba nie był świadomy. Druga to starsza pani mieszkająca na mojej klatce, która generalnie nienawidzi ludzi i życia swojego i za każdym razem, gdy idzie wykrzykuje sama do siebie bądź wyklina polityków prowadząc z nimi rozmowy. Oba przypadki wyglądały smutno.
Co do mnie - przybrałam taką samą strategię ja ty, idako. Pracy na razie w firmach nie ma, ale za to chodzę na fitness praktycznie codziennie i od tego tygodnia idę rano na jogę. Ćwiczyłam krótko kilka lat temu i też świetnie mi to robiło. I tak jak ty mam powierzchowny kontakt z ludźmi na fitnesie lub raczej jestem wśród ludzi bez gadania z nimi i wśród zachowań społecznych codziennie i jest dużo lepiej. idako czy możesz napisać (może być na pw, żeby tu nie śmiecić) czy ćwiczysz iyengara czy ashtangę?
Co do mnie - przybrałam taką samą strategię ja ty, idako. Pracy na razie w firmach nie ma, ale za to chodzę na fitness praktycznie codziennie i od tego tygodnia idę rano na jogę. Ćwiczyłam krótko kilka lat temu i też świetnie mi to robiło. I tak jak ty mam powierzchowny kontakt z ludźmi na fitnesie lub raczej jestem wśród ludzi bez gadania z nimi i wśród zachowań społecznych codziennie i jest dużo lepiej. idako czy możesz napisać (może być na pw, żeby tu nie śmiecić) czy ćwiczysz iyengara czy ashtangę?
Re: mówienie do siebie
Mówienie do siebie, hmm. Może lepiej idź na całość i stwórz sobie dziewczyno tulpę!
Re: mówienie do siebie
Wiem co to tulpa i wiem, jak działa. Dla osób, które wybierają sobie jakiś mały fragmencik systemu buddyzmu (poza buddyzmem zen, bo ten system działa inaczej), który im sie akurat podoba i zaczynają się tak "bawić" czy "testować doświadczenia" ani bez nauczyciela/mistrza pokazującego, co i jak po kolei, ani tym bardziej bez szerszego zrozumienia czym dana praktyka jest w całości systemu i jego celu, jest to bardzo niebezpieczne i w najlepszym przypadku prowadzi do dezintegacji osobowości. Także pudło, agonie.Agon pisze:Mówienie do siebie, hmm. Może lepiej idź na całość i stwórz sobie dziewczyno tulpę!