LadyAKaBlackSoul pisze:Generalnie nic nie mam przeciwko ludziom, którzy potrzebują czegoś "nad sobą", wiary, że coś nad nimi czuwa, że nie są sami duchowo itp., jeśli mając tak niewiele łatwiej będzie im się żyło i dadzą radę przebrnąć dalej po kopniakach od życia, to proszę bardzo, mogą sobie nawet gadać wieczorem do zmarłego pana z obrazka. Bo w sumie póki człowiek jest tak zwyczajnie dobry (w moim najprostszym ujęciu nie krzywdzi świadomie innych i świata), to co za różnica w co sobie wierzy. Byle nie narzucał tego innym, to mnie chyba najbardziej wkurza w religiach, to i istnienie instytucji kościołów w postaci powszechnie nam znanej. Z ich prawami, możliwościami i przywilejami. A tajemnica spowiedzi, to już dopiero fenomen "prawa".
Problem pojawia się w sytuacji w której ktoś uważa, że jego wizja świata jest lepsza/ważniejsza/poprawniejsza od Twojej i przez to czuje się uprawniony do kształtowania rzeczywistości pod dyktando swojej religii. Wtedy ty zostajesz na lodzie, bo albo się podporządkujesz albo skończysz w obozie przeciwników (może niekoniecznie jako wróg, którego trzeba zniszczyć, ale raczej jako persona non grata).
Drugi problem to określenie tego, co sprawia, że człowiek jest dobry. Czy można skonstruować obiektywne kryterium dobroci ludzkiej? Czy można jasno nakreślić tego typu zasady? Co jeśli 3/4 ludzkości znajdzie się poza burtą? Czy będziemy ich siłą nawracać?
Instytucje i ogólnie biurokracja to chyba naturalna rzecz przy wszelkiego rodzaju zgromadzeniach o takiej skali. Małe kościółki nie potrzebują tego, bo radzą sobie w swoim małym obszarze, ale jeśli zacznie się rozrost, to może pojawić się potrzeba usystematyzowania procedur, zachowań itp. Inna sprawa, że z czasem zapomina się po co te procedury zostały wprowadzone i wtedy zaczynają żyć własnym życiem i dochodzi do tego co Ciebie denerwuje. A że pojawienie się KK w danym państwie oznaczało początek kontaktu z cywilizacją łacińską, to i z czasem kościół nabywał prawa, chociaż może bardziej stawiał się w roli arbitra tych praw, w końcu bez zgody papieża nie było mowy o koronacji. Od czasów początków państw w Europie Kościół sprawował władzę duchową, oczywiście nie z nadania ludu, ale stąd wynikają przywileje itp.
Nie wiem w czym jest problem z tajemnicą spowiedzi? Chyba chodzi o to, żeby ksiądz nie mógł w pewnym sensie niszczyć społeczności, której dogląda. Ma prawnie zakneblowane usta i nie może rozpowiadać tego co słyszy na spowiedzi, a co mogłoby powodować konflikty itp.
LadyAKaBlackSoul pisze:Religia to też w końcu, a raczej głównie całkiem niezła władza na ludźmi oraz usprawiedliwienie wielu kwestii poglądowych, wystarczy zacytować kawałek grubej książki i już możemy zabijać homoseksualistów, w najlepszym wypadku otworzyć dla nich szpital, a zgwałconej kobiecie kazać urodzić dziecko... jakie to proste, przecież bóg tak chce...
To wszystko moim zdaniem wynika z tego, że osoby posługujące się takim tokiem myślenia są osobami, które oddały możliwość rozróżniania dobra i zła innym. Wtedy wszystko przejdzie, tak długo jak się jest po właściwej stronie.
LadyAKaBlackSoul pisze:Tak wiem, moje postrzeganie definicji dobra i szerzenie moich poglądów to też próba indoktrynacji i tak się teraz zastanawiam, jak radzić sobie (żeby nie użyć słowa "walczyć") z ludźmi, dla których istnienie życia po śmierci w raju boga czy allaha, dążenie do bycia zbawionym itp. przez swe działania jest ważniejsze niż to co dzieje się przez to z innymi. I choć uważam siebie za dość egoistyczną osobę, to tacy ludzie jednak biją mnie o głowę...
Twój post przy definicji
indoktrynacji to jak mrówka przy słoniu. Odnośnie cytatu, jestem ciekawy czy da się znaleźć osobę, która w 100% akceptuje nauki własnej religii. W sensie, że w końcu KK mówi o miłości do bliźniego, nadstawianiu policzka itp. a rzeczywistość jest taka a nie inna, a chyba o tym piszesz. Jeśli walczyć to najlepiej chyba pytać
dlaczego, to może dać szansę drugiej osobie na dostrzeżenie własnych błędów, bo jak się wyskoczy z
Nie masz pojęcia o czym mówisz, żyjesz w kłamstwie! itp., to jedyna reakcja jaką się uzyska to reakcja obronna.
LadyAKaBlackSoul pisze:A tak z ciekawości, słyszeliście kiedyś o misjach pomocowych zorganizowanych przez kościół (nie mówię o jednorazowych akcjach, tylko o długofalowej pomocy) ale takich, które nie niosą ze sobą opcji nawracania przy okazji tą pomocą obdarowywanych? Mam ciągłe wrażenie, że tam jest tylko coś za coś... czyli pomoc bezinteresowna dla bliźniego. Chyba nikt nie myśli, że biedne, opuszczone dziecko nie uwierzy w Jezusa za jedzenie i dach nad głową. Właśnie przypomniał mi się świetny film z którejś edycji watch docs "Bóg kocha Ugandę", polecam! Młodzi amerykańscy chrześcijanie w akcji. Nic dodać, nic ująć.
To może być kwestia tego, że będąc poza zgromadzeniem, masz inne spojrzenie na nie. W tej sytuacji dla Ciebie działalność misyjna jest wykorzystywaniem czyjegoś nieszczęścia do szerzenia własnej ideologii, ale dla nich może to być szczera chęć ratowania dusz ludzi, którzy nigdy
prawdy nie mogli zaznać. Ty widzisz cynizm, oni widzą szczerą potrzebę. Pozostaje pytanie
kto ma rację?, ale to na później.