Z jednej strony jest to smutne, wybór partnera/partnerki (przynajmniej w takich miejscach) sprowadził się do przeglądania półek sklepowych, pochodna konsumpcjonizmu, po prostu "obliczamy" na ile się nam to opłaca.Halszqa pisze:Pisałam z pewną dziewczyną kiedyś i tak mimochodem wyszło, że jeśli ktoś docelowo szuka drugiej połówki to często gęsto robi dosłownie selekcję na podstawie wyglądu, wyksztalcenia. Paskudne czasy... Pana X olejesz, bo nie jest szatynem, tak? Gdzie jest jakieś miejsce na emocje i po prostu ludzkie podejście?
Z drugiej strony trudno, żeby wyglądało to inaczej przy takiej ilości ludzi i dostępie do internetu. Wcześniej trzeba było brać to, co blisko geograficznie, a i przez mniejszą liczbę ludności wybór był zdecydowanie uszczuplony. W praktyce więc wyglądało to tak, że gdzieś w szkole, na studiach, w pracy lub po siatce znajomych poznawało się kogoś i tyle. Pociągało to za sobą jedną konsekwencję - o nieodpowiadających nam w partnerze cechach dowiadywaliśmy się w trakcie związku i można było je albo zaakceptować, albo nie. Teraz szuka się całkowicie "z zewnątrz", absolutnie obcej osoby, z którą nie mamy wspólnych znajomych, ani wspólnych przeżyć w postaci tej samej klasy w szkole itd. Tyle, że od razu widzimy mniej więcej, co ktoś sobą reprezentuje. To zmniejsza ryzyko pomyłki i w efekcie może doprowadzić do mniejszej ilości kłótni, nieporozumień i w efekcie rozstań. Ale znowu - wzrastająca wybredność powoduje, że choćby mała skaza u kogoś, a od razu pojawia się myśl "przecież tam, na zewnątrz, jest tyle ludzi". Ta zasada dostępności robi swoje.