Cześć ! Na początku napisze że chwała temu kto przebrnie przez te wypociny, bo zrobił się s tego potwornie długi monolog…
Jestem autorką powyższych postów, i uznałam, że dla siebie (z chęci uzyskania jakieś sensownej opinii, osób postronnych), Was, i całej introwertycznej społeczności podzielę się z Wami aktualizacją sytuacji opisywanej w styczniu. Poznałam kilku introwertyków ale ten przypadek na który trafiłam jest jakiś fenomenalny, czasami aż mi się wydaje ze to nie introwertyzm tylko jakieś inne problemy. Totalne unikanie konfrontacji, wycofywanie się w sytuacji która jest niekomfortowa (i tu mam na myśli cos tak błahego że np. zaproszenie na piwo prócz oczywiście standardowej odmowy kończy się tygodniowym milczeniem, no ale nie ważne, od początku.) Dzisiaj mamy połowę czerwca, i mogę powiedzieć, że zmieniło się od tego czasu tak wiele i nic jednocześnie.
Rozpoczynając od tego, że przez te wszystkie miesiące nie doszło między nami do szczerej i otwartej rozmowy na nasz temat, chociaż przyznam się, że ciągle się do niej zbieram, to wydarzyło się wiele. Przez ten czas poznaliśmy się o wiele lepiej, i nasz kontakt dziś można powiedzieć, że jest zupełnie inny. Jestem chyba jedyną osobą w „naszym środowisku” która tyle wie o R, mało tego często słyszę, „nie wiedziałam że R. potrafi tyle mówić, przy Tobie buzia mu się nie zamyka” Jednak po tych wszystkich miesiącach mam wątpliwości czy "R." bo tak nazwę obiekt mych westchnień jest ciągle mną zainteresowany w znaczeniu romantycznym. I tu pytanie do Was drodzy introwertycy, co sądzicie o tych wszystkich sprzecznych sygnałach ?
Od czasu jak do Was napisałam doszło między nami do jednej sytuacji, mianowicie o szaleństwo dostałam buziaka w czoło, którym odwdzięczyłam się w usta. Przez te wszystkie miesiące nasz kontakt był zmienny, raz intensywny, pisał(głównie pisał, widywaliśmy się jedynie na firmowych imprezach) czasami rzeczy jednoznaczne, jak przeprosiny że nie przyjdzie na firmowa imprezę, bo chciał ze mną porozmawiać czy żarty, że dlaczego nie przychodzę do nich na piętro bo mnie nie widuje. Zawsze jednak po okresie nasilonego kontaktu następował jego kompletny zanik. R. wciąż będąc w związku wielokrotnie się odcinał, po czym zawsze jednak znów się odzywał. Trudno streścić pół roku dziwnych akcji więc postaram się je wypunktować (w miarę zachowując logikę i chronologię, na tyle na ile będzie to możliwe.
Rozpocznę od tego, że przez te wszystkie miesiące mieliśmy wiele okazji do rozmów i spotkań w gronie znajomych, zawsze lądujemy na nich gdzieś na uboczu i jesteśmy pochłonięci rozmową ze sobą (do tego stopnia że znajomi z pracy zostawiają już nas samych czy nie podchodzą jak nas widzą, zdarzają się nawet uwagi do mnie, bo oczywiście do niego nie, ze mogłabym w końcu uwieść Pana R. bo już wszyscy to widzą jak się ze sobą czaimy. Lecz ja wciąż nie wiem co myśleć, raz uważam że czuje to co ja, innym gdy przestaje się odzywać, mam wątpliwości, czy można aż tak długo podejmować decyzję ?
Na przełomie lutego i marca mieliśmy bardzo intensywny kontakt (czułam z jego strony taką znaczną inicjatywę, nie miał w niczym oporów jeśli czegoś chciał, co jest ważne, bo do tejże inicjatywy powrócę jeszcze)i myślałam ze wszystko jest na dobrej drodze do jakiś jego życiowych decyzji gdy nagle z dnia na dzień zerwał kontakt totalnie, trwało to około 1,5 miesiąca, odizolował się całkowicie, widywaliśmy się ale stał się bardzo zdystansowany, czasami wręcz szorstki. Jak się okazało później dzień w którym się odciął był dniem początku jego poważnego kryzysu w związku (dziewczyna wzięła bez jego zgody psa do jego domu i oznajmiła mu ze teraz mają dwa i heja) Dla mnie wiadomość o drugim pupilu była ciosem w serce gdyż znaczyło to ze o żadnym rozstaniu nie ma mowy, i postanowiłam totalnie zerwać kontakt, zapomnieć, przepłakać nauczyć się żyć, od nowa, gdyż się całkowicie zakochałam. Nie odpisywałam na wiadomości, unikałam go w pracy, jak szedł przez korytarz to zawracałam by tylko się z nim nie widzieć, byłam w tym strasznie konsekwentna. Któregoś razu przyszedł na imprezę i wszystko mi wyjaśnił sam z siebie, co się u niego dzieje, w jego życiu że ma wątpliwości, że nie widzi szans swoją relację z ową Panią, jednak dalej nic się nie zmieniało, kolejne miesiące mijały, nasz kontakt, wygasał powoli, starałam się przyzwyczaić do myśli że woli być nieszczęśliwy niż coś zmienić i nagle, miesiąc temu, w któryś poniedziałek odezwał się. Okazało się że w niedziele poprzedzającą ten poniedziałek ona się wyprowadziła i zakończyli swój kilkuletni związek. Zaraz od następnego dnia odnowił kontakt, z pisania na komunikatorze zamieniły się nasze kontakty na codziennie spotkania w pracy, a to na wspólnego papierosa, a to po wyjście do sklepu, czy po obiad, można powiedzieć ze dbał/dba o to byśmy widzieli się dwa razy dziennie, zaprosił mnie nawet raz na piwo po pracy co wcześniej było nie do pomyślenia (nie utrzymuje takiego kontaktu z żadną dziewczyną z pracy,) w sumie jak odchodzi od biurka to albo jeść albo widzi się ze mną, chyba nawet zaczął popalać towarzysko papierosy by się zobaczyć.
I teraz wszystko to brzmi naprawdę obiecująco gdyby nie ten jego potworny dystans, i taka wręcz koleżeńska postawa, i brak tej inicjatywy do której był zdolny wcześniej, czuje trochę mętlik, bo z jednej strony jeśli facet odnawia kontakt dzień po rozstaniu i przenosi go z internatu do realu to coś znaczy, z drugiej jednak jest taki totalnie neutralny. Potrafi czasami wręcz mnie unikać, czy nie odpowiadać, po czym odzywa się po paru dniach i znów proponuje wspólną przerwę czy papierosa, jeśli ja proponuje to odmawia, wręcz inicjatywę z mojej strony "karze" chwilowym urwaniem kontaktu, totalnie tego nie rozumiem, to nielogiczne. Teraz parę rzeczy ogólnie, które według mnie mają znaczenie, ale już sama nie wiem, może nadinterpretuje lub z typową dla kobiet zdolnością racjonalizuje słowa, czy gesty, ale...
-przez te wszystkie miesiące zawsze nasze rozmowy zachodzą na temat dzieci i rodziny, R. bardzo jej pragnie(dziewczyna nie chciała mieć dzieci, typ karierowiczki), ja z resztą też marze o dzieciach, czasami on zachowywał się tak jak by przeprowadzał ze mną wywiad środowiskowy, czy chce mieć dzieci, ile, kiedy, z jakiej jestem rodziny, status społeczny, czy mam zamiar zostać w mieście w którym pracujemy, no nie było by w tym nic dziwnego gdyby to była jedna rozmowa czy dwie, ale w około tego tematu krąży 70% naszych rozmów, często niekrótkich(zadaje konkretne i precyzyjne pytania, żadnego owijania). A jest człowiekiem niezwykle filtrującym to co mówi, nigdy nie papla bez sensu, często milczy czy się zamyśla. Nie sądzę by gadał o tym tak ooo, dla fanu.
- zaczął zdradzać mi swoje sekrety, czy opowiada o tym co go martwi, smuci, lub o traumach z dzieciństwa (dodam że, on potrafi nie odpowiedzieć cześć ludziom z którymi pracuje a mi udało się z nim nawiązać relację w której odkrywa swoje intymne sprawy)
- uwagi ludzi z pracy którzy widza całą sytuację, zaczyna ona być dostrzegana przez innych. A z drugiej strony:
- trzyma potworny dystans, dużo większy niż jak był w związku, (oczywiście uważam że może potrzebuje czasu, ale jeśli nie przeszkadzało mu wykazywać inicjatywy jak w nim był, to czemu teraz jej nie ma ?)
- to karanie mojej inicjatywy, czuje ze przez to zaczynam się z nim obchodzić jak z jajkiem
- nie przyznał się ze się rozstał z nią, nie kąłmie tez ze tak jest, po porostu nie powiedział o tym wprost( wiem to gdyż ona jest internetową ekshibicjonistką)
To trwa tyle miesięcy i mam już taką jajecznicę w głowie, ze nie wiem co myśleć, z jednej strony odzywa się z drugiej traktuje mnie teraz jak koleżankę, nagle zrywa kontakt na 3,4, 5, dni, z drugiej strony to ciągłe gadanie o dzieciach, rodzinie, poglądach, jak widzę wychowanie dzieci, czy jedno, czy jedno po drugim, no wiem totalnie wszystko o jego podejściu, do rodziny dzieci, postawy rodziców względem niego, błędach wychowawczych których nie popełni, w tych tematach to chyba mnie tylko nie zapytał o choroby genetyczne i cykl owulacyjny xD ... a w tym wszystkim taka zajebiście neutralna postawa, żadnej bliskości, żadnego sygnału, takiej zwykłej męskiej inicjatywy. ma 37 lat a robimy podchody jak nastolatki w gimnazjum, wykazałam się potworną cierpliwością, zrozumieniem, starałam się o niego wiele miesięcy ale facet jest jak skała, ja to uwielbiam, ale serio czasami wydaje mi się ze traktuje mnie jak koleżankę a to co było między nami już dawno nie ma dla niego znaczenia, z drugiej strony te rozmowy, ostatnie z resztą nie dawno. Serio nie wiem co o tym sądzić, czy można być aż tak zamkniętym w sobie, popadać w taki paraliż analityczny, czy może jednak ja to wszystko nadinterpretuje, bo jestem zakochana bez pamięci i nawet kupa ptaka byłaby przeze mnie uznana za znak !
Wiem że, ta wypowiedz jest niezwykle chaotyczna, ale serio trudno to jakoś sensownie streścić, wiele rzeczy pominęłam a i tak zrobiła się z tego postu epopeja, tak więc drodzy introwertycy, czy jest szansa, że ten Pan w ogóle myśli o mnie poważnie, czy może jestem skazana na miesiące dochodzenia do siebie i odkochiwania, w ogóle jak introwertycy przeżywają rozstanie, takie do którego się przygotowywali miesiącami i i była to ich decyzja. Dodatkowo moi bliscy znajomi są sfrustrowami, zarówno moimi wachanami nastroju gdyż bardzo calą sytuację pzreżywam jak i jego zachowaniem, zainteresowaniem, połączynym z jego brakiem, trudno słucha się, że ktoś ma Cię w d... a co najgorszę ja to widze zupełnie innaczej.
Ychhh… dziękuje każdemu kto przebrnął przez te tony tekstu