Drimlajner pisze: ↑18 paź 2019, 0:47
Nie mniej pani Dominika jest cennym dodatkiem dla życia publicznego. Nie dlatego aby mieć kolejną osobę do nauczenia na pamięć regulaminu sejmu, albo kto gdzie siedzi na sali plenarnej. Zatrudni sobie asystenta, asystent za nią będzie znał takie informacje.
Ona wie to czego my nie wiemy.
PiS wprowadza w 2016 program 500+. Podstawowym celem tego programu jest stymulowanie dzietności, poprawa tej wartości z 1.3 na 1.5. Program 500+ przynosi fiasko, mimo 3 lat funkcjonowania, dzietność tak jak stała w punkcie 1.3 tak dalej stoi w punkcie 1.3.
Pani Dominika ma 5-tkę dzieci z dwoma różnymi mężczyznami. Przyznała, że myśli o kolejnym. Demografia jest ważna bo bez przyrostu na poziomie co najmniej 2.0 my Polacy, zaczniemy po prostu wymierać. Rolą pani poseł w sejmie jest przekazać nam informację dlaczego ona ma te dzieci, a inne kobiety nie i w jaki sposób można ten stan rzeczy zmienić.
Pani Dominika niczego nie zmieni, zresztą wątpię, aby odgrywała jakąś ważniejszą rolę w Sejmie. Ale wielodzietność to jest zjawisko, które minęło i nie wróci nieważne czy będzie rządził PiS czy PO, Korwin czy Zandberg. Po prostu w cywilizacji uprzemysłowionej, gdzie większość ludzi żyje w miastach wychowanie dzieci a nawet ich utrzymanie jest drogie, trudne i niepraktyczne. Znacznie bogatsze od nas kraje Zachodu mimo wydawania na poprawę dzietności większych niż nasze 500+ nie są w stanie dobić nawet do tych 2.0. A to nie jest problem tylko naszej kultury - współczynniki dzietności w Azji Wschodniej czy nawet skrajnie konserwatywnych monarchiach znad Zatoki Perskiej są na poziomie europejskich, nawet kraje muzułmańskie jak Bangladesz, Turcja czy Tunezja są na tej granicy 2.0, a trend jest spadkowy. Po prostu wielodzietność była pewnym etapem w ewolucji gatunku i to ma swój kres.
Agora nie jest prywatnym przedsiębiorstwem. Agora jest spółką publiczną.
Agora jest prywatnym przedsiębiorstwem.
Acha, rozumiem, że w tym przypadku taką przysłowiową sarną z krzesłem na głowie była Kidawa-Błońska? Cóż stoi na przeszkodzie wystawić lepszego kandydata od naszej sarenki i zdobyć mandat?
Warszawa jest miastem, gdzie dominują nastroje lewicowo-liberalne do tego niechętnie PiS, więc siłą rzeczy kandydat najsilniejszej opcji antypisowskiej miał największe szanse na dobry wynik wyborczy. No i dodajmy, że Kidawa-Błońska nie budzi raczej negatywnych emocji, głównie dlatego, że rzadko była na pierwszym planie i niczym się nie wygłupiła. Już Kopacz czy Schetyna osiągnęliby gorszy wynik. Trzeba pamiętać też o tym, że wyborcy nawet mimo pewnych różnic poglądów są w stanie zagłosować na partie mniej podobne do siebie programowo ale mające większe szanse powstrzymać tych złych. Więc w Warszawie jak i w całej Polsce część lewicowych wyborców pewnie się poświęciła i zagłosowała na PO, nawet mimo braku sympatii dla tej partii.
Retoryka Korwina, o tfu-demokracji i głosujących idiotach jest być może chwytliwa ale pozbawiona przyszłości.
Jakby nie patrzeć trend jest wzrostowy. A dzisiaj właśnie w czasie kryzysu demokracji, hasła antydemokratyczne mogą wręcz przysporzyć Korwinowi więcej poparcia. Instytucje demokratyczne same się ośmieszają - choćby Wielka Brytania - stawiana jako wzór demokracji i parlamentaryzmu - dzisiaj ma problem ze zdecydowaniem się, czy chce wyjść z UE czy nie i parlament brytyjski stał się globalnym pośmiewiskiem. Do polityki idzie coraz więcej cyrkowców i nawet Korwin ze swoim ekscentryzmem zwyczajnie przestaje być szokującym outsiderem, bo polityka, przynajmniej ta publiczna coraz bardziej przestaje być poważna i staje się kabaretem. Co już odkryli nasi wschodni sąsiedzi, którzy porzucili pozory i wybrali na prezydenta kabareciarza. Widać, że pewien model demokracji się wypala, chociaż pytanie, czy ustrój, w którym naród w referendum wypowiada się za czymś (a mam tu na mysli brexit) a część polityków robi wszystko, żeby wola rzekomo rządzącego narodu nie weszła w życie, kiedy głoszenie pewnych poglądów jest zabronione przez prawo, kiedy policja rozpędza demonstracje przeciwko podwyżkom podatków to czy można jeszcze mówić o systemie demokratycznym? Raczej nie i idzie to wszystko w stronę jakiegoś dziwnego mixu oligarchii i ochlokracji.
Edukacja, przekonywanie ludzi do swoich racji, powolna i cierpliwa walka o elektorat, a nie obrażanie się na zasady gry.
Mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz
A zgadzam się
Zresztą, co by nie mówić Korwin też mimo wszystko starał się edukować i wychowywać sobie elektorat, mimo, że miał pod górkę. Efekt chyba był udany, skoro w końcu się udało. Ale myślę, że jego charakter też stanowił pełną przeszkodę, zresztą nawet zdarzyło mu się wylecieć z partii, które zakładał. Kiedyś myślałem, że Korwin jest trollem, którego nie interesuje sukces polityczny i traktuje swoją działalność jako specyficzną formę rozrywki i zdobywania rozgłosu. Teraz uważam, że on po prostu ma taki charakter. I szkoda, bo może wcześniej udałoby mu się wrócić do Sejmu.
Tak poza tym, to słyszałem taką historię (nie wiem, czy prawdziwą), że podobno Wałęsa, jak był prezydentem i jeździł za granicę, to zawsze jechało z nim dwóch tłumaczy i kiedy Wałęsa coś mówił, to pierwszy tłumaczył drugiemu, co Wałęsa ma na myśli i dopiero ten drugi tłumaczył to na język obcy. Korwinowi też przydałby się jakiś kuc, który by tłumaczył jego słowa podczas wystąpień.
Paweł Piskorski, Lech Kaczyński, Kazimierz Marcinkiewicz, Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Byli prezydenci reprezentujący środowiska centrum - cetroprawica co do których Warszawa nie żywi żadnych szczególnych uraz.
Marcinkiewicz nie wygrał żadnych wyborów i formalnie nigdy nie był prezydentem Warszawy, był zarządcą komisarycznym, który został mianowany przez rząd PiS, w wyborach przegrał z Gronkiewicz-Waltz (co też było raczej głosowaniem przeciwko PiS). Piskorski był wybrany przez radę miasta. Natomiast Lech Kaczyński wygrywał wybory w Warszawie kiedy jeszcze nie było medialnej nagonki na tą partię, a jeszcze na tle Samoobrony czy LPR z którymi wszedł później w koalicję mógł uchodzić za umiarkowaną partię. Już cztery lata później nie byłoby to możliwe.
Naprawdę dziwne, PiS nie starał się tego w żaden sposób wykorzystać poza #tematzastępczy.
Akurat propisowskie media dość dużo temu poświęcały uwagi. Aczkolwiek też nie wykorzystano tego potencjału do końca. Chociaż też obecnie wiele zależy z jakich mediów się korzysta - jak się ogląda Fakty i Wiadomości to ma się wrażenie, że te telewizje nadają z dwóch różnych światów równoległych. Siłą rzeczy pisowska i antypisowska propaganda może do pewnych osób zwyczajnie nie trafić, bo ignorują media drugiej strony.
Nowoczesna -> o coś ciekawego, głosujemy! -> aaa, to takie drugie PO, lepiej zostać w domu.
Wiosna -> o coś ciekawego, głosujemy! -> aaa, to tylko zmiana nazwy Ruchu Palikota, lepiej zostać w domu.
Kukiz15 -> o coś ciekawego, głosujemy! -> aaa, połączą się z PiS albo PSL, lepiej zostać w domu.
Strasznie pomieszane. Z powyższych partii jedynie Kukiz'15 był partią antysystemową i rzeczywiście, przyciągnął wyborców buntu. Nawet i część korwinistów zagłosowała jednak na Kukiza ponieważ w sondażach miał większe szanse na wejście do Sejmu. I próby przedstawiania tego jako przybudówki PiS nie pomagało. Zresztą sam PiS przyciągnął do siebie elektorat buntu, co nawet i nie był przekonany, ale wolał zagłosować na PiS byleby odsunąć PO od władzy. A o sojuszu z PSL to sam Kukiz wtedy nie myślał. Cała jego popularność (trzecie miejsce w wyborach prezydenckich) wzięła się z tego, że był to raczej głos przeciwko całej "bandzie czworga" niż za Kukizem.
Nowoczesna z kolei skupiła elektorat niezadowolony z PO, ale nie z całości transformacji ustrojowej czy ogólnego kierunku zmian. Jej wyborcami częściej były osoby zamożne, przedsiębiorcy którzy uważali, że kraj potrzebuje lepszego rządzenia, ale broń Boże nie żeby PiS doszedł do władzy. A Korwin był dla nich dziwnym ekscentrykiem. Koniec końców Nowoczesna miała być taką nową, lepszą PO, co mogłoby się udać, gdyby Petru czy Gasiuk-Pichowicz byliby lepszymi politykami to Nowoczesna wchłonęłaby Platformę, a nie odwrotnie.
Wiosna zaś faktycznie, na samym początku mówiła o potrzebie odświeżenia polityki, rozbicia duopolu PO-PiS, innej polityce, co mogło być atrakcyjne dla elektoratu buntu (sondaże dawały nawet i coś koło 15%) ale po przedstawieniu programu okazało się, że to nowy Palikot, więc i poparcie szybko poleciało w dół. Gdyby poszedł w mniej radykalne postulaty, to kto wie, co by było. Dlatego też nie wróżę w przewidywalnej przyszłości sukcesu nawet zjednoczonej Lewicy, elektoratu lewicy światopoglądowej, który chciałby małżeństw LGBT czy nieograniczonego dostępu do aborcji jest u nas maksymalnie 20%, z czego i tak duża część przynajmniej na razie zagłosuje na PO jako mniejsze zło niż PiS, nawet zakładając że wśród młodych zainteresowanie tego postulatami jest większe, to jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim osoba o poglądach Biedronia czy Zandberga zasiądzie na fotelu premiera.