Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Tutaj możemy zadać pytanie dotyczące konkretnego problemu związanego mniej lub bardziej z introwertyzmem naszym lub innych, poprosić o pomoc, rady, wskazówki.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Kinio »

Od długiego czasu chodzi mi głowie pewna rzecz i chciałbym poznać wasze opinie. Poruszałem już to w innych miejscach w Internecie, na Youtube, na Reddicie itd. Co ciekawe niemalże zawsze otrzymuje odpowiedź, że jestem w błędzie, ale nawet pomimo ostrej krytyki nie potrafię się od tego poglądu odczepić bo po prostu ma on w mojej głowie sens, jest logiczny. Temat ma szczyptę kontrowersji ale postaram się to opisać w miarę nieszkodliwy sposób, na tyle na ile dam radę ale istnieje opcja, że zrażę się tym tematem w oczach niektórych osób. Temat jest też dosyć trudny żeby ująć go w całości bez niedopowiedzeń.

Mianowicie, rozchodzi się o to czy człowiek posiada wewnętrzną wartość? Według mnie... nie zawsze. Osobiście widzę to tak:

1: Jeżeli z własnej perspektywy kierujemy się do wewnątrz wtedy tą wartość ustalamy sobie sami. Żaden człowiek z zewnątrz nie ma bezpośredniego wpływu na to w jaki sposób postrzegamy sami siebie. Na przykład, możemy darzyć się szacunkiem kiedy nienawidzi nas cały świat bo to my nadajemy samym sobie i naszym akcjom wartość, niezależnie od efektu. W takiej sytuacji wszystko się zgadza. Postrzegam siebie w konkretny sposób i robię coś bo uważam, że jest to istotne dla mnie. Człowiek postrzega siebie jako artystę więc tworzy sztukę. Pisarz piszę. Sportowiec sportuje. Gracz CS'a grzęźnie w opakowaniach po G Fuel... bo tak. Bo taka jest dla nich kolej rzeczy.

Istnieje jednak druga strona medalu.

2: Nasze własne postrzeganie swojej osoby jest kompletnie nieistotne kiedy zaczynamy wchodzić w interakcję ze światem i próbujemy funkcjonować w społeczeństwie. W takiej sytuacji naszą wartość opisują inni ludzie. Prosty przykład, szukanie partnera lub nowej pracy. Ludzie dobierają się w pary bo poszukują u partnera/partnerki konkretnych cech i jeżeli się tych cech nie spełnia to zabawa się kończy, niezależnie od tego jak bardzo my sami uważamy, że jesteśmy wartościowi. Czy bezdomny bez grosza przy duszy utworzy związek tylko dlatego, że uważa, że jego życie "jest wartościowe" ale nigdy nie podejmuje żadnych akcji żeby poprawić swoją sytuację? Nie. Pracę dostajemy nie na podstawie tego jak sami postrzegamy swoją wartość tylko na podstawie tego ile potrafimy udowodnić pracodawcy i czy nasza praca przyniesie zysk. Człowiek nie posiada żadnej wartości dopóki nie urzeczywistni jej swoimi działaniami, wizerunkiem czy poglądami.

Nikt nie może mieć na nas wpływu bezpośrednio i naszą wewnętrzną wartość możemy sobie wmawiać bez ograniczeń aby budować np. swoją pewność siebie, ale pośrednio wpływ mamy na siebie wszyscy, czy tego chcemy czy nie i jesteśmy zmuszeni do tańczenia do muzyki którą inni ludzie nam nieustannie grają. Jeżeli tego nie robimy jesteśmy odrzucani.

Zawsze korzystam z konkretnej metafory żeby lepiej zobrazować moje myśli. W klatce żyje kot i lew. Kot wierzy, że jest lwem więc jest odważny i nie ucieka... a następnie lew głodnieje i zjada kota. Rzeczywistość po prostu się dzieje niezależnie od tego czy patrzy się na nią przez różowe okulary. Osobiście mogę mówić sobie, że moje życie ma wartość ale dla świata zewnętrznego to za mało żeby być zaakceptowanym.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
Awatar użytkownika
AnnaColl
Intronek
Posty: 41
Rejestracja: 09 lip 2021, 18:39
Płeć: kobieta
Enneagram: 5w4
MBTI: INTP
Lokalizacja: Poznań

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: AnnaColl »

Temat nie wydaje mi się kontrowersyjny, dla mnie pojęcia są pomieszane.

Poczucie własnej wartości definiuje jako to na ile cenię własne umiejętności, cechy charakteru, to co posiadam.
Ważna w tym jest świadomość kim jestem = pewność siebie.

Przykładowo:
Jeśli niska brunetka najbardziej ceni w sobie, że jest wysoką blondynką - zapisuje się do klubu wysokich blondynek i na spotkaniu jest zdziwona, że reszta trochę dziwnie postrzega dlaczego się pojawiła to nie jest winna społeczność czy coś z zewnątrz tylko nierzeczywiste przekonanie o sobie.

Wartość człowieka to nie to samo co użyteczność społeczna.

Użyteczność społeczna to to na ile posiadane umiejętności przydają się jakiejś grupie.

Na przykładzie "bezdomnego" jego umiejętności mogą nie przydać się prezesowi zarządu korporacji w rozwiązywaniu problemów finansowych - czy to oznacza, że bezdomny nie posiada żadnych kompetencji? Jeśli taka osoba dajmy na to jest bezdomna 3 lata posiada bardzo dużo umiejętności przetrwania, których ja nie mam. Gdybym z dnia na dzień znalazła się na ulicy bez grosza przy duszy jego doświadczenie byłoby dla mnie bezcenne i mogłoby warunkować to czy przeżyję najbliższy tydzień.

Dużo zależy od tego z jakiego punktu się obserwuje. Wmawianie sobie cech, których w obecnym momencjie się nie posiada nie ma sensu.
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2138
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Drim »

Wartość wewnętrzna? To chyba zagadnienie z zakresu psychologii. Poczucie własnej wartości, tak jak wspomniano powyżej.

Nasz krąg kulturowy raczej dąży do ochrony człowieka, zwierząt, przyrody więc tak, nadaje im wartość i to niekoniecznie sprowadza się do użyteczności. Bezdomnemu należy pomóc, przyczyny bezdomności bywają rożne i takie podejście do zagadnienia nie budzi raczej u nas zdziwienia.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Kinio »

AnnaColl pisze: 28 cze 2022, 16:29 Wartość człowieka to nie to samo co użyteczność społeczna.
Użyteczność społeczna to to na ile posiadane umiejętności przydają się jakiejś grupie.
Chyba właśnie z tego powodu nie potrafię się w tej kwestii z nikim porozumieć bo całkiem możliwe, że w jakiś sposób te dwa pojęcia się w mojej głowie łączą na zasadzie, że jedno nie istnieje bez drugiego. Przeczytałem cały Twój post kilka razy i nie potrafię zdecydować czy się z nim zgadzam czy nie i jest to dla mnie mega interesujące.

No bo jeżeli np. założymy hipotetycznie, że istnieje człowiek którego umiejętności nie przydają się kompletnie żadnej grupie a wartość człowieka jest według tego co piszesz definiowana osobno, niezależnie od tych umiejętności no to w takim razie jaką wartość ma taki człowiek? Bo ja osobiście po prostu tego nie widzę.

Według mnie jeżeli człowiek w żaden sposób nie potrafi być "społecznie użyteczny" to w oczach innych osób taki człowiek jest bezwartościowy. Ten człowiek może twierdzić, że tą wartość ma ale to przekonanie nie wpłynie na to jak wartościowy on faktycznie jest dla innych ludzi. Dlatego na początku próbowałem te dwie rzeczy rozdzielić, na zasadzie wartości wewnętrznej i tej pochodzącej z zewnątrz.

Przepraszam jeżeli nadal coś mieszam. Poważnie próbuje to zrozumieć bo to jedna z tych rzeczy która werżnęła mi się w umysł jak pasożyt i czuje, że robię wokół tego tematu kółka. Po prostu non stop widzę w Internecie przekonania, że "Bądź sobą a wtedy świat Cię zaakceptuje" i za każdym razem mnie to denerwuje bo według mnie to zwyczajne kłamstwo. To świat zewnętrzny decyduje o tym czy chce mnie zaakceptować, ja jako jednostka nie mam na to wpływu. Mogę się jedynie okłamywać, że ten wpływ mam, ale kłamstwa nie kreują rzeczywistości tylko stawiają pomiędzy mną a tą rzeczywistością filtr który przekształca to co widzę.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2138
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Drim »

Nie rozumiem dlaczego tworzysz niepotrzebny i nierealny przykład człowieka nieprzydatnego, a pomijasz zasugerowaną przezemnie możliwość trzeciej wartości, wartości uniwersalnej czy ideologicznej / światopogladowej / kulturalnej.
Awatar użytkownika
Fire
IntroManiak
Posty: 642
Rejestracja: 20 lut 2019, 17:47
Płeć: kobieta

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Fire »

Istotne jest jak bardzo potrzebujesz czuć się zaakceptowany. Jeśli to determinuje twoje życie, niefajnie. Nie oczekiwałabym zbyt wiele od społeczeństwa, które traci podstawowe wartości, skupia się na tym, co modne i ciekawe dla mas. Albo na kulcie władzy i pieniądza.
Nie uważam, że wszyscy którzy chcą żyć i być inni od większości to ludzie bez wartości. Absolutnie. Zresztą wiele wybitnych ludzi nigdy nie było zrozumianych przez ogół. Są osoby które są ponad i dlatego nie będą "zaakceptowane" . Można by dyskutować też o jaki stopień akceptacji chodzi. Na przykład ,czy dadzą żyć po swojemu i asymilować po swojemu, czy też będą wytykać palcami. Ale to nie na temat.
Przydatny jest każdy na swój sposób. Kwestia punktu widzenia, doświadczeń i tego, jak i czy lubimy uczyć się od innych.Nie tylko w aspekcie pozytywnym. Czasem złe wydarzenia uświadamiają nam coś, na co nie zwracaliśmy uwagi wcześniej.
Nie bardzo mi pasuje koncepcja życia żeby się komuś przydać. Przydać się możemy pracodawcy albo państwu.
Interakcje międzyludzkie to coś więcej wg mnie.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Kinio »

Drim pisze: 29 cze 2022, 21:36 Pomijasz zasugerowaną przeze mnie możliwość trzeciej wartości, wartości uniwersalnej czy ideologicznej / światopoglądowej / kulturalnej.
Dlatego, że według mnie wartość uniwersalna nie istnieje. Zestawienie tych kilku "typów" wartości obok siebie jest trochę nietrafione bo "wartość uniwersalna" bierze się znikąd (No chyba, że możesz ją sprecyzować) a ideologia czy kultura posiada już swoje źródło. Uniwersalna to coś na zasadzie: "Akceptuje Cię... bo tak", a taka sytuacja nie istnieje. Jeżeli ktoś akceptuje inną osobę to znaczy, że ma ku temu powody. Dodałeś ideologię, światopogląd i kulturę. To wszystko rzeczy które mają jakiś konkretny fundament. Jeżeli ja np. wyznaje konkretną ideologię to ludzie którzy wyznają tą samą ideologię będą mi bliżsi bo mamy wspólny cel. To analogicznie świadczy o tym, że jeżeli wydarzy się coś co zmieni moją ideologię to stracę dla tych ludzi wartość bo nie będziemy już dążyli do tego samego celu... więc ta wartość nigdy nie brała się z powietrza tylko była czymś uwarunkowana. (To bardziej skomplikowane, w grę wchodzi więcej rzeczy ale mocno upraszczam dla jasności argumentu.) Więc wracamy do tego o czym mówiłem wcześniej, jeżeli okażesz się jedynym wyznawcą jakiejś ideologii to świat Cię nie dostrzeże i nie doceni. Dodam tylko, że cały czas mówimy o życiu w społeczeństwie a nie jako odludek. Jeżeli komuś odpowiada życie "poza systemem" to ma takie rzeczy w nosie. Mi chodzi tylko o sytuację w której człowiek chce być częścią społeczeństwa a wtedy taką chęć trzeba udowadniać żeby zagrzać gdzieś miejsce.
Fire pisze: 30 cze 2022, 13:53 Istotne jest jak bardzo potrzebujesz czuć się zaakceptowany. Jeśli to determinuje twoje życie, niefajnie. (...) Nie bardzo mi pasuje koncepcja życia żeby się komuś przydać. Przydać się możemy pracodawcy albo państwu. Interakcje międzyludzkie to coś więcej wg mnie.
Być może dlatego takie mam podejście bo osobiście nigdy nie czułem się akceptowany i to odcisnęło na mnie piętno... ale właśnie to trochę potwierdza to o czym mówię. Właśnie o to mi chodzi, musimy się przydać pracodawcy, państwu, partnerowi, rodzinie, wszystkim którzy nas otaczają jeżeli mamy w ich oczach posiadać wartość. Jeżeli się nie przydajemy, jesteśmy sami, a skoro jesteśmy wtedy sami to o czym to świadczy? O tym, że interakcje międzyludzkie bazują właśnie na naszej przydatności. Mam w głowię kilka bardzo brutalnych przykładów ale wolałbym ich uniknąć. Powiem to w ten sposób: Nawet osoba która pomaga bezdomnemu dorzucając im trochę kasy nie robi tego z czystego serca tylko dlatego żeby samemu do pewnego stopnia poczuć się lepiej. "Zrobiłem coś dobrego." Uczynek nadal się liczy jako coś pozytywnego, ale nie uwierzę, że jest to coś kompletnie bezinteresownego. Powód jest zawsze podstawą wszystkich działań. Do powodu dokopiesz się zawsze o ile chce Ci się wystarczająco głęboko kopać.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2138
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Drim »

Rozumiem. Odczytujesz temat przez pryzmat związków i wynikania. Prawidłowo, wszak obecny dzień to 42tyś lat prób i błędów.

Człowiek jest istotą społeczną. "Poza systemem" nie istnieje. Życie w społeczenstwie ma swoje wymagania, to oczywiste.

Akceptacja "świata" (cokolwiek miało by to znaczyć) jest raczej złudna. Czym jest te max 90lat ludzkiego życia w kontrze do miliardów i miliardów.
intbrun
Intro-wyjadacz
Posty: 410
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: intbrun »

Kinio pisze: 29 cze 2022, 13:34 Według mnie jeżeli człowiek w żaden sposób nie potrafi być "społecznie użyteczny" to w oczach innych osób taki człowiek jest bezwartościowy. Ten człowiek może twierdzić, że tą wartość ma ale to przekonanie nie wpłynie na to jak wartościowy on faktycznie jest dla innych ludzi.

[...]
Po prostu non stop widzę w Internecie przekonania, że "Bądź sobą a wtedy świat Cię zaakceptuje" i za każdym razem mnie to denerwuje bo według mnie to zwyczajne kłamstwo. To świat zewnętrzny decyduje o tym czy chce mnie zaakceptować, ja jako jednostka nie mam na to wpływu.
Nie ignorując innych głosów w dyskusji, odniosę się do dwóch powyższych cycatów szczególnie. I zacznę od drugiego.
Podana przez Ciebie prawda internetów oczywiście że jest kłamstwem. Chwytliwym i grającym na emocjach, ale kłamstwem.
Bo tak, trzeba być sobą, w sensie, nie ulegać wszystkim masowym trendom i modom, czasem (często?) wbrew swoim przekonaniom. Ale branie takiej frazy dosłownie prowadzi do czystego egoizmu, zupełnego nieliczenia się z innymi. "ja, mój, moje", "nikt nie będzie mi mówił co mam robić", "nie dam się zamknąć w klatce". Ale czyż taka postawa nie jest własnie.... uleganiu aktualnym trendom i modom? Czyli naśladowaniem innych? czyli... wcale nie jest byciem sobą, tylko bezmyślnym podążaniem za wtłoczonymi nam do głowy dogmatami? Spece od marketingu zacierają ręce, sprzedając więcej perfumów pod hasłem "jesteś tego warta", "teraz bądź sobą".
Przy okazji wydaje mi się, że poruszyłeś dość ważny wątek - internet jako medium opinio twórcze. Tak naprawdę nie wiesz kto i dlaczego promuje jakąś treść. A jak daleko może to zajść, to ostatnie lata pokazały bardzo wyraźnie, aktywując na dość porażającą skalę różne formy foliarstwa i negowania rzeczywistości.

Kłamstwo, ale i prawda. Bo jeśli mamy jakiś pomysł na siebie i będziemy się go trzymać, bez jakichś niepotrzebnych przepychanek czy udowadniania innym, że moja racja jest mojsza, to otoczenie przywyczai się i zaakceptuje. A więc pozwoli nam być sobą. Oczywiście w jakichś granicach, które mieszczą się w ogólnych normach społecznych, prawie czy najzwyklejszej przyzwoitości. Jeśli będziesz zjadać na widoku koty sąsiadów na surowo, to jest jednak duża szansa, że z akceptacją się nie spotkasz. Chociaż i tutaj jest szansa, bo może wystarczy się przeprowadzić w miejsce, gdzie akurat jest to w dobrym tonie. [przykład z d.. oczywiście, ale chodziło o przejaskrawienie].

Osobiście nie boję się pokazać, że myślę czy uważam inaczej. A wręcz podkreślam, że nie lubię tak jak inni. Nie dlatego, żeby się wyróżniać z tłumu, bo mam to w nosie. Ale dlatego, że robienie tego co większość oznacza właśnie brak własnego zdania. Głupi przykład, chociaż może wcale nie tak bardzo oderwany od rzeczywistości. Zawsze miałem "inne" auto niż wszyscy. Koledzy prześcigali się w komplementowaniu swoich Oktavii "a ja to mam dodatkowy pstryczek", "a ja wybrałem mocniejszy silnik", "a ja słabszy silnik, ale mniej pali". itp pierdoły. A potem patrzyli na mnie - a Ty? A ja nie kupię Oktavii tylko dlatego, że już mają ją wszyscy moi koledzy. No ok, nie kupię jej z wielu innych powodów, ale to akurat nieistotne w dyskusji.
Samochody to zresztą ciekawy przykład jajka i kury. Kolory. Idziesz do salonu i co możesz wybrać? biały, srebrny, szary, bardzo szary, czarny. Czaaasem jakiś jeden inny kolor, czerwonawy czy niebieskawy, najczęściej artystycznie "złamany", a przez to specyficzny i niekoniecznie ładny.
Pytasz się - dlaczego nie ma innych kolorów? Bo ludzie chcą kupować właśnie takie. Really? Czytasz artykuł z rankingiem najchętniej kupowanych kolorów - biały, szare, czarny. Really? A jakie niby mają być inne, skoro inne praktycznie nie istnieją?
System zabija w nas indywidualizm nawet w takich obszarach. Niedawno znajomy odbierał po wielu miesiącach opóźnienia ... zgadnijcie co? Oczywiście, że Oktavię. Miała być niebieska, ale... przykro nam, w ostatnich miesiącach w produkcji były tylko szare, bierze pan czy nie? Jakieś jaja.
Ale nie o autach miało być tylko o indywidualizmie.
Jeśli na spotkanie biznesowe przyjdę w podkoszulku i szortach, to nie będzie to odebrane jako indywidualizm, tylko jako niegrzeczność. Bez względu na to jak nie lubię garnituru (albo jak jest w nim gorąco w obecnych dniach), muszę go ubierać, bo tak trzeba. Granica między indywidualizmem, a poprawnością jest dość wąska. Kobiety robią sobie sztuczne krogulce (o, przepraszam, tipsy), uważając to za przejaw indywidualności. Nie rozumiejąc, że jest to właśnie podążanie za wciśniętą w ich podświadomość modą. Więc jakie niby bycie sobą?

Powyższe przykłady średnio zahaczały o użyteczność, a raczej o indywidualizm, więc jeszcze chwilę o tym. Użyteczność nie musi od razu wiązać się z sukcesem. A oceny innych powinniśmy wysłuchać, ale niekoniecznie się nią przejmować. To że sąsiadka ogrodniczą będzie uważała, że jej sąsiad informatyk nie robi niczego innego niż tylko siedzenie przy kompie, podczas gdy mu koniczyna na trawie rośnie, więc jest bezużyteczny, wcale nie oznacza że tak jest. Bo może to, że wieczorem połączy się na Skype czy innych żeby zobaczyć wnuczka, to właśnie dzięki niemu, bo on akurat zdalnie serwery naprawia. Tutaj akurat uważam, że najpierw trzeba mieć świadomość i poczucie własnej wartości. Samemu ocenić czy i jak jest się użytecznym - dla siebie, dla rodziny, dla społeczeństwa. Nasza użyteczność nie musi być wprost doceniana czy nawet zauważana.
Ale dalej musi się jakoś wpisywać w tę społeczną poprawność (patrz jedzenie kotów, czy noszenie garnituru w pracy). Osobiście jestem zdania że nie ma ludzi absolutnie bezużytecznych. Ale sporo ludzi zamyka się w swoim wąskim świecie, i nie chce, nie umie, nie widzi powodu, żeby z niego wychodzić. Gdzieś tam jest granica, gdzie użyteczność w skali absolutnej zanika. Przykładowe filmowe trzy dziadki w Wilkowyjach, pijące cały dzien winko na ławce i prawiący mądre myśli - w moich oczach są bezużyteczni. Nie przez to co robią, tylko przez to czego nie robią. Ale są częścią społeczeństwa, z którą nie muszę się zgadzać i moga próbować walczyć. Ale jednocześnie muszę ją akceptować, nawet jeśli mi się nie podoba. To czego akceptować nie będę, to właśnie ich mądrych myśli, czy opinii na mój temat. Lotto mi co o mnie sądzą i jak oceniają moją użyteczność. (kiepski sąsiad, bo nie chce się dosiąść do ławeczki i pogadać, a może by jeszcze postawił...)

Temat kto kogo i dlaczego akceptuje lub uważa za bezużytecznego jest szerszy. Za wodą w dużej części na nim opierają się podziały społeczne i rasizm. Nie tylko co jedni sądzą o drugich, ale również do dana grupa sądzi o samych sobie, patrząc na już istniejące podziały i układy. I w ten sposób ciężko jest się wyrwać z ustalonego schematu.

Dzisiejsze czasy, a w szczególności zalew treści konsumpcyjnych, które mają nas przekonać, że nasza użyteczność zależy od naszego statusu i posiadania, sprawiają, że część społeczeństwa niepotrzebnie popada w kompleksy i niedowartościowanie. Pani która sprząta codziennie moje biurko i myje podłogę wykonuje bardzo ważną i potrzebną prac, nawet jeśli nie jest to jej szczyt marzeń czy umiejętności. I jej użyteczność społeczna jest wysoka, mimo że to samo społeczeństwo będzie ją pozycjonować na najniższych szczeblach hierarchii z punktu widzenia wykonywanego zawodu. I tak jak jest to poprawne z punktu widzenia np płacowego (raczej nie byłoby poprawne, gdyby pani, przyuczona do sprzątania w kilka godzin, zarabiała więcej niż taki np architekt, którego biurko odkurza), tak w niczym nie umniejsza jej użyteczności społecznej. Ludzie niestety mają tendencję to udowadniania sobie nawzajem swojej wyższości i lepszości. Stąd zapewne taka pani spotka się z lekceważącymi spojrzeniami, gdy pochwali się swoją profesją na spotkaniu towarzyskim. Bez żadnej refleksji, czy wykonuję tę pracę bo najzwyczajniej nauka jej nie szła, czy zmusiło ją życie, czy ma jakiekolwiek inne swoje powody. Nie mnie oceniać, ani nie będę się użalał nad nią, ani ganił. Chociaż pewnie będę miał swoje zdanie, jeśli takim zajęciem para się osoba po studiach (ale tutaj znowu trzeba by się przyjrzeć bezrobociu strukturalnego czy innym powodom).

Tych użyteczności społecznych może być więcej, i ciężko podawać wszystkie możliwe przykłady - poglądy polityczne/społeczne, rodzina, podchodzenie do obowiązków i odpowiedzialność.

Wartość uniwersalna, akceptowanie. Tak, mam swoje powody dla których daną osobę akceptuję lub niekoniecznie. Ale nie musi to zaraz oznaczać otwartego wyrażania tej (nie) akceptacji. Również ze względu na własny interes, W czarnobiałym świecie, jesteś za albo przeciw. A jeśli jesteś po środku, to nie jesteś akceptowany ani przez jednych ani przez drugich. Słabsi prędzej czy później gdzieś się przyłączą, nawet jeśli będą stali w kącie z boku. Dlatego polaryzacja społeczeństwa jest mocnym narzędziem. Bo nikogo nie interesuje prawdziwa demokracja i poglądy ludzi, tylko władza i stado popleczników, tych wierzących i tych którzy nie chcą się wychylać.

Ale w tym wszystkim trzeba też próbować ocenić, czy to, że nie jesteśmy akceptowani, nie oznacza jednak, że naprawdę odstajemy i trzeba by coś zmienić.
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2138
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Drim »

Konsumpcjonizm ok, ale w ostatnich czasach skłaniamy się raczej ku trosce o środowisko. Argumentem za walką z globalnym ociepleniem czasem jest dbałość o przyszłość człowieka np. w Afryce czy na Bliskim Wschodzie i raczej nie wyłącznie z punktu widzenia interesu, ale również uniwersalnie, życie człowieka ma wartość i powinno być chronione.

Terraformowanie Afryki jest dodatkowo, tak pobocznie, zupełnie bez związku, klawą opcją.
intbrun
Intro-wyjadacz
Posty: 410
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: intbrun »

Heh, niby tak, gdyby chodziło przekształcanie pustyni czy jałowych ziemi w bardziej zielone czy uprawne obszary. A tymczasem zdaje się, że bardziej zasypujemy ją śmieciami, i dłubiemy w ziemi po minerały, niekoniecznie dbając o środowisko czy rodzimą populację. Podobnie lasy Amazonii.
Problem z ekologią jest taki, że jest od wielowarstwowy. Od prywatnego podwórka, przez gminę czy miasto, poprzez region, kraj, po skalę globalną. I zawsze będzie tak, że waga do poszczególnych warstw będzie przykładana nierówno, choćby dlatego, że łatwiej jest lokalnie wymusić czy przekonać społeczeństwo do konkretnych działań, niż robić to globalnie.
Ekologia jest jakąś tam wartością dla człowieka. Ale dopóki na jej omijaniu czy negowaniu można zarobić pieniądze, to zawsze znajdą się tacy którzy to wykorzystają. Na skalę lokalnę będzie to sąsiad palący butelkami PET czy starymi kaloszami i trujący pól ulicy. Na skalę globalną będzie to właśnie wycinanie lasów w Amazonii. Jedno i drugie dla kasy.
Już czysto filozoficznie można do tego podejść, że tam gdzie najważniejsze są pieniądze, tam wszelkie wartości schodzą na dalszy plan. A niestety naszym światem rządzą pieniądze. I nie wygląda na to żeby to się szybko zmieniło.

Nie powinno to jednak powstrzymywać jednostek przed pracą nad sobą i próbami rozwijania i eksponowania swoich wartości wewnętrznych (żeby tak już w temacie było).
Awatar użytkownika
Drim
Legenda Intro
Posty: 2138
Rejestracja: 07 mar 2013, 21:32
Płeć: mężczyzna

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Drim »

Wartości wewnętrzne? Tego kotka i tak zje lew, tak ustaliliśmy.
To że będzie mu lżej na duszy podczas bycia zjadanym jest niepoważne. Wszystko sprowadza się do użyteczności społecznej, człowiek zwierze stadne, istota społeczna, czyż nie?

A butelek PET zabronimy!
Awatar użytkownika
Fyapowah
Stały bywalec
Posty: 199
Rejestracja: 01 maja 2012, 23:24
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 5w4
MBTI: INTP
Kontakt:

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: Fyapowah »

OPie tutaj jest potrzebna stara zasada epistemologiczna nazywana Gilotyną Hume'a. Chodzi w niej o to, że nie da się na podstawie tego co jest wykazać tego co powinno być. Informacja, że słońce świeci nie uzasadnia wniosku, że nie wolno kraść. Tak samo z faktu, że na świecie są mordercy, nie wynika jeszcze, że morderstwo jest złe.
Zasady moralne można przyjąć jedynie a priori albo wywnioskować z innych już przyjętych zasad moralnych. Informacje o faktach (o tym jak jest) mogą jedynie stanowić uzupełnienie. Np.
Przesłanka 1: Strzelenie człowiekowi w głowę z pistoletu jest zabójstwem.
Przesłanka 2: Nie wolno zabijać.
Wniosek: Nie wolno strzelać ludziom w głowę z pistoletu.
Takie wnioskowanie jest prawidłowe tylko przy obu przesłankach, gdzie pierwsza mówi "jak jest" a druga "jak (nie) powinno być".
Tak więc na podstawie samej wiedzy "jak jest" nie można wnioskować "jak powinno być", musimy już z góry mieć inną wiedzę o tym "jak powinno być". Działa to też w drugą stronę, i na podstawie tego "jak powinno być" nie da się wywnioskować "jak jest".
Innymi słowy, nie da się na podstawie etyki wnioskować o przyrodzie, ani na podstawie przyrody wnioskować o etyce. A jak ktoś twierdzi inaczej to prawie na pewno nie wie o czym mówi. No chyba że zaraz dokona rewolucji w filozofii.
Może to brzmi dla ciebie prosto i oczywiście, ale piszę o tym bo to ma przełożenie na to co piszesz o wartościach, bo piszesz o co najmniej dwóch rodzajach wartości, nazwałbym je wartościami moralnymi (etycznymi) i ekonomicznymi (przyrodniczymi).

Zacznę od tego drugiego rodzaju. Wartość ekonomiczna jest nabyta. To taka wartość, jaką nadaje nam rynek. Może to być rynek pracy, czy rynek matrymonialny, jak sam pisałeś. O tym jaką wartość ma pracownik decydują pracodawcy (ile są skłonni mu zapłacić). O wartości matrymonialnej mężczyzny decydują w większości kobiety (jak bardzo im się podoba). Wartość jaką w wyniku miłości nadajemy partnerowi albo dziecku też zaliczam do tej kategorii - ta osoba w jakiś sposób spełnia nasze potrzeby emocjonalne i w ten sposób zdobywa wartość.
Jest to wartość do pewnego stopnia subiektywna i zmienna w czasie. W zależności od lokalizacji może występować inny popyt na danego pracownika. W Polsce i w USA programiści zarabiają o wiele powyżej średniej, w Norwegii i Singapurze zarabiają poniżej średniej (albo tak było kilka lat temu kiedy ostatni raz sprawdzałem). Różni ludzie mogą mieć inne preferencje co do partnera. I nawet bezdomny alkoholik może mieć jakąś wartość nawet w materialistycznym sensie, bo służy za przykład dla innych jak można skończyć gdy się podejmuje złe decyzje.
Gdyby podsumować te wszystkie preferencje różnych rynków to może dałoby się określić jakąś wypadkową wartość danej osoby i uznać ją za tę obiektywną wartość. Ale to nadal będzie wartość w czysto materialnym/empirycznym/ekonomicznym/przyrodniczym znaczeniu.

Można też mówić o wartości w niematerialistycznym sensie. O wartości z której mogą wynikać pewne prawa. Wydaje mi się że to masz na myśli pisząc o wewnętrznej wartości. I tutaj jest możliwe wiele różnych stanowisk moralnych.
-Możesz uznać, że każdy człowiek jest poczęty z pewną wartością i samo bycie człowiekiem daje mu tę wartość. Nie może tej wartości utracić.
-Możesz uznać, że każdy człowiek jest poczęty z pewną wartością, którą może tracić lub zwiększać poprzez złe i dobre uczynki (co jest dobre a co złe też u podstaw musisz przyjąć a priori).
-Możesz przyjąć hardy redukcjonizm materialistyczny i powiedzieć że nie ma żadnej wartości niematerialnej (choć tak na prawdę uznasz wartość ekonomiczną za wartość jednocześnie moralną) - wartościowy jest ten człowiek który jest w jakiś sposób (produktywny, towarzyski) użyteczny dla innych. A współczucie dla bezużytecznych to tylko efekt uboczny ewolucyjnego wykształcenia współczucia dla osób potencjalnie pożytecznych, których pożyteczności jeszcze nie dostrzegamy.
I możliwe jest pewnie nieskończenie wiele innych takich stanowisk.

I niepotrzebnie poddajesz w wątpliwość istnienie wartości moralnej tylko dlatego że zauważasz istnienie wartości ekonomicznej. Nie da się na podstawie przyrody wnioskować o etyce, i z faktu istnienia wartości ekonomicznej nie wynika brak istnienia jakiejkolwiek wartości niematerialnej (niewynikającej z niczego materialnego). To znaczy możesz przyjąć na wiarę że nie ma żadnych wartości niematerialnych, ale to stanowisko nie jest w żadnym stopniu bardziej uzasadnione niż uznanie że takie wartości jednak istnieją.
Ale ja też nie umiem udowodnić istnienia takiej wartości. Jej istnienie lub nieistnienie przyjmuje się a priori.
Ja od siebie tylko powiem, że myślę że każdy uznaje jakieś wartości moralne. Ponieważ każdy człowiek działa celowo (aksjomat ludzkiego działania), nawet jeśli twierdzi że nie uznaje dobra i zła, to cel do którego dąży jest tak na prawdę tym, co uznaje za dobro. Jeśli dąży tylko do własnej przyjemności, to po prostu uznaje przyjemność za dobro, a ludzi którzy dają mu przyjemność za wartościowych. Hedonizm to też postawa moralna, chociaż dla mnie prymitywna.

Odniosę się do twojego przykładu.
W klatce żyje kot i lew. Kot wierzy, że jest lwem więc jest odważny i nie ucieka... a następnie lew głodnieje i zjada kota. Rzeczywistość po prostu się dzieje niezależnie od tego czy patrzy się na nią przez różowe okulary.
Możesz tutaj uznać że lew okazał się bardziej wartościowy w materialistycznym sensie, a kot tylko sam siebie oszukiwał. Ale możesz też uznać (i to nie jest sprzeczne z poprzednim), że kot miał pewną wrodzoną wartość i z niej wynikało np. prawo do życia albo do samoposiadania. Możesz też z tego wywnioskować, że lew postąpił niemoralnie. Moralna słuszność była po stronie kota, bo on nikogo niewinnego nie zaatakował. Kot był lepszą "osobą". Uznanie wartości moralnej daje ci narzędzie pozwalające ocenić moralnie czyjeś zachowanie. Zazwyczaj ludzie nie oceniają tak zwierząt, ale innych ludzi już tak. A nawet gdyby nikt inny na świecie nie stosował takiej oceny, to ty ciągle możesz.

TL;DR Istnienie wartości materialnych nie przeczy istnieniu wartości niematerialnych. Nie udowodnię ci, że wartości niematerialne istnieją. Sam zdecyduj czy w nie wierzysz.
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Awatar użytkownika
abandon
Intronek
Posty: 53
Rejestracja: 03 lip 2022, 20:59
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: INFPT

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: abandon »

*Mówiąc ogólnie, wy wszyscy robicie na mnie wrażenie ludzi zupełnie nie-uspołecznionych. Wy żyjecie zawieszeni w zupełnej próżni. Człowiek, który pojmuje siebie bez żadnego związku ze społeczeństwem, w którym żyje, z konieczności odejmuje sobie całą olbrzymią sferę przeżywania rzeczy naprawdę wielkich. Poza tym niech pan pamięta, że u nas artysta to jest człowiek, który musi być na czele, musi
być tym, który prowadzi.
- Bungo nie odpowiadał, ale powoli zaczynał się w nim
budzić pewien opór. - Proszę pana - zaczął nieśmiało.
- Co do mnie osobiście, ma pan zupełną słuszność. Ale co do tego zbliżenia się do spraw społecznych mam trochę inne przekonania. Jeżeli kto nie ma w sobie spontanicznej potrzeby mieszania się
do spraw tych, nie powinien bezwzględnie tego robić. Tego nie można wytworzyć w sobie sztucznie. Ja jestem dlatego nieszczęśliwy, że au fond nic mnie te kwestie nie obchodzą uczuciowo. Czasami mnie to zajmuje, tak jak każda inna kwestia, ale do tego,
aby się tym naprawdę przejąć, trzeba mieć to wszystko w sobie. Wszystko, co bym
robił, a pojęcia nie mam, w jaki sposób mógłbym się do tego zabrać, byłoby najgorszym
kłamstwem, czymś wymuszonym. Najgorszą rzeczą właśnie jest to, że u nas wszyscy
czują obowiązek zajmowania się losem narodu. Zajmują się tym ludzie najbardziej nie
powołani. Każdy poeta obowiązany jest być wieszczem i bełkotać coś niezrozumiałego
dla niego samego dlatego tylko, że był czas, w którym ludzie musieli tworzyć mistyczne
teorie, aby przetrzymać pewną epokę upadku. Sądzę także, że oprócz życia społecznego człowiek ma w sobie do załatwienia wiele istotnych rzeczy i artysta, który nie ma zupełnie pretensji, aby jego sztuka wpływała w bezpośredni sposób na życie społeczne,
może przez to samo, że stworzy siebie jedynie jako artystę, stać się elementem posiadającym w ogólnym rachunku wartość społeczną. Uważam, że poza stosunkiem swoim do społeczeństwa człowiek ma siebie samego dla siebie samego i o te najistotniejsze
wartości powinno mu przede wszystkim chodzić. - Nie pan mnie będzie uczył o metafizycznych głębiach natury ludzkiej - przerwał Mag. - Sądzę tylko, że człowiek tworzy siebie jedynie w stosunku do wielkich zagadnień i świadome pozbawianie siebie
możności rozstrzygania w sobie wielkich problemów uważam za wewnętrzną zbrodnię. Nie chodzi mi koniecznie o to, żeby pan rzucał bomby albo zajmował się agitacją czy został posłem. Chodzi mi o to, żeby nie tracić związków wewnętrznych ze społeczeństwem, w którym się żyje, bo to jest zgubnym dla całego wewnętrznego życia danej jednostki. Boję się, czy ta rozpowszechniona u nas obojętność nie jest chorobą nieuleczalną hehe - Sądząc po mnie, tak to wygląda - odpowiedział z nienaturalnym smutkiem
Bungo.*
Jednej rzeczy trzeba się wystrzegać w tych sprawach: ciasnej małostkowości, pedanterii i tępej dosłowności. Wszystkie rzeczy są powiązane, wszystkie nici uchodzą do jednego kłębka. Czy zauważyliście, że między wierszami pewnych książek przelatują tłumnie jaskółki, całe wersety drgających, spiczastych jaskółek? Należy czytać z lotu tych ptaków...
literatka3
Introrodek
Posty: 24
Rejestracja: 03 mar 2020, 23:24
Płeć: kobieta
MBTI: INFJ

Re: Ludzka wartość wewnętrzna to... ściema?

Post autor: literatka3 »

Ciekawy temat, mnie również interesuje. Mówi się poczucie własnej wartości. Czyli subiektywne? Jest książka "6 filarów poczucia własnej wartości".
ODPOWIEDZ