Czy medytacja spłyca życie?

Tutaj rozmawiamy o ogólnych kwestiach osobowości, typologiach osobowości, temperamentu; zamieszczamy testy osobowości.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Kinio »

Nie widzę żeby w tym dziale była poruszana już medytacja więc zacznę. Akurat jestem w nastroju.

Osobiście mam z tym chyba trochę problem, ale zupełnie odwrotny niż można byłoby przypuszczać. Zacząłem praktykować medytację trochę jako ucieczkę od własnych wewnętrznych problemów. Z racji tego, że w zasadzie nie utrzymuje z nikim głębszych relacji i bardzo często zostaje ze swoimi myślami sam, muszę od nich uciekać na różne sposoby gdy zaczynają mnie przytłaczać. Medytacja zdawała się być idealnym rozwiązaniem. Okazało się, że to miecz obusieczny. Owszem, medytacja pomaga w tym żeby na jakiś czas przestać się przejmować własnymi myślami... tylko, że w moim przypadku powoduje to też kompletne odcięcie się od emocji. Od tych pozytywnych emocji też.

Lubię się posługiwać metaforami i akurat mam jedną trafną. Zupełnie jakbym stał przed nieskończenie długim stołem na którym jest mnóstwo różnego jedzenia. Jedzenie na tym stole to życiowe doświadczenia. Każde danie wywołuje konkretną emocje. Jedno danie może być niesamowicie smaczne, wywołujące ekstazę, inne nie mieć smaku, a jeszcze inne może być horrendalnie obrzydliwe do tego stopnia, że dostaje się okropnych nudności ale trzeba je spróbować żeby się dowiedzieć. W moim przypadku medytacja działa tak jakbym nigdy nie podchodził do tego stołu. Oddzielam się od wstrętu, do ludzi, do samego siebie, do życia w ogóle, ale z drugiej strony nic mnie też nie cieszy. Życie staje się bardzo "płytkie". Niby według buddyjskich nauk taka neutralność ma prowadzić do oświecenia ale... nie macie wrażenia, że to się trochę mija z celem? W sensie, życie chyba właśnie po to jest żeby je głęboko przeżywać? Czy takie odcięcie się od bólu, lęków i pragnień itd. nie powoduje, że życie traci do pewnego stopnia sens?
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
Awatar użytkownika
Rafael
IntroManiak
Posty: 644
Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: ISFJ
Lokalizacja: Warszawa

Re: Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Rafael »

Kinio pisze: 17 wrz 2022, 0:43 Lubię się posługiwać metaforami i akurat mam jedną trafną.
Ja też czasem używam metafor, ale nie zawsze są rozumiane niestety.
Natomiast ta Twoja jest dla mnie jasna i dobrze oddaje to o co chodzi. A komunikacja metaforyczna to moja ulubiona forma przekazu myśli i uczuć. :)
Niby według buddyjskich nauk taka neutralność ma prowadzić do oświecenia
Ja nie jestem buddystą, ale w chrześcijaństwie raczej wschodnim jest takie pojęcie jak apatheia - stan lub postawa nieczułości, beznamiętności, niewzruszoności prowadząca do przebóstwienia lub złączenia się z Bogiem. Również starożytni stoicy do tego dążyli, choć trochę inaczej.
Współczesna psychiatria nazywa to schizoidalnym zaburzeniem osobowości. :slabo:

Każdy już musi sam wybrać czy z jednej strony pójdzie drogą buddystów, chrześcijan, stoików, czy skorzysta z zaleceń psychiatrów.
Ja nie muszę wybierać, gdyż już mam całkiem przyzwoitą apateję, powstałą w skutek wieloletnich praktyk ascetycznych. I jestem sumarycznie z tego stanu zadowolony. Choć wiadomo wszystko ma swoje plusy i minusy.
W sensie, życie chyba właśnie po to jest żeby je głęboko przeżywać? Czy takie odcięcie się od bólu, lęków i pragnień itd. nie powoduje, że życie traci do pewnego stopnia sens?
Oczywiście, że traci sens, bo celem tych praktyk jest zjednoczenie z Bogiem lub oświecenie, a nie polepszenie sobie w codziennym życiu. Takimi praktykami oderwanymi od pierwotnego kontekstu religii, w których powstały możesz tylko dojść do apatii. Kwestia dłuższego lub krótszego czasu kiedy to się stanie.

A dla osób, które zarabiają na życie najlepsza jest medytacja przez pracę, ale raczej manualną.
Też praktykowana w chrześcijaństwie i buddyźmie, tylko dziwnie jakoś nie modna. ;)
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Kinio »

Właśnie ja wierzący w ogóle nie jestem więc gryzienie tematu od strony religii/duchowości nie bardzo do mnie przemawia.
Rafael pisze: 17 wrz 2022, 17:54 Stan lub postawa nieczułości, beznamiętności, niewzruszoności prowadząca do przebóstwienia lub złączenia się z Bogiem.
Np. właśnie to o czym wspominasz tutaj. W jaki sposób taka nieczułość ma prowadzić do połączenia z jakąkolwiek stwórczą siłą? (Jeżeli taka w ogóle istnieje ale to zupełnie inny temat w który nie chce się zagłębiać tutaj) Z tej logicznej perspektywy po prostu mi się to nie kalkuluje. Dlatego wspomniałem, że wyzbywanie się emocji to niekoniecznie coś pozytywnego, nawet jeżeli uciekamy tak od cierpienia w tym najbardziej dosłownym sensie. Ale to tylko moja perspektywa. Może się mylę.

Patrzę na medytację głównie jako sposób na wyciszenie chaosu w głowie a nie przez pryzmat duchowości. Niby wiem, że medytacja ma religijne korzenie ale samą praktykę łatwo można od religii oddzielić. Wspomniałem o buddyzmie w zasadzie tylko żeby podkreślić to z czym mam problem.

I szczerze mówiąc chyba nadal nie wiem co o tym sądzić. Mówisz, że ostatecznie jesteś zadowolony z takiej praktyki więc wniosek się nasuwa taki, że to indywidualna kwestia. Mogłem się zresztą tego spodziewać.

Cóż, temat pozostaje otwarty. Będę czytał wszystko co się tutaj pojawi.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
Awatar użytkownika
Kermit
Introwertyk
Posty: 74
Rejestracja: 06 wrz 2020, 18:26
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: INFJ

Re: Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Kermit »

Dziś będę okrutna.
Otóż medytacja daje poczucie 'pustej głowy', która była wypełniona myślami, stresem, rozpamiętywaniem różnych sytuacji. Odsuwa od Ciebie stół o nawie przeszłe doświadczenia i ... zostajesz z niczym, bo Twoje życie jest puste. To nie oskarżenie, mam podobnie. Tylko ja ubóstwiam stan czystego umysłu. Gdy jest on pełny myśli o przeszłych wydarzeniach, mam dziwne wrażenie, że nie mam w ogóle czasu wolnego, bo mój umysł cały czas coś przetwarza i nie ma miejsca na coś nowego.
Potrzebujesz nowego stołu pełnego nowych kolorowych pachnących potraw, żeby ich próbować i nimi pobudzać zmysły. Ileż można jeść to samo...
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Kinio »

Kermit pisze: 17 wrz 2022, 22:50 Dziś będę okrutna. Otóż medytacja daje poczucie 'pustej głowy', która była wypełniona myślami, stresem, rozpamiętywaniem różnych sytuacji. Odsuwa od Ciebie stół o nawie przeszłe doświadczenia i ... zostajesz z niczym, bo Twoje życie jest puste. To nie oskarżenie, mam podobnie. Tylko ja ubóstwiam stan czystego umysłu.
Dodam, że medytacja odsuwa też myśli o przyszłych wydarzeniach, przynajmniej w moim przypadku. Naprawdę ciężko mi to wytłumaczyć. Ten stan czystego umysłu to właśnie to do czego się dąży ale właśnie o to mi chodzi, że kiedy ten stan trwa to właśnie on mnie odcina od emocji. I ten brak emocji powoduje, że znowu zaczynam myśleć o przyszłości i że świadomie odcinam się w ten sposób od wartościowych przeżyć i wtedy cała praktyka traci dla mnie sens. Takie jakieś dziwne mentalne sprzężenie zwrotne. Ale z drugiej strony jeżeli tego nie robię to wtedy zaczyna mnie przygniatać własny smutek kiedy wieczorami rozmyślam o swoim życiu. Tak źle i tak niedobrze.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
Awatar użytkownika
Rafael
IntroManiak
Posty: 644
Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: ISFJ
Lokalizacja: Warszawa

Re: Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Rafael »

Kinio pisze: 17 wrz 2022, 21:07 Mówisz, że ostatecznie jesteś zadowolony z takiej praktyki więc wniosek się nasuwa taki, że to indywidualna kwestia.
Ja piszę jedynie o swoich wrażeniach, nie dając "dobrych" rad, bo świat jest ich pełen, a moje doświadczenia, mogą zainspirować kogoś do szukania jego własnych rozwiązań.

ISTP, to taki typ osobowości, który lubi brać życie pełnymi garściami. Gdy byłem młody mądrzy ludzie mówili mi, że jak tak będę szalał bez żadnego umiaru to nie dożyje nawet 30-tki. I faktycznie w wieku 25 lat nastąpiło poważne załamanie mojego zdrowia. Od tego czasu wkroczyłem na ścieżkę ascezy, czyli świadomego ograniczania się, między innymi przez medytację.

Dla mnie to jest rodzajem ochrony, bo jak wiadomo ISTP nie posiada instynktu samozachowawczego, ma wysoki próg bólu, nadmiar energii, i bardzo niski poziom lęków, zatem żeby przeżyć musi sam świadomie uważać na to, żeby nie przesadzać z nadmierną aktywnością.

Dodam jeszcze specjalnie dla łowców sprzeczności, iż obie moje wypowiedzi w tym temacie współbrzmią wzajemnie ukazując jedynie inny aspekt tego samego działania. :)


Kinio pisze: 18 wrz 2022, 11:47 Dodam, że medytacja odsuwa też myśli o przyszłych wydarzeniach, przynajmniej w moim przypadku. Naprawdę ciężko mi to wytłumaczyć. Ten stan czystego umysłu to właśnie to do czego się dąży ale właśnie o to mi chodzi, że kiedy ten stan trwa to właśnie on mnie odcina od emocji. I ten brak emocji powoduje, że znowu zaczynam myśleć o przyszłości i że świadomie odcinam się w ten sposób od wartościowych przeżyć i wtedy cała praktyka traci dla mnie sens. Takie jakieś dziwne mentalne sprzężenie zwrotne. Ale z drugiej strony jeżeli tego nie robię to wtedy zaczyna mnie przygniatać własny smutek kiedy wieczorami rozmyślam o swoim życiu. Tak źle i tak niedobrze.
A to znaczy, iż ten sposób radzenia sobie z problemami się nie sprawdził i zaprasza do szukania następnych. :)


Kermit pisze: 17 wrz 2022, 22:50 mam dziwne wrażenie, że nie mam w ogóle czasu wolnego, bo mój umysł cały czas coś przetwarza i nie ma miejsca na coś nowego.
To ciekawie masz. U mnie jest zupełnie inaczej. To co nowe wypycha to co stare. To też ma swoje wady, bo człowiek nie może stać się w jakiejś dziedzinie mistrzem, bo nowe kusi bardziej swoim ponętnym blaskiem.
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Awatar użytkownika
Kermit
Introwertyk
Posty: 74
Rejestracja: 06 wrz 2020, 18:26
Płeć: kobieta
Enneagram: 4w5
MBTI: INFJ

Re: Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Kermit »

INFP to typ który bardzo mocno przeżywa w głębi emocje, a medytacja od tego odcina. Pewnie takie odcięcie jest dla Ciebie bardziej nienaturalne niż dla innych.

Ale chyba wiem o czym mówisz. W moim przypadku misy tybetańskie dają odcięcie od myślenia, głównie myślenia logicznego - nie mogę po nich pracować. Ale to przechodzi. Przyznaję dziwne uczucie, ale czasem potrzebuję resetu. Ja czasem marzę, żeby wyjąć mózg z głowy, przepłukać w zimnej wodzie i wsadzić z powrotem. Ten efekt otrzymuję poprzez medytację.

Zapytam jak medytujesz, bo może zmiana sposobu medytacji może pomóc. Są medytacje kierowane np. pozytywne myślenie, lepsza przyszłość (wiem rzucam ogólnikami), takie powinny pobudzać pozytywne emocje. Co Ty na to?
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Czy medytacja spłyca życie?

Post autor: Kinio »

Kermit pisze: 18 wrz 2022, 17:35 Zapytam jak medytujesz, bo może zmiana sposobu medytacji może pomóc. Są medytacje kierowane np. pozytywne myślenie, lepsza przyszłość (wiem rzucam ogólnikami), takie powinny pobudzać pozytywne emocje. Co Ty na to?
Do tej pory próbowałem oddychania naprzemiennego nosem, medytacji uważności i Tai Chi. Wiem, że są różne praktyki jeżeli się chce uzyskać konkretny efekt. Jeżeli dobrze pamiętam, uważność była właśnie między innymi na separację od emocjonalnych impulsów. Uważność jest mi też potrzebna do świadomych snów i przez pewien czas funkcjonowałem tak w trakcie dnia próbując się skupiać tylko na trwającej chwili bez dopatrywania się znaczenia tego co się dzieje itd. To może główny powód dlaczego teraz nawet kiedy aktywnie nie medytuje to czuje taką pustkę. Zupełnie jakbym się w pewnych obszarach mocno wytłumił i do pewnego stopnia ten efekt się utrzymuje ciągle.

Oddech naprzemienny nosem jest chyba głównie na uspokojenie a Tai Chi w sumie nawet nie pamiętam. Tai Chi ćwiczyłem najdłużej bo podoba mi się najmocniej. Jest coś bardzo relaksującego w obserwowaniu i płynnym kontrolowaniu własnych ruchów i przy okazji nie wywołuje później apatii jak inne medytacje. Być może to faktycznie kwestia doboru odpowiedniej praktyki a nie problem medytacji ogólnie. Trochę o tych zależnościach zapomniałem zakładając temat. Dzięki za przypomnienie.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
ODPOWIEDZ