jubei pisze: ↑26 maja 2023, 17:29
Z tego co sam słyszałem każdy kto ma styczność ze studentami psychologii twierdzi, że sami studenci potrzebują pomocy. I to skończenie studiów nie pomaga
Tak skończenie studiów rzadko kiedy pomaga. Na ogół oprócz nich potrzebna jest terapia.
Zbytnie interesowanie się tematem problemów psychicznych powoduje, że bierzemy te problemy jako własne co w końcu generalnie te problemy u nas aktywuje...
Tu dużo zależy od osoby. Może być tak jak napisałeś.
Są ludzie, którzy źle znoszą wynurzenia innych dotyczące ciemnej strony ich życia, opowieści o ich różnorakich problemach i zmaganiach.
Jednak są i tacy, którym bycie "spowiednikiem" lub "psychoterapeutą" żadnej szkody nie czyni. Mogą godzinami wysłuchiwać smutnych, trudnych historii.
Ja do tych drugich należę. Być może dlatego, że wychowałem się w rodzinie, gdzie 3 osoby pracowały w szpitalu psychiatrycznym, a czwarta była terapeutą dla trudnej młodzieży. Również dziadek przez 2 lata zatrudniał się jako wychowawca w domu dziecka, a potem do końca życia pomagał sierotą jako wolontariusz. I jeszcze siostra ojca, która była pielęgniarką na kardiologii, gdzie prawie codziennie ktoś umierał.
Gdy się rodzina spotykała, to najczęściej rozmawiali na tematy dotyczące pacjentów lub podopiecznych, czyli same trudne wątki i przypadki. Czasem interesujące nawet dla małego dziecka i do tego zabawne. W tym środowisku dobry humor jest bardzo ważny. Do pacjentów i ich spraw trzeba mieć dystans, bo inaczej można zwariować, a nikomu z mojej rodziny się to nie przytrafiło.
Dodam jeszcze, że od dziecka wysłuchiwałem zwierzeń moich kolegów i koleżanek zwłaszcza tych drugich, bo kobiety mają dużo większą potrzebę opowiadania o swoich przeżyciach emocjonalnych, a także ich matek, o problemach z mężami i dziećmi i wszelkimi innymi bolączkami dnia codziennego. Również wszystkie ciocie, kuzynki i inne krewne lubiły wylewać na mnie swoje kłopoty. Czasem nawet powyższe osoby pytały o radę, co było dość zabawne zważywszy na mój małoletni wiek.
Reasumując jestem oswojony i nic co ludzkie nie jest mi obce.
Więc lepiej trzymac sie od "tych spraw" z daleka a diagnozy zostawiać specjalistom. No chyba że faktycznie jestesmy ludźmi o wybitnych umysłach i potrafimy dużo sami sobie ze sobą przetrawić.
Niestety specjalistów jest mało, wizyty są zbyt krótkie i ogólnie NFZ słabo finansuje psychiatrię. A prywatnie wizyta u psychiatry kosztuje 250-300 i więcej i nie każdego stać.
Na mniej poważne problemy psychiczne wystarczająca może być rozmowa z kimś kto wykaże się zrozumieniem. Nie musi nic doradzać.
Mnie ludzie, gdy miałem 9-10 lat opowiadali o takich problemach, że aż byś się zdziwił, że można do dzieci z takimi tekstami. Widocznie im pomagało, skoro regularnie to robili, a mnie nie szkodziło, bo byłem od dziecka przyzwyczajony do takich rozmów.
Zostawmy ludziom z którymi przebywamy troche aury tajemniczości, takie nagłe przypływy szczerości moga być niefortunne. Po co zaraz się definiować. Bo skąd wiemy jak druga strona to odbierze.
Jak najbardziej masz tu dużo racji. Trzeba być ostrożnym. Różni są ludzie. Przychodzą z rozmaitych doświadczeń
Ja osobiście lubię grę w otwarte karty, ale szanuję tych co mają inne preferencje, a takich spotykam znacznie więcej. Ja jestem w mniejszości. Kiedyś ludzie byli bardziej otwarci. Mieli mniej do stracenia.
