@Drim
Jedna pozytywna rzecz którą zawsze będę miło wspominał. Kiedy w podstawówce, albo w gimnazjum, graliśmy na WF-ie w nogę i coś komuś nie wyszło, jakieś złe podanie, utrata piłki albo strzał w słupek, to zawsze był jęk męczybuł, co ty robisz, do niczego się nie nadajesz, itp., a w liceum pełen luzik, brechtaliśmy się tylko z naszej bardzo profesjonalnej gry. Miła zmiana.
U nas tak samo zarówno w podstawówce jak i w liceum. Pamiętam jednego chłopaka, który uciekał przed piłką, bo bał się że go pobrudzi. Nawet chował się za słupek od bramki, bo tam było najbezpieczniej. Dla mnie to było super zabawne. Dla niego też rzecz jasna.
On zawsze miał pierwszą lub drugą średnią w klasie. Moim zdaniem najzdolniejszy. Naprawdę mega potencjał ze wszystkich przedmiotów, również z polskiego co u nas było rzadkie.
Jego ojciec był politykiem PZPR, a on w dorosłym życiu został jakimś wielkim dyrektorem w banku i zarabiał dużą kasę. W liceum chyba najmniej lubiany. Trzymał tylko ze mną i jeszcze takim drugim też wybitnym. Resztą oficjalnie pogardzał. W sumie niesłusznie, bo u nas głupich nie było. Tacy wylecieli już na pierwszym półroczu.
Ja trochę żałuje siebie w liceum bo był to okres buntu i imprez, ale przez taki okres również trzeba w życiu przejść. Wiadomo,
Pewnie że tak, bo inaczej to ten niewykrzyczany w młodości bunt zostaje w człowieku na całe życie i może utrudniać życie.

U mnie okres burzy i naporu to były klasy 6-7,5. Tylko półtora roku w subkulturze punk, ale za to na cały regulator i dosłownie i przenośnie. Miałem szczęście, że przeżyłem.
W liceum to ja już byłem dość grzeczny i bardzo interesowny.
Znajomości z liceum się skończyły. Liceum mieściło się przy Dworcu Zachodnim na Ochocie. Każdy był z daleka i nie zawieraliśmy głębszych przyjaźni.
Moje nie koło dworca, ale towarzystwo było z różnych dzielnic, a część nawet z aglomeracji warszawskiej zatem z powodu problemów komunikacyjnych i braku czasu faktycznie o bliższe. znajomości było trudno, choć byli i tacy którym się udało.
Ja miałem wtedy aż za dużo znajomych i to w pobliżu zatem podobnie jak u Ciebie z klasą to taka neutralna życzliwość.
bo często słuchałem tych co wiedzą lepiej i mogą doradzić.
Ja też. Szukałem jakiś specjalistów z danej dziedziny i ich się słuchałem, a duża sieć społeczna mi to ułatwiała. I tak robiłem do 30 roku życia, mniej więcej, z tendencją malejącą
Nawet nie wiem czemu ten model (nieprawdziwy xd) ma służyć. Ma służyć pogłębianiu błędnej interpretacji rzeczywistości?
Też się zastanawiam.

Zapewne chodzi o męską hierarchię w okresie adolescencji. Model to zawsze jakieś uproszczenie rzeczywistości. Może chodzi o zaspokojenie potrzeby porządkowania chaosu, szczególnie silnej w tym okresie życia, gdy ludzkość jawi się jako nieuporządkowany zbiór elektronów krążących wokół nastolatka.
Ale swoją drogą to ja bym się odnalazł w tej postaci na szczycie rankingu „Charyzmatyczny dobry facet” dużo bardziej niż w jakiejkolwiek innej.
Tak, bardzo celne. Nasza dobrotliwość vs egocentryzm (bo na chamstwo to jeszcze zbyt mało) autora.
Bardziej faktycznie egocentryzm, ale już na pograniczu chamstwa, szczególnie gdy się to powtarza.
Nawet jeśli ktoś nie wie co odpowiedzieć to powinien przynajmniej podziękować za poświęcony mu czas, choć wiadomo jakaś sensowna reakcja więcej warta niż zdawkowe dziękuję.
Kilka razy go o coś pytałem i ani razu nie odpowiedział, a to już z mojego punktu widzenie jest chamstwo, bo nawet jeśli dla kogoś pytanie jest niewygodne to można odpowiedzieć wymijająco dając tym samym do zrozumienia, że nie chce się kontynuować tego tematu. Ja na pewno nie będę drążył.
A potem się dziwi, że ma samych chamskich znajomych. Tylko tacy na dłuższą metę tolerują jego zachowania, może rzeczywiście nieco lepsze niż ich, ale dalekie od standardów kultury przyjętych w dobrym towarzystwie.
Nie wiem jakie on ma pochodzenie, ale nawet jeśli w jego domu z etykietą było na bakier, to akurat jej zasad można się dość szybko nauczyć i zachowywać się jak należy.
@tonerek
Co do Kierowcy, to widzę u niego postępujący progres propagandy incelskiej. Jakaś niewdzięczna dusza mu wmawia że faceci dzielą się bezczelnych, pewnych siebie chadów, potulnych beciaków itp. Dlatego zalecam przestanie korzystania z tego rodzaju i rad, myślenie samodzielne a nie schematami.
Na temat inceli wiem tyle ile się z tego forum dowiedziałem od bardziej oblatanych w temacie, ale w liceum miałem w klasie kilku kolegów których z powodzeniem można tak nazwać.
Też nie mieli żadnych kontaktów z kobietami, nie licząc najtańszych prostytutek na które wydawali całą swoją kasę, co ich jeszcze bardziej umacniało w pogardzie dla płci pięknej.
Prawdopodobnie mieli jakieś problemy z dzieciństwa w obszarze relacji damsko męskich i nie potrafili nawiązywać zdrowych relacji z płcią odmienną. Oczywiście nikt im nie pomógł, bo psycholożki szkolnej nic nie obchodziło. Zatem brnęli w jeszcze większą patologię, podobnie jak Kierowca, umacniając się wzajemnie w swoich toksycznych przekonaniach.
Dla mnie ta sytuacja była dość dziwna, bo ci chłopcy mieli całkiem dobry wygląd, wg mnie lepszy od mojego, fakt że słabo się ubierali, a to dla dziewczyn było ważne, bo z takim obdartusem wstyd się było pokazać. Ja też bym wtedy nigdzie nie poszedł z dziewczyną w tanich ciuchach. Obciach i tyle.
U nas w klasie było kilka bezpruderyjnych feministek, które dyskretnie umawiały się na seks bez zobowiązań powiedzmy że z każdym kto chciał i to całkowicie za darmo bez żadnych prezentów

itd. Obraziły by się na coś takiego. Zatem myślę że mogli skorzystać, ale pewności nie mam.

Im trudno było z dziewczętami złapać kontakt, bo interesowali się tylko grami i ciężką muzyką. Ja też z nimi nie miałem zbioru wspólnego, za to z dziewczynami ogromny i chyba to było decydujące w tej grze.
Kierowca, to zdaje się moja antyteza porównując ten sam okres rozwoju (nie życia), bo 26 rok mojego pokolenia to nie to samo co jego. Teraz młodzi rozwijają się wolniej.
@Percy
Kadrę nauczycielską stanowili w większości ludzie starej daty, podchodzili pod 80-tkę. Możliwe, że jak Rafael chodził do tego samego liceum, to uczyły nas te same osoby.
Mogło tak być bo u mnie, tylko młodzi i w średnim wieku (23-45 lat) nawet kilka osób bezpośrednio po studiach z dużym zapałem do pracy i koleżeńskim stosunkiem do uczniów. Mówiliśmy sobie po imieniu, co nie przeszkadzało w stawianiu bardzo wysokich wymagań. Żeby im sprostać musiałem się uczyć 3 godziny dziennie również w weekendy. Ja byłem w tym bardzo regularny i zdyscyplinowany. Żadnego zakuwania po nocach.
Ich styl nauczania opierał się głównie na ostrym przykręcaniu śruby. Na każdej lekcji matmy lub fizyki czułem się (tak jak większość) jak cel na strzelnicy. Wyrwanie do odpowiedzi było oceniane binarnie. Albo nie umiałeś zrobić zadania (lufa do dziennika) albo umiałeś (brak lufy do dziennika).
Dokładnie tak samo.
Na klasówce wychodzili z założenia, że jak potrzebujesz więcej niż 10 min na zadanie, to znaczy, że nie masz pojęcia jak je zrobić (a samo naskrobanie rachunków/wykresów/rysunków pod geometrię tyle zajmowało).
Też się nie wyrabiałem, przez co miałem gorsze stopnie, ale byli tacy co wychodzili nawet przed czasem.
Ostatecznie śrubę trochę poluzowano w klasie maturalnej, ale dojście do tego momentu to była katorga.
To samo u nas.
Czy coś z tej wpajanej zamordyzmem wiedzy mi się potem przydało? Na uczelnie techniczne, z paroma wyjątkami, zawsze jest niedobór chętnych, więc na swoją dostałbym się także po liceum z top 50.
Na egzaminach na Politechnice (u nas był nadmiar i jakieś minimum punktów) dostałem prawie dwa razy tyle ile trzeba było na wejście. Wynik numer 2 i na uroczystym rozpoczęciu roku indeks prosto z rąk dziekana wraz z uściskiem dłoni i życzeniami owocnej nauki. Owszem miło było, ale się nie sprawdziło.
Potem po 2 latach zdawałem na SGH, poszło mi jeszcze lepiej.

Jednak tam ceremonii wyróżniania najlepszych nie praktykowano.
Ale czy było warto?
Moim zdaniem tak.
Także, jak ktoś z tu obecnych chciałby wysłać pociechę do "dobrego liceum", to niech chociaż sprawdzi, czy czasem kadra nie jest złożona z grzybów 70+, które chętnie by naparzało uczniów linijką, gdyby to było dozwolone.
W tych najlepszych liceach faktycznie jest ogromna presja na ten nieszczęsny ranking, no i tradycja, długa lista wybitnych wychowanków na stronie, to wszystko zobowiązuje. A dla nauczyciela to też zaszczyt uczyć w takim miejscu.
Dużo tu zależy od psychiki dziecka, jak ma słabą to lepiej żeby w takie miejsce nie szedł, bo można się łatwo zaburzeń psychicznych nabawić, a jak ktoś chce się uczyć to nauczy się wszędzie.
Ja tam trafiłem trochę przypadkiem. Jeden z moich starszych kolegów tam chodził i mnie zachęcił. O rankingu nic nie wiedziałem, bo nie były wtedy jeszcze takie popularne jak dziś. Też trochę inne kryteria.
.