krucha_babeczka pisze:
"Idąc na randkę zupełnie nie bierzemy pod uwagę, że druga osoba może nie być zainteresowana seksem – zwykle przeciwnie, mamy nadzieję, że skończy się nim już kolejne spotkanie."
Yyy? Naprawdę? Kolejne (czyli drugie) spotkanie to taki współczesny standard??
Wątpię aby to był standard, ale widocznie autorka tekstu chce aby taki standard nastał, więc propaguje to jak umie.
nyarlathotep pisze:Przechodziłem. Z racji urody nie mam szans na jakiekolwiek kontakty z płcią przeciwną, więc i sprawy seksu są mi niepotrzebne. U mnie z pozbyciem się tych potrzeb poszło bardzo łatwo, po prostu uznałem, że seks, tak jak wiele innych rzeczy, to nie jest rzecz dla mnie.
Ja podchodzę do tematu inaczej. Wartość seksu, jak każdego innego doznania, jest skończona. Rachunek radości względem nakładu pracy powinien się zgadzać. Jeśli się nie zgadza... to należy poszukać sobie spełnienia w innych dziedzinach.
nyarlathotep pisze:Na razie działa wyjątkowo dobrze - potrzeb w tej materii od dobrych kilku lat nie mam.
Ja osiągnąłem podobny stan w inny sposób: wybitnie nudzą mnie filmy, więc ich nie oglądam, oglądam bardzo mało telewizji, więc pro-seksualnej propagandy chłonę bardzo mało. A jak się okazuje wewnętrzna potrzeba nie jest wcale aż tak duża, jak to się powszechnie mężczyznom przypisuje.
I jeszcze jedna rzecz mi się skojarzyła: gdy patrzę na większość kobiet, to nie mam absolutnie żadnego odruchu, czy seksualnej myśli. Były tylko pojedyncze przypadki, gdy taka myśl mi przez głowę przechodziła - i w każdym z tych przypadków widziałem też zainteresowanie mną z drugiej strony - wyobrażam sobie więc, że aseksualizm nie musi być cechą człowieka, lecz tylko objawem że obraca się wśród osób dla niego/niej nieatrakcyjnych, lub nie-postrzegających jego/jej jako atrakcyjnych.
Ożenić się, to jest pozbyć się połowy swoich praw i podwoić w zamian swoje obowiązki. (Schopenhauer)
Jeśli chodzi o wspólne, interesujące spędzanie wolnego czasu, to mężczyźni i kobiety pasują do siebie jak woda i olej.