panini pisze:No właśnie staram się, ale na każdym spotkaniu myślę tylko o tym kiedy już będę w domu. I to nie o to chodzi że nie lubię moich znajomych. Po prostu spotkania mnie męczą, chodzę na nie żeby podtrzymać znajomość a nie dla własnej uciechy. I właśnie to chciałam zmienić. Chciałabym czerpać radość ze spotkań z ludźmi, bo są one nieuniknione ale i mi potrzebne. Nie jestem typem samotnika któremu wystarczy własne towarzystwo. Od czasu do czasu chciałabym się komuś szczerze wygadać, przytulić, czy chociażby wyjść na kawę i miło spędzić czas.
heh skąd ja to znam? Całe moje życie to w zasadzie pasmo rozczarowań towarzyskich. W gimnazjum na początku roku podłapałam sobie taką dziewczynę, ale okazała się zbytnio ekstrawertyczna, lubiła ciągle imprezować, gadać, spotykać się z ludźmi. Oczywiście jak na prawdziwego ekstrawertyka przestało nie mogła zrozumieć że ja lubię spokój. Także po paru miesiącach nasza więź zanikła, ale reszta ludzi już zdążyła się dobrać w grupki więc zostało mi siedzenie samej w ławce. Nie to, że siedziałam sama na każdym przedmiocie i z nikim nie gadałam aż tak źle nie było, ale czułam się wyalienowana. W liceum wydawało mi się że trafiłam lepiej, ale moja nowa psiapsiółka lubiła palić, ćpać i imprezować choć wydawała się z pozoru spokojna, miała też bogate doświadczenia seksualne a gdy dowiedziała się o moich to chyba stwierdziła, że jestem luzerem i przegrywem i znowu więź zanikła
Potem sobie podłapałam już lepszą koleżankę, ale po trzech latach zdałam sobie sprawę że to na pewno nie będzie przyjaźń na całe życie. No i oczywiście jak poszłam na studia to nasze drogi się rozeszły. Najlepsze relację mam z siostrą, z resztą ludzi prędzej czy później coś zaczyna się pieprzyć. Chciałabym wyjść i pogadać z kimś o czymś ciekawym, ale znam tylko laski które mają słowotok na temat swoich facetów albo gadają o ciuchach, serialach itd... dla mnie to wyczerpujące słuchać tego wszystkiego i autentycznie strata czasu.