W celach podrywu to i ja nie lubię i nie lubiłem. Nigdy nie byłem na tak zwanej randce. Nie lubię gadać o niczym.
Z kobietami rozmawiam tak samo jak z mężczyznami. Tyle, że tu jest pewien haczyk. Bo ja staram się w miarę możliwości dopasować do rozmówcy np do jego zainteresowań, poziomu intelektualnego, wrażliwości, zasobu słownictwa tak samo do kobiet jak i do mężczyzn. Zatem sposób dialogu zależy od konkretnej osoby, a nie od płci.
Statystycznie rzecz biorąc lepiej rozmawia mi się z kobietami niż mężczyznami i przez całe życie tak było. Szczególnie gdy są ekstrawertyczkami i buzia im się nie zamyka. Wtedy nie trzeba się męczyć jakimś zagadywaniem, bo one to robią.
Czyli dokładnie odwrotnie niż u mnie. Ja bardzo lubię kobiety z tego zawodu. I chyba właśnie takich znałem najwięcej z powodu wspólnych zainteresowań i działalności.Szczególnie z psycholożkami, masakra.
Ja nigdy takiej osoby nie znałem. W moim pokoleniu takich prawie nie było.Wyjątkiem są programistki i ogólnie kobiety ścisłowcy (bo chyba nie ścisłowczynie ), ale tych jest jak na lekarstwo.
Tutaj to się zgadzamy. Tyle, że wcale nie trzeba robić tańców godowych, aby kogoś poznać. Wiele kobiet jest bardzo konkretnych i nie bawi się w takie rzeczy. Albo są podrywem już od dawna znudzone.Nie wierzę w miłość i męczy mnie udawanie że takie coś istnieje. W szczególności cały taniec godowy i otoczka z nim związana.
Dużo część kobiet nie ma już złudzeń. I dobrze wiedzą, że dla wielu mężczyzn jest to jedyna motywacja.Bo jak powiedzieć kobiecie: jestem z tobą dla fajnej d...
Ale gdybyś tak powiedział to nie wiem... Ja nigdy tak nie mówiłem. Nie mam doświadczeń. Zresztą u mnie tak nie bywało, żeby tylko z tego powodu. Dla mnie to byłoby nudne.
Ja również wolę swoje zainteresowania od kontaktów z ludźmi. Kiedyś było inaczej.a poza tym to wolę poczytać dobrą książkę/pomyśleć/pograć w dobrą grę albo nawet popracować.
Bardziej odnośnie tematu
Tak sobie myślę , że ten schemat podrywu to bardzo toksyczna rzecz. Preferuje tych najbardziej śmiałych, którzy często wcale takimi z natury nie są. Owszem nauczyli się i robią to całkiem nieźle, ale kosztem dużego stresu i wyczerpania. Czasem z użyciem alkoholu, czy innych środków psychoaktywnych. Niestety w niektórych głowach pokutuje myśl, że tylko w ten sposób można poznać kobietę.
Dawniej większość małżeństw było aranżowanych. Młodzi spotykali się dopiero wtedy, gdy było wszystko uzgodnione. Swat robił za nich całą robotę, Nieśmiałość była bez znaczenia. I w wielu miejscach świata dalej tak jest.
Potem pojawiły się te romantyczne gadki o miłości... no i zaczął się tak zwany podryw na zgubę nieśmiałych.
Jednak podryw można zastąpić poprzez stopniowe poznawanie się w relacji koleżeńskiej czasem nawet od dziecka i wtedy nieśmiałość też nie gra żadnej roli, bo relacja stopniowo niezauważalnie zmienia swój charakter.
Moim zdaniem warunkiem koniecznym do tego, aby mieć koleżanki jest sympatia do kobiet, akceptacja odmienności, fascynacja innością. Gdy ktoś te cechy ma to i nieśmiałość nie będzie przeszkadzać. Zawsze się znajdzie jakiś sposób.
Są też i tacy, co są podobni do kobiet i ci się od dziecka dobrze rozumieją paniami. Nie muszą być śmiali. Oni po prostu są ze swej natury z dziewczynkami.
U nas był taki jeden chłopak na podwórku, co się bawił tylko z panienkami męskie sprawy go nie interesowały. On nie musiał nikogo podrywać. Czuł się w damskim towarzystwie jak ryba w wodzie. Ja zresztą podobnie, ale nie tylko w damskim.