Re: introwertyzm a depresja
: 13 gru 2015, 21:30
Jeżeli to dla mnie to dziękuję
Miejsce spotkań ludzi takich jak Ty!
https://introwertyzm.pl/
Znajomych mam, szkoły nie żałuje , 0 motywacja do nauki od dłuższego czasu, rodzice się mną nie interesują to ja też nimi. Powiem, ze mi nawet przeszkadzają w rozwijaniu sięmartuella pisze:Uwaga! Będzie dłużyzna, ale z głębi mojego zlodowaciałego serca
@Coldman Nie lubię wracać do tego okresu i nie mam w zwyczaju wywlekania swoich brudów (:D), ale może wyciągniesz z mojego doświadczenia jakieś wnioski i chociaż trochę podniesie Cię to na duchu
W Twoim poście zobaczyłam siebie sprzed 8 lat. Taki depresyjny nastrój utrzymywał się u mnie przez całe liceum. Od przejmowania się dosłownie wszystkim (brak znajomych, zły wybór szkoły, brak motywacji do nauki, poczucie, że zawodzę rodziców)
martuella pisze: Czasem wydawało mi się, że osiągam powoli nieodwracalny stan wegetacji, co nakręcało mnie jeszcze bardziej. Robiłam sobie różne testy, a każdy wynik potwierdzał stan depresyjny (czasem nawet podświadomie wybierałam takie odpowiedzi, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że coś się dzieje).
martuella pisze: Gwoździem do trumny było to, że byłam i jestem dość skrytą osobą i przez brak zaufania do ludzi trzymałam to wszystko w sobie (podziwiam Cię, że napisałeś o tym, co Cię męczy, bo to pierwszy krok do poradzenia sobie z problemem). Narastały we mnie frustracje, zlość, niezadowolenie z siebie i z tego, co się ze mną działo. Czy w końcu wybuchłam? Owszem, co noc wybuchałam i płakałam tak długo, dopóki nie usnęłam ze zmęczenia. A od rana to samo nakręcanie.
Mnie czeka impreza w restauracji, myślę, że wódka mi pomoże, tańczyć w miarę umiem, najgorsze jest to, ze będę w środku uwagi. Aha i zapraszam 3 przyjaciół i 3 znajomych co niedaleko mnie mieszkają, ale największym moim problemem, który mnie gnębi i bliscy mnie oto zadręczają, jest to jakie dziewczyny zaproszę. Kurde w sumie nie mam takiej dziewczyny, z nikim z płci pięknej nie otrzymuje kontaktu, bo nie jest mi to potrzebne. Nawet z sąsiadką w moim wieku, z którą chodziłem do klasy, nie nawiązuje zwykłej konwersacji na przystanku typu ,,cześć"martuella pisze: 18? Tak, wyprawiłam. Dałam się namówić i z trzema innymi osobami wyprawilismy imprezę w klubie. Przez pierwsze dwie godziny bawiłam calkiem dobrze, później siedziałam i popijałam sobie w samotnosci piwko w jakimś kącie, teskniac za domem.
Dla mojego systemu wartości, poglądów nie występuje słowo samobójstwo. Nie ma większej porażki niż próba samobójcza. Chociaż miałbym mieszkać na ulicy, bądź w łagrze rosyjskim, nie zabiłbym się przenigdy. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. Nie widzę przecież swojej sytuacji za 10 lat.martuella pisze: To, co wtedy kotłowało sie w mojej głowie, nadawaloby się na scenariusz do jakiegoś kiepskiego dramatu psychologicznego. Zaczęłam nawet wybierac piosenkę na pogrzeb. Serio I byłam aż tak pieprznięta, że gdy okazało się, że to nie jest złośliwy nowotwór, to zamiast się cieszyć, zastanawiałam się, co ja teraz biedna pocznę bez takiego zajebistego powodu usprawiedliwiającego moją depresję
Miałem kiedyś w 5,4 , każdy był zadowolony. Najlepsze było to, że w domu się nigdy nie uczyłem. Wszystko wynosiłem z lekcji. No i teraz mam problemmartuella pisze: Po prostu najszybciej i najlepiej wchodziła mi do głowy (tak, byłam klasycznym kujonem)
Kurde ja bym chciał to zrobić, ale mnie wciąż coś blokuje. Miałem już kilka takich przebudzeń, ale za długo to nie trwało.martuella pisze: Gratuluję, jeśli dotrwałeś do końca mojego wywodu Pomyśl teraz tak: Masz 17 lat i jesteś w tym momencie, w którym u mnie zaczęło się wszystko psuć. Nie popełnij mojego błędu i weź się za siebie teraz, dopóki jesteś młody. Najważniejsze decyzje dopiero przed Tobą.
Jestem egoistą tylko mi się wydaje, że jestem nim dla samego siebie. Patrze w marzenia, przeżycia, olewam ten świat, dopóki on mi nie da w kość.martuella pisze: Bądź małym egoistą i zastanów się co sprawi, że TY będziesz szczęśliwy. Od rodziców i nauczycieli bedziesz zależny tylko przez jakiś czas, reszta Twojego życia zależy tylko od Ciebie
Może i tak, ale jak mam rozwijać swoje pasje, jak nie mam na nie czasu. Chce być dobrym z sieci komputerowych. Zaplanowałem to sobie przedtem . Pasuje mi to, ale jak mam się rozwijać jak ciagle muszę się uczyć głupich języków, albo matmy, żeby zdać.martuella pisze: To nie jest depresja, to zwątpienie w swój potencjał i możliwość odkrycia swojej pasji. Nie pozwól, żeby to Cię przytłoczyło, nie warto się tak męczyć
Ehhh jak trudno jest pisać, ale coś mnie do tego zmusza (muszę gdzieś to napisać, może mnie po prostu samotność zżera),,Spadam tak w dół, rozbijam się,
czy to świat czy ja na dnie, zamykam oczy, nie chcę widzieć jak spadam w dół
chce wzlecieć tam, zapomnieć się, daleko stąd obudzić się, zacząć od nowa..."
Z góry powiem, że przystawiłem cb, bo tu jesteś głównym dowódcą, a mogłem każdego dać do tej roli.highwind pisze:Ej, ja bym czegoś takiego nie napisał. Ja się w ogóle nie znam na depresji, więc najchętniej wcale bym się nie odzywał, tyle że mnie wywołano. Raz, że sam jej nigdy nie miałem, a dwa że nie potrzebuję motywacji żeby funkcjonować. Nie mniej, zdaje mnie się, że jeśli depresja to choroba, to jakiekolwiek rady tutaj to tak jakby mówić do chorego na nowotwór "ej, ale może przestałbyś mieć raka, co?" Więc kurde, jeśli wierzysz, że masz tę depresję, to idź do lekarza.
Juz mnie pewna osoba przekonała w weekend zdobyłem numer, ale wytworzył się kolejny problem, muszę mieć skierowanie od lekarza 1 kontaktu. Tą babke znam od dawna, leczy jeszcze moja siore i przez to nie mogę się przemocDes pisze:@Coldman
Hmm.. powiem tak. Nie jestem lekarzem. Nie napiszę Ci,że na nią chorujesz, ale odczułam ją na własnej skórze i uważam,że najlepszą radą jaką można Ci dać jest - pójdź z tym do lekarza. Nie zaniedbuj tego, Twój organizm daje Ci wyraźne sygnały,że coś jest nie tak..
''A do lekarza też nie pójdę, bo się przy nim nie wysłowię, nie zrobię z siebie idioty.'' - u dobrego psychologa nie da się wygłupić.
Martuella, bardzo spodobał mi się Twój post, szczególnie ten fragment. Mam bardzo podobną historię. W odróżnieniu od Ciebie ja lubiłem jedynie geografię. Byłem też dobry z matematyki. No i zadawałem sobie pytanie "Iść na geografię? Co ja będę robić po geografii?" Uznałem, że po geografii mogę być jedynie nauczycielem geografii. A tego nie chciałem. No to została mi matematyka. Poszedłem na polibudę wierząc, że dyplom inżyniera sprawi, że o nic się nie będę musiał martwić. A na polibudzie miałem duże problemy z fizycznymi przedmiotami i nie wiedziałem jak sobie pomóc, bo paraliżował mnie stres. Nie chciałem iść na drugi rok, zostałem dwa lata na pierwszym. Nic mi to nie dało jednak. Uparcie nie chciałem brać korków. I znowu poległem na tych samych przedmiotach. Dałem sobie spokój z polibudą.martuella pisze: Okres osiemnastkowy zbiegł się z badaniami lekarskimi i wykryciem guzków na tarczycy. I wtedy się rozkreciłam na całego Do depresji doszła hipohondria To, co wtedy kotłowało sie w mojej głowie, nadawaloby się na scenariusz do jakiegoś kiepskiego dramatu psychologicznego. Zaczęłam nawet wybierac piosenkę na pogrzeb. Serio I byłam aż tak pieprznięta, że gdy okazało się, że to nie jest złośliwy nowotwór, to zamiast się cieszyć, zastanawiałam się, co ja teraz biedna pocznę bez takiego zajebistego powodu usprawiedliwiającego moją depresję Powód się znalazł dość szybko - nie zdałam matury z chemii (maturę zdałam, chemia była dodatkowa, więc nie miała na nic wpływu). Ku mojemu zdziwieniu, nie dręczylo mnie to zbyt długo. Dostałam się na wszystkie kierunki, na które złożyłam papiery (biologia, ratownictwo medyczne, technologia żywności).
To, co stało się później, do dziś jest dla mnie niewytłumaczalne Być może mój mózg chciał się zemścić za te 3 lata zaśmiecania umysłu gorzkimi żalami, ch*uj wie "Martuella, lubisz biologię, to jedyny przedmiot, który tak bardzo lubisz, interesujesz się anatomią czlowieka. Chcesz iśc na biologię? Posralo Cię?! Idź na technologię, na polibudę. Nie ma tam biologii, ale jest mnóstwo chemii, fizyki, których nie ogarniasz. No idź, zostaniesz inżynierem!" To własnie podpowiedział mi mój mózg. No to poszłam Zapał i entuzjam przyslonił mi moje dotychczasowe smuteczki i... elementarne braki w wiedzy Już po kilku tygodniach uswiadomiłam sobie swój błąd. Postanowiłam, że po pierwszej sesji zrezygnuję. O, takiego... Gówno warte były moje postanowienia. Zostałam. Bo słuchałam wszystkich tylko nie siebie. Uwierzyłam w zapewnienia rodziców i koleżanek, że się wykaraskam z warunku z fizyki, że to pociągnę. Na rezygnację ze studiów odważyłam się na II roku, po sesji zimowej i kilku niezaliczonych przedmiotach. Depresja wróciła. Było gorzej niż w liceum. Znacznie gorzej. O ile wtedy tylko ubzdurałam sobie, że rodzice są mną zawiedzeni, o tyle teraz faktycznie tak było. Tata nie odzywał się do mnie przez dobre dwa tygodnie, mama niby zachowywała się normalnie, ale drążyła temat i próbowała namówić na powrót na uczelnię.
Wiedzialam, że muszę coś ze sobą zrobić. Niestety mój tok myślenia był nadal błędny, a depresja wróciła. Skoro nie ścisły kierunek, to pędzę na humana. Kolejny wybór na pałę: kulturoznawstwo. I tu los postanowił mi pomóc - nie dostałam się. Tak, pomogło mi to. W końcu powiedziałam sobie: "Co Ty dziewczyno odpierdalasz?! Co właściwie chcesz robić? Robisz z siebie nieudacznika, a niedlugo naprawdę nim zostaniesz!". Postanowiłam spojrzec w przeszłość, ale w innym celu, niż analizowanie tego co mi się nie udało. Przypomniałam sobie, co mnie kiedyś interesowało, co lubiłam robić i z czym wiązałam swoją przyszłość. Biologia? Nie wiem, co widziałam w niej takiego zachwycającego, że chciałam zajmować się nią zawodowo. Po prostu najszybciej i najlepiej wchodziła mi do głowy (tak, byłam klasycznym kujonem). W koncu mnie olśniło. Książki! Niie pisanie książek, ale ich projektowanie, poprawianie źle napisanych. Miałam swego czasu takie zboczenie i w gazetach zaznaczałam wszelkie błędy, nielogiczne zdania i literówki. Szło mi to sprawnie i sprawialo satysfakcję, że poprawiam błędy wielkich panów redaktorów . Jestem na IV roku polonistyki i sam fakt, że jest mi przykro, ze tak szybko zleciało, a ja mogłabym zapisać się jeszcze raz na I rok, utwierdza mnie w przekonaniu, że podjęłam, nareszcie, dobrą decyzję
Co będzie po studiach? Krew, pot i łzy Im bliżej końca studiów, tym częściej łapię się na tym, że tak naprawdę niewiele jeszcze wiem. Myślałam jakiś czas o doktoracie, ale przez szacunek do wykładowców i w ogóle wszystkich osób ze starszego pokolenia posiadających tytuł dr albo wyższy, nie będę nawet składać papierów na III stopień. Poza tym 3 lata w plecy to jednak dużo, za stara jestem na karierę naukową xdCeper pisze: Martuella, myślisz o tym co będzie po studiach ?