Zrobiłem sobie ten teścik z ciekawości. Wyszło 19/21 skala depresji, skala lęku 3/21, skala stresu 9/21.
No cóż... hmm... ciekawe, ciekawe. Myślałem, że to normalne?
Chodzę na psychoterapię od paru miesięcy, bardziej aby pogodzić się z demonami przeszłości, które wracają od czasu do czasu, ale chyba muszę pocisnąć terapeutce, że chyba coś źle robi
.
Uprawiam dużo sportu. Czasami się zmuszam, ale nie zawsze. Po pewnym zabiegu nie mogłem uprawiać sportu przez ponad tydzień. Myślałem, że umrę...
Jakbym nie miał pracy i sportu, to by było ze mną bardzo źle. Dopóki nie mam czasu, aby dużo myśleć i są ludzie, którzy przynajmniej mnie nie oceniają i mnie kochają za to, jaki jestem to jest git.
Kurwa, mam niby wrażenie, że po części każdy tak ma, stąd myślałem, że ze mną wszystko w porządku
Niemniej, to co staram się przekazać to to, że mam coś na pograniczu
apatii(to w szczególności),
dystymii, anhedonii. Nie wiem czy mam depresję(nie mnie to oceniać).
Apatia - mam ogólnie rzecz biorąc wyjebane we wszystko:
1. Gitara? Spoko, fajnie sobie pograć - zajawka, chwilę potem nuda;
2. Bieganie? Spoko, ale równie dobrze mogę leżeć w łóżku;
3. Książki? 30 stron i do spanka. "Nie czuję ich";
4. Film, serial? Patrz wyżej i podmień strony na minuty;
5. Wśród przyjaciół jestem, ale tak jakby mnie nie było: nie mam ochoty się dzielić swoim życiem i mam wywalone w praktycznie wszystko o czym gadają i tak, wiem, że to moja wina i boli mnie to.
6. Kocham swoją rodzinę, ale nie potrafię się wczuć w ich potrzeby. Nie potrafię współczuć, pomóc z serca, prawie totalna znieczulica.
Ta apatia najbardziej mi przeszkadza przy poznawaniu nowych osób, a szczególnie obiektów moich westchnień... ostatnio przeżyłem bardzo intensywne miesiące, starając przypodobać się jednej z pięknych kobiet(z wzajemnością!). Też była introwertyczką, spokojna raczej, trochę mniej ułożona, no mniejsza ze szczegółami. Niestety porzuciła mnie - ja wyznałem, że coś do niej czuję, ona, że nic, w skrócie. To, co mnie najbardziej smuci, to, że właśnie przez moje upośledzenie emocjonalne zapaliła jej się czerwona lampka. Nie byłem w stanie zrealizować jej potrzeb bycia blisko, fizycznie. Myślę, że to właśnie ta cholerna apatia głównie grała rolę, a może "to" nie było to, chociaż wątpię, bo wiem jak się czułem później. No nieważne. Upadamy, uczymy się i pchamy ten syf dalej.
Długie wiadomości i rozmowy z tą dziewczyną dawało mi bardzo dużo szczęścia, byłem szczęśliwy. Nie byliśmy w związku, ale bardzo dużo ze sobą pisaliśmy. Aczkolwiek nie możemy swojego szczęścia uzależniać od drugiej osoby i powinno się je, przynajmniej w pewnym stopniu, poszukiwać(szczęście) w samym sobie, a jak pomyślę czy jestem szczęśliwy i zadowolony z tego jaki jestem to jedna reakcja się nasuwa: XD.
A może ta apatia, anhedonia, cholera wie jak to nazwać wynika z braku realizacji niektórych potrzeb? Czuję, że to jest trochę skomplikowane
i nie da się tego tak prosto wyjaśnić: albo jesteś w porządku albo nie. Chory albo nie. Tak jak w przypadku innych chorób bez podłoża psychologicznego.