Uciekinierka pisze:Wklejaj
No to wklejam.
Śniło mi się, że nie jestem sobą. W tym śnie brałam prysznic z odpowiednikiem dwóch serialowych bohaterów, ale to też nie byli oni. Prysznic był z gatunku "kosmicznych" i w ogóle nie przypominał prysznica. Na dole było takie płaskie "koło", które często jest na placach zabaw - stoi się, odpycha nogami i huśtawka się kręci. Ten pseudo-prysznic był z tego samego materiału co ona. Ze środka wystawał wysoki drąg zakończony ala palma, z którego wypływała woda. Coś tam się działo, ale już nie pamiętam co... Na pewno nic zboczonego, bo chyba bym pamiętała
Potem nagle przeniosłam się do ogromnego supermarketu. I tam byłam już prawdziwa ja. Umówiłam się ze znajomą dziewczyną, że kupimy sobie na spółkę słoiczek maseczki na twarz. Ona weszła gdzieś w dalsze alejki, a później powiedziała, że rezygnuje i jednak kupuje coś innego. Odparłam zasmucona i zła, że zawsze tak jest! że z nią nigdy nie da się nic ustalić! że zawsze najpierw obiecuje, a później kręci jak potłuczona, żeby się wymigać! [przyp. autora: to akurat prawda, w rzeczywistości zawsze tak jest
]. I zaczęłyśmy się bić... W ruch poszły łapki i szarpanie za włosy.
W tym momencie we śnie pojawiło się dwóch przystojnych ochroniarzy. Jeden był brunetem z trzydniowym zarostem, a drugi łysy i też miał zarost, ale jednodniowy. Oboje byli postawni i bardzo wysocy. Pierwszy miał co najmniej 195 cm, drugi był jeszcze 10 cm wyższy. Zostałam uznana za winną, a koleżanka się ulotniła. Wzięli mnie między siebie i wyprowadzili ze sklepu. Czułam się fatalnie, okropnie przytłoczona ich posturą. Zbesztali mnie, więc zrobiłam swoją pokazową minę wystraszonego niewiniątka i uraczyłam historią o maseczce.
Chyba nie miałam gdzie iść... po wyjściu z supermarketu wpatrywałam się tymi oczyskami raz w jednego, raz w drugiego. Poskutkowało, bo następny przebłysk to wprowadzenie mnie do dziwnego pomieszczenia. Było dosyć duże, niskie, jedną ścianę z góry na dół zajmowały same okna, pozostałe za to nie miały żadnego. Okna były zasłonięte, a po drugiej stronie stała ta dziewczyna i chyba się wściekała. Na pewno nie wiedziała, że jestem w środku. A wewnątrz było dziwnie. Pusto, ascetycznie. Jakąś część przestrzeni zajmowały obce dla mnie sprzęty, na specjalnych "stołach" leżały ręcznie robione półki i inne niewielkie drewniane dzieła. Okazało się, że wykonawcą jest wysoki, łysy facet. Po lewej stronie pomieszczenia, tuż pod oknem był stół. Cieszyłam się, że okna są zasłonięte i koleżanka mnie nie widzi. Przechadzałam się po pomieszczeniu i dopytywałam o rękodzieła.
Kolejna scena działa się w tym samym pokoju, szkopuł w tym, że był nieco inny... nadal pusty i prosty, ale tym razem o połowę mniejszy. Taki zwykły, standardowy pokój, tyle, że jedną ścianę zajmowały okna od podłogi do sufitu. Nadal były zasłonięte. Za to nie było już drewnianych robótek i tych wszystkich akcesoriów. Obok stołu znalazła się kanapa.
Półleżałam na stole, nikt nie zwracał na mnie uwagi zajęty swoimi sprawami i nudziło mi się okropnie. Podszedł do mnie łysy facet, opiekuńczym głosem powiedział: "nie nudź się", pochylił się nade mną i dał szybkiego całusa, coś jak dotyk skrzydłami motyla. Uznałam, że ma bardzo miękkie usta i jeszcze kilka innych myśli przebiegło mi po głowie. Następnie z nudów odtwarzałam po kolei każde zdarzenie tego dnia...
Następny epizod. Siedzimy we czwórkę przy stole. Oprócz dwóch wielkich facetów, obok mnie znajduje się jakaś kobieta. Nie znam jej. Wszyscy jemy makaron. Wtedy wchodzi inna kobieta - Azjatka z krótko ściętymi włosami. Pyta czy może tu posiedzieć, bo mąż znowu ją zgwałcił. Łysy facet, nie przerywając jedzenia makaronu, zgadza się. Kobieta kładzie się na kanapie i odpoczywa.
Chwilę później znowu jemy makaron, ale już bez bruneta. Azjatka dalej leży na kanapie. Wtem wpada do pokoju mąż i wściekły zaczyna ją ponownie gwałcić, mówiąc coś w stylu, że jest jego żoną i ma spełniać jego zachcianki. Jestem zaskoczona obrotem spraw i totalnie przerażona. Pozostała dwójka nadal spokojnie je makaron, jakby to, co się dzieje, było codzienną normalnością. A ja nie wiem co mam robić, nie mogę się ruszyć. Myślę sobie: "przecież tak nie wolno???". Wtedy łysy facet podnosi wzrok znad talerza i widząc moją minę spogląda na kanapę. Powoli odkłada widelec i zaczyna rozpinać spodnie. Nie wiem co się dzieje. Łysy szybko doskakuje do faceta (który już nie jest mężem-Azjatą, a brunetem-ochroniarzem...) i zaczyna na niego napierać, jakby chciał pokazać, jak to jest jak się kogoś gwałci. Zaskoczony brunet prędko się odwraca, a na jego twarzy widnieje mina pt. co Ty kurwa robisz??? Łysy nie przestaje i tylko krok dzieli ich od tego, żeby stać się "gąsienicą miłości". Wkurwiony brunet odskakuje i zaczynają się bić. To wszystko dzieje się bardzo szybko, za szybko, jak na moje możliwości i ponownie nie wiem co robić.
Wyrzucam resztki makaronu z patelni, podchodzę do bruneta i zdzielam go po głowie. Chwila konsternacji i brunet jak długi upada na podłogę. Jestem jeszcze bardziej wystraszona. Ręce mi się trzęsą. Chwilę stoję w bezruchu, po czym powoli siadam na kanapie i odkładam na bok patelnię.
Później następuje drugie, alternatywne zakończenie. Mam w dłoniach pistolet bruneta, który musiał wypaść mu w czasie szamotaniny. Celuję raz w jednego, raz w drugiego. Cała się trzęsę. Boję się. Nie tyle sytuacji, co faktu, że w ręce trzymam broń, którą nie umiem się obsługiwać i zrobię komuś krzywdę. Przepływa przeze mnie rzeka takich myśli... W końcu decyduję się celować w winowajcę, czyli bruneta. Stoję i celuję. Każę łysemu stanąć za mną i odebrać ją. Tak robi. Opiera się o mnie i powoli wyciąga ręce. Jestem spięta i czuję każdy ruch jego ciała. Kładzie ręce na moich dłoniach i w końcu zabiera broń. Miałam spocone łapki ze strachu i na rękojeści zostaje kilka mokrych śladów. Opieram się o niego całym ciałem i kładę dłonie na zewnętrznej części jego ramion. Uff... Przez chwile czuję szczęście i ulgę jednocześnie. Pochylam się i zwinnie przechodzę pod jego lewą ręką. Chowam się za nim uradowana, że nie muszę już trzymać broni.
Wtedy brunet mówi, że jestem szpiegiem. Łysy odwraca się. Oboje patrzą na mnie, a ja znów robię swoje słodko-przerażone oczy. Brunet każe oddać sobie jego pistolet. Łysy facet zastanawia się. Sekundę później sięga do tylnej kieszeni i wyciąga swoją broń. Podaje mu. Teraz oboje mierzą prosto we mnie. Każą usiąść mi na kanapie. Jestem zaskoczona obrotem spraw i jeszcze mocniej wystraszona. Potulnie wycofuję się do tyłu i powolutku siadam. Wysuwam ramiona do przodu i lekko chowam głowę. Przelatuje mi przez myśl, że wiele osób taki widok rozczula. Może ich też?
Nie dają się nabrać. Chcę poprawić włosy, ale boję się, że ruch spowoduje wystrzał. Siedzę więc spokojnie i łypię zestrachanymi oczyskami. Oni patrzą się na siebie i milcząco zastanawiają co ze mną zrobić... W końcu brunet mówi, że trzeba sprawdzić czy nie mam podsłuchu. Łysy facet patrzy to na niego, to na mnie. Kiwa głową na tak. Brunet każe mi się rozbierać. CO??? - myślę - NIE! Brunet grozi. Zaczynam cicho płakać i ściągam koszulkę. Później spodnie. Zasłaniam się. Każe ściągać resztę. Nie chcę. Nie mogę. Podchodzi łysy i ogląda majtki. Czyste. Dotyka biustonosza. Wkłada jeden palec pod, od dołu. Drugi na zewnątrz. Bada czy coś znajduje się w materiale. Cała się skulam. Nie chcę tego. Boję się. Serce bije jak oszalałe. Z oczu kapią mi łzy. Krople trafiają prosto na jego ręce. Spogląda na mnie.
I tu sen się kończy, bo pod oknem przejeżdża śmieciarka i mnie wybudza. Ciekawe czy w końcu byłam tym szpiegiem, czy jednak nie?