Ten post może być przydługawy, więc jak ktoś się zastanawia czy warto go czytać to moim zdaniem nie, jednak napiszę go z nudów.
Ok, zaczniemy od początku.
Patrzenie w oczy. Zawsze bałem się patrzeć ludziom w oczy. Unikałem tego, a jak przypadkiem spojrzałem i ktoś patrzył mi w oczy to od razu odwracałem wzrok. Jednak po pewnym czasie zauważyłem na filmach czy w rzeczywistości, że ludzie sobie patrzą w oczy. Czytałem jakiś artykuł i coś było, że w rozmowie o pracę liczy się kontakt wzrokowy. Wtedy zacząłem powoli pokonywać swój strach, jedno zerknięcie, dwa, dłuższe zerknięcie, nie miałem żadnego parcia i kiedy chciałem uczyłem się patrzeć w oczy. Potem coraz dłuższe, aż zacząłem się bawić w "kto pierwszy opuści wzrok". Na początku przegrywałem, ale potem zacząłem wygrywać i teraz nie mam żadnego oporu. Rozmawiając z kimś mogę mu bez problemu patrzeć w oczy. Nie chodzi też o same oczy, ale i kobiece wdzięki, jak będziesz w męskim gronie i pokaże się jakaś ładna dziewczyna, to poobserwuj innych mężczyzn, nawet kątem oka, gdzie patrzą. Jedni będą się patrzeć i ślinić, drudzy będę zajęci czymś innym, a trzeci tak jak ty, będą udawać zainteresowanie jakimś innym obiektem
Np. Jechałem kiedyś z ojcem przez duże miasto w upał, to mu szyja tylko w te i nazad chodziła, a ja biedy musiałem się na drodze skupiać
Zauroczenia. To raczej tak ciekawe nie jest, ale opowiem ci WSZYSTKIE.
1. Początek szkoły 6 klasy szkoły podstawowej. Rodzice podwożą mnie pod szkołę, wysiadam i idę w jej stronę. Z prawej strony zauważam koleżankę z klasy Kamilę, która schodzi z niewielkiej górki. Urosła i to dużo, jakieś 10cm, dla dzieci w te 3 miesiące to normalne. Poczułem zastrzyk chemii, nieznane uczucie, ona się do mnie zbliżała, a ja chciałem od niej uciec. Zagadała do mnie jak tam wakacje, a ja zestresowany szedłem obok niej, zmieszany coś tam odpowiadałem, oczywiście nie patrząc na nią. Koniec wspomnienia, moje pierwsze zauroczenie. Potem pamiętam jeszcze coś, że wysłałem jej w nocy SMS, że bądźmy razem albo się zabije czy coś w tym stylu. Odpisała mi, żebym przestał, albo powie ojcu to się uspokoiłem. Jeszcze chyba w szkole czekając na autobus w szkole w grupie osób, powiedziałem, że mi się podoba, ale nie tak wprost. I tyle ze wspomnień, pewnie spoglądałem na nią, ale nic nie działałem.
2. Gimnazjum, dokładnej daty nie podam, ale raczej 2 klasa. Ciągle byłem zauroczony w Kamili, ale zaczął pojawiać się ktoś jeszcze. Ja mam takie porównanie odnośnie zauroczenia. Patrzysz w gwieździste niebo, gwiazdy to wszyscy ludzie. Jednak na niebie pojawia się Księżyc, który świeci jaśniej i bardziej zwracasz na niego uwagę, będziesz go dostrzegał w grupie ludzi (gwiazd), czy będziesz rozpoznawał kątem oka. Księżyc to dziewczyna, która mi się podobała, mogło być ich kilka. Jednak może pojawić się słońce, które swoim blaskiem przysłoni ci wszystkie gwiazdy i księżyce, a nawet razi w oczy. Ta jedna, to zauroczenie. I tak pojawił się nowy księżyc, również koleżanka z klasy Martyna, która zaczęła się stopniowo przemieniać się w słońce, a Kamila została księżycem.
Teraz czas na wspomnienia, pierwsze zanim zaczęła mi się podobać to, że siedziała za mną w ławce, a ja czasami im dokuczałem, zabierałem piórniki czy coś tam. Potem zaczęła mi się podobać. Nauczony doświadczeniami z poprzedniego zauroczenia, postanowiłem nie wyjść na idiotę i nie robiłem kompletnie nic. Jak najmniej patrzenia, jak najbardziej ignorować, żadnych prób kontaktu czy powiedzenia jej o moim zauroczeniu, zapominając o jakiejkolwiek próbie podrywu. I tak męczyłem się do końca szkoły, a międzyczasie... Na lekcji plastyki coś tam robiliśmy, kazali przynieś materiały, mama mi dała jakąś podartą pościel, zieloną w żółte słoneczniki. Siedziałem, blisko kosza to dużo ludzi się przewijało. Nagle ona jakoś entuzjastycznie, powiedziała, że też ma taką pościel. Lekko mnie zamurowało, nic nie odpowiedziałem, na szczęście szybko się oddaliła. Kolejne wspomnienie, koniec gimnazjum jakieś pokazy klas, bardzo się stresowałem, miałem wyjść na środek z jakimś transparentem, inni też wychodzili. Potem jeszcze poszedłem z nim nie tam gdzie trzeba, co jeszcze zwiększyło stres i tu ona chyba (chyba, bo się zastanawiam czy to nie jest jakimś mój wymysł) złapała mnie za ramię i coś do mnie powiedziała z czego zapamiętałem charakterystyczne "Krzysiu", które usłyszałem potem bawiąc się w tulpę. Na koniec bal gimnazjalny, ostatnia szansa, chyba wszyscy koledzy z klasy z nią tańczyli, w sumie była najładniejsza w klasie, uświadomiłem sobie, że innym też się podoba, ja jednak pozostałem nieugięty i olałem ją.
I jeszcze takie głupie skojarzenia. Tą pościel co wziąłem ją na plastykę to mam komplet w domu i jak ją ubieram to mi się ona przypomina. A drugie to... przypomina mi Welmę z Flinstonów... no autentycznie, nie wiem dlaczego, za każdym razem, jak oglądam tę bajkę to ona powraca do mojej głowy. Lubię oglądać bajki, ale czasami jak mam gorszy nastrój, to wyłączę, bo akurat flinstony lecą.
3. Szkoła średnia, technikum. Na początku widziałem, że Martyna jest zapisana w tej szkole na jednym profilu, co oczywiście mi nie odpowiadało. Bałem się, nie chciałem znowu się stresować jej obecnością, tym bardziej, że mało osób z poprzedniej klasy przyszło do tej szkoły, a to oznaczało, że raczej się będzie szukało znajomych osób na przerwach. A dodając, że jedyną osobą z gimnazjalnej klasy, która poszła na mój profil był jej brat cioteczny, więc to, że będą się spotykać na przerwach było niemal pewne... Na szczęście było za mało osób i poszła do innej szkoły. Przez długi czas w głowię miałem jeszcze Martynę, pojawiło się parę księżyców, ale nic więcej. Nie spotykałem jej i zauroczenie mijało. Jednak mam wspomnienie jak jestem w biedronce, już wyjeżdżam i przez szybę, z 20 metrów przez 0,5 sekundy zobaczyłem dziewczynę odwróconą do mnie plecami i mój mózg uznał sobie "To Martyna! Przecież tak bardzo ci się podoba". I po takiej akcji przez 2-3 tygodnie, jakby wróciło zauroczenie i te całe wymyślanie niemożliwych historyjek.
Jakiś czas później. Pojechałem sam na koncert. Nie bawiłem się dobrze, chociaż spodobało mi się bezkarne patrzenie na zespoły na scenie. W jednym na klawiszach grała rudowłosa dziewczyna i się patrzyłem na nią przez cały występ. Uznałem, że jestem żałosny, nie potrafię się bawić, było to dość emocjonalne przeżycie. Od tego momentu zaczęły mi się podobać rude.
Potem w szkole część klas pojechała na praktyki, w szkole się przerzedziło, mało było dziewczyn, które mi się podobają. Więc mój mózg postanowił sobie znaleźć nową. Padło na rudowłosą Monikę z rok młodszej klasy. Podobała mi się coraz bardziej, aż w końcu się w niej zauroczyłem. Tu też miałem, nic nie robić, jednak pojawiły się portale społecznościowe. Nasza-klasa. Raz przeglądałem jej zdjęcia, napisałem do niej anonimowo, czy ma może więcej zdjęć, bo chciałbym sobie ją wyśnić w LD i efekt był taki, że ustawiła sobie profil na prywatny, czyli znowu wyszedłem na idiotę, chyba pisałem, jeszcze raz podobnie, tylko chodziło o stworzenie tulpy, ale nie pamiętam dokładnie.
Ze wspomnień to raz się lekko potknąłem na schodach i miałem lekkiego buraka, mogła się coś domyślić, ale dużo ludzi było to nie wiem. Drugie to był apel, siedziała chyba 3 rzędy przede mną i zaczęło się dziać coś z tyłu sali, więc wszyscy się odwrócili. Mnie to tam nie obchodziło, więc patrzyłem się głucho w okna, zasłony, ściany, scenę i zerkałem na nią. Dalej, czekałem na lekcję przy sali, patrzyłem się przez okno, ona miała mieć lekcję obok, więc też czekała i była dość blisko mnie. Stała względem mnie tak z profilu, ale bardziej tyłem. Spojrzałem na nią dwa razy, przyjrzałem się trochę, kosmyk jej pięknych rudych włosów opadał na policzek, ale to co najbardziej przykuło moją uwagę, to jej przepiękny nos. Najpiękniejszy jaki w życiu widziałem. Najlepsze wspomnienie z jej udziałem i ogólnie zauroczonych dziewczyn. Czułem się bezpiecznie i podziwiałem jej piękno, mimo, że to była sekunda. Miałem, też jeden piękny sen z jej udziałem.
Szkoła się skończyła, nie widywałem już jej, zauroczenie trochę słabło. Obejrzałem film sekret i była w nim mowa, że najbardziej przyciągamy to czego pragniemy, ale również i to czego się obawiamy. Jedną z takich rzeczy było to, że spotkam ją na lodowisku. Pewnego dnia idę z kolegą na lodowisko i minąłem ją w przejściu, w tym miejscu było bardzo ciemno, ale byłem prawie pewny, że to ona. Przeszedł mnie zastrzyk chemii, ale ona wychodziła i zająłem się jazdą, wiec tak bardzo nie poczułem. Dopiero przed snem nachodziły mnie myśli o niej i nie dawały spać. Potem przed następnym lodowiskiem, już był stresik i serducho mi waliło jak wchodziłem. Okazało się, że jeździ, jednak spojrzałem na nią w pełnym świetle i już jej blask mnie tak nie zachwycał. W pewnej chwili oparłem się o barierkę i spojrzałem jej w oczy, a ona odwzajemniła spojrzenia przez chwile, podniosłem głowę, spojrzałem w gwiazdy i poczułem niesamowitą ulgę, nie byłem już w niej zauroczony, w żadnej dziewczynie, koniec stresu, wolność.
4. Minęło pół roku, wspominałem już o filmie sekret, to tak jak obawiałem się i jednocześnie pragnąłem, że Monikę spotkam na lodowisku, tak Martynę (ta sama z zauroczenia numer 2) mogłem spotkać w banku. Jakoś się dowiedziałem, że chodzi do szkoły ekonomicznej, a już widziałem w tym banku, dziewczyny ze starszych klas, które ukończyły ekonomik w mojej szkole. No i wyszło, że akurat ona i to akurat w tym banku. Z lodowiskiem było podobnie, jeździłem kilkadziesiąt razy, a osoby ze szkoły widziałem ze 3 razy.
No więc, wchodzę do banku z ojcem, jak gdyby nigdy nic i zauważam ją, oczywiście zastrzyk chemii, chęć jak najszybszego opuszczenia banku, zasłoniłem się jakoś za ojcem, żeby nawet nie widzieć kątem oka jej anielskiego wyglądu i starałem zająć się tym po co przyszedłem do banku. Zauroczenie wróciło, historyjki. Unikałem banku, jak tylko mogłem, jednak było pewne, że kiedyś będę musiał tam pójść, żeby podpisać jakieś papierki, przez co stres powoli narastał i odnawiał się za każdym razem kiedy odmawiałem.
Minęło ponad pół roku unikania banku. Wczoraj byłem z matką na zakupach i poszła wybrać pieniądze, wróciła i mówi, żebym poszedł do banku, bo mam coś podpisać i już tam wyjmują dokumenty. Udało mi się wynegocjować (nie i już; jutro pojadę; zamknij te drzwi"szykuje się do odjeżdżania", matka zostawiła drzwi pasażera otwarte, żebym nie odjechał), że pojadę jutro, bo miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia (odkładaną) i matka poszła powiedzieć to w banku. Wtedy zauważyłem kątem oka dziewczynę idącą z boku, obejrzałem się i to była ona Martyna. Nie patrzyła w moją stronę, więc czułem się w miarę bezpieczny, miałem niewielki zastrzyk chemii, ledwo wyczuwalny. Była ubrana, bo było zimno i tak super ładnie nie wyglądała, nie tak jak dziewczyny, w których jestem zauroczony.
Potem wieczorem, miałem lekki stres, przed jutrzejszym załatwianiem spraw w banku, ale przypominałem sobie, to zdarzenie i było znośnie. Następnego dnia "dziś". Był stres, serce mi waliło. Wszedłem do banku spojrzałem na nią i nie miałem tego zastrzyku chemii. Wyglądała naprawdę bardzo ładnie, aktualnie najbardziej mi się podoba, potem zacząłem załatwiać sprawy u innej, trochę ręce mi się trzęsły. Próbowałem na nią spojrzeć, ale postawili jakąś deskę i
niestety nie było jej widać. Tak nawet chciałem na nią spojrzeć, wymienić się spojrzeniami, aby upewnić się, że zauroczenie minęło, ale nie było mi to dane. Nie poczułem takiej ulgi jak poprzednio, raczej powoli to sobie uświadamiam. Już nie będę miał oporów, przed chodzeniem do banku i mam nadzieję przestanę o niej myśleć tak intensywnie.
To by było na tyle, moja historia zauroczeń od początku do dnia dzisiejszego. Gdybym był normalny to myślę, że z 1 i 3 mógłbym chodzić, a 2/4 jest poza moim zasięgiem. Ktoś może sobie myśleć, że on by coś takiego nie napisał, bo to zbyt prywatne, ale ja zacząłem mieć na to wyjebane. Czasami chodzi mi po głowie, że 1 i 3 powinienem przeprosić, chciałbym, ale zastanawiam się, czy jest sens rozdrapywać stare rany?