Ale niestety, jest spora szansa na to, że kolejna część będzie jeszcze gorsza. Pokazy testowe podobno wypadły fatalnie, aczkolwiek nie wiadomo, czy to co pokazano trafi ostatecznie do kin - ponoć w toku produkcji powstało kilka wersji filmu, podobno jest aż osiem różnych zakończeń i trudno powiedzieć, czy już na któreś się zdecydowano. Natomiast wiele wskazuje na to, że duża część przecieków odnośnie fabuły jest prawdziwych. Obawiam się, że kolejna część będzie kolejną porażką.
Re: Gwiezdne wojny
: 06 gru 2019, 10:08
autor: rael
Ja bardziej nie mogę uwierzyć, że po dwóch latach są jeszcze ludzie, którzy nadal smęcą z powodu Ostatniego Jedi Co do kilku wersji Epizodu IX, to JJ Abrams ponoć uciął te spekulacje, ale jako że zbytnio nie śledziłem przecieków i plotek, to się do nich nie będę odnosił. W ogóle ten polski tytuł, z kropką w środku, to jakieś nieporozumienie. "Skywalker. Odrodzenie" wręcz boli
A co do obecnego stanu Gwiezdnych Wojen, to moim zdaniem nie jest źle. "Mandalorian" jest rewelacyjny i po czterech odcinkach trzyma bardzo wysoki poziom. W produkcji znajduje się serial o Obi-Wanie, rzekomo oparty na scenariuszu niezrealizowanego filmu - ponoć ma bardziej skupiać się na postaciach i czerpać z książki "Kenobi", więc może wyjść z tego coś ciekawego. Jest jeszcze growy "Jedi: Fallen Order", ale takowy dopiero u mnie czeka w kolejce do przejścia.
Re: Gwiezdne wojny
: 06 gru 2019, 21:58
autor: Coldman
Dokładnie, jak mówisz. Ja już nie mogę się doczekać premiery. Film będzie jaki będzie, nie spodziewam się genialnego zakończenia tak jak w Avengers, ale myślę, że dostarczy mi dobrej rozrywki.
Re: Gwiezdne wojny
: 07 gru 2019, 11:01
autor: rael
Cold, mam podobne odczucia. Co będzie to będzie. Przyznam szczerze, że moje oczekiwania są podobne jak w przypadku ostatnich filmów. Więc może czeka mnie pozytywne zaskoczenie, a jak nie, to tragedii też nie będzie. Ciekawi mnie rola Palpatine'a i te wszystkie zapowiadane nawiązania do wątków ze wszystkich wcześniejszych filmów.
A jak już tak wspominamy o Avengersach, o ile Endgame mi się bardzo podobał i miał mnóstwo pomysłów, które wzięły mnie z kompletnego zaskoczenia, to w ogólnym rozrachunku o wiele bardziej przypadł mi do gustu Infinity War. Ale to głównie ze względu na Thanosa, który wypadł tam naprawdę dobrze. W ostatnim filmie jego rola została zepchnięta na trzeci plan, ale jakby nie patrzeć było to uzasadnione fabularnie.
Re: Gwiezdne wojny
: 08 gru 2019, 22:26
autor: Introman24
rael pisze: ↑06 gru 2019, 10:08
Ja bardziej nie mogę uwierzyć, że po dwóch latach są jeszcze ludzie, którzy nadal smęcą z powodu Ostatniego Jedi
Tak, bo nie mam lepszych rzeczy do roboty i całe ostatnie dwa lata płakałem z powodu tego, jak wypadł Ostatni Jedi
Ostatnio czytam newsy na temat nadchodzącej części i tak przy okazji znalazłem tą ciekawą nowinę Ale przecieki sugerują, że raczej wyjdzie z tego coś na podobnym poziomie głupoty jak poprzednia część. Obym się mylił.
A co do obecnego stanu Gwiezdnych Wojen, to moim zdaniem nie jest źle. "Mandalorian" jest rewelacyjny i po czterech odcinkach trzyma bardzo wysoki poziom.
"Mandalorian" po raz kolejny pokazuje, że z jakiegoś powodu spin-offy wychodzą dużo lepiej niż nowa trylogia i jej nakręcenie było błędem, a przynajmniej wzięli się za to niewłaściwi ludzie. Wprawdzie jest jeszcze kolejna część, która przynajmniej w teorii mogłaby uratować tą trylogię, jak "Zemsta Sithów" podniosła poziom prequeli ale wątpię, żeby tak było, więc skoro już padło porównanie do Avengers, to na tle dwóch ostatnich części trylogia Disneya wypada naprawdę blado.
Re: Gwiezdne wojny
: 08 gru 2019, 23:47
autor: rael
Introman24 pisze: ↑08 gru 2019, 22:26
Tak, bo nie mam lepszych rzeczy do roboty i całe ostatnie dwa lata płakałem z powodu tego, jak wypadł Ostatni Jedi
Ostatnio czytam newsy na temat nadchodzącej części i tak przy okazji znalazłem tą ciekawą nowinę Ale przecieki sugerują, że raczej wyjdzie z tego coś na podobnym poziomie głupoty jak poprzednia część. Obym się mylił.
Co było, to minęło. Saga się kończy, kolejne filmy i tak będą dopiero za kilka lat i raczej nie będą nawiązywać do obecnej trylogii. Tak swoją drogą, ciekawe w jakiej erze będą rozgrywały się nowe filmy. A co do Epizodu IX, to podchodzę bez oczekiwań, tak jak w zazwyczaj przy poprzednich filmach. Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Zresztą będzie tu pewnie spore pole do dyskusji
"Mandalorian" po raz kolejny pokazuje, że z jakiegoś powodu spin-offy wychodzą dużo lepiej niż nowa trylogia i jej nakręcenie było błędem, a przynajmniej wzięli się za to niewłaściwi ludzie. Wprawdzie jest jeszcze kolejna część, która przynajmniej w teorii mogłaby uratować tą trylogię, jak "Zemsta Sithów" podniosła poziom prequeli ale wątpię, żeby tak było, więc skoro już padło porównanie do Avengers, to na tle dwóch ostatnich części trylogia Disneya wypada naprawdę blado.
"Mandalorian" jest wyłącznie dowodem, że Dave Filoni zna się na rzeczy, wie co robi i jak zgada się z drugim pasjonatem (Jonem Favreau), to może zrobić z tego coś specjalnego. Z tego samego powodu mam spore nadzieje na serial o Obi-Wanie. Ten film znajdował się w produkcji od wielu lat i był tworzony przez grupę ludzi, którym zależało na opowiedzeniu tej historii. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to taka typowa historia, gdzie Kenobi nie wiadomo po co lata po galaktyce i ratuje wszystkich, a bardziej skupi się na lokalnych problemach na Tatooine i wewnętrznej przemianie Obi-Wana w Bena. Bo sądzę, że to tutaj jest znacznie większe pole do popisu.
Trochę górnolotne stwierdzenie, że są lepsze, ale pamiętam Twoją opinię o "Łotrze 1". Przez te lata obejrzałem go kilka razy i za każdym razem miałem to same odczucie - "Rogue One" dobrze radzi sobie jako oczko do fanów Oryginalnej Trylogii, ale kompletnie leży jako samodzielny film. No ale już nie będę się tu rozpisywać, wspominałem o tym więcej niż nie raz "Solo" podobał mi się lekko bardziej, ale mimo naprawdę wielu zgrzytów, to nadal liczę na serial będący kontynuacją jego wydarzeń. Coraz więcej plotek krąży wokół serialu o Qi'rze i kartelu Crimson Dawn, ale jednak wolałbym szmuglerskie przygody Hana i Chewiego w stylu kultowego "Firefly". Przy budżecie "Mandaloriana" mogłoby z tego wyjść coś fajnego.
Re: Gwiezdne wojny
: 15 gru 2019, 22:34
autor: Introman24
rael pisze: ↑08 gru 2019, 23:47
A co do Epizodu IX, to podchodzę bez oczekiwań, tak jak w zazwyczaj przy poprzednich filmach. Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu.
Biorąc pod uwagę to, że dużo z przecieków się potwierdza, to zaczynam się nastawiać na parodię, która może być nawet śmieszna. A nie zdziwię się, jak za kilka lat trylogia Disneya wyleci z kanonu i zaczną kręcić epizody VII, VIII i IX na nowo.
Trochę górnolotne stwierdzenie, że są lepsze, ale pamiętam Twoją opinię o "Łotrze 1". Przez te lata obejrzałem go kilka razy i za każdym razem miałem to same odczucie - "Rogue One" dobrze radzi sobie jako oczko do fanów Oryginalnej Trylogii, ale kompletnie leży jako samodzielny film.
A ja bym z tym się nie zgodził, moim zdaniem "Łotr" jako samodzielny film dałby sobie radę, zwłaszcza jeśli warstwa wizualna zostałaby ta sama. To już prędzej "Ostatni Jedi" nie spotkałby się z taką krytyką, gdyby był odrębnym filmem. Może nie by nie zachwycił, natomiast pełne absurdów części np. Transformers czy Szybkich i wściekłych nie wywołały tak wielkiej debaty i nie zebrały aż tak negatywnych opinii. Moim zdaniem próba zastanawiania się, czy dany film byłby dobry jako samodzielny film bez kontekstu uniwersum w jakim się znajduje jest lekko pozbawiona sensu. Bo kontekst poprzednich części ma wpływ na fabułę, która też byłaby inna gdyby nie to, co wydarzyło się w poprzednich częściach, jakie miały klimat i jak skonstruowany jest dany świat. Fakt, że klimat oryginalnych "Gwiezdnych wojen" jest największym plusem filmu, co ciekawe, tego samego nie udało się osiągnąć w "Ostatnim Jedi". A że raczej nie była to udana część można zobaczyć, jak wyglądają dyskusje na Filmwebie czy pod jakimikolwiek filmami dotyczącymi nowej części. Niecały tydzień do premiery i prawie kompletna cisza, jeśli już to pojawia się narzekanie na Disneya, a pamiętam, jak przed "Ostatnim Jedi" były dziesiątki gorąco dyskutowanych teorii, co się wydarzy w tej części, co będzie dalej, You Tube było pełne teorii pod którymi dyskutowały tysiące ludzi, widać było, że wszyscy czekają na ten film, a teraz? Zainteresowanie spadło prawie do zera.
Re: Gwiezdne wojny
: 19 gru 2019, 8:02
autor: rael
Introman24 pisze: ↑15 gru 2019, 22:34
A ja bym z tym się nie zgodził, moim zdaniem "Łotr" jako samodzielny film dałby sobie radę, zwłaszcza jeśli warstwa wizualna zostałaby ta sama. To już prędzej "Ostatni Jedi" nie spotkałby się z taką krytyką, gdyby był odrębnym filmem. Może nie by nie zachwycił, natomiast pełne absurdów części np. Transformers czy Szybkich i wściekłych nie wywołały tak wielkiej debaty i nie zebrały aż tak negatywnych opinii. Moim zdaniem próba zastanawiania się, czy dany film byłby dobry jako samodzielny film bez kontekstu uniwersum w jakim się znajduje jest lekko pozbawiona sensu. Bo kontekst poprzednich części ma wpływ na fabułę, która też byłaby inna gdyby nie to, co wydarzyło się w poprzednich częściach, jakie miały klimat i jak skonstruowany jest dany świat. Fakt, że klimat oryginalnych "Gwiezdnych wojen" jest największym plusem filmu, co ciekawe, tego samego nie udało się osiągnąć w "Ostatnim Jedi". A że raczej nie była to udana część można zobaczyć, jak wyglądają dyskusje na Filmwebie czy pod jakimikolwiek filmami dotyczącymi nowej części. Niecały tydzień do premiery i prawie kompletna cisza, jeśli już to pojawia się narzekanie na Disneya, a pamiętam, jak przed "Ostatnim Jedi" były dziesiątki gorąco dyskutowanych teorii, co się wydarzy w tej części, co będzie dalej, You Tube było pełne teorii pod którymi dyskutowały tysiące ludzi, widać było, że wszyscy czekają na ten film, a teraz? Zainteresowanie spadło prawie do zera.
Niepotrzebnie tworzysz z tego większą ideologię. Mi się podobał "Ostatni Jedi", innemu podobało się "Przebudzenie Mocy", Tobie "Łotr 1", kolejnemu spodoba się nowy film z kropką w środku. A kolejnemu nie spodoba się żaden. To wyłącznie kwestia gustu co kto lubi i ma do tego pełne prawo. Jedyne co piszę to swoją subiektywną opinię. Możesz się z nią nie zgadzać i spoko, ale i tak mnie nie przekonasz
Właśnie "Łotr 1" moim zdaniem nie radził sobie jako samodzielny film. Ba, jest zasadniczo filmowym rozwinięciem crawla Epizodu IV. No jakby nie spojrzeć, celem tego filmu jest wprowadzenie do "Nowej Nadziei" - pokazanie skąd rebelianci uzyskali plany Gwiazdy śmierci i wyjaśnienie powodu odsłoniętej "luki" stacji. Wiem, wiem, jako fan doceniam te wszystkie smaczki i nawiązania do Oryginalnej Trylogii. Gwiazda śmierci, Szturmowcy, Tarkin, Vader, zamek Vadera (w ogóle cały lore jaki się wytworzył wokół tego zamku to świetna sprawa, ale to już tak na marginesie), bitwa o Scarif z wykorzystaniem oryginalnej Eskadry Czerwonych, rozwinięcie historii Sawa Guerrery po jego debiucie w The Clone Wars, itd. "Member this? I member", cytując klasyka z South Parka. Niemniej jednak, moim zdaniem ten film nie oferował nic wartościowego ponad tymi nostalgicznymi easter eggami. Główni bohaterowie byli mało interesujący (nawet nie pamiętam imion większości z nich), główny zły nie zapadał w pamięć. Bez kitu, z całej obsady najbardziej w pamięć zapadł mi K-2SO, co było trochę nie w porządku, zważywszy jak liczna była tytułowa grupa. Ze wszystkich scen w filmie najbardziej podobała mi się Bitwa o Scarif i Vader mordujący rebeliantów, ale to też były takie swoiste "winki" w kierunku fanów. Taka ciekawostka, kiedy wychodziłem z kina, między dwójką widzów wywiązał się dialog na temat filmu. Jeden z widzów znał stare filmy, drugi widział tylko nowe i był skołowany tym czemu szturmowcy wyglądają inaczej i mówił, że chętnie zobaczyłby co działo się dalej z tym statkiem, który uciekł Vaderowi. Był w wielkim szoku gdy dowiedział się, że wspomniany przez niego "Rogue Two" to właśnie Epizod IV
"Ostatni Jedi" mimo wszystkich zarzutów jakie są wobec niego stawiane, jest rozwinięciem Epizodu VII. Nie dość, że zaczyna się w tym samym miejscu, gdzie poprzedni film się kończył, to rozwija wątki, które były bezpośrednio wspomniane. Wiele scen, które miało miejsce później są następstwem wydarzeń z poprzedniego filmu. Wiadomo, możesz mieć zgrzyty w jaki sposób zostało to wszystko przedstawione i nie mam z tym problemu, ale jakby nie patrzeć te rzeczy zostały w filmie przedstawione. Wiele z tych kluczowych decyzji, które odbiły się szerokim echem (uśmiercenie Luke'a i Snoke'a, przedstawienie Luke'a jako upadłego mistrza, który nie sprostał swojej legendzie jaką był w starym kanonie) akurat mi się podobały. Zresztą całe to zakończenie wątku Luke'a podobało mi się w całej swojej prostocie. W pewnym sensie, jego historia zatoczyła koło. Przybył na Ach-to żeby umrzeć, ale nie mógł się zdobyć na to żeby odejść. Nie chciał żeby Jedi przeminęli, mimo że mówił co innego. Wykorzystał moc, której nigdy wcześniej nie było na ekranie (z tego co się orientuję to była w jakiejś grze i Rian Johnson wykorzystał ją z któregoś z leciwych przewodników po Mocy w wydanych przez Lucasfilm) i rozpalił na nowo swoją legendę. Odszedł w samotności, wpatrując się w dwa słońca, w podobny sposób jak zaczynała się jego przygoda. Tylko, że jak wcześniej wypatrywał lepszej przyszłości dla siebie, tak teraz, przynajmniej moim zdaniem chodziło tu o gotowość do zostawienia przyszłości w rękach następnego pokolenia. To była moja intepretacja.
I w ten sposób przechodzimy do "Skywalker. Odrodzenie". Ech, pisanie tego tytułu nadal boli. Czemu nikt się nie udziela? Pewnie wszyscy są zajęci komentowaniem najnowszych odcinków "Baby Yoda Show", o przepraszam, "Mandaloriana", który w pełni zasługuje na wszystkie pochwały A tak całkiem poważnie, byłem wczoraj w kinie. Będzie bez spoilerów Powiem w skrócie: nie jestem zadowolony z ostatniego Epizodu i pomysłów, które zostały w nim zawarte. Z całej nowej trylogii podobał mi się najmniej. Pierwsze dwa akty były jeszcze w porządku. Było bez szału i polotu, ale całkiem solidnie. Film nie miał zbyt wielu niepotrzebnych zapychaczy pokroju Canto Bight i akcja cały czas parła do przodu (czasem nawet za szybko), wyciągając z kapelusza kolejne gimmicki fabularne mające na celu doprowadzić Rey i grupę do ostatecznej konfrotancji. Ale to co odwaliło się w końcowym akcie, to już kompletne nieporozumienie. Ludzie na sali, wraz ze mną mieli niezłą bekę z tego jak żenujące sceny miały tam miejsce. Sceny całkowicie poważne, a ludzie zwyczajnie się śmiali i nie mogli uwierzyć, że to co zobaczyli przeszło akceptację reżysera. Nigdy nie myślałem, że to powiem, ale cieszę się że kolejne filmy mają kilkuletnią przerwę. Może tym razem uda im się opracować w miarę konkretniejszy plan w jaki sposób podejść do realizacji filmów żeby były lepsze i spójniejsze.
Re: Gwiezdne wojny
: 21 gru 2019, 21:55
autor: Coldman
Tak długo czytałem ten wątek, więc pora się dołączyć.
Byłem na najnowszych gwiezdnych wojnach i moja opinia jest taka.
Ogólnie seans mi się podobał, dostarczył mi emocji, których szukałem.
-> Kliknij tutaj
W trakcie seansu nie spodobały mi się początkowe szybkie skoki w nadprzestrzeń i kontrowersyjna końcówka z pokonaniem Palpatine. Oceniam jednak ten film za najlepszy z nowej trylogii.
Obiektywnie patrząc już jest znacznie gorzej, szczególnie w kontekście całości. Nie kleiło się to wcale. Widać było, że Abrams olał "Ostatniego Jedi" Nie pociągnął relacji postaci, Rey naglę oświeciło i już przestała być nikim ( Nie pasuje mi pokazywanie tylko jej w lustrach, gdy jest się wnuczką Palpatine XD)
Początek filmu, aż mnie zaskoczył, był bardzo dobry. Środek szybko pędził, mogli spokojnie zrobić 20 minut więcej filmu i by było możliwie lepiej. Końcówka właśnie dosyć mi się podobała. Kontrowersyjna była scena gdy Rey na końcu 2 mieczami pokonała Palpatine, ale jakoś musieli to rozwiązać. Ludzie się czepiają, że Ben Solo w tej scenie wrócił z otchłani. Jak dla mnie to całkiem możliwe, bo przecież Obi Wan też się złapał gdy wpadł do dziury, a Palpatine i Luke przeżyli upadki w nicość xD
Fajny ten nowy miecz świetlny Rey, jestem ciekaw z jakiego kryształu został zrobiony. Dla mnie symbolizuje on równowagę mocy.
Lubię gdy są pokazywane różne aspekty mocy i gdy moc jest bardzo silna. Tutaj to było widać. Wiem, że w niektórych sytuacjach można to uznać za przesadę, ale dla mnie to niezła gratka.
Dodam jeszcze, że dużo w filmie było fanserwisu. Przykładowo odrzutowi szturmowcy, których aktualnie często używam grając w Battlefronta II
Ta trylogia nie była zbyt dobra od początku i tak jako tako Abrams jeszcze to próbował wyrzeźbić. Ze średnim skutkiem.
7/10 Film
Re: Gwiezdne wojny
: 28 gru 2019, 15:21
autor: jubei
Na wstepie od razu powiem że nie jaram się GW i na film poszedłem żeby zobaczyć choć troche efektów specjalnych. Nie były aż nadto uwypuklone, wtopiły się w scenę, co jest niejako zaletą. Poza tym film nie za dobry. Ma tragiczne tłumaczenie co uwydatnia się w niby tam żartobliwym dialogu zaraz na samym początku, o co w nim chodziło??? No i wiele razy przetłumaczono niepotrzebnie na polski inaczej niż było w oryginale angielskim, chociaż do sceny pasowało by właśnie tłumaczenie dosłowne. Ktoś z napisy.pl pewnie by to lepiej zrobił. Jest wiele tego co nie cierpię w filmach - pełno naiwności i przypadkowych zwrotów akcji, które decyduja o głównym wątku. Ale to o ile pamietam w poprzednich filmach było podobnie. Nie oceniam filmu jako serii, kto lubi jedi niech sobie ogląda. Jako film dla osoby wymagającej dobrego kina mozna rozglądnąć się za czyms innym, choć film ogólnie poprawny.
Re: Gwiezdne wojny
: 03 sty 2020, 23:44
autor: Introman24
W końcu obejrzałem to najnowsze dzieło "Rise of Skywalker" i niestety potwierdziło się, to czego się spodziewałem. A więc wyszła kupa podobna do "Ostatniego Jedi" aczkolwiek muszę przyznać, że o wiele lepiej opakowana. W zasadzie gdyby nie masa absurdów w fabule to byłby nawet całkiem przyjemny film. Zdjęcia i efekty specjalne rewelacyjne, lokacje o wiele ciekawsze niż w poprzedniej części do tego chwilami można było poczuć ten gwiezdnowojenny klimat. Do aktorów ciężko mi się przyczepić, wszyscy zagrali przynajmniej poprawnie, nawet Rose nie irytowała, chociaż też dlatego, że było jej mało.
Ale to tyle jeśli chodzi o plusy. Minusem jest to, że - (UWAGA- SPOILERY):
scenariusz dalej leży podobnie jak w poprzednich częściach. I to niestety tak, że ponownie zrobiła się z tego mimowolna autoparodia. Zwłaszcza rozbawiła mnie scena, jak Palpatine błyskawicami zaczął razić całą rebeliancką flotę i mało brakowało, aby ją zniszczył. Niestety ale powrócił jako karykatura siebie, zaś fabuła dopełniła karykaturalny obraz całej trylogii, bo wprowadziła pomysły, które kompletnie nie mają sensu. Po co była ta cała maskarada z First Order i Snoke skoro i tak to Palpatine stał za ich powstaniem i budował sobie wielką flotę na odludziu. Czemu od razu nie powrócił? Po co była budowa Starkillera skoro miał flotę setek niszczycieli, które mogły niszczyć planety? I przede wszystkim - jak on to zrobił, że zbudował tyle statków, zwerbował do nich załogę z dala od wszystkiego i kompletnie nikt, nawet First Order o tym nie miał pojęcia. A w ogóle to jakim cudem przeżył? A skoro już tak, to czemu wcześniej nie wrócił i nie stanął na czele Imperium zanim na dobre nie upadło? Brak w tym jakiegokolwiek sensu. A dodam jeszcze że niczego się nie nauczył, bo te niszczyciele padały jak muchy w trakcie ataku rebelii i znów motyw słabego punktu, który to już raz. To już stało się mimowolną karykaturą.
A Rey jak była Mary Sue tak pozostała. Nawet błyskawice mocy opanowała bez żadnego treningu, ot tak. Tak w ogóle to Disney robi z użytkowników mocy coś na kształt X-Menów czy innych superbohaterów, czego nie było w poprzednich częściach i to niezbyt klei się z resztą sagi. Leczenie przez moc? Tyle Jedi przez tysiąclecia na to nie wpadło a tu przychodzi jakaś Rey i nagle to odkrywa. Błyskawice mocy to chyba dziedziczne po dziadku. Sam pomysł, by Rey okazała się być wnuczką Imperatora nawet ok, chociaż posiadanie rodziny średnio pasuje do pokazanej wcześniej jego osobowości ale znowu tworzy coś, co mnie denerwuje w całej tej disneyowskiej trylogii - brak rozwinięcia potencjalnie ciekawych wątków, spychanie ich na trzeci plan i zostawianie masy pytań bez odpowiedzi. Rycerze Ren, Nowa Republika, rodzice Rey - zmarnowane motywy, tak samo jak niewykorzystany potencjał wielu postaci jak Finn czy Lando (fajnie, że wrócił, ale na ile?). I mógłbym tu jeszcze wiele dopisać. Niestety, ale ten film tylko ostatecznie dobił tą trylogię. Aczkolwiek mimo wad i tak uważam, że był nieco lepszy od "Ostatniego Jedi" W sumie to zaczęło się dobrze, potem runęło a na końcu próbowano to poskładać na nowo ale tak, że konstrukcja wyszła pokracznie. Szkoda, bo mam wrażenie, że gdyby Abrams nakręcił poprzednią część, całość prezentowałaby się lepiej. Ale mam nadzieję, że Disney zostawi to już w spokoju i nie będzie dalej ciągnął losów Rey.
Re: Gwiezdne wojny
: 09 sty 2020, 12:12
autor: rael
Nie miałem wcześniej czasu napisać swoich wrażeń z filmu, to zrobię to teraz. Bez owijania w bawełnę, "The Rise of Skywalker", czy też "Skywalker. Odrodzenie" bardzo mi się nie podobał. W moim odczuciu to nie tylko najsłabszy film nowej trylogii, ale jeden z najsłabszych filmów w całej sadze. Nie przypadł mi do gustu pomysł na historię, zawarte w nim rozwiązania i rewelacje, wynikłe przez to dziury fabularne i wepchnięte na siłę odniesienia, które na dłuższą metę nie mają sensu. Ale o tym za chwilę.
Bardzo dużym problemem tego filmu jest to, że brakuje mu własnej tożsamości, konkretnej wizji i pomysłu. Każdy może mówić co chce o "Ostatnim Jedi", ale Rian Johnson dokładnie wiedział co chce zawrzeć i moim zdaniem w pełni mu się to udało. A tutaj? Widać, że próbowano na siłę zadowolić każdego: zwykłego widza, którego zbytnio nie interesują poprzednie filmy, fanów obecnej trylogii, tych którzy nie przepadają za nowymi filmami oraz tych, którym podobał się wyłącznie jeden z epizodów. Widać, że to miał być film bezpieczny do granic możliwości, który usilnie próbuje grać na nostalgii i robi to w sposób na tyle nachalny, że jest to po prostu męczące. To nie mogło się udać. Wyszedł z tego bełkot, który często przeczy sam sobie. Dawno nie czułem się tak zażenowany oglądając jakiś film. Ostatni raz z podobnym odczuciem zostawił mnie "Batman v Superman". Ciekawe jest to, że oba te filmy łączy ten sam scenarzysta. Chris Terrio się tu nie popisał.
A teraz spoilerowo.
"Ostatni Jedi" zostawił Epizod IX z czystą kartą. Snoke nie żyje, nie ma więc pseudoimperatora i kolejnej nieuchronnej konfrontacji w sali tronowej na tle ogromnej bitwy kosmicznej. Nie musieli już na siłę robić kalki "Powrotu Jedi", zamiast tego mogli zabrać historię w jakimkolwiek kierunku im się podoba, zrobić z tego coś własnego i tchnąć w to nowy powiew świeżości. JJ Abrams i Chris Terrio zdecydowali się jednak to zignorować i na siłę uczepili się kurczowego trzymania Oryginalnej Trylogii, w większości retconując wątki z poprzedniego filmu. Wybrali tylko te, które były uniwersalnie chwalone jak więź mocy między Rey i Kylo. W dalszym ciągu jest to jeden z większych pozytwów Epizodu IX, ale zabrakło mi tu głębi tej relacji, która była w Epizodzie VIII.
W poprzednich filmach nie było wspólnych scen między Rey, Finnem i Poe. Tutaj zostało to zrobione bardzo dobrze, nadano im zupełnie nową dynamikę, której ten film zdecydowanie potrzebował. Kilka nowych postaci było też ciekawym dodatkiem do obsady. Chętnie zobaczyłbym więcej scen z Zori Bliss, a sam Babu Frik był zdecydowanie jedną z najlepszych postaci. Wątek 3PO był fajnie zrobiony, pomijając fakt że opierał się na tanim chwycie fabularnym z "zakazanym językiem, którego nie może przetłumaczyć, chyba że zabiorą go do mechanika, który zdejmie blokadę". Zresztą wielkim zgrzytem Epizodu IX jest to, że wiele postaci "umiera", ale po chwili wraca, co jest słabym rozwiązaniem. Dotyczy to nie tylko wątku utraty pamięci 3PO, ale także i niesławnej sceny "śmierci" Chewiego. Nie rozumiem po co te wątki zostały wykorzystane, skoro i tak do niczego nie prowadziły. Większość nowych planet w filmie nie zrobiło na mnie wrażenia pod kątem wizualnym, ale na wyróżnienie zasługują dwa miejsca. Wielkie wrażenie wywarł na mnie festiwal na Pasanie, który bardzo kojarzył mi się z meksykańskim Dia de Muertos. Podobał mi się też Exegol ze swoją mroczną świątynią i specyficzną salą tronową. Widać, że to planeta, która mogła kiedyś należeć do Sithów.
Mam takie wrażenie, że JJ Abrams podczas pracy nad "Przebudzeniem Mocy" przygotował sobie notatki z pomysłami, które mógłyby zostać wykorzystane w kolejnych filmach, ale wiedząc że i tak już nie wróci, to odstawił te pomysły do szuflady i zostawił ich realizację w rękach Riana Johnsona i Colina Trevorrowa. A skoro się okazało, że jednak wraca, to był zdeterminowany aby zrealizować te pomysły, nawet jeśli nie miały one sensu i nie zgadzały się z tym co pojawiło się już w obecnym kanonie. Nie jestem zwolennikiem nostalgii na siłę. Wolę kiedy nawiązanie ma sens i jest wykorzystane z pomysłem, gdzie ewidentnie na to jest jakiś plan. Bardzo dobrym przykładem takiego nawiązania jest finałowy odcinek 1 sezonu Mandaloriana, w którym moff okazuje się być właścicielem pewnego miecza, który rozpoznają wszyscy fani "The Clone Wars" i "Rebels". Darksaber dla zwykłego widza będzie po prostu fajnym mieczem, a dla fana stanowi wizję kierunku, w którym w kolejnych latach może podążyć historia Din Djarina. A tutaj mamy kalkę "Powrotu Jedi", tyle że podziurawioną. I zabazgraną nieczytelnymi maziajami.
Widziałem wiele stwierdzeń, że sceny z Leią są udanym hołdem dla Carrie Fisher. Nie do końca się z tym zgadzam. Cieszę się, że znaleźli sposób aby napisać sceny wokół jej postaci tak żeby Leia miała jakąś rolę w filmie. Nie podobał mi się jednak ich kierunek. Nagle okazuje się, że Leia w sekrecie przeszła kompleksowy trening Jedi i jest w tym na tyle ogarnięta, że śmiało mogła szkolić Rey od samego początku. Luke zdaje się być w ogóle niepotrzebny, co nawet potwierdza fakt, że pojawia się tylko na krótką chwilę. Było to trochę bez sensu, bo to w żadnym wypadku nie wynikało z poprzednich filmów. Owszem, raz skorzystała z Mocy w tej śmiesznej scenie z lotem niczym Superman w próżni kosmicznej, ale Leia zawsze była dyplomatką i liderką. I w tej roli powinna zostać do samego końca. O wiele lepiej by było gdyby była szkolona przez widmo Luke'a, gdzie miałoby to sens ze względu na drogę, którą przeszedł w "Ostatnim Jedi". A zamiast tego mamy sceny z Mistrzynią Leią, a potem taki kwiatek, w którym Leia przesyła Kylo wizję, mówi jego imię, kładzie się i umiera. Brak słów.
Pomysł na wykorzystanie koni do szturmu na przekaźnik też nie należał do najbardziej błyskotliwych. Snoke okazuje się być jednym z wielu klonów kierowanych przez Palpatine'a. Co z tego, że zginął, mamy jeszcze dwóch na zbyciu, ale już nie ma sensu ich używać. Rycerze Ren zostali sprowadzeni do bycia w tle w charakterze statystów. Lando miał tak małą rolę, że równie dobrze mogłoby go nie być. Wykorzystanie Dominica Monaghana z "Lostów" i "Władcy Pierścieni" do bycia randomowym rebeliantem, który mówi że Palpatine mógł powrócić przez magię Sithów było po prostu kuriozalne. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat było tylko kilku Sithów i dość pilnie strzegli swoich tajemnic, a tu nagle okazuje się, że nawet random w dżungli jest dokładnie z nimi zaznajomiony. Wayfindery i sztylet przemilczę, to po prostu nic więcej jak kiepski macguffin.
Rey Palpatine. Meh. O wiele bardziej podobał mi się pomysł, że jej rodzice byli nikim. To było rewelacyjne rozwiązanie zagadki jej tożsamości i mogłoby zostać świetnym tłem dla nowej trylogii. "Przebudzenie Mocy" było o poszukiwaniu tożsamości, "Ostatni Jedi" był o odrzuceniu przywiązania do przeszłości, to logicznym następstwem w "Skywalker. Odrodzenie" powinna być akceptacja i przetarcie własnych ścieżek. Bo nawet jeśli jej rodzina nie była nikim wyjątkowym, to nie musiało oznaczać, że przez to ona sama nie może stać się kimś wyjątkowym. Decyzja o powiązaniu jej z rodem Palpatine jest najgorszym możliwym wyjściem. Spodziewałem się, że Rey przyjmie nazwisko Skywalker, ale cała jej droga do przyjęcia tego nazwiska nie miała sensu skoro ona spędziła z nim dosłownie chwilę.
Crawl informuje widzów, że Imperator powrócił. Co więcej, postanowił ogłosić wszem i wobec w transmisji, że wkrótce się zemści. Bez żadnego wyjaśnienia, kontekstu czy czegokolwiek. Nie byłem zwolennikiem przywrócenia jego postaci, ale nie spodziewałem się takiego pójścia na łatwiznę. Wolałbym żeby skupili się na konfrontacji Rey i Kylo, który powinien być głównym złym. No ale skoro już się na to uparli, to mieli wiele fajnych możliwości. Dla przykładu, mogliby postawić na widmo, które było przywiązane do wraku drugiej Gwiazdy śmierci i jego powrót w wyniku działań jednego z bohaterów. Ba, mogli nawet zrobić jakiś przedmiot, który był przez niego nawiedzony i pozwalał przejmować kontrolę nad innymi. Mimo tego, że brzmi to przeciętnie to coś takiego było już w obecnym kanonie i było naprawdę dobrze zrealizowane. Niewyjaśnienie tego tworzy problem nie tylko w kwestii naiwności scenariusza, ale równocześnie neguje cały sens "Powrotu Jedi" i poświęcenia Vadera.
Najgorszy jest jednak plan Palpatine'a, który zmienia się jak w kalejdoskopie. Większość tego co miała miejsce w finałowych 40 minutach to jakieś nieporozumienie. Najpierw rozkazuje Renowi zabić Rey. Kylo mu się postawił i tego nie zrobił. Potem na jaw wychodzi, że Imperator wcale nie chciał jej zabić, a w rzeczywistości poszukiwał przez całe jej życie. Wysłał nawet ludzi żeby ją odnaleźli i ją do niego sprowadzili. Nieważne, że chwilę wcześniej chciał ją zabić. Typowe nieporozumienie w rodzinie Palpatine'ów. Dowiadujemy się, że Imperator w rzeczywistości chciał żeby Rey go odnalazła, a potem... zabiła i zajęła jego miejsce jako (sic) Imperatorka Palpatine. Kiedy Rey odmawia, ten wpada w szał i znowu zmienia plan. Teraz pożywia się energią życiową Rey i Kylo, robi się młodszy i wywala serię piorunów w niebo siejąc spustoszenie wśród statków walczących w bitwie kosmicznej. Kolejny wtf. Zabrakło tu tylko sławetnego "Infinite powaaah". To też nie wyszło i ostatecznie zginął na dobre. Mimo tego, że to był jeden z jego planów, to nic się nie stało. Wielkie zwycięstwo i obowiązkowa scena celebrowania na różnych planetach.
Koniec spoilerów.
Ze wszystkich pięciu filmów podobały mi się w następującej kolejności: "Ostatni Jedi", "Przebudzenie Mocy", "Łotr 1", "Solo" i na szarym końcu "Skywalker. Odrodzenie". Czy były one udane? Nie wszystko zagrało tu jak powinno, ale nowe filmy wniosły też wiele rzeczy, które uważam za bardzo dobre rozszerzenie uniwersum.
Z chęcią obejrzę kolejne filmy, ale uważam jednak, że powinny się one odciąć od nostalgii i powielania utartych schematów. Postawić na coś nowego. Coś czego jeszcze nie było. I tym może być projekt "The High Republic", o którym najprawodpodobniej dowiemy się jeszcze w tym miesiącu. Według plotek będzie to zupełnie nowa era, w której będą osadzone nowe filmy i wszystkie inne media. Nie będą stanowić sagi, a zamiast tego serię osobnych historii, które w mniejszym lub większym stopniu mogą być ze sobą powiązane, w sposób podobny do filmów Marvela. Czy wyjdzie im to na dobre? Czas pokaże. "The High Republic" wydaje się być jednak pewniakiem, nazwa pojawiła się już kilkukrotnie w przeciągu ostatnich kilku tygodni.