Dobra. Od kiedy zobaczyłem ten temat, wiedziałem że będę musiał w nim napisać, ale powstrzymywałem się długo, wiedząc że nie mało będzie mnie to kosztować. Od kilku miesięcy jestem pochłonięty twórczością jednego jedynego autora, którego jako fan fantastyki mogę określić mianem mistrza kreacji światów. Facet nazywa się
Brandon Sanderson i ma tak odjechane pomysły, że każdorazowe wejście w jego twórczość było dla mnie jak przejście przez Gwiezdne Wrota do jakiegoś innego wymiaru. Niby wszystko znajome, ale jednak takie dziwne i nowe. Dzięki temu poczułem coś, czego od dawna brakowało mi w fantastyce - powiew świeżości. Jestem jakoś mniej-więcej po 6000 stron jego twórczości i ciągle mi mało. W dodatku, co wychodzi na jaw przy dłuższym obcowaniu z literaturą tego wirtuoza fantastyki, pomimo że akcja jego książek dzieje się w zupełnie innych światach, to istnieją przesłanki, że całość jest w jakiś zawoalowany sposób połączona i dąży do jakiegoś wspólnego, aczkolwiek nieznanego jeszcze celu
Przebijcie to!
Może jeszcze trochę statystyki:
"Słowa Światłości" są najlepiej ocenianą książką 2015 w serwisie LubimyCzytac.pl, największym polskim portalu książkowym, który liczy sobie ok 13 milionów odwiedzin miesięcznie. Średnia ponad 1.400 ocen wynosi 9,3. Kolejne trzy pozycje otrzymały o wiele mniej ocen (dwie poniżej stu opinii), co jest znaczące, bo świadczy o tym że niekoniecznie miały szansę spotkać się z krytyką jako ciężarem rozgłosu.
Piąte miejsce zajmuje "Droga krolów" ze średnią 9,03 z ponad dwóch tysięcy opinii.
To jednocześnie pierwsza i druga najlepiej oceniana książka w serwisie z dziedziny fantastyka.
- cytat z fejsbukowego fanpejdża jednej z książek.
Poniżej (w kilku postach, jeden to raczej byłoby za dużo treści jak na raz) postaram się nakreślić fabułę i przytoczyć ciekawsze, moim zdaniem, pomysły autora na kreację światów zawartych w książkach w kolejności, z jaką się z nimi zapoznawałem. Wrażenia postaram się skrócić do minimum, bo mogę po prostu powiedzieć, że było to, i nadal jest coś niesamowitego.
1. Saga
"Archiwum Burzowego Światła". Tom I
"Droga Królów", Tom II
"Słowa Światłości":
Dwie tłuste cegły, ociekające pyszną mitologią, będące częścią docelowo dziesięcio-tomowego cyklu. Część trzecia jest "w produkcji". Długo się wzbraniałem przed ruszeniem tej ponad tysiącstronicowej lektury (w dodatku upchanej drobnym maczkiem w papier formatu większego niż standardowej książki). Ale jak już od niechcenia zacząłem, tak skończyłem na drugim tomie i poleciałem do sklepu po trzy kolejne książki. Od tego wszystko się zaczęło. Opowieść prowadzona jest trochę jak w "Pieśni Lodu i Ognia" G.R.R. Martina, tzn bohaterem jest niejako sam świat - Roshar, stojący u progu niezwykłych wydarzeń, których tryby wprawia w ruch mord dokonany na królu ludu Alethi i następująca po nim wojna odwetowa. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy kilku bohaterów, biorących na siebie ciężar narracji na przemian w kolejnych rozdziałach. W pierwszym tomie widzimy akcję głównie oczami dwojga protagonistów - włócznika Kaladina i rysowniczki Shallan i czytając miałem do pewnego momentu mieszane uczucia co do bohaterki, która nie zafascynowała mnie tak mocno jak wspomniany żołnierz. Ale! Wspominałem też, że Sanderson to również mistrz puzzli? Nie? To teraz to robię. Brandon kupił mnie takim poskładaniem fabuły, że w którymś momencie tej mniej ciekawej linii fabularnej wychodzą na jaw takie informacje, że
nie mogąc się opanować, przeczytałem książkę do końca tylko z perspektywy Shallan, siedząc do 5 rano z przyspieszonym tętnem, bo po prostu musiałem wiedzieć co stanie się dalej. Potem przespałem się kilka godzin i powróciwszy do losów Kaladina, a znając już dzięki rysowniczce nieco faktów wybiegających w przyszłość, zacząłem dostrzegać zarys czegoś większego. Widziałem różne kąski podrzucane tu i ówdzie przez autora, z pozoru nic nie znaczące, a w rzeczywistości znamienne i sprawiające że wiele rzeczy nabrało sensu, a cała opowieść zamknęła się w cudowną klamrę czegoś zmyślnego i pieczołowicie przygotowanego. Zrewidowałem szybko swój pogląd co do "słabości" wątku Shallan i stałem się wiernym wyznawcą mistrza Sandersona, co będzie widać po serii wpisów w tym temacie...
Dobra, trzy słowa o bohaterach.
Kaladin to żołnierz, włócznik, który przez swój nieskazitelny honor jest raz po raz okutym, brudnym buciorem rzeczywistości wbijany tak głęboko w glebę, że zapoznawanie się z jego losami aż skręcało mnie w trzewiach. Ilekroć miałem wrażenie, że w końcu wyjdzie na prostą, był kolejny raz dosłownie złamywany jako istota ludzka. A mimo to, nie przestawał się podnosić. Dla mnie to była niesamowita inspiracja.
Shallan to najmłodsza z rodzeństwa podupadającego rodu, która wyrusza na spotkanie Jasnah Kholin - najwspanialszej naukowiec i jednocześnie najpotężniejszej kobiety tego świata, aby zostać jej podopieczną i pobierać u niej nauki. W rzeczywistości chce ją okraść z potężnego artefaktu, pozwalającego na transformację materii, aby ustrzec swoją rodzinę (dodam dosyć dysfunkcyjną) przed grożącą im ruiną. Oczywiście nic nie jest takie proste jak tu opisałem. Bohaterowie mają skomplikowaną przeszłość i trudno mi streścić te kilka tysięcy stron tak, żeby się nadto nie rozpisywać
Gdyby kogoś jednak zainteresowały któreś przytoczone tu wątki, proszę pytać to chętnie odpowiem. Mógłbym o sadze rozmawiać godzinami. W kolejnych tomach poszerza się spektrum narracji - widzimy akcję z perspektywy Jasnah i innych bohaterów, będących członkami rodziny królewskiej - generała Dalinara i jego syna, a brata Jasnah - Adolina.
Z ciekawszych pomysłów. Pogoda i pory roku na świecie są prawie nieprzewidywalne, co miało znamienny wpływ na całą florę i faunę. Pory roku trwają po kilka tygodni i za wyjątkiem Płaczu (długie dnie nieprzerwanej, monotonnej mżawki z Arcyburzą po środku sezonu) występują losowo. Jako że Płacz jest jedyną cykliczną porą, na jego podstawie wyznacza się lata. Mówi się, że ktoś ma, dajmy na to - 28 płaczy życia.
Arcyburze to takie burze do potęgi n-tej. Ich siła zdolna jest obedrzeć człowieka ze skóry, toteż ich występowanie (również losowe) wpłynęło na architekturę i całe cywilizacje. Miasta budowane są tak, aby oprzeć się żywiołom, a istoty ludzkie, zwierzęta i rośliny nauczyły się odpowiednio chronić. Piszę "istoty ludzkie", bo ludzie nie są jedynymi humanoidalni przedstawicielami cywilizacji, ale możesz spokojnie zapomnieć o elfach czy krasnoludach
Wymienię choćby Parshendi, którzy porozumiewają się śpiewem, a odpowiednią mantrą mogą na przykład wyhodować sobie na ciele chitynowy pancerz. Faunę stanowią głównie masywne skorupiaki lub inne bestie o silnym opancerzeniu,
niektóre wielkości domów, robiące za zwierzęta pociągowe, a większość roślin albo posiada pewne atrybuty mobilności i jest w stanie chować się pod ziemią w specjalnych jamkach, albo
wytwarza skorupy, które są rozbijane przez ludzi podczas zbiorów, celem wydobycia ziarna/owoców. Podczas Arcyburz, poza deszczem spada również Krem - substancja która z czasem zasycha, tworząc coś na kształt ceramiki, toteż ludzie muszą się zajmować jej uprzątaniem po każdej burzy, by nie doprowadzić swojego otoczenia do stopniowego "zeskorupienia". Do najwspanialszych broni w świecie należą tak zwane Ostrza Odprysku. Miecze, które bez oporu są w stanie przeciąć każdą materię nieożywioną, ale nie uszkadzają organizmów żywych - zamiast tego uśmiercają duszę. Kończyna trafiona Odpryskiem staje się bezwładna, natomiast przecięcie nim kręgosłupa lub tułowia zabija istotę, pozostawiając ciało niczym puste, wypalone naczynie. Analogiczne dla Ostrzy są Pancerze Odprysku - jedyny rodzaj zbroi mogący oprzeć się Ostrzu, dający przy tym posiadaczowi nadludzką moc, zwinność, wytrzymałość. Te dwa elementy rynsztunku są na tyle rzadkie i potężne, że osoba będąca
pełnym Odpryskowym (tzn dzierżąca ostrze i pancerz) jest w stanie samodzielnie stawić czoła setkom normalnie uzbrojonych żołnierzy, którzy dosłownie padają jak muchy, cięci Odpryskiem. W trakcie fabuły spotykamy też postacie nazywane mocowiązcami, które władają siłami, które zostały dawno zapomniane w Rosharze - np. Wiatrowi (cóż za wspaniała nazwa
) mogą tworzyć powiązania grawitacyjne pomiędzy obiektami. Nadając wiązanie o sile połowy swojego ciężaru, ale skierowane do góry, mogą lewitować, więc można się domyśleć, że mogą również poruszać się po ścianach, latać i dysponują praktycznie telekinezą. Są też tacy, którzy manipulują siłami tarcia, światłem czy duchem materii, nakłaniając przedmioty do transformacji w dowolny inny twór. Wszystkie te cuda nie przychodzą jednak za darmo, i potrzebują paliwa w postaci Burzowego Światła, magazynowanego w klejnotach, będących jednocześnie walutą Rosharu. I tak, jak można się domyślić, Burzowe Światło zbiera się do klejnotów podczas Arcyburz i wszystko spina się w ładną, spójną klamrę
Ale najbardziej fascynujące dla mnie w tym świecie było istnienie Sprenów.
Spreny, to nic innego jak manifestacje uczuć, emocji, idei, sił. Oprę się na przykładach bo ciężko to wyjaśnić. Są Spreny różnych rodzajów i każdy rodzaj ma swój wygląd, przez co można je rozróżniać jak gatunki zwierząt. I tak... jeśli na przykład ktoś odczuwa skrajne przerażenie, mogą pojawić się obok niego strachospreny. Jeśli cierpi fizycznie, może przyciągnąć bólospreny. Padlina przyciąga zgniłospreny, a generał po zwycięskiej bitwie w reakcji na wiwat tysięcy podkomendnych może dostąpić zaszczytu, że zawirują wokół niego chwałospreny. Sprenów jest rodzai cała masa, a niektóre są na tyle potężne, że zyskały świadomość i pewne kultury czczą je jak bogów. Nieliczni ludzie, którzy przetrwali Arcyburzę mówią, że w samym jej środku można dostąpić chwili absolutnego wyciszenia i ujrzeć
twarz przysłaniającą całe niebo. Istota ta, zwana Ojcem Burz jest przez niektórych uważana za Sprena
Mogę dodać do tej mieszanki jeszcze kilka osobliwych religii i całą masę ciekawostek kulturowo-antropologicznych. Kobiety Alethi stale ukrywają lewą dłoń (widać na obrazku Shallan), a jej odkrycie uznawane jest za obsceniczne. Istnieje ścisły podział na role męskie i kobiece, zakorzeniony tak mocno, że wyłączając kapłanów, uważanych za nieposiadających płci, mężczyźni nie potrafią czytać ani pisać, stąd istnieje konieczność zatrudniania przez nich kobiecych skryb. Również dlatego to głównie kobiety zajmują się nauką. W społeczeństwie Alethich istnieje też wielopoziomowa struktura hierarchiczna, według której ludzi dzieli się na poziomy klas wyższych - szlachtę, dowódców, zarządców oraz szereg klas niższych - robotników, chłopstwo, itp., a jednym z decydujących czynników przynależności jest kolor oczu. Im jaśniejsze, tym bardziej arystokratyczne pochodzenie. Co ciekawe, jeśli ciemnookiemu uda się zdobyć Ostrze Odprysku, broń z czasem zmienia go w niebieskookiego i osoba awansuje do wyższych kast, zyskując przy tym tytuł i ziemię.
Dobra, myślę, że na razie wystarczy, bo nadmiar informacji może być konfundujący. Tak naprawdę to tylko wierzchołek góry lodowej... Jeśli lubisz fantastykę, ale jeszcze nie jesteś kupiony, to ja nie wiem. Kolejne posty prawdopodobnie możesz zignorować