To prawda, ale ja miałem na myśli nihilizm jawny, "wyznawany". To, że opisane przez Ciebie zjawiska są z nim praktycznie jednoznaczne, nie oznacza, że nagle żyjemy w społeczeństwie nihilistów. Gdyby tak było czułbym się jego członkiem. :wink: Niestety czyny człowieka, a jego interpretacja tych czynów to całkowicie rozbieżne zjawiska napędzane jedną iluzją za drugą, sporo w tym wszystkim też racjonalizacji pobudek. Więc jako obserwator masz rację, ale spróbuj ich do niej przekonać.Mefiboszet pisze:Konsumpcjonizm jest formą nihilizmu. Przeświadczenie, że moje życie ma znaczenie dopóki zarabiam pieniądze i jestem atrakcyjny seksualnie, również nim jest. Podobnie jak postępujący rozpad i atomizacja zarówno więzi rodzinnych, jak i społecznych.
Na chwilę obecną jest to czepianie się wszystkiego i niczego, od nacjonalizmu na zainteresowaniu obcymi/dawnymi wierzeniami kończąc. Zgodnie z absurdalnym indywidualizmem, o którym napisałeś, nie miałem na myśli dążeń większych grup społecznych a raczej "samostanowieniu" przez pojedyncze jednostki. Na ile w tym indywidualizmie iluzji myślę, że doskonale wiemy, ale spróbuj wykazać takiemu indywiduum, że jego oryginalność to tylko zbiór przypadkowych wyobrażeń, powodzenia.Mefiboszet pisze:Podaj przykłady.Patrycjusz pisze: Wszelkiego rodzaju dążenia w stronę czegoś więcej niż biologia są bardzo zauważalne.
Przestaliśmy odwoływać się do archetypów, ale o zdychaniu myślenia symbolicznego bym nie powiedział. Dyktatura nauki, scjentyzmu, chory antropocentryzm - to też myślenie symboliczne, tylko zamiast odwoływania się do antycznych ideałów króluje myślenie przyszłościowe. Punkt, w którym jesteśmy to punkt na drodze wyzwolenia człowieka z pazurów przyrody, biologii - na ile te starania się udadzą, a na ile nie, nie wiadomo.Mefiboszet pisze:O tym mówię. Jakie masz ostatnio znaczące trendy symboliczne w społeczeństwie Zachodnim? Za antyku były to ideały apollińskie i dionizyjskie, później platonizm, neoplatonizm, chrześcijaństwo. Ludzie przeglądali się w ideach większych od nich samych, obecnie myślenie symboliczne zwyczajnie zdycha, przestaliśmy się odwoływać do archetypów.
Nie zapewni, bo zadaniem psychologa nie jest zapewnienie Ci metafizycznych doznań, tylko psychicznego komfortu. Równie dobrze psycholog jako lekarstwo na metafizyczną pustkę może zachęcać Cię do powrotu do archetypów. Każda metoda jest dobra, byle klient wyszedł zadowolony.Mefiboszet pisze:Tyle że ksiądz pomaga ci w redukcji poczucia winy w oparciu o pewne archetypy, które człowieka uwznioślają. Zajmujesz pozycję w odwiecznej walce dobra ze złem, starając się o życie wieczne w otoczeniu Boga którego jesteś dzieckiem, podobnie jak otaczający cię ludzie. Który współczesny psycholog zapewni ci choć namiastkę podobnych doznań? Społeczna intuicja religijna, poczucie pewności prawd metafizycznych umarło.
Na początku spójrzmy na to, jakie są założenia psychologii - nazywa ona występujące zjawiska, po czym w oparciu o to nazewnictwo tworzy konkretne kategorie (których granice są płynne). Jeśli pojawia się zjawisko dotąd nieznane - dołącza do słownika i wpływa na istniejące już ramy. Definicje przez Ciebie wymienione mogą opisywać jakąś jednostkę, która czy się z tym zgodzi czy nie, do tych definicji pasuje. Ja wiem, że to godzi w często powtarzany bullshit "jestem jedyny w swoim rodzaju!". Ale nikt nie powiedział, że z definicji tych nie można się wyzwolić. Psychologia szufladkuje, ale nie zamyka szuflad na klucz skazując Cię na powielanie tych samych wzorców w nieskończoność. Na ile uwierzysz w swoją szufladkę i nie będziesz chciał zmian, to Twoja sprawa. Wtedy to wina Twojego braku indywidualizmu (który został wspomniany w innym znaczeniu wcześniej, ale tutaj ma znaczenie pozytywne), a nie psychologii.Mefiboszet pisze:Z psychologią jest podobnie - jeśli godzisz się z jej założeniami i definicjami (introwertyk, DDA, niekochane wewnętrzne dziecko, przeciętne IQ), wówczas wszystkie twoje możliwości i ograniczenia oraz sposób patrzenia na świat - będą przefiltrowane i ograniczone przez jej ramy. Jeśli powie, że coś jest nie do przezwyciężenia; uwierzysz w to i wpłynie to na twoje życie. Historia ludzkości pełna jest niepodważalnych teorii, które z czasem okazały się tylko przejściowymi bądź jawnie fałszywymi, zaś w czasach swej świetności namacalnie wpływały na ludzki los, sposób myślenia oraz aspiracje.
Psychologia jest, a przynajmniej stara się być, nauką. Bardzo młodą zresztą, więc podatną na błędy. Powiedziałbym wręcz, że jest na poziomie średniowiecznej medycyny. To, że raczkuje, nie oznacza, że nie mamy dać jej prawa się rozwijać. Jeśli komuś ona nie odpowiada, niech w nią nie wierzy i pewnie zrobi bardzo dobrze, w końcu droga filozofii jest zdecydowanie bardziej skuteczna, potwierdzam - bo nazywanie złamania woli "depresją" mi też nie odpowiada.
Świetnie mówi o tym George Carlin w Soft Language. "Zaburzenie stresowe pourazowe" nie do końca dobrze oddaje to, co powodują kule latająca nad głową.