avatariks pisze: ↑07 cze 2017, 15:57Nie ma szans? To korpucja jest czymś nieznanym w naszej Polsce czy jak?
Znanym, ale raczej w kręgach politycznych. Napisałem tak dlatego, że aby osobnik X został zarejestrowany jako posiadający wykształcenie wyższe, musi przejść przez masę pięter w tej biurokratycznej machinie. Co chcesz podrobić, wymyślić temat pracy, napisać pracę, wrzucić ją do APD, uzyskać podpis promotora, ocenę recenzenta itd? Zresztą nawet gdyby się udało, to jakie korzyści są tak naprawdę z wyższego wykształcenia? Łapówka potrzebna żeby to zdobyć może zostać znacznie lepiej zainwestowana, lepiej od razu dać w łapę za przyjęcie do miejsca pracy niż za gównopapierek.
avatariks pisze: ↑07 cze 2017, 15:57Przekazując więcej władzy jednym, a odbierając innym poziom "demokracji" wzrósł by? I od kiedy wybór władców nie jest oparty na wywieraniu wrażenia, czyżby charyzma i manipulacja była dziełem res publiki?
Poziom demokracji w sensie jej sprawiedliwości spadłby. Za to poziom demokracji jako "poziom" (w sensie "coś jest na wysokim poziomie") wzrósłby. Z tym wrażeniem to słuszna uwaga, ale o ile wywieranie wrażenia jest dziełem władzy, o tyle podatność na to wrażenie jest już dziełem podwładnych. Ja się nie dziwię, że mamy cyrk, skoro on się dobrze sprzedaje.
avatariks pisze: ↑07 cze 2017, 15:57I skąd nawiązanie do kolektywizmu, przecież demokracja sama w sobie jest jego zaprzeczeniem! Każdy obywatel mając odpowiednie poparcie może zgłaszać zmiany, apelacje, głosować na odpowiednich przedstawicieli bez względu na kolektyw czy naród.
Z definicji demokracja to "rządy większości" więc czysty kolektywizm. To fakt, że głosowanie zaczyna się od pojedynczego obywatela i jego głosu, ale wynikiem końcowym są procenty, gdzie procentowa większość wygrywa. W Polsce to prawda, że demokracja jest zaprzeczeniem kolektywizmu - już sam fakt, że głosuje tylko 20% mówi nam, że tak naprawdę rządzi mniejszość. Wśród pozostałych 80% są polityczne lenie (jak ja) oraz osobnicy z głową na karku, którzy nie głosują na coś, co wprawia ich w przygnębienie.
avatariks pisze: ↑06 cze 2017, 21:06Równi i równiejsi według twojej definicji, tak? Osoby zarabiające "dużo" mogą zarabiać więcej a te co zarabiają "mniej" tak mają zostać? Ten kto dostał więcej punktów na odpowiednim teście ma więcej praw (test oczywiście jest napisany przez odpowiednią strukturę wolną od błędu ludzkiego oraz kompletnie obiektywną radę).
Nie do mnie to było, ale odpowiem - nie mamy tu socjalizmu, nie ma zakazu zarabiania więcej, nie rozumiem, o co Ci chodzi. Niesprawiedliwość w zarobkach może mieć swoje korzenie w niesprawiedliwości pochodzenia i miejsca urodzenia (rodziny), a nie możliwości (woli) jednostki do osiągnięcia bogactwa.
Na chwilę obecną ten, który dostał więcej punktów na odpowiednim teście (matura) ma otwartą furtkę, a Ci, którzy dostali mniej, mają ją zamkniętą. A ten test zdecydowanie nie jest wolny od błędu ludzkiego. Mimo to funkcjonuje i jakoś nikt nie czepia się o jego niesprawiedliwość, bo punkty na nim zależą od wiedzy. Podobnie, w testach na "prawowitego demokratę" nikt nie mógłby czepiać się o ich niesprawiedliwość, bo sprawdzałyby wiedzę. Wiedzę konieczną do tego, żeby brać udział w czymś, co jej bezsprzecznie wymaga. Głosowanie przez kogoś bez podstawowej wiedzy ekonomicznej i politycznej to farsa, to jakby pozwolić byle komu zostać lekarzem. Żeby mieć prawo jazdy trzeba zdać test, żeby dostać się na studia trzeba zdać test, żeby jeździć wózkiem widłowym trzeba zdać test. To dlaczego decydowanie o losie milionów ludzi ma nie być objęte testem? (Podobny argument mam na rodzenie dzieci, ale to nie ten temat)