Życie jak film - czy ciężko być reżyserem?
: 27 lut 2018, 1:14
Zacznę może od genezy tej myśli... (Może się to wydać zabawne, lub niepoważne ale faktycznie tak było.)
Kiedyś tam, jeszcze na wczesnym etapie edukacji gimnazjalnej, uwielbiłem sobie jedną konkretną grę komputerową - GTA San Andreas. Za pośrednictwem internetu można było wyposażyć się w dodatkową modyfikację pozwalającą na rozgrywkę online, z innymi graczami. Początkowo było to całkiem zabawne, ze znajomymi grałem na różnych serwerach, testowaliśmy najrozmaitsze tryby rozgrywki, generalnie masa zabawy. Któregoś dnia szukałem w sieci listy trybów rozgrywki na które można wpaść i wtedy właśnie poznałem Mojego faworyta - serwer typu RolePlay. Cała zabawa polegała na tym, że gracz logował się do gry z nickiem przypominającym realne imię i nazwisko, po czym odgrywał swoją postać w grze. W momencie, kiedy dostałem się na forum jednego z bardziej przodujących tego typu serwerów w Polsce okazało się, że jest to konkretna i bardzo wciągająca rozrywka. Poziom samych graczy był na tyle wysoki, że pozwalał on wczuć się we własną rolę do granic możliwości w tym 200-osobowym świecie Los Santos. Moja fascynacja trwała nieprzerwanie blisko 4-5 lat. Czasem zdarzały mi się przerwy ale z reguły po niedługim czasie znowu do tego wracałem.
A teraz całkiem o czym innym i trochę krócej...
Spotkałem swojego czasu pewną dziewczynę, która mi się spodobała. Nawet bardziej niż spodobała, śmiało mógłbym powiedzieć, że się zakochałem. I pomijając związaną z nią historię mogę powiedzieć o sobie coś, czego jestem pewien w stu procentach - jestem nieśmiały. Fakt, że Moja znajomość z nią nie skończyła się wyłącznie przelotnym spojrzeniem i rzuceniem "Cześć" od niechcenia zawdzięczam wyłącznie pewnej specyficznej myśli, która w tamtym czasie pojawiła się w Mojej głowie i do tej pory mnie nie opuściła.
Więc przechodząc do sedna...
Kontemplacja, która dopadła mnie niedługo po zawiązaniu nowej znajomości w głównej mierze pochodziła, tak mi się wydaje, z okresu Mojej fascynacji RolePlayingiem. Leżąc wieczorem w łóżku zacząłem myśleć o życiu i zastanawiać się, czy nie wolałbym już tego udawanego, odgrywanego życia Mojej starej postaci. Jako komputerowy awatar nie jest mi głupio zaczepić kogoś całkiem obcego, iść do urzędu miasta zrobić jakiś głupi kawał, czy poudawać, że Moja postać uczy się gry na gitarze. I wtedy bam! "Przecież życie wcale dużo się nie różni od GTA. Czemu miałbym w życiu być niewolnikiem swoich przyzwyczajeń? Przecież mógłbym, tak samo jak w komputerze, pisać sobie swój własny scenariusz na który mam cholera jasna ochotę!" - pomyślałem. Oczywiście była to nieco bardziej rozwinięta myśl, której teraz niestety nie przytoczę, bo jej po prostu całej nie pamiętam. Ale chyba każdy będzie w stanie zrozumieć o co mi z tym wszystkim tutaj chodzi. Każdy z nas wychowuje się w indywidualnym środowisku, w innej rodzinie, często na innych wartościach i nierzadko w innej religii ale moim skromnym zdaniem wystarczy odrobinę samoświadomości, żeby położyć kres narzucanym nam przez własne umysły schematom i przyzwyczajeniom oraz zacząć kreować własne, oryginalne życie. Stworzyć coś swojego, wczuć się w rolę na którą mamy aktualnie ochotę, wziąć to wszystko we własne ręce i kontrolować dalszy przebieg swojej historii w sposób na jaki mamy w danym momencie ochotę nie przejmując się tym w jaki sposób ktoś może na nas spojrzeć, czy jak ktoś zareaguje na nasze działania. Skoro my jesteśmy tutaj reżyserami i aktorami to choćbyśmy trafili na ścianę przeciwieństw, kłód pod nogami i porażek - powinniśmy nie dać się zjeść stresowi i poddać presji, tylko potraktować to jak urozmaicenie akcji w naszym własnym filmie i w naszej własnej roli oraz czerpać z tego tyle przyjemności ile tylko jest możliwe.
Czytając te wypociny, ktoś mógłby pomyśleć, że poniosła mnie fantazja. Fakt, nie zaprzeczę, że mogło nawet tak być. Jednakże dzięki kierowaniu się tym w życiu mam w tym momencie tyle miłych, zabawnych, w większości niemożliwych do zapomnienia wspomnień, że jakakolwiek nie byłaby na ten temat czyjaś opinia - Moja będzie niezmienna. Traktowanie siebie samego zarówno jako reżysera jak i aktora życia jest Moim własnym sposobem na zwalczanie nieśmiałości i kilku innych, utrudniających życie w społeczeństwie cech. Każdy z nas z pewnością będzie miał na to inną wizję dlatego zakładając ten temat mam na celu poznanie waszych subiektywnych opinii i ewentualnie waszych sposobów, metod, czy form pokonywania nieśmiałości i innych barier w kontaktach międzyludzkich. Zapraszam więc do dyskusji i gratuluję wytrwałości tym, którym chciało się to wszystko przeczytać
Kiedyś tam, jeszcze na wczesnym etapie edukacji gimnazjalnej, uwielbiłem sobie jedną konkretną grę komputerową - GTA San Andreas. Za pośrednictwem internetu można było wyposażyć się w dodatkową modyfikację pozwalającą na rozgrywkę online, z innymi graczami. Początkowo było to całkiem zabawne, ze znajomymi grałem na różnych serwerach, testowaliśmy najrozmaitsze tryby rozgrywki, generalnie masa zabawy. Któregoś dnia szukałem w sieci listy trybów rozgrywki na które można wpaść i wtedy właśnie poznałem Mojego faworyta - serwer typu RolePlay. Cała zabawa polegała na tym, że gracz logował się do gry z nickiem przypominającym realne imię i nazwisko, po czym odgrywał swoją postać w grze. W momencie, kiedy dostałem się na forum jednego z bardziej przodujących tego typu serwerów w Polsce okazało się, że jest to konkretna i bardzo wciągająca rozrywka. Poziom samych graczy był na tyle wysoki, że pozwalał on wczuć się we własną rolę do granic możliwości w tym 200-osobowym świecie Los Santos. Moja fascynacja trwała nieprzerwanie blisko 4-5 lat. Czasem zdarzały mi się przerwy ale z reguły po niedługim czasie znowu do tego wracałem.
A teraz całkiem o czym innym i trochę krócej...
Spotkałem swojego czasu pewną dziewczynę, która mi się spodobała. Nawet bardziej niż spodobała, śmiało mógłbym powiedzieć, że się zakochałem. I pomijając związaną z nią historię mogę powiedzieć o sobie coś, czego jestem pewien w stu procentach - jestem nieśmiały. Fakt, że Moja znajomość z nią nie skończyła się wyłącznie przelotnym spojrzeniem i rzuceniem "Cześć" od niechcenia zawdzięczam wyłącznie pewnej specyficznej myśli, która w tamtym czasie pojawiła się w Mojej głowie i do tej pory mnie nie opuściła.
Więc przechodząc do sedna...
Kontemplacja, która dopadła mnie niedługo po zawiązaniu nowej znajomości w głównej mierze pochodziła, tak mi się wydaje, z okresu Mojej fascynacji RolePlayingiem. Leżąc wieczorem w łóżku zacząłem myśleć o życiu i zastanawiać się, czy nie wolałbym już tego udawanego, odgrywanego życia Mojej starej postaci. Jako komputerowy awatar nie jest mi głupio zaczepić kogoś całkiem obcego, iść do urzędu miasta zrobić jakiś głupi kawał, czy poudawać, że Moja postać uczy się gry na gitarze. I wtedy bam! "Przecież życie wcale dużo się nie różni od GTA. Czemu miałbym w życiu być niewolnikiem swoich przyzwyczajeń? Przecież mógłbym, tak samo jak w komputerze, pisać sobie swój własny scenariusz na który mam cholera jasna ochotę!" - pomyślałem. Oczywiście była to nieco bardziej rozwinięta myśl, której teraz niestety nie przytoczę, bo jej po prostu całej nie pamiętam. Ale chyba każdy będzie w stanie zrozumieć o co mi z tym wszystkim tutaj chodzi. Każdy z nas wychowuje się w indywidualnym środowisku, w innej rodzinie, często na innych wartościach i nierzadko w innej religii ale moim skromnym zdaniem wystarczy odrobinę samoświadomości, żeby położyć kres narzucanym nam przez własne umysły schematom i przyzwyczajeniom oraz zacząć kreować własne, oryginalne życie. Stworzyć coś swojego, wczuć się w rolę na którą mamy aktualnie ochotę, wziąć to wszystko we własne ręce i kontrolować dalszy przebieg swojej historii w sposób na jaki mamy w danym momencie ochotę nie przejmując się tym w jaki sposób ktoś może na nas spojrzeć, czy jak ktoś zareaguje na nasze działania. Skoro my jesteśmy tutaj reżyserami i aktorami to choćbyśmy trafili na ścianę przeciwieństw, kłód pod nogami i porażek - powinniśmy nie dać się zjeść stresowi i poddać presji, tylko potraktować to jak urozmaicenie akcji w naszym własnym filmie i w naszej własnej roli oraz czerpać z tego tyle przyjemności ile tylko jest możliwe.
Czytając te wypociny, ktoś mógłby pomyśleć, że poniosła mnie fantazja. Fakt, nie zaprzeczę, że mogło nawet tak być. Jednakże dzięki kierowaniu się tym w życiu mam w tym momencie tyle miłych, zabawnych, w większości niemożliwych do zapomnienia wspomnień, że jakakolwiek nie byłaby na ten temat czyjaś opinia - Moja będzie niezmienna. Traktowanie siebie samego zarówno jako reżysera jak i aktora życia jest Moim własnym sposobem na zwalczanie nieśmiałości i kilku innych, utrudniających życie w społeczeństwie cech. Każdy z nas z pewnością będzie miał na to inną wizję dlatego zakładając ten temat mam na celu poznanie waszych subiektywnych opinii i ewentualnie waszych sposobów, metod, czy form pokonywania nieśmiałości i innych barier w kontaktach międzyludzkich. Zapraszam więc do dyskusji i gratuluję wytrwałości tym, którym chciało się to wszystko przeczytać