Re: Wizyta introwertyka/czki u psychologa?
: 11 maja 2009, 14:02
Co mnie skusiło co wizyty u psychologa?
Od kilku lat widziałam, że jestem jakaś "inna", bardziej skryta, bardziej odizolowana, cierpiąca itp. Ale jakoś żyłam z tym wszystkim. Złe okresy przeplatały się z dobrymi i suma sumarum nic z tym nie robiłam. Jednak gdy ten gorszy okres się przedłużał, i nie mogłam sobie już radzić sama z sobą, zaczęłam myśleć, że to tak dalej trwać nie może, że należy jakieś kroki zrobić i żyć bardziej ludzko. Ten okres myślenia trwał dosyć długo, ok. 1 roku. W międzyczasie przeżyłam nieodwzajemnioną miłość, nabawiając się przy tym lekkiej depresji. Żyłam tak jeszcze w zawieszeniu ok. 0,5 roku, aż jakimś losem targana weszłam pewnego razu na chat by móc wyrzucić komukolwiek swe złe emocje i trafiłam na osobę, która też zmagała się z sobą i zaproponowała wizytę u psychologa - konkretnego. Dała mi namiar, imię nazwisko, miejsce przyjęcia. Biłam się jeszcze z myślami tak z 2 tygodnie, po czym wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam umówić się na wizytę. Terapia trwała 0,5 roku. Tyle jedynie, bo znienacka zmieniłam miejsce zamieszkania - studia. Pomogło mi trochę, jednak to był za krotki czas. To wszystko działo się 2 lata temu.
Rok temu znowu wzięłam się za siebie - po bolesnych doznaniach, nie radzeniu sobie z rzeczywistością i otaczającym światem, po kolejnym epizodzie depresyjnym i wizytach u psychiatry - jako, że nie stać mnie na wizyty prywatne (a miałam wcześniej prywatną terapię), chodzę do psychologa na Uczelni. Już na pierwszym spotkaniu powiedziała mi, że jest dużo do zrobienia, i że terapia trwałaby minimum 2-3 lata - taka cotygodniowa terapia. A my z braku możliwości możemy się spotykać co 2-3 tygodnie. Przy sprzyjających wiatrach czasem zdarza się przerwa zaledwie tygodniowa. W wakacje niestety wolne
W każdym razie polecam się wybrać do psychologa. Oni naprawdę nie gryzą . Jeśli nie podoba Ci się ten, idź do innego!
Ale prawda jest taka, że jak ktoś sam nie zauważy, że nie podoba mu się wersja życia jaką teraz przeżywa, to nawet jakby się waliło i paliło, nikt nie zmusi taką osobę do podjęcia walki o siebie :]
Od kilku lat widziałam, że jestem jakaś "inna", bardziej skryta, bardziej odizolowana, cierpiąca itp. Ale jakoś żyłam z tym wszystkim. Złe okresy przeplatały się z dobrymi i suma sumarum nic z tym nie robiłam. Jednak gdy ten gorszy okres się przedłużał, i nie mogłam sobie już radzić sama z sobą, zaczęłam myśleć, że to tak dalej trwać nie może, że należy jakieś kroki zrobić i żyć bardziej ludzko. Ten okres myślenia trwał dosyć długo, ok. 1 roku. W międzyczasie przeżyłam nieodwzajemnioną miłość, nabawiając się przy tym lekkiej depresji. Żyłam tak jeszcze w zawieszeniu ok. 0,5 roku, aż jakimś losem targana weszłam pewnego razu na chat by móc wyrzucić komukolwiek swe złe emocje i trafiłam na osobę, która też zmagała się z sobą i zaproponowała wizytę u psychologa - konkretnego. Dała mi namiar, imię nazwisko, miejsce przyjęcia. Biłam się jeszcze z myślami tak z 2 tygodnie, po czym wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam umówić się na wizytę. Terapia trwała 0,5 roku. Tyle jedynie, bo znienacka zmieniłam miejsce zamieszkania - studia. Pomogło mi trochę, jednak to był za krotki czas. To wszystko działo się 2 lata temu.
Rok temu znowu wzięłam się za siebie - po bolesnych doznaniach, nie radzeniu sobie z rzeczywistością i otaczającym światem, po kolejnym epizodzie depresyjnym i wizytach u psychiatry - jako, że nie stać mnie na wizyty prywatne (a miałam wcześniej prywatną terapię), chodzę do psychologa na Uczelni. Już na pierwszym spotkaniu powiedziała mi, że jest dużo do zrobienia, i że terapia trwałaby minimum 2-3 lata - taka cotygodniowa terapia. A my z braku możliwości możemy się spotykać co 2-3 tygodnie. Przy sprzyjających wiatrach czasem zdarza się przerwa zaledwie tygodniowa. W wakacje niestety wolne
W każdym razie polecam się wybrać do psychologa. Oni naprawdę nie gryzą . Jeśli nie podoba Ci się ten, idź do innego!
Ale prawda jest taka, że jak ktoś sam nie zauważy, że nie podoba mu się wersja życia jaką teraz przeżywa, to nawet jakby się waliło i paliło, nikt nie zmusi taką osobę do podjęcia walki o siebie :]