Dążenie do szczęścia
Dążenie do szczęścia
W dzisiejszej cywilizacji, praktycznie wszyscy ludzie mówią jednym głosem: "Dążymy do szczęścia!".
Mam pewne wątpliwości co do sensowności tej czynności.
Myślę, że ten kto czytał "451 stopni Fahrenheita" bądź "Nowy wspaniały świat", zrozumie o co mi chodzi. W obu książkach pokazane jest do czego społeczeństwo zostało doprowadzone przez rządzę szczęścia. I nie jest to bynajmniej miły obraz. Co prawda, ludzie ci są szczęśliwi - lecz za jaką cenę!
Natomiast, kto nie czytał tych dzieł (polecam!), może wystarczy streszczenie głównego ich przesłania: "Już nikogo nie zachwyci dramat Julii i Romea. Społeczeństwo jest zbyt szczęśliwe.".
Czy Wy także dążycie do szczęścia? Dlaczego?
Mam pewne wątpliwości co do sensowności tej czynności.
Myślę, że ten kto czytał "451 stopni Fahrenheita" bądź "Nowy wspaniały świat", zrozumie o co mi chodzi. W obu książkach pokazane jest do czego społeczeństwo zostało doprowadzone przez rządzę szczęścia. I nie jest to bynajmniej miły obraz. Co prawda, ludzie ci są szczęśliwi - lecz za jaką cenę!
Natomiast, kto nie czytał tych dzieł (polecam!), może wystarczy streszczenie głównego ich przesłania: "Już nikogo nie zachwyci dramat Julii i Romea. Społeczeństwo jest zbyt szczęśliwe.".
Czy Wy także dążycie do szczęścia? Dlaczego?
szukam
- Sorrow
- Krypto-Extra
- Posty: 829
- Rejestracja: 21 gru 2007, 1:48
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 1w9
- MBTI: ENFP
Re: Dążenie do szczęścia
Czasami . Ogólnie rzecz biorąc, to się zgadzam. Szczególnie, że krótkoterminowe szczęście czasami może być kosztem późniejszego nieszcześcia.
Re: Dążenie do szczęścia
O, znów teoria na temat cywilizacji. Lubię takie.
Jakimi środkami, w jaki sposób osiągają to szczęście ludzie w wymienionych przez ciebie książkach?
Podobno szczęście jest tu i teraz, i nie potrzeba nikogo ani czego, by ten stan trwał. Przeciwnie, przywiązanie do kogoś lub czegoś podobno sprawia, że człowiek nie może być szczęśliwy i zaznać spokoju. Ciągle tylko "więcej, lepiej, częściej, jeszcze więcej, jeszcze lepiej".
Jakimi środkami, w jaki sposób osiągają to szczęście ludzie w wymienionych przez ciebie książkach?
Podobno szczęście jest tu i teraz, i nie potrzeba nikogo ani czego, by ten stan trwał. Przeciwnie, przywiązanie do kogoś lub czegoś podobno sprawia, że człowiek nie może być szczęśliwy i zaznać spokoju. Ciągle tylko "więcej, lepiej, częściej, jeszcze więcej, jeszcze lepiej".
Re: Dążenie do szczęścia
W "451 Fahrenheita" nie ma książek i niczego co może zepsuć humor, a więc wszelkich wiadomości, reklam i filmów mówiących o jakichś dramatach. Istnieją tylko dzieła bez happy endu. Co gorsza, społeczeństwo samo to zaakceptowało i uważa za normalne palenie każdej zauważonej książki.Kori pisze:Jakimi środkami, w jaki sposób osiągają to szczęście ludzie w wymienionych przez ciebie książkach?
W "Nowym wspaniałym świecie" jest całkiem podobnie. Jednak tam książki nie są palone. Ludzie po prostu wcale nie kupują książek. Nie ma popytu, nie ma podaży. Oprócz tego, regularnie zażywają uszczęśliwiacze, w cywilizacje wbite są hasła w stylu "gdy masz zły humor, zażyj ten narkotyk!".
Ja powoli porzucam pojęcie szczęścia. Dochodzę do tego, że wcale nie potrzebuję być szczęśliwy. Czasem muszę się zasmucić, czasem niezwykle potrzebny jest mi jakiś dramat czy stres. Przez to zresztą, idea jakiegokolwiek religijnego raju nie podoba mi się, ponieważ wieczne szczęście byłoby gorsze niż to co jest teraz.Kori pisze:Podobno szczęście jest tu i teraz, i nie potrzeba nikogo ani czego, by ten stan trwał. Przeciwnie, przywiązanie do kogoś lub czegoś podobno sprawia, że człowiek nie może być szczęśliwy i zaznać spokoju. Ciągle tylko "więcej, lepiej, częściej, jeszcze więcej, jeszcze lepiej".
szukam
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Dążenie do szczęścia
Obie książki ukazują świat, w którym ludziom odebrano możliwość decydowania o sobie. Przywódcy, ludzie roszczący sobie pretensję do władzy „ustalili” odgórnie, że dla człowieka stan szczęścia to stan, w którym nie odczuwa on żadnych „wyższych” emocji, nie zajmuje się przemyśleniami, które mogą poruszyć serce i duszę, czy jak to tam nazwać. Zredukowali niejako człowieka do jego podstawowych funkcji biologicznych w myśl zasady, że człowiek syty, wyspany, któremu ciepło, który ma poczucie bezpieczeństwa i który się nie nudzi, nie podskakuje, bo mu dobrze i wygodnie. Książek takiemu się nie daje (bądź się je deprecjonuje, by sam nie chciał wziąć do ręki), bo książki mogą rozbudzić ciekawość, zapoczątkować proces myślenia krytycznego, zaszczepić sceptycyzm, no a człowiek samodzielnie i racjonalnie myślący, potrafiący oceniać i wyciągać wnioski takim przywódcom jest nie w smak. I to nie dlatego, że mógłby stać się nieszczęśliwy, bo się biedactwo zasmuci, ale dlatego, że człowiekiem świadomym trudniej jest manipulować. Łatwiej się steruje i rządzi masą niedoinformowaną, nie wiedzącą o różnych drogach wyboru, wybrakowaną intelektualnie i stępioną pod względem emocjonalnym. W takim świecie piętnuje się jednostkowość, a indywidualizm nie ma prawa istnieć. I to nie dlatego, żeby maluczcy byli szczęśliwi, tylko po to, by „góra” realizowała się w możliwości rządzenia.
A na deser cytat ze "451 stopni Fahrenheita", czemu to książki są be:
„[...] książki nie mówią nic! Nic, czego byś mógł uczyć innych czy w co wierzyć. Mówią one o nieistniejących ludziach, tworach wyobraźni, jeśli należą do literatury pięknej. Jeśli nie należą do tej literatury, to jeszcze gorzej: jeden profesor nazywa drugiego idiotą, jeden filozof wrzeszczy, by zagłuszyć drugiego. Wszyscy biegają w kółko strącając gwiazdy i gasząc słońce. Gdy się z nimi zadasz, jesteś stracony.”
Potrzebuję być szczęśliwa lub mieć na to szczęście nadzieję, bo inaczej nie chce mi się żyć. Nie pojmuję stanu szczęścia jako jakiejś hura-wesołości, więc okazjonalne zasmucenie, melancholia itp. nie stoją dla mnie z nim w sprzeczności Zdrowy stres jest potrzebny człowiekowi, bo motywuje go i napędza do działania. Co do raju, to jeśli byłby zbudowany na moich zasadach, to czemu nie.
A na deser cytat ze "451 stopni Fahrenheita", czemu to książki są be:
„[...] książki nie mówią nic! Nic, czego byś mógł uczyć innych czy w co wierzyć. Mówią one o nieistniejących ludziach, tworach wyobraźni, jeśli należą do literatury pięknej. Jeśli nie należą do tej literatury, to jeszcze gorzej: jeden profesor nazywa drugiego idiotą, jeden filozof wrzeszczy, by zagłuszyć drugiego. Wszyscy biegają w kółko strącając gwiazdy i gasząc słońce. Gdy się z nimi zadasz, jesteś stracony.”
zarat pisze: Czy Wy także dążycie do szczęścia? Dlaczego?
Dla mnie dążenie do szczęścia = dążeniu do spełnienia. Jeśli się spełnię, da mi to szczęście.zarat pisze: Ja powoli porzucam pojęcie szczęścia. Dochodzę do tego, że wcale nie potrzebuję być szczęśliwy. Czasem muszę się zasmucić, czasem niezwykle potrzebny jest mi jakiś dramat czy stres. Przez to zresztą, idea jakiegokolwiek religijnego raju nie podoba mi się, ponieważ wieczne szczęście byłoby gorsze niż to co jest teraz.
Potrzebuję być szczęśliwa lub mieć na to szczęście nadzieję, bo inaczej nie chce mi się żyć. Nie pojmuję stanu szczęścia jako jakiejś hura-wesołości, więc okazjonalne zasmucenie, melancholia itp. nie stoją dla mnie z nim w sprzeczności Zdrowy stres jest potrzebny człowiekowi, bo motywuje go i napędza do działania. Co do raju, to jeśli byłby zbudowany na moich zasadach, to czemu nie.
Re: Dążenie do szczęścia
"Nowy wspaniały świat" jest jedną z moich ulubionych książek. Wprawdzie nie wszystkie zabiegi literackie mi się podobają (choć kreacja głównego bohatera dość interesująca, wprawdzie unika towarzystwa, ale gdy ma się czym chełpić jak najbardziej z tego korzysta), aczkolwiek sama idea jest dość ważna, człowiek dążący do przymuszonego szczęścia. Czy nie uważacie, że świat dąży właśnie w tą stronę? Pomijając już wszystkie etyczne zagwozdki jak eutanazja, klonowanie itd. to nie trudno zauważyć - być człowiekiem normalnym dzisiaj to bycie "szczęśliwym" - wchodzenie w wir towarzystwa, doznań erotycznych czysto fizycznych, bezrefleksyjność... Właściwie Witkacy dość podobnie na to patrzył, aczkolwiek może akcentował inne aspekty. Tym właściwie lepiej dla nas, introwertyków, że możemy czuć się wyjątkowo, choć może "nienormalnie".
- Akolita
- Krypto-Extra
- Posty: 756
- Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Łódź/Włocławek
Re: Dążenie do szczęścia
Nie mnie podsumowywać siebie w taki sposób, ale wydaje mi się/ postrzegam siebie jako osobowość autodestruktywną. Wszystko, do czego podświadomie czy świadomie dążę jest raczej przeciwieństwem ogólnie pojmowanego szczęścia.zarat pisze:W dzisiejszej cywilizacji, praktycznie wszyscy ludzie mówią jednym głosem: "Dążymy do szczęścia!".
Mam pewne wątpliwości co do sensowności tej czynności.
Czy Wy także dążycie do szczęścia? Dlaczego?
Biorąc pod uwagę jak usytuowane są poszczególne elementy w moim systemie wartości:
Skupiam się na wartościach moralnych kosztem przyjemności cielesnych.
Przeżywam przyjemność cielesną ze świadomością chwilowego upadku moralnego.
Wiem, że wielu ludzi potrafi to pogodzić i nie widzi problemu, ale ja do nich nie należę.
Dążę do tego by przed śmiercią zrealizować jak najwięcej założeń, które sobie postawiłam nie dlatego, że dałoby mi to radość, ale dlatego by w swoich własnych oczach nie wyjść na człowieka bezwartościowego. To, do czego zdążam to nie szczęście, ale raczej ponura satysfakcja.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
Re: Dążenie do szczęścia
Sęk w tym, że społeczeństwo może uważać słowo "szczęście" za coś zupełnie innego niż ja sobie wyobrażam, zresztą właśnie to pokazały podane przeze mnie książki. Teraz to widzę wyraźnie: ktoś mówi o mnie "nieszczęśliwy", gdy ja tylko przez kilka tygodni jestem w stanie głębokiego zastanawiania się nad sensem życia, i tak dalej; ktoś inny powie "szczęśliwy", gdy będę miał dobrą pracę i przyjaciół. Stąd wolę nie nazywać tego do czego dążę jednym słowem, a "szczęście", "szczęśliwy" i inne porzucam na rzecz "tego co nie da ująć się w słowach".Inno pisze:Nie pojmuję stanu szczęścia jako jakiejś hura-wesołości, więc okazjonalne zasmucenie, melancholia itp. nie stoją dla mnie z nim w sprzeczności Zdrowy stres jest potrzebny człowiekowi, bo motywuje go i napędza do działania.
Tpk64 ujął to zwięźle i trafnie:
Tpk64 pisze:Czy nie uważacie, że świat dąży właśnie w tą stronę? (...) nie trudno zauważyć - być człowiekiem normalnym dzisiaj to bycie "szczęśliwym" - wchodzenie w wir towarzystwa, doznań erotycznych czysto fizycznych, bezrefleksyjność...
szukam
Re: Dążenie do szczęścia
Faktycznie, nieco smutny wydźwięk mojej wypowiedzi, niemniej tak widzę moje zmagania z rzeczywistością. Cóż, bycie wiecznie szczęśliwą zostawiam na hm... inny wymiar istnienia /mam nadzieję, ze jest? /trochę przykro brzmi.
Re: Dążenie do szczęścia
Owszem, jest inny wymiar istnienia, ale jest on związany z Rzeczywistością, i ten wymiar osiąga się tutaj i teraz, albo nigdy.
Re: Dążenie do szczęścia
Oj, wysokich to lotów myśl, chyba za wysokie progi na moje nogi, więc skoro nie wymysliłam, co sie kryje pod w/w, to zapytam wprost. Albo lepiej poproszę. Powiedz to samo tylko prosciej, tak żebym zrozumiałaten wymiar osiąga się tutaj i teraz, albo nigdy
Sorry, myśl filozoficzna jest mi raczej obca, wstyd trochę, ale nie każdy ma dar do tego samego - tym sie pocieszam.
Re: Dążenie do szczęścia
Hmm, ja mam podobnie, przede wszystkim nie chce być nieszczęśliwy, ale myślę że w ten sposób osiągam swoje szczęście - mi wystarczy, że osiągnę stan w którym nie mam żadnych poważnych problemów, mogę sobie spokojnie żyć z dnia na dzień, robić to co lubię .air pisze:Ja dąże do tego, aby nie być nieszczęśliwą - to chyba duza różnica.
Jeśli cię to pocieszy, to ja też niestety nie zrozumiałem .air pisze:Oj, wysokich to lotów myśl, chyba za wysokie progi na moje nogi, więc skoro nie wymysliłam, co sie kryje pod w/w, to zapytam wprost. Albo lepiej poproszę. Powiedz to samo tylko prosciej, tak żebym zrozumiała
Sorry, myśl filozoficzna jest mi raczej obca, wstyd trochę, ale nie każdy ma dar do tego samego - tym sie pocieszam.
"Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności... nie znane w żadnym innym ustroju"
"The nine most terrifying words in the English language are: 'I'm from the government and I'm here to help.'"
"The nine most terrifying words in the English language are: 'I'm from the government and I'm here to help.'"
Re: Dążenie do szczęścia
No, ten, nie chcę być odebrany jako nie-wiadomo jaki filozof czy coś, bo będzie się to mijało z prawdą. Właściwie, szacun dla was, że mnie nie wyśmialiście. Nie, co ja mówię, to normalne. Po prostu zdarzało mi się rozmawiać z ludźmi, którzy mnieli znacznie mniej szacunku i tolerancji do moich wypowiedzi.
Air, napisałaś, że masz nadzieję, iż istnieje inny wymiar istnienia. I to jest prawda. To przekonanie nie bierze się znikąd. Myślę, że masz przekonanie, że życie nie może po prostu tak wyglądać, jak wygląda, musi być jakiś stan, czy miejsce, gdzie człowiek może być spokojny o siebie, dławić się niemal błogością, szczęściem. Wielu ludzi ma to przekonanie i najczęściej jego skutkiem u wielu ludzi jest wiara w niebo, raj, do którego wchodzi się po śmierci. Jest tak i z tobą, dobrze cię zrozumiałem? Niekoniecznie musisz wierzyć w Boga, czy chodzić do kościoła, żeby mieć nadzieję na niebo.
No ja nazywam swój pogląd na te sprawy bardziej realistycznym, rzeczywistym, bliżym naturze, bliższym twardej ziemi, mniej abstrakcyjnym i życzeniowym. Otóż nie wierzę w taką magię, jakoby coś miało się zmienić po śmierci, jakobym nagle znalazł się w krainie szczęścia i błogości. Do tego nie można się przyczepić, co nie? Idziemy dalej. Nie wierzę w istnienie Boga, toteż nie wierzę, że zmienia on nas w jakiś magiczny sposób i leczy z wszelkich schematów myślowych, błędnych poglądów na temat siebie i innych, że uzdrawia nas tak, że nagle wszyscy cieszymy się wspólnie ze sobą jak jedna rodzina i nikogo już nic nie drażni itd. Nie wierzę, że nagle stajemy się doskonali.
Air, napisałaś, że masz nadzieję, iż istnieje inny wymiar istnienia. I to jest prawda. To przekonanie nie bierze się znikąd. Myślę, że masz przekonanie, że życie nie może po prostu tak wyglądać, jak wygląda, musi być jakiś stan, czy miejsce, gdzie człowiek może być spokojny o siebie, dławić się niemal błogością, szczęściem. Wielu ludzi ma to przekonanie i najczęściej jego skutkiem u wielu ludzi jest wiara w niebo, raj, do którego wchodzi się po śmierci. Jest tak i z tobą, dobrze cię zrozumiałem? Niekoniecznie musisz wierzyć w Boga, czy chodzić do kościoła, żeby mieć nadzieję na niebo.
No ja nazywam swój pogląd na te sprawy bardziej realistycznym, rzeczywistym, bliżym naturze, bliższym twardej ziemi, mniej abstrakcyjnym i życzeniowym. Otóż nie wierzę w taką magię, jakoby coś miało się zmienić po śmierci, jakobym nagle znalazł się w krainie szczęścia i błogości. Do tego nie można się przyczepić, co nie? Idziemy dalej. Nie wierzę w istnienie Boga, toteż nie wierzę, że zmienia on nas w jakiś magiczny sposób i leczy z wszelkich schematów myślowych, błędnych poglądów na temat siebie i innych, że uzdrawia nas tak, że nagle wszyscy cieszymy się wspólnie ze sobą jak jedna rodzina i nikogo już nic nie drażni itd. Nie wierzę, że nagle stajemy się doskonali.