Być może ktoś będzie potrafił mi cokolwiek poradzić
: 18 wrz 2018, 22:31
Poniższy tekst nie jest próbą wytłumaczenia się a raczej wyrokiem, z którym będę musiał stoczyć walkę.
Odkąd pamiętam marzyłem o miłości. O takim stanie, w którym ja kocham kogoś i ten ktoś kocha mnie - nie widząc świata poza sobą. Wszelkie poszukiwania spełzły na niczym, więc na siłę znalazłem miłość. Sparzyłem się na niej konkretnie, przestając wierzyć w wielkość tego uczucia. Od wtedy synonimem miłości było dla mnie cierpienie. Uznałem się za ofiarę i tak żyłem. Kiedyś byłem człowiekiem weselszym i bardziej rozgadanym, chociaż tak naprawdę znaczna większość 'mnie' siedziała głęboko w mojej głowie. Bałem się mówić czy cokolwiek robić w strachu przed klęską, której obawiam się bardzo często do dzisiejszego dnia. Życiowe problemy i nieprzyjemności zamiast z kimś obgadać, przerabiałem w swojej głowie na tysiące różnych możliwości. Wielu rzeczy nie mówiłem na głos choćbym nie wiem jak głośno krzyczał w myślach. Efektem powyższego był mur, za którym się ukryłem przed całym światem.
Czas mknie nieubłaganie. W moim życiu pojawiła się kobieta (J), z którą postanowiłem być i z rozsądku i ze strachu przed samotnością. Kiedyś wielokrotnie mówiłem jej, że ją kocham nie wierząc jednak w te słowa. Mijały kolejne tygodnie, miesiące i lata. Przez ten czas uszczelniłem swój mur robiąc się niedostępnym dla całego świata. Cała złość wychodziła ze mnie będąc w stanie upojenia alkoholowego. Wiele rzeczy niemiłych powiedziałem, wiele nieprzyjemnych zachowań pokazałem. I resztka ludzi, która gdzieś jakoś jeszcze próbowała się odzywać odwróciła się ode mnie. Nie potrzebowałem nikogo. Byłem zły. Wszystko do pewnego czasu...
Nie muszę mieć wielu znajomych, wystarczy mi jedna osoba. Zrobiło się nieprzyjemnie smutno. Nie chcąc popadać w nieskończone rozmyślania postanowiłem się od tego odciąć. Sam - nie prosząc nikogo o pomoc. W ten sposób powstał mój blog (https://skarbiec-introwertyka.pl) Zacząłem w nim opisywać mój świat. Ten z drugiej strony muru. Nie liczyłem, że ktoś to przeczyta. Po prostu pisałem, a o swoim blogu nie powiedziałem nikomu. Jednak nastąpił moment, w którym byłem ciekaw, czy to co piszę ma jakikolwiek sens. W pewnej grze zacząłem pisać z kobietą (S) nie mając wobec niej żadnych zamiarów, oprócz poznania jej opinii na temat mojego skarbca. Z nieznanych mi powodów moja treść przywołała w niej przykre wspomnienia z przeszłości. Przykre i nieprzyjemne - takie których lepiej nie wspominać. I tak zaczęliśmy pisać ze sobą wymieniając się swoimi niepowodzeniami. Nawiązała się pomiędzy nami przyjaźń, która po pewnym czasie zmieniła swoje oblicze. Nie widząc siebie zakochaliśmy się w sobie wzajemnie. A we mnie zaczęła przebiegać reakcja, której nie potrafiłem długo wyjaśnić. Otóż dzięki (S) zacząłem się uśmiechać, chodzić wyprostowany i rozmawiać z ludźmi... I nagle cały mój mur zaczął niknąć burząc mój zamknięty świat wydobywając ze mnie cechy, których nie byłem nawet świadomy. Okazało się, że potrafię być spontaniczny czy nawet asertywny.
Wiele długich dni rozmyślałem nad obecną sytuacją. (J) dała mi córeczkę, w której zakochałem się od pierwszego spojrzenia. Jednak uczucie jakie ofiarowałem (S) jest silniejsze. Czuję głęboko w sercu i nie potrafię tego wytłumaczyć.. czuję.. że to jej szukałem całe życie. Gdy się całkowicie poddałem i całkowicie przestałem szukać, ona znalazła mnie. Miłość. Ta miłość, o jakiej marzyłem odkąd zacząłem rozumieć.
I jestem w wielkiej rozterce. Stoję pomiędzy (J), do której nie czuję za wiele z moją córeczką przy sobie, a z drugiej strony jest (S), dla której codziennie mocniej bije moje serce. Czuję kogo powinienem wybrać, jednak jaki by nie był wybór, będą poszkodowani. Nie wiem nawet czego oczekuję od czytających.. Chcę chociaż na chwilę uwolnić umysł od myślenia.
Nie liczę na jakieś super odpowiedzi, bo wiem że wybór należy do mnie. Niemniej jednak poproszę o jakąkolwiek reakcję na powyższy tekst. Zarówno serce jak i rozum nie dają mi jednoznacznych podpowiedzi... Sam już nie wiem, co mam zrobić
Odkąd pamiętam marzyłem o miłości. O takim stanie, w którym ja kocham kogoś i ten ktoś kocha mnie - nie widząc świata poza sobą. Wszelkie poszukiwania spełzły na niczym, więc na siłę znalazłem miłość. Sparzyłem się na niej konkretnie, przestając wierzyć w wielkość tego uczucia. Od wtedy synonimem miłości było dla mnie cierpienie. Uznałem się za ofiarę i tak żyłem. Kiedyś byłem człowiekiem weselszym i bardziej rozgadanym, chociaż tak naprawdę znaczna większość 'mnie' siedziała głęboko w mojej głowie. Bałem się mówić czy cokolwiek robić w strachu przed klęską, której obawiam się bardzo często do dzisiejszego dnia. Życiowe problemy i nieprzyjemności zamiast z kimś obgadać, przerabiałem w swojej głowie na tysiące różnych możliwości. Wielu rzeczy nie mówiłem na głos choćbym nie wiem jak głośno krzyczał w myślach. Efektem powyższego był mur, za którym się ukryłem przed całym światem.
Czas mknie nieubłaganie. W moim życiu pojawiła się kobieta (J), z którą postanowiłem być i z rozsądku i ze strachu przed samotnością. Kiedyś wielokrotnie mówiłem jej, że ją kocham nie wierząc jednak w te słowa. Mijały kolejne tygodnie, miesiące i lata. Przez ten czas uszczelniłem swój mur robiąc się niedostępnym dla całego świata. Cała złość wychodziła ze mnie będąc w stanie upojenia alkoholowego. Wiele rzeczy niemiłych powiedziałem, wiele nieprzyjemnych zachowań pokazałem. I resztka ludzi, która gdzieś jakoś jeszcze próbowała się odzywać odwróciła się ode mnie. Nie potrzebowałem nikogo. Byłem zły. Wszystko do pewnego czasu...
Nie muszę mieć wielu znajomych, wystarczy mi jedna osoba. Zrobiło się nieprzyjemnie smutno. Nie chcąc popadać w nieskończone rozmyślania postanowiłem się od tego odciąć. Sam - nie prosząc nikogo o pomoc. W ten sposób powstał mój blog (https://skarbiec-introwertyka.pl) Zacząłem w nim opisywać mój świat. Ten z drugiej strony muru. Nie liczyłem, że ktoś to przeczyta. Po prostu pisałem, a o swoim blogu nie powiedziałem nikomu. Jednak nastąpił moment, w którym byłem ciekaw, czy to co piszę ma jakikolwiek sens. W pewnej grze zacząłem pisać z kobietą (S) nie mając wobec niej żadnych zamiarów, oprócz poznania jej opinii na temat mojego skarbca. Z nieznanych mi powodów moja treść przywołała w niej przykre wspomnienia z przeszłości. Przykre i nieprzyjemne - takie których lepiej nie wspominać. I tak zaczęliśmy pisać ze sobą wymieniając się swoimi niepowodzeniami. Nawiązała się pomiędzy nami przyjaźń, która po pewnym czasie zmieniła swoje oblicze. Nie widząc siebie zakochaliśmy się w sobie wzajemnie. A we mnie zaczęła przebiegać reakcja, której nie potrafiłem długo wyjaśnić. Otóż dzięki (S) zacząłem się uśmiechać, chodzić wyprostowany i rozmawiać z ludźmi... I nagle cały mój mur zaczął niknąć burząc mój zamknięty świat wydobywając ze mnie cechy, których nie byłem nawet świadomy. Okazało się, że potrafię być spontaniczny czy nawet asertywny.
Wiele długich dni rozmyślałem nad obecną sytuacją. (J) dała mi córeczkę, w której zakochałem się od pierwszego spojrzenia. Jednak uczucie jakie ofiarowałem (S) jest silniejsze. Czuję głęboko w sercu i nie potrafię tego wytłumaczyć.. czuję.. że to jej szukałem całe życie. Gdy się całkowicie poddałem i całkowicie przestałem szukać, ona znalazła mnie. Miłość. Ta miłość, o jakiej marzyłem odkąd zacząłem rozumieć.
I jestem w wielkiej rozterce. Stoję pomiędzy (J), do której nie czuję za wiele z moją córeczką przy sobie, a z drugiej strony jest (S), dla której codziennie mocniej bije moje serce. Czuję kogo powinienem wybrać, jednak jaki by nie był wybór, będą poszkodowani. Nie wiem nawet czego oczekuję od czytających.. Chcę chociaż na chwilę uwolnić umysł od myślenia.
Nie liczę na jakieś super odpowiedzi, bo wiem że wybór należy do mnie. Niemniej jednak poproszę o jakąkolwiek reakcję na powyższy tekst. Zarówno serce jak i rozum nie dają mi jednoznacznych podpowiedzi... Sam już nie wiem, co mam zrobić