Stereotypy. W sensie takim, że one po prostu kształtują rzeczywistość i ciężko jest się z nich wyłamać. Łatwiej zostać rekruterką albo pracownicą biurową, niż kimś w branży technicznej/IT. Ostatnio rozmawiałem z analityczką danych, która jest pozostawiana na swoim stanowisku i nie pozwalają jej na przebranżowienie się na inżynierkę danych, i na naukę trudniejszego programowania. Krótko mówiąc, złapała "marchewkę na kiju" w postaci zarobków widocznych w internecie (10k+), po czym nadziała się na stereotypowe traktowanie, oczywiście z "dobrymi" intencjami typu "jesteś dobra na swoim miejscu, osiągnęłaś tam sukces, ciesz się z tego".tonerek pisze: ↑21 mar 2024, 19:11 Ja kobiet zrozumieć nie mogę. Nie żebym był mizoginem albo kimś takim ale zastanawie mnie (w okolicach około-IT) jak większość rekruterek nietechnicznych to kobiety. Dlaczego prąc w kierunku równouprawnienia nie wybierają zawodów technicznych, w których i pieniądze lepsze i brak konieczności użerania się z często zlewającymi ich mężczyznami-kandydatami?
Nie wiem z czego to wynika? Bo przecież zawody techniczne to nie kapłani wielkiej wiedzy, w parę lat można się tego wszystko nauczyć - na poziomie wystarczającym do pracy nie potrzeba do tego cudów.
Nie rozumiem też dlaczego wybierane są przez nie takie kierunki jak psychologia. Co kto lubi, ale wątpie żeby wszystkie co decydują się na ten krok interesowała wiwsekcja życia zupełnie obcych im ludzi i niesprawdzające się często (moim zdaniem nienaukowe) nurty, taki jak psychodynamiczny.
Parę lat przyuczenia to nie jest mało. Większość prostych prac, takich jak np. taka rekrutacja czy praca biurowa, to maksymalnie kilka miesięcy. Wiadomo, że im dłużej ktoś pracuje, tym robi to lepiej, ale można to robić też i po takim czasie. Dla mnie osobiście, kilka lat do przyuczenia na specjalistę w mojej (ex?) branży "technicznej" to byłoby po prostu piekiełko i już dawno wypadłem z obiegu (po prostu robiłem w międzyczasie coś innego).
Żyjemy w świecie, w którym albo idzie się od razu do jakiejś pracy i w niej zostaje (bez studiów/po studiach), albo ma się przesrane.
A co do psychologii, nie kończy się ona na terapii, chociaż to najbardziej dochodowy obszar. Znajomy jest np. pedagogiem specjalnym, bardziej z konieczności niż z wyboru, chociaż z czasem w miarę to polubił. Ale generalnie zgadzam się z tym, że ma to status kierunku z branży "zdrowotnej", a tak naprawdę chodzi o własne zainteresowania i potem jest wielki problem.