Czy warto?

Dział forum, w którym poruszane są tematy dotyczące kontaktów międzyludzkich, a także problemów w relacjach, których przyczyną może być introwersja.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Czy warto?

Post autor: Kinio »

Związki - Czy warto się w nie bawić?

Z racji, że jestem singlem już od bardzo dawna to zaczynają mi chodzić po głowie pewne myśli. Chciałbym poczytać sobie wasze doświadczenia związane z miłością, przelotnymi przygodami, romansem, rozstaniami itd. Jeżeli macie coś interesującego czym możecie się podzielić to piszcie. Oczywiście bez naruszania bardzo prywatnych granic. Jakieś wspomnienia które chcecie zachować w pamięci ale również porażki i ból. Wszystko to co dołożyło się do waszego personalnego rozwoju w ramach właśnie takich interakcji.

Dlaczego o to pytam?
Skoro już tyle lat żyje bez nikogo i nie odczuwam żeby to jakoś mocno wpływało na moje życie (Chociaż tutaj w grę może już wchodzić to, że mogę mieć Aleksytymię ale to temat na osobny post) to zacząłem się zastanawiać czy w ogóle jest w tym jakiś sens? Czy związek z kimkolwiek jest naprawdę taki ważny? Jak mocno on naprawdę wpływa na nasze życie? Uważacie, że gdybyście się nigdy z nikim nie związali to wasze życie byłoby "gorsze" albo mniej interesujące, mniej wartościowe? A może związki są przereklamowane? Być może życie jako singiel może być równie ciekawe jak życie w związku? Chce zobaczyć czy wasze opinie się będą mocno różniły czy raczej będą jednogłośne.

Napisałem tutaj post na randkach ale szczerze nie oczekując niczego. Ten post pewnie tam zgnije albo sam o nim zapomnę za kilka tygodni ale właśnie to jest zastanawiające bo nie potrafię stwierdzić czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na moje życie. Bottom line jest chyba taki, że pytam o to jak bardzo intymny związek z inną osobą jest potrzebny do szczęścia.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
intbrun
Intro-wyjadacz
Posty: 410
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: Czy warto?

Post autor: intbrun »

Mam wrażenie że poruszyłeś wiele tematów na raz.
Odpowiadając wprost na pytanie tytułowe - jeśłi gdzieś w tyle głowy masz skojarzenie że w związek trzeba się bawić, to nie warto.

Pewnie odpowiedzi i przypadków tyle co ludzi, każdy ma inne doświadczenia. Do mnie np nie przemawia zupełnie 'randkowanie' jako początek znajomości. Wychodzę z załóżenia, że poznaję kogoś i ewentualny skręt w stronę związku pojawia się z czasem. Związek to partnerstwo. Odpowiedzialność i obowiązki. Wiem, staromodne, i niepasujące do świata gdzie tysiące ludzi poznaje się na jakichś tinderach, albo uważa, że ja, mój, moje, i niczego nie będę zmieniał, ktoś mam mnie pokochać takim jakim jestem. To oczywiście jest prawda, ale granica między byciem sobą, a byciem samolubnym egoistą jest czasem mocno zatarta. Ale co wymagać od ludzi karmionych filmami typu 365 czy programami z gatunku paradise island.
I chociaż często pierwsze wrażenie jest pozytywne, bo taka osoba jest bardzo samodzielna, wie co chce, ma swoje zdanie czy swój styl bez oglądania się na innych to... no właśnie. Bez oglądania się na innych. Ja, mój, moje. "Trzeba być sobą", "nie dam się zamknąć w klatce". To są moim zdaniem sprzeczności jeśli są mówione w kontekście bycia razem czy związku. I potem jak w paradise island "Stanisław opuszcza Barbie i zaczyna się przymilać do Roksy". Nie , nie oglądam, czasem po prostu trafiam na spam reklamowy. Albo muszę słuchać dyskusji w towarzystwie (brrrrr).

Życie w związku jest inne niż w w samotności. Oba mają swoje zalety i wady. Ciężko jest tutaj traktować co jest lepsze czy gorsze. W obu przypadkach trzeba mieć sporo zaparcia, samokontroli, i samomotywacji. W samotności - żeby nie znerdzieć w fotelu, w związku, żeby zdzierżyć wszystkie "różnice zdań" i umieć wybrnąć z nich jakimś zdrowym kompromisem (czytaj, mądrzejszy ustępuje ;-)

Ból i porażki? Oczywiście. Zawsze są momenty gdy zastanawiasz się 'a po co mi to było". Ale tutaj nawet ciężko przykłady podać. Są związki, gdzie ludzie są sklejeni ze sobą (czasem jest to jedność, a czasem.. uzależnienie?), są inne gdzie ludzie luźno podchodzą do wspólnego czasu, mają dość rozłączne zajęcia czy nawet towarzystwo (podobno zdrowo dla związku, ale gdzie jest granica, gdy dwoje ludzi tak naprawdę przestaje tworzyć związek, żyjąc swoimi osobnymi życiami?)

Życie jako singlel ma jedną zasadniczą wadę - człowiek lubi być chwalony przez innych, a tutaj nie ma nikogo kto by docenił i te codzienne drobiazgi i jakieś duże osiągnięcia (więc trzeba iść w internety, i zbierać pochwały (i hejty) od obcych ludzi). To oczywiśćie nie oznacza, że w związku zawsze będziesz chwalony czy doceniany przez partnera.

Przelotne romanse i przygody? Jest takie przysłowie - trawa u sąsiada zawsze bardziej zielona. Romans z założenia opiera się na czyjejś krzywdzie, więć jako taki jest moralnie wątpliwy. Chociaż skala zjawiska zdaje się wskazywać, że ludzie nietrafnie dobierają się w związki, i potem probują szukać alternatyw. (inny wniosek nasuwa się, że człowiek nie jest stworzony do monogamii, podobnie jak większość innych ssaków i pośledniejszych form zwierzęcych ;-) Przygody będąc w stanie 'wolnym' mają mniejsze obciążenie moralne, ale tylko jeśli partnerzy uczciwie do tego podejdą, a w szczególności szybko zdiagnozują u siebie jakieś większe zaangażowanie, które przesuwa przygodę w kierunku związku. Często tylko u jednej osoby, a wtedy szybko może zrobić się drama.

Czy związek jest potrzebny i czy odczuwamy jego brak? Człowiek adoptuje się do różnych warunków. Często bardzo nieprzyjaznych. Dostosowuje się, i przestaje traktować otaczającą go rzeczywistość jako problem. A to oznacza że obecne warunki wystarczają im do szczęścia. Dla jednych szczęściem będzie kamper i zimna woda w strumieniu, dla innych 5* hotel i szampan w wannie. Dopóki oba to wybóry, a nie przymus, to nie widzę problemu. Jeśłi mieszkami w budzie i zbieramy jagódki, bo nie ogarniamy niczego innego, to stanowczo warto nad sobą popracować wielowymiarowo. Czym innym jest nie-manie dziewczyny, bo nie wychodzę z domu, albo jestem nieogarem zupełbym i nikt nie chce ze mną przebywać. A czym innym jest posiadanie innych priorytetów, które sprawiają, że bycie samemu jest naturalnym stanem rzeczy, potencjalnie zmienialnym. W skrócie - chcę być w związku bo dojrzałem do tego, czy chcę być w związku, bo liczę że to mnie uratuje z mojej obecnej czarnej dziury i coś zmieni w moim życiu (ale tak naprawdę nie bardzo wiem co i czy na lepiej).

Do tego niestety cała otoczka psychologiczna się kłania - w tym nasze dzieciństwo i to co obserwowaliśmy w domu swoim i najbliższych, jakie wzorce widzieliśmy i jak one implikują na nasze postrzeganie związku, małżeństwa, rodziny. Bo może nic lepiej niż wspomniany paradise island, nawet jeśłi zupełnie w inny sposób.

Kończąc - odpowiedź na bottom line. Oczywiśćie że nie, związek nie jest potrzebny do szczęścia. Zaś dobry związek może do tego szczęścia wydatnie się przyczynić. Ale to będą inne szczęścia, których nie należy porównywać. I niestety, ilość miejsc w czasoprzestrzeni, gdzie coś może się nie udać, jest stanowczo zbyt duża. Ale nie ma innego sposobu jak przez to przebrnąć.
Awatar użytkownika
Rafael
IntroManiak
Posty: 642
Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 9w1
MBTI: ISFJ
Lokalizacja: Warszawa

Re: Czy warto?

Post autor: Rafael »

Dla mnie świat jest to po to żeby go poznawać. Co do związków to zacząłem eksplorować ten temat dość wcześnie. Było to w przedszkolu, w młodszych maluchach. Miałem super narzeczoną. To ona mnie wybrała. Potem już przez cały czas kogoś miałem, bo generalnie to wolę towarzystwo kobiet niż mężczyzn. Gdzieś koło 30-tego roku życia przestało mnie to interesować i temat uznałem za zamknięty. Nadal jednak wolę towarzystwo kobiet, ale nie w związkach romansowych.
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Czy warto?

Post autor: Kinio »

intbrun pisze: 14 lip 2022, 12:43 Jeśli gdzieś w tyle głowy masz skojarzenie że w związek trzeba się bawić, to nie warto.

Do mnie np. nie przemawia zupełnie 'randkowanie' jako początek znajomości. Wychodzę z założenia, że poznaję kogoś i ewentualny skręt w stronę związku pojawia się z czasem.

Kończąc - odpowiedź na bottom line. Oczywiśćie że nie, związek nie jest potrzebny do szczęścia. Zaś dobry związek może do tego szczęścia wydatnie się przyczynić.
Tak mi się właśnie wydaje, że chyba nie mam już siły nawet próbować bo i tak nigdy nic nie wychodzi więc logicznie doszedłem do wniosku, że to taka sfera życia która zawsze będzie w moim przypadku pusta.

Również jestem zdania żeby pozwalać relacji się rozwijać swoim rytmem. Jeżeli ma coś z tego powstać to powstanie w naturalny sposób a jeżeli nie to... life moves on.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Czy warto?

Post autor: Kinio »

Rafael pisze: 14 lip 2022, 15:39 Gdzieś koło 30-tego roku życia przestało mnie to interesować i temat uznałem za zamknięty.
Jestem mniej więcej w podobnym punkcie. Obecnie 31 lat i zaczyna do mnie docierać, że interesowanie się związkami to chyba strata czasu. Jak wspominałem gdzieś w innym poście, odczuwam cały czas braki takich relacji ale ile można walić tak łbem w ścianę. Teraz po prostu płynę z prądem a cały ten wątek założyłem bardziej z ciekawości. Może trochę po cichu liczę też na to, że ktoś będzie w stanie mi wstrzyknąć trochę nadziei, że jednak warto próbować ale nawet jak się taka osoba nie znajdzie to to zaakceptuje.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
intbrun
Intro-wyjadacz
Posty: 410
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: Czy warto?

Post autor: intbrun »

Kinio pisze: 14 lip 2022, 22:38 Tak mi się właśnie wydaje, że chyba nie mam już siły nawet próbować bo i tak nigdy nic nie wychodzi więc logicznie doszedłem do wniosku, że to taka sfera życia która zawsze będzie w moim przypadku pusta.

Również jestem zdania żeby pozwalać relacji się rozwijać swoim rytmem. Jeżeli ma coś z tego powstać to powstanie w naturalny sposób a jeżeli nie to... life moves on.
Nie wiem czy to nie jest zbytnie uproszczenie. Związek sam się nie pojawi, to nie jest tak, że objawi się jakaś znajomośc i sama się przerodzi w związek. Trzeba pracować, trzeba zabiegać. Bez przesady i fanatyzmu, ale samo się nie zrobi, trzeba trochę rękawy zakasać. I jak z każdą robotą, trzeba wyciągać wnioski. Obserwować. Może są jakieś konkretne rzeczy, które drugą stronę zrażają. Część pewnie można poprawić. Trudno jest pewnie zmienić zupełnie światopogląd, ale wydłubanie brudu spod paznokci, czy wzięcie prysznica przed spotkaniem wydaje się być w zasięgu każdego (to oczywiście tylko przyklad). Nie bez powodu mówi się, że co nas nie zabije to nas wzmocni. Z nieudanych relacji (czy może nawet niedoszłych) można wyciągać wnioski, i zmieniać się - w sensie rozwijać, na lepsze. Ale przez przesadyzmów (warto sobie obejrzeć film typu "40letni prawiczek" , do pośmiania, ale w każdej karykaturze jest odbicie rzeczywistości.

Ale przede wszystkim nie poddawać się. Co to znaczy nie mam siły próbować? Właśnie trzeba próbować. Ale bez stresu, bez musu że musi się udać. Czasem jak się staramy za bardzo to właśnie nie wychodzi, tak naprawdę takie 100% 'staranie się' wcale nie musi być atrakcyjne dla drugiej strony.
I właśnie samo nie powstanie, trzeba próbować i się starać. To trochę jak w dowcipie, gdy facet od 20 lat modli się co wieczór "Panie Boże, daj mi wygraną w totka". I po tych 20 latach Pan Bóg już nie wytrzymuje i odzywa się głos z niebios "to wyślij w końcu ten kupon, głupcze..."

Ok, trochę śmieszkuję. Ale temat jest bardzo poważny. A podejście "nie mam już siły próbować" jest bardzo niezdrowe. Bo za chwilę nie będę już miał siły starać się w pracy, czy szukać nowej.

Przepisu na randkowanie nie podam, ale w jakiś sposób trzeba wyjść do ludzi, inaczej nikogo się nie spotka. I najlepiej, żeby wyjść do ludzi, którzy chociaż trochę mają zgodne zainteresowania czy poglądy. Osobiście słabo widzę introwertyka, próbującego ''poderwać' dziewczynę w klubie czy na dyskotece, konkurując z zadowowymi bawidamkami (żeby nie przytoczyć tutaj innego określenia, którym nie tak dawno wsławił się jakiś znany facet w TV;-). I nawet nie o tę konkurencję chodzi, tylko o statystyczną grupę targetowanej płci, z której będziemy musieli wybierać. Chodzący po górach samotnik, pewnie jednak prędzej spotka swoją potencjalną drugą połówkę na kepmingu czy w schronisku, niż na zabawie w pobliskiej remizie.
Ale mogę się mylić, ostatni raz na zabawie w remizie byłem w szkole średniej na wycieczce w okolicach zakopca. Było krótko i treściwie, bo lokalnym osiłkom nie spodobała się grupa wygadanej młodzieży z miasta startująca do ich potencjalnych/aktualnych/byłych dziewczyn. Obyło się bez ciupagi w plecach, ale przedsięwzięliśmy jaknajdłuższe kroki, żeby tego uniknąć ;-)

No i na serio miało być... dodam jeszcze, że sprzed komputera ciężko jest znaleść kogoś. CZasem naprawdę fantastycznie się z kimś rozmawia, ale jeśli nie przeniesie się tego natychmiast (bardzo, ale to bardzo szybko) do realu, to będzie to taka wirtualna, oparta na wyobrażeniach relacja, która będzie wypalać obie strony. Im dłużej, tym trudniej przenieć do reala.
Awatar użytkownika
Kinio
Introwertyk
Posty: 70
Rejestracja: 08 cze 2022, 16:01
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Czy warto?

Post autor: Kinio »

@intbrun Uno momento, w poprzedniej odpowiedzi wspomniałeś, że nie przemawia do Ciebie randkowanie i, że ewentualny związek pojawia się z czasem. W tej kwestii się zgadzam. Ale teraz w drugiej odpowiedzi wspominasz, że znajomość sama się nie przerodzi w związek i, że trzeba o drugą osobę na różne sposoby zabiegać. No to jednak randkowanie jest wymagane? Czy nie? Bo chyba się trochę gubię. Może to wynika z różnicy naszych definicji?

W sensie no zakładam, że mówisz o takiej sytuacji, że obie osoby naturalnie decydują się na spędzenie ze sobą czasu na "randce" itd. Ale według mnie to nie jest "staranie się o kogoś". Bo jeżeli dwie osoby wychodzą z taką samą inicjatywą to już tak naprawdę nadają na tych samych falach. Staranie się o kogoś to w mojej definicji zabieganie na różne sposoby o osobę która jeszcze nie chce mieć z nami nic wspólnego. Według mnie właśnie na tym polegają randki. Mylę się? 🤔

Jeżeli chodzi o szanse spotkania osoby która by do nas pasowała w konkretnych miejscach a nie tylko w Internecie to ma to jak najbardziej sens. Problem tylko jak spotkać taką osobę jeżeli żadne aktywności na zewnątrz do Ciebie zwyczajnie nie przemawiają, nie odnajdujesz się w nich, nie znajdujesz spełnienia itd? Bo jeżeli sam jestem totalnym nerdem i szukam nerdki która jest zamknięta w czterech ścianach to raczej właśnie w klubie czy w górach jej nie znajdę a właśnie w Internecie bo właśnie tak jak dla osób bardziej ekstrawertycznych klubowanie jest tym miejscem nawiązywania nowych znajomości to dla takich osób jak ja to właśnie Internet jest takim "miejscem". I dopiero potem można taką znajomość przenosić do reala i wtedy jechać razem w góry. (Oczywiście wiem też, że szukanie konkretnej osoby jak w tym przykładzie mocno mi ogranicza opcje no ale skoro mówimy o kompatybilności... bo jasne, mógłbym pójść do klubu i tak kogoś znaleźć tylko szansa na to, że dogadam się z osobami z tego otoczenia pikuje wtedy na pysk)

Pewnie, argument mógłby tu być taki, że trzeba się zmusić i poszerzyć zainteresowania ale z drugiej strony do jakiego stopnia wtedy się jest ze sobą szczerym? Jeżeli człowiek się zmusza no to chyba wszystko w tym momencie traci sens bo przecież nie o to chodzi. Trochę pesymistycznie ale jestem zdania, że gdybyśmy założyli, że wszyscy ludzie postępują zawsze zgodnie ze swoimi poglądami i swoim charakterem to nie mamy tych samych szans w nawiązywaniu relacji. Nie jesteśmy w tych kwestiach równi.
"Hope is heavy and uncomfortable, but it's also our greatest responsibility."
intbrun
Intro-wyjadacz
Posty: 410
Rejestracja: 27 sty 2021, 8:37
Płeć: mężczyzna
Enneagram: 4w5
MBTI: INFP
Lokalizacja: Norwegia

Re: Czy warto?

Post autor: intbrun »

Tak na szybko, to chyba faktycznie trochę inaczej to definiujemy. Jak dla mnie spotkanie się z kimś, nawet umyślne, żeby się lepiej poznać - to jeszcze nie jest randka. I podtrzymanie takiej znajomości wcale w randkowanie przerodzić się nie musi. Randka (wg mnie) ma miejsce wtedy, gdy zaczynamy dotykać sfery intymnej. Nawet jeśli jest to tylko trzymanie się za ręce. Z kumpelą nie trzymam się za ręce, nawet jeśłi spędzamy ze sobą długi czas i dobrze się bawimy. To pewnie spore uproszczenie i dość indywidualne podejście, chodzi mi raczej o to, żeby nie traktować każdego potencjanego spotkania jako randki, bo to podświadomie będzie wpływać na nasze oczekiwania, a tym samym może przełożyć się na 'zawód', że "nic nie zaszło". Po prostu nie podchodzić do każdego spotkania z płcią przeciwną, że ono ma służyć założeniu związku.

O znajomość też trzeba zabiegać, generalnie trzeba się trochę starać i nie tyle na pokaz, co probować zupełnie szczerze być lepszą wersją samego siebie. To nie ma nic wspólnego z randkowaniem. Więc tutaj uważam odwrotnie niż napisałeś. To nie tak że dwie osoby naturalnie się ze sobą zaczynają spotykać bo nadają.. itd. Dwie osoby nadają na wspólnych falach wtedy gdy obie się chociaż trochę starają żeby tak było.

Randek definicji pewnie tyle ile ludzi, ale dla mnie randka to już spotkanie z konkretnym założeniem. A nie dopiero staranie się żeby przekonać osobę do siebie (Chociaż to pewnie jest cały czas jakimś elementem który się pojawia). A już na pewno nie zabieganie o osobę która jeszcze nie chce mieć z nami nic wspólnego. Jak niby chcesz ją przekonać, skoro nie chce? To musi być osoba która chce mieć z nami coś współnego, tylko jeszcze o tym nie wie. Ma neutralne podejście (znajomość) i nad resztą trzeba popracować. Dlatego jak dla mnie umawiane randki wg profilu czy innych 'suchych' kalkulacji mają mizerne szanse na powodzenie. Bo tam nie ma miejsca na żadne uczucia, tylko wyrachowane ocenianie czy spełnia się listę wymagań. Jak wybór sukienki czy krawata. NIe czuję mięty do swoich krawatów, bez względu na to jakie są piękne. ;-)

Z komputerami to pewnie też uprościłem, chciałem zwrócić uwagę na niebiezpieczeństwo tego, że przed komputerem łatwiej o rozjechanie się rzeczywistości z naszymi wyobrażeniami. A osoby którym dobrze się pisze, wcale niekoniecznie będą potem umiały równie swobodnie gadać czy spędzać czas. No i jeśli siedzą przed komputerem to nie pojadą w góry. Komputer tworzy naturalną i chyba dość grubą izolację ze światem zewnętrznym. A tekst pisany często jest 'redagowany', nawet nie w sensie, że coś tam ukrywamy czy upiększamy. Ale można przemyśleć dwa razy zdanie, zmienić i poprawić, zanim się ostatecznie naciśnie enter. Nawet na chacie, który w teorii jest 'live'. Na żywo powiedziane - usłyszane. Nie da się zredagować "najlepszej" odpowiedzi, i czasem wyjdzie jak wyjdzie. To nie musi, ale może być problemem, sprawiającym, że ciężko wstać od komputera, a spotkanie na żywo jest odsuwane. A nawet gdy ma miejsce, to później ciągle chętniej byśmy 'popisali' niż się spotkali kolejny raz. Sam mam znajomych z którymi widuję się raz na kilka lat,a pisuję czasen nawet codziennie. Ale to znajomości, może nawet podpadające pod specificzny rodzaj przyjaźni. Ale związku tak się nie da zbudować.

Tutaj do mnie nie przemawia przykład który podałeś - dwóch nerdów siedzi przed kompami i nie rusza się ze swoich 4 ścian. Po czym gdy pogadają w necie wystarczająco długo to nagle przebudzenie i jadą w góry. Słabe to, albo przynajmniej ja tego nie widzę. Jeśłi ktoś po górach nie chodził wcześniej, bo wisiał tylko przed kompem, to takie wspólne "objawienie" przyniesie więcej rozczarowania niż radości. Plus, mam okazję znać jakieś dziewczyny mocno obciążone komputerami (gry, anime itp). Pewnie znowu ja, ale... z nimi nie ma o czym rozmawiać. Chyba, że nagle polubisz jej grę czy jej kreskówki. Nie brnął bym w tym kierunku, szukając drugiej połówki ;-) Wspólne zainteresowania - tak, robienie wszystkiego razem - stanowczo nie. Trzeba mieć coś swojego, i pozwolić drugiej osobie mieć jej własny kawałek. Dwie połóki jabkła czy pomarańczy nie są przecież nigdy identyczne.

I oczywiśćie żę każdy jest inny, również w podejściu do relacji. Na tym polega cała atrakcyjność drugiej osoby, że ma w sobie to coś co nam się podoba.

Generalnie to staram się rzucać luźne przemyślenia do samodzielnego przełożenia na swoją sytuację. To co staram się podkreślać za każdym razem, to że znalezienie, ale i utrzymanie związku wymaga pracy. Nad sobą. A od czasu do czasu pojawiają się tutaj (jakoś wcale nie tak rzadko, i nie tylko w tym wątku) stwierdzenia, że nie warto, że za późno, że nie potrzebuję. Tak jak to ostatnie może być prawdą, to tylko pod warunkiem, że nie jest rezultatem dwóch wcześniejszych. Bo wtedy nie nazywa się nie potrzebuję, tylko 'odpuściłem sobie'. A to zupełnie inna klasyfikacja przewinienia ;-)
ODPOWIEDZ