Obecnie dostępnych jest wiele gier, w tym również takie które bawią się psychologią i emocjami, i wcale niewykluczone, właśnie te są najciekawsze.Rafael pisze: ↑17 mar 2024, 14:12 Te gry są koszmarne. Ja oczywiście w to nie gram, ale czasem zdarza mi się rzucić kątem oka jak ktoś to robi na smartfonie.
Trzeba żadnej wrażliwości nie mieć by tak się bawić.
Ale mój negatywny odbiór tego, to właśnie jest ta różnica pokoleń.
Dla mnie to jest okropne, a dla młodych nie. Dlatego nie będę ich za to wykluczał z mojego kręgu,
Podczas obecnej rozgrywki w Symulatorze Zbrodni Wojennych (to kanadyjska gra, co wiele tłumaczy) jeniec wojenny posłużył mi jako dawca płuca dla kolonistki. Nie wiem czy Konwencje genewskie przewidują taką sytuację (przekładając ze świata wirtualnego, na nasz, rzeczywisty). Być może niektóre akty prawne wypadałoby unowocześnić.
Dawca po wybudzeniu się z narkozy prawdopodobnie nie miał zbyt wielu miłych myśli o mieszkańcach prowadzonej przezemnie osady, dodatkowo i tak miał cechę ultralojalny (nie w stosunku do mnie, w stosunku do bęcwałów którzy dali mu karabin, ubrali w pancerz, i wysłali oblegać moją kolonię) więc żadne przymilanie się i dyplomacja nie wchodziła w grę. Ostatecznie zachował swoje życie, według niektórych najwyższą wartość w życiu, bo po przeszczepie i odchorowaniu dałem mu prowiant na drogę i kazałem zjeżdżać. Mam nadzieję, że drugi raz go nie zobaczę, z jednym płucem pewnie ciężej będzie mu się mścić na mojej osadzie.
Kolonistka nowe płuco sobie chwali, biega po osadzie aż miło popatrzeć, pierwotne płuco utraciła w wyniku postrzału przez koleżankę. Prawdopodobnie sojuszniczy postrzał był moją winą, poustawiałem swoich żołnierzy zbyt blisko siebie, chociaż czasem tak sobie myślę, że postrzał był spowodowany zazdrością...
Otoż mam w osadzie pewnego kolonistę. Wielki artysta co w życiu rzeźby nie widział na oczy. Wielki rzemieślnik spod którego rąk uszyte koszule wychodzą z dopisanym przymiotnikiem: okropna jakość. Asceta, najwyraźniej powierzchowny, bo chociaż w wystroju owszem, chciałby mieć pokój wyposażony wyłącznie w łóżko i komodę, to w życiu uczuciowym bynajmniej!
Żonę ma, młodą i zdolną, ale romansuje z każdą kolonistą którą zobaczy na oczy! Trzy kochanki ma wpisane w zakładkę /relacje/. Każda jedna chce dzielić z nim łoże, a jak nie to modyfikator ujemny do samopoczucia.
Czasem wysyłam jego żonę na karawanę. Ona jest najlepszym strzelcem i ochroniarzem w kolonii. Podmieniam wtedy miejsce w łóżku małżeńskim z żony na kochankę. Prawdziwa telenowela! Czuje się wówczas jak jakiś herszt cuckoldów.
Winą za zaistniałą sytuację obarczam miejsce ulokowania kolonii. Tuż obok zaczyna się pustynia. Wpływy temperamentów południowych negatywnie odbijają się na dość swobodnym podejściu moich kolonistów do romantycznych relacji. Postawiłem im szachy, stół do bilarda i stół do pokera, mają teleskop i telewizor, mają prężnie rozwinięty browar, dobre wyżywienie, a nawet szafeczkę z czymś do noska, ale nie. Spódniczka, spódniczka! Barbarzyństwo. Dobrze, że statek kosmiczny jest na ukończeniu. Czekamy tylko na pierwsze opady śniegu i jazda.
Jednakże zanim zahibernujemy się w stalowo-uranowch kosmicznych trumienkach, a SI poprowadzi nasz statek na kurs ku zdecydowanie mniej nieprzyjaznej planecie, muszę rozwiązać dwa dylematy.
Podaje mojej kucharce silny narkotyk. Środek uśmierza porażenie mózgu które cóż, sam spowodowałem. Nie pytajcie, po prostu potrzebowałem kucharki.
Czy lepiej jest zostać w gronie przyjaciół, ale narazić się na ryzyko utraty życia? Odstawienie narkotyku powoduje silną psychozę, a w końcu śmierć. Niestety nie możemy zabrać wystarczająco dużo zapasu w podróż na następną planetę. Czy lepiej jest zostać z szafeczką pełną narkotyku, ale smutkiem w sercu spowodowanym, że ci z którymi dzieliło się tyle radosnych chwil, śluby i imprezki, rozrastanie kolonii, ostatecznie spakowali się i odlecieli na zawsze?
Drugi dylemat jest łatwiejszy. Po prostu muszę zaplanować samozniszczenie bazy aby moje zapasy nie wpadły w niepowołane ręce. Browar, szwalnie i spiżarnie będzie łatwo podpalić. Drewniana konstrukcja, drewniane szafki. Koszary, stołówka i fabryka niestety są wykonane głównie z kamienia.
---
Powyższe można rozpatrywać w kilku kategoriach. Tak, jest to zabawa w wirtualny dom lalek, uzależniona od własnego poczucia empatii czy poziomu wyobraźni, bo przecież można testować różne scenariusze i zadawać sobie to odwieczne pytanie: a co ja poczułbym gdybym znalazł się w analogicznej sytuacji? Nadawać de facto wirtualnym podmiotom cechy ludzkie.
Na stereotypową sugestię o odłożeniu klawiatury i wyjściu do ludzi na zewnątrz odpowiedź może być tylko jedna. Stereotypowy obraz gracza odbiega od rzeczywistości. Ubiegły rok miałem bardzo udany, ostatnio spotkałem się ze znajomymi i z rodziną, pytałem czy nie mają samotnej koleżanki przypadkiem, byłem w kinie na Diunie i czytałem książkę Diuna, do piwnicy wprowadziła mi się ciężarna kotka, a po odejściu mojego dziewiętnastoletniego kota w styczniu nie myślałem o braniu kolejnych (ba! o braniu jednego, pojedynczego, a wet mówi o potencjalnie trzech). Tak, dziękuje, u mnie wszystko w porządku.
Jednakże inny wątek chciałem poruszyć. Ja nie chce decydować o takich rzeczach w rzeczywistości. Nie chce decydować w rzeczywistości o tym który z moich znajomych ma otrzymać przeszczep płuca, kto z kim ma sypiać, a kto zostanie z tyłu podczas gdy reszta poleci, nie wiem, do Ameryki.
A zdaję sobie sprawę, że istnieje szansa, mam nadzieję, że niewielka, i przyjdzie mi decydować o takich rzeczach. Bo w tym narzekaniu, stereotypowym, mam nadzieję, na dzisiejszą młodzież i ich rodziców pomija się pewien kontekst. Niby temat o empatii, o zrozumieniu drugiego człowieka, a jednak pomija się rzeczywistość drugiego człowieka.
A co jeśli za kilka lub kilkanaście lat zaśpiewają nam piosenkę...
Dadzą nam koniki koreańskie, dadzą nam koniki koreańskie
i ostre siekiery, i ostre siekiery, na łby ruskie
W obliczu niepewnej przyszłości animowanie czasu dzieci przez rodziców jest w pewien sposób zrozumiałe. Rodzice chcą dać dzieciom dobre wykształcenie, pokazać, że zależy im na pokazaniu pełnej palety rzeczywistości. Wyrobić pozytywne wspomnienia. Wiele rzeczy nie było dostępnych za czasów waszej czy mojej młodości, albo były dostępne, ale nie każdy wiedział gdzie lub miał je w zasięgu finansowym.
---
Tak wiem, mogłem kupić płuco w sąsiedniej osadzie tubylców, przecież leżało na półce sklepowej, ale! Czy z etycznego punktu widzenia zakup płuca do przeszczepu jest aby usprawiedliwiony? Przecież nie wiem skąd to płuco pochodzi. Mogło zostać pobrane jakiemuś dzikusowi za karę, bo nieupoważniony zjadł zapasy galaretki z insektów przeznaczone dla zarządu, czy coś.