air pisze:
Niestety nie widziałam w całości. Na szczęście temat ten jest nadal żywy w pewnych społecznościach i tu - na południu Polski jest się zdecydowanie bliżej tamtych wydarzeń. Tak, mieli odwagę i "powera" - sporo ryzykowali nie tylko schwytanie przez hitlerowców, przecież warunki były bardzo trudne,a tereny zagrożone zejściami lawin, wysoki śnieg na górskich bezdrożach - czapki z głów. ...
'Błękitny krzyż' oglądałam w kinie i siedziałam, że tak powiem, wciśnięta w fotel.
Bardzo się cieszę, że to wydarzenie z 1945 r. żyje ciągle w niektórych środowiskach.
Oby jak najdłużej, bo zdecydowanie zasługuje na to, żeby o nim pamiętać.
'Biały ślad' obejrzę - zerknęłam na początek i się spodobało. Działa na mnie magia takich filmów.
Trochę odkopuję temat.
Jest tu ktoś lubiący bądź kochający trekking? Jak zaczęła się wasza przygoda i jakie macie do tego podejście; jest to dla Was wyzwanie, sport, relaks czy może sposób na sprawdzenie siebie? Ulubione miejsce?
Właściwie moja przygoda z górami (bo jak chodzę to po górach) zaczęła się już w wieku 6 lat, kiedy pierwszy raz pojechałem w Tatry. Jakoś spodobał mi się klimat łańcuchów, przepaści, skał, spania na glebie w schroniskach i ludzi potrafiących spędzić całą noc z gitarą. Właściwie całą podstawówkę jeździłem z ojcem i rodzeństwem, dopiero w gimnazjum bez nikogo dorosłego. W końcu zacząłem jeździć wszędzie stopem, coraz częściej na dziko, chodzić poza szlakami, z noclegiem pod chmurką albo w opuszczonych bacówkach.
Od jakich dwóch lat zmieniło się moje podejście to wędrowania. Coraz bardziej chodzi mi o to żeby zrozumieć historię danego terenu, widzieć więcej niż inni. Zamiast wysokich gór wybieram miejsca najmniej uczęszczane. Od jakiegoś czasu staram się jeździć też w wakacje w góry zagraniczne; do Rumunii, Bośni, na Słowację czy Ukrainę.
Moje ulubione miejsce to Beskid Niski choć jest to jedno ze smutniejszych miejsc w Polsce. Kiedyś żyli tam Łemkowie, Ukraińcy, Węgrzy, Żydzi, Cyganie, czasem nawet Polacy. W wyniku wojen i Akcji "Wisła" teren ten, podobnie jak Bieszczady praktycznie kompletnie został wyludniony i zamknięty dla ludzi. Zostały cmentarze z I wojny światowej, cerkwie w spalonych wioskach i zarastające sady. Do teraz wiele miejscowości jest tylko nazwą na mapie; można w nich znaleźć krzyże przy drogach i resztki fundamentów. W lasach i na cmentarzach do teraz można znaleźć resztki amunicji, zardzewiałe hełmy, a po stronie Słowackiej raz widziałem nawet czołg pozostawiony przez Armię Czerwoną przy którym pasły się krowy.
No i nie ma tam też praktycznie turystów; nawet w wakacje poza kilkoma miejscami trudno natknąć się na żywą duszę.
Uwielbiam góry. Łażę od lat. Do tej pory najwyżej 3 000 mnpm. Czas płynie a góry wciągają mnie coraz bardziej. Uwielbiam otwarte przestrzenie jak na Wielkiej Fatrze. Nie lubię tras zalesionych.
Piękny pomysł na spędzanie czasu! Tylko że w moim przypadku jest jeden zasadniczy problem - szybko chodzę. Rekord to 250 km w przeciągu 5 dni... w sumie bardziej w 4+ . Często ze znajomymi bądź rodziną i wygląda to tak jak by grupa wojska szla w nieznane a na czele miała szperacza w postaci mojej osoby. Nie znaczy to że nie czerpię przyjemności w podziwianiu otoczenia. Przeciwnie czekając co jakiś czas na znajomych mam sporo czasu na jego obserwacje. Nie lubię dyskusji podczas wędrówki bo to rozprasza moje myśli które w dziwny sposób stają się bardziej klarowne niż w czasie spoczynku. A jak już wymyśle wszystko co było do wymyślenia to rozmowa rozprasza mi czerpanie przyjemności z bycia w miejscu w które się wybrałem. Mogę pogadać o tym po wycieczce przy piwie góra sześciu ale nie w trakcie. Tak samo mam podczas biegu. Nie rozumiem jak można biegać i gadać jednocześnie. Może skok ciśnienia krwi powoduje że obraz w głowi robi się czysty. Nie raz po godzinnej wyciecze biegowej wracałem z nowym pomysłem. Tak mi się skojarzyło .. z komnatą westchnień Mechanizm i efekt podobny. Tylko się mniej pocisz
Czekam na otwarcie wszystkich szlaków KPN, przede wszystkim czerwonego. Jest granicznym, więc dopóki granice są zamknięte, KPN nie puszcza górą. Ale co to za trekking kiedy nie można wejść na szczyt? Patrzę z okna na całe pasmo Karkonoszy i zastanawiam się: czy życie bez gór w ogóle ma sens?
Bałem się zawsze i bałem się wszystkiego, ale przecież jednak niemniej szedłem w noc, w każdą noc, jeżeli tak trzeba było.
eli pisze: ↑10 maja 2020, 18:38
Czekam na otwarcie wszystkich szlaków KPN, przede wszystkim czerwonego. Jest granicznym, więc dopóki granice są zamknięte, KPN nie puszcza górą. Ale co to za trekking kiedy nie można wejść na szczyt? Patrzę z okna na całe pasmo Karkonoszy i zastanawiam się: czy życie bez gór w ogóle ma sens?
Ja już raz (po urazie biodra) uświadomiłam sobie, że dla mnie życie bez gór traci sens i nie chce już przeżywać ponownie tego stanu. Obecnie jestem na wielkim górskim głodzie, więc łykam wszystko, czym w normalnych okolicznościach bym pogardzała
eli pisze: ↑10 maja 2020, 18:38
Czekam na otwarcie wszystkich szlaków KPN, przede wszystkim czerwonego. Jest granicznym, więc dopóki granice są zamknięte, KPN nie puszcza górą. Ale co to za trekking kiedy nie można wejść na szczyt? Patrzę z okna na całe pasmo Karkonoszy i zastanawiam się: czy życie bez gór w ogóle ma sens?
Ja już raz (po urazie biodra) uświadomiłam sobie, że dla mnie życie bez gór traci sens i nie chce już przeżywać ponownie tego stanu. Obecnie jestem na wielkim górskim głodzie, więc łykam wszystko, czym w normalnych okolicznościach bym pogardzała
Właśnie przechodzę załamanie z odstawienia Zastanawiam się już co ja tu robię skoro nie mogę pójść w góry? Widzieć je codziennie i nie móc być na górze to jak u alkoholika trzymać wódkę w zamkniętej na klucz przeszklonej witrynce I pomyśleć, że większość życia spędziłam na nizinie...
Bałem się zawsze i bałem się wszystkiego, ale przecież jednak niemniej szedłem w noc, w każdą noc, jeżeli tak trzeba było.
Ja od kilkunastu lat prawie co weekend byłam w górach. Już po 3 tygodniach bez gór zaczynałam czuć się źle. Co z tego że mogłam robić wszystko inne, jak ja właśnie chciałam i chce, tylko tym zajmować się w czasie wolnym.
eli pisze: ↑11 maja 2020, 11:57
Mnie wciągnęło jeszcze bieganie po górach, samo chodzenie już mi nie wystarcza. Ale lata lecą, kolana trzeszczą, chyba czas odpuścić.
Ja znam takich, co już po górach nie chodzą a tylko biegają, uczestniczą np. "Bieg Rzeźnika", "Kierat". Niektórzy to już 40lat przekroczyli. Ja biegania nie znoszę od czasu szkolnej edukacji. Nieprzerwanego 100km marszu może i mogłabym spróbować, ale z kimś do pary.
eli pisze: ↑11 maja 2020, 11:57
Mnie wciągnęło jeszcze bieganie po górach, samo chodzenie już mi nie wystarcza. Ale lata lecą, kolana trzeszczą, chyba czas odpuścić.
Ja znam takich, co już po górach nie chodzą a tylko biegają, uczestniczą np. "Bieg Rzeźnika", "Kierat". Niektórzy to już 40lat przekroczyli. Ja biegania nie znoszę od czasu szkolnej edukacji. Nieprzerwanego 100km marszu może i mogłabym spróbować, ale z kimś do pary.
To zapraszam na Przejście Kotliny! 137 km w 48h. Śpisz, nie śpisz - idziesz, 4 pasma górskie: Karkonosze, Rudawy, Góry Kaczawskie, Izery. Co roku we wrześniu. My z kumpelą się wybieramy, miało być w tym roku, ale wątpię, żeby minister nam pozwolił. Pewnie odbędzie się w dopiero w 2021. Zapisy są jakoś w czerwcu. Można też zrobić połowę przejścia, my od razu na głęboką wodę, mniejszy wstyd jak nie ukończysz całości niż połówki DNF mam już na koncie, z czasem boli coraz mniej
Zobacz sobie na stronie Fundacji Przejście Kotliny.
Kolana będą do amputacji, ale chwała pozostanie (i certyfikat).
Bałem się zawsze i bałem się wszystkiego, ale przecież jednak niemniej szedłem w noc, w każdą noc, jeżeli tak trzeba było.
Coldman pisze: ↑11 maja 2020, 22:41
Twarde babki mamy na tym forum
Aż mnie nakręcacie na tworzenie własnych planów i rozszerzanie innych.
Potwierdzam
Przejście Kotliny jest dla wybrańców. Dosłownie. Zapisy na przejście to tzw. noc szybkich palców - zaczynają się o 00:01 (w tym roku przesunięte na 1 sierpnia) i miejsca rozchodzą się w 5-7 minut Najszybsi załapują się na całość, pozostali zwykle zapisują się już tylko na połówkę. W zamyśle jest to impreza pamięci Daniela Ważyńskiego i Mateusza Hryncewicza - dwóch goprowców, którzy w 2005 zginęli w lawinie w Kotle Małego Stawu. Co roku we wrześniu wybrańcy wyruszają w 2 dniową trasę dookoła Kotliny Jeleniogórskiej, ukończą najwytrwalsi, najbardziej zdeterminowani, najsilniejsi psychicznie. Nie ma tu medali - jest certyfikat, chwała i satysfakcja.
W październiku odbywa się Ultrakotlina - ta sama trasa, ale biegiem, w limicie 24 h. Dwie najważniejsze imprezy sportowe, legendarne w Karkonoszach.
Polecam
Bałem się zawsze i bałem się wszystkiego, ale przecież jednak niemniej szedłem w noc, w każdą noc, jeżeli tak trzeba było.