Rodzina w dorosłym życiu oraz posiadanie dzieci
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Rodzina w dorosłym życiu oraz posiadanie dzieci
Drogie introwertyczki, drodzy introwertycy
Wydaje mi się, że wiek większości z nas oscyluje gdzieś pomiędzy kilkunastoma a dwudziestoma kilkoma latami; tak więc uczymy się, studiujemy, ew. zaczynamy pracować, nie żyjemy jeszcze całkowicie na własny rachunek. Większość z nas mieszka z rodzicami lub też mieszkając w akademiku, wynajętym mieszkaniu uzyskuje od nich znaczne wsparcie emocjonalne i finansowe. Pisaliście w różnych wątkach, że wielu/e z was nie ma partnerki/partnera, a część z was nie wykazywała też specjalnej chęci wiązania się (przynajmniej na razie). Za ileś lat będziemy żyć z własnych pieniędzy, ograniczymy kontakty z rodzicami oraz ich wpływ na nasze dorosłe życie.
Po tak nakreślonym wstępie przechodzę do pytania.
Jakie są wasze wyobrażenia, bądź plany dotyczące zakładania przez was rodziny, jej kształtu, liczebności itp.?
Chcecie żyć w małżeństwie, stałym związku? Jeśli tak, jak je sobie wyobrażacie?
Chcecie mieć dzieci? A więc ile i dlaczego lub dlaczego nie?
Czy ci/te z was, którzy/re żyją teraz samotnie (w sensie bez partnera/partnerki, ale nie czują się samotni/e) i nie mają chęci na związek sądzą, że w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat będą równie zadowoleni/one z takiej formy?
Może wystarczą wam przyjaciele i znajomi?
Może są tu takie osoby, których tworzenie stałego związku nie interesuje, ale chcą utrzymywać przelotne znajomości, romanse, by zaspokoić potrzeby seksualne?
Uważacie, że życie rodzinne zaspokoi jakieś wasze potrzeby? Jakie? A może nie?
Czy sądzicie, że relacje z rodzicami, doświadczenia zebrane w ciągu życia w domu rodzinnym mają/miały wpływ na postanowienia, plany, marzenia związane z posiadaniem lub nie posiadaniem przez was rodziny?
Czy jest to dla was w ogóle istotny temat?
Czy posiadanie rodziny jest dla was jakimś priorytetem, wartością, czy może nie zaprzątacie sobie tym głowy?
Oczywiście bardzo interesujące będą wypowiedzi osób, które są już całkowicie na swoim utrzymaniu, dokonały jakiś wyborów i mogą pisać z własnego doświadczenia.
Uprzedzając ewentualne uwagi: zdaję sobie sprawę z tego, że plany ulegają zmianie, że życie weryfikuje postanowienia etc. Jestem ciekawa waszych przemyśleń na ten temat na takim etapie życia, na jakim się obecnie znajdujecie.
Zapraszam do dyskusji
PS. Pytania zamieszczone w tym poście to pytania pomocnicze, nie trzeba odpowiadać na nie wszystkie ani formułować wypowiedzi zgodnie z ich kolejnością.
Wydaje mi się, że wiek większości z nas oscyluje gdzieś pomiędzy kilkunastoma a dwudziestoma kilkoma latami; tak więc uczymy się, studiujemy, ew. zaczynamy pracować, nie żyjemy jeszcze całkowicie na własny rachunek. Większość z nas mieszka z rodzicami lub też mieszkając w akademiku, wynajętym mieszkaniu uzyskuje od nich znaczne wsparcie emocjonalne i finansowe. Pisaliście w różnych wątkach, że wielu/e z was nie ma partnerki/partnera, a część z was nie wykazywała też specjalnej chęci wiązania się (przynajmniej na razie). Za ileś lat będziemy żyć z własnych pieniędzy, ograniczymy kontakty z rodzicami oraz ich wpływ na nasze dorosłe życie.
Po tak nakreślonym wstępie przechodzę do pytania.
Jakie są wasze wyobrażenia, bądź plany dotyczące zakładania przez was rodziny, jej kształtu, liczebności itp.?
Chcecie żyć w małżeństwie, stałym związku? Jeśli tak, jak je sobie wyobrażacie?
Chcecie mieć dzieci? A więc ile i dlaczego lub dlaczego nie?
Czy ci/te z was, którzy/re żyją teraz samotnie (w sensie bez partnera/partnerki, ale nie czują się samotni/e) i nie mają chęci na związek sądzą, że w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat będą równie zadowoleni/one z takiej formy?
Może wystarczą wam przyjaciele i znajomi?
Może są tu takie osoby, których tworzenie stałego związku nie interesuje, ale chcą utrzymywać przelotne znajomości, romanse, by zaspokoić potrzeby seksualne?
Uważacie, że życie rodzinne zaspokoi jakieś wasze potrzeby? Jakie? A może nie?
Czy sądzicie, że relacje z rodzicami, doświadczenia zebrane w ciągu życia w domu rodzinnym mają/miały wpływ na postanowienia, plany, marzenia związane z posiadaniem lub nie posiadaniem przez was rodziny?
Czy jest to dla was w ogóle istotny temat?
Czy posiadanie rodziny jest dla was jakimś priorytetem, wartością, czy może nie zaprzątacie sobie tym głowy?
Oczywiście bardzo interesujące będą wypowiedzi osób, które są już całkowicie na swoim utrzymaniu, dokonały jakiś wyborów i mogą pisać z własnego doświadczenia.
Uprzedzając ewentualne uwagi: zdaję sobie sprawę z tego, że plany ulegają zmianie, że życie weryfikuje postanowienia etc. Jestem ciekawa waszych przemyśleń na ten temat na takim etapie życia, na jakim się obecnie znajdujecie.
Zapraszam do dyskusji
PS. Pytania zamieszczone w tym poście to pytania pomocnicze, nie trzeba odpowiadać na nie wszystkie ani formułować wypowiedzi zgodnie z ich kolejnością.
- Akolita
- Krypto-Extra
- Posty: 756
- Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Łódź/Włocławek
Re: Rodzina w dorosłym życiu
Rodzina jednoosobowa, kształt pentagramu, planujemy cotygodniowe orgie i czarne msze.Inno pisze: Jakie są wasze wyobrażenia, bądź plany dotyczące zakładania przez was rodziny, jej kształtu, liczebności itp.?
W stałym związku z alkoholem.Inno pisze:Chcecie żyć w małżeństwie, stałym związku? Jeśli tak, jak je sobie wyobrażacie?
Chcemy mieć dzieci, będziemy z nich produkować kruche ciasteczka stanowiące główne źródło utrzymania.Inno pisze:Chcecie mieć dzieci? A więc ile i dlaczego lub dlaczego nie?
Na to pytanie odpowiem za 40 lat.Inno pisze:Czy ci/te z was, którzy/re żyją teraz samotnie (w sensie bez partnera/partnerki, ale nie czują się samotni/e) i nie mają chęci na związek sądzą, że w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat będą równie zadowoleni/one z takiej formy?
Otóż to, wystarczą.Inno pisze:Może wystarczą wam przyjaciele i znajomi?
Nie interesują mnie stałe związki. Romanse i przygody seksualne też nie.Inno pisze:Może są tu takie osoby, których tworzenie stałego związku nie interesuje, ale chcą utrzymywać przelotne znajomości, romanse, by zaspokoić potrzeby seksualne?
Swoje potrzeby załatwiam w kiblu. samotnie.Inno pisze:Uważacie, że życie rodzinne zaspokoi jakieś wasze potrzeby? Jakie? A może nie?
Nie.Inno pisze:Czy sądzicie, że relacje z rodzicami, doświadczenia zebrane w ciągu życia w domu rodzinnym mają/miały wpływ na postanowienia, plany, marzenia związane z posiadaniem lub nie posiadaniem przez was rodziny?
Nie.Inno pisze:Czy jest to dla was w ogóle istotny temat?
Nie zaprzątam sobie tym głowy.Inno pisze:Czy posiadanie rodziny jest dla was jakimś priorytetem, wartością, czy może nie zaprzątacie sobie tym głowy?
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Mam 20 lat, dopiero wkraczam właściwie w dorosłe życie. Nigdy nie miałam chęci na zakładanie rodziny w przyszłości, w ogóle nie jestem „rodzinnym typem”. Mieszkam na razie z rodzicami, ale zastanawiam się jak to będzie samej we własnym mieszkaniu. Jak starzy wyjeżdżali np. na kilka dni, to dla mnie było to super uczucie, no ale jednak nawet dwa tygodnie to jednak nie to samo co ileś tam lat. No, i tak się zastanawiam.
W sumie nie odczuwam na razie potrzeby bycia w związku, ale wiadomo, to się może zmienić. Tak czy inaczej znalezienie kogoś, kto by mi odpowiadał i kto przy tym wytrzymałby ze mną, to chyba graniczy z cudem. A ja, cholera, w cuda nie wierzę. Hm, robi się ciężko.
Dzieci mieć nie chcę, to akurat pewne.
Myślę, że jak już bym miała zakładać stały związek to najbardziej chyba pasowałaby mi forma, jak to nazywają, LAT (living apart together), czyli, że ludzie są razem, ale mieszkają każde w swoim mieszkaniu/domu. Albo gdybym miała mieszkać z kimś, to chociaż żebym miała własne mieszkanie gdzieś, do którego zawsze mogłabym pójść albo czasem spędzić tam noc, kilka dni.
Problemem jest, że nie każdy by się zgodził na takie rozwiązanie.
W sumie nie odczuwam na razie potrzeby bycia w związku, ale wiadomo, to się może zmienić. Tak czy inaczej znalezienie kogoś, kto by mi odpowiadał i kto przy tym wytrzymałby ze mną, to chyba graniczy z cudem. A ja, cholera, w cuda nie wierzę. Hm, robi się ciężko.
Dzieci mieć nie chcę, to akurat pewne.
Myślę, że jak już bym miała zakładać stały związek to najbardziej chyba pasowałaby mi forma, jak to nazywają, LAT (living apart together), czyli, że ludzie są razem, ale mieszkają każde w swoim mieszkaniu/domu. Albo gdybym miała mieszkać z kimś, to chociaż żebym miała własne mieszkanie gdzieś, do którego zawsze mogłabym pójść albo czasem spędzić tam noc, kilka dni.
Problemem jest, że nie każdy by się zgodził na takie rozwiązanie.
- Akolita
- Krypto-Extra
- Posty: 756
- Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Łódź/Włocławek
Podobnie jak Inno, bardzo sobie cenię samotność. Najpiękniejsze, pełne luzu i nienaturalnego jak dla mnie optymizmu chwile to te, kiedy na dłuższy czas jestem pozostawiona sama sobie. Trzy miesiące wakacji w samotności, wszystkie te dni, kiedy ojciec wyjeżdża w długie podróże i zostawia dom pod opieką psa i moją - to jest to, co lubię najbardziej.
Póki co od dłuższego czasu żyję samotnie i ten stan jak najbardziej mi odpowiada. Nie martwię się brakiem drugiej połówki. Jeśli kiedyś zapragnę dzielić z kimkolwiek życie, wtedy przyjdzie czas na zmartwienia. Póki co, w ramach sadystycznego hobby ( :twisted::twisted: )prowadzę kolekcję złamanych serc, które kiedyś chciały (jak to pseudopoetycko i głupio zabrzmi...) dostosowywać swój rytm do mojego.
Czuję się jak podręcznikowy materiał na przyszłą zgorzkniałą, starą pannę z hodowlą kotów... :P:P
Być może jeszcze kiedyś będę przez to płakać. Na razie cieszę się spokojem.
Póki co od dłuższego czasu żyję samotnie i ten stan jak najbardziej mi odpowiada. Nie martwię się brakiem drugiej połówki. Jeśli kiedyś zapragnę dzielić z kimkolwiek życie, wtedy przyjdzie czas na zmartwienia. Póki co, w ramach sadystycznego hobby ( :twisted::twisted: )prowadzę kolekcję złamanych serc, które kiedyś chciały (jak to pseudopoetycko i głupio zabrzmi...) dostosowywać swój rytm do mojego.
Czuję się jak podręcznikowy materiał na przyszłą zgorzkniałą, starą pannę z hodowlą kotów... :P:P
Być może jeszcze kiedyś będę przez to płakać. Na razie cieszę się spokojem.
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”
- iksigrekzet
- Intromajster
- Posty: 517
- Rejestracja: 21 lip 2008, 1:32
- Płeć: nieokreślona
A ja nie postanawiam niczego w tej kwestii. Wiem, ze duzo zalezy od tego jak poukłada mi się zycie i na kogo trafię. Mam pewien problem ze sprzecznosciami: z jednej strony chcę byc sama, jest mi tak dobrze, a z drugiej czuję, że tylko z kimś obok mam szansę na szczęscie.
Aktualnie wszystkich skutecznie odstraszam rzekomą niedostępnoscią i powsciągliwoscią. Wątpię, zeby znalazł się ktoś, kto w pełni zaakceptuje mnie taką jaka jestem, ze o milosci juz nie wspomnę. Inna sprawa, ze ja sama mam problemy z akceptacją.
Rację masz iksigrekzecie - patologia.
Aktualnie wszystkich skutecznie odstraszam rzekomą niedostępnoscią i powsciągliwoscią. Wątpię, zeby znalazł się ktoś, kto w pełni zaakceptuje mnie taką jaka jestem, ze o milosci juz nie wspomnę. Inna sprawa, ze ja sama mam problemy z akceptacją.
Rację masz iksigrekzecie - patologia.
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Na pannę z kotami totalnie się piszę. Uwieeelbiam koty, uważam, że nie ma doskonalszych stworzeń. Ale, że tak nieśmiało spytam, czy zgorzknienie jest konieczne? Bo eee takie to mało przyjemne jakoś. No, nie chcę tak, wcale a wcale.Akolita pisze: Czuję się jak podręcznikowy materiał na przyszłą zgorzkniałą, starą pannę z hodowlą kotów...
Inno pisze: czy zgorzknienie jest konieczne? Bo eee takie to mało przyjemne jakoś. No, nie chcę tak, wcale a wcale.
Myslę, ze jesli człowiek świadomie i na stałe izoluje się od ludzi, to w koncu staje się zgorzkniały, chocby dlatego, ze z nikim nie musi się liczyc, o nikogo dbac, starac, zabiegać. To się chyba dzieje samoistnie.
Dlatego wiem, ze nie ma sensu całkiem odgradzac się od swiata, bo choc nie zdajemy sobie z tego sprawy sama obecnosc innych trzyma nas przy zdrowych zmyslach.
- Inno
- Legenda Intro
- Posty: 1214
- Rejestracja: 01 paź 2008, 18:47
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Warszawa
Ups. Mnie się to jawi jako stan idealny. Ale właśnie ostatnio zastanawiam się na ile są to tylko moje wyobrażenia.Ausencia pisze:Myslę, ze jesli człowiek świadomie i na stałe izoluje się od ludzi, to w koncu staje się zgorzkniały, chocby dlatego, ze z nikim nie musi się liczyc, o nikogo dbac, starac, zabiegać. To się chyba dzieje samoistnie.
- Akolita
- Krypto-Extra
- Posty: 756
- Rejestracja: 01 sie 2008, 18:02
- Płeć: nieokreślona
- Lokalizacja: Łódź/Włocławek
Zgorzknienie jest konieczne i mile widziane. Chcę być starą ZGORZKNIAŁĄ panną ze stadem kotów.
Patologia, patykologia logopatia, łopatologia, pałologia... whatever...
Patologia, patykologia logopatia, łopatologia, pałologia... whatever...
Mówi, że nigdy nie śpi. Że nigdy nie umrze. Dyga przed skrzypkami, pląsa do tyłu, odrzuca głowę, parska głębokim gardłowym śmiechem i jest wielkim ulubieńcem, ten sędzia. Wachluje się kapeluszem, a księżycowa kopuła jego czaszki sunie blada pod światłami, on zaś obraca się, przejmuje skrzypki, wiruje w piruecie, wykonuje jedno pas, dwa pas, tańcząc i grając jednocześnie. Nigdy nie śpi. Mówi, że nigdy nie umrze. Tańczy w świetle i cieniu i jest wielkim ulubieńcem. Nigdy nie śpi, ten sędzia. Tańczy i tańczy. Mówi, że nigdy nie umrze.”