Umiera na samym końcu, zawsze leżeli razem i byli blisko, a teraz ona leży sama smutna na dywanie i widzi, jak ostatni gość pogrzebowy opuszcza dom - ostatnia scena.Coldman pisze: 10 gru 2023, 23:58Ale on przecież nie umarł. Scena odgrywa się na pogrzebie jej ojca, nawet zdjęcie widać czarno białe, które jest ustawione.ćma pisze: 08 gru 2023, 13:47Gdyby nie jego śmierć na końcu, to pewnie byłby rozwódColdman pisze: 30 lis 2023, 23:59 To jest dla mnie jedna z pojęć miłości
https://youtu.be/v4pi1LxuDHc?si=8rFGmGQKHjdVhi5J
![]()
Miłość
- ćma
- Introwertyk
- Posty: 110
- Rejestracja: 23 lis 2016, 18:09
- Płeć: kobieta
- Enneagram: 5w4
- MBTI: INFJ
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Miłość
Wszystko, co widzisz, to tylko perspektywa, wszystko, co słyszysz, to tylko opinia.
- Coldman
- Administrator
- Posty: 2688
- Rejestracja: 07 lip 2014, 2:27
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 4w5
- MBTI: Szajs
- Lokalizacja: Wielkopolska
Re: Miłość
No nie, w wszelakich opisach tak nie jest.
W teledysku chodzi o podjęcie tej decyzji tego ryzyka. Przygoda.
Nie pojechała z nim, on pojechał sam. Co najwyżej mógł ją opuścić, ale nie umarł. 2 alternatywne rzeczywistości tutaj mamy.
Zresztą w następnej piosence, jest kobieta która trafia na nich jak są na tym koncercie razem.
W teledysku chodzi o podjęcie tej decyzji tego ryzyka. Przygoda.
Nie pojechała z nim, on pojechał sam. Co najwyżej mógł ją opuścić, ale nie umarł. 2 alternatywne rzeczywistości tutaj mamy.
Zresztą w następnej piosence, jest kobieta która trafia na nich jak są na tym koncercie razem.
Re: Miłość
Miłość romantyczna jest dla mnie abstrakcją. Rozumiem przywiązanie, sympatię, głębokie zaufanie, przejęcie się czyimś losem, uznanie kogoś za ważną część swojego świata. Nie rozumiem romantycznych bredni o pokrewnych duszach, porozumieniu bez słów, akceptacji destrukcyjnych zachowań bo "nie ma róży bez kolców" i bezmyślnej fascynacji obrazem, jaki sobie stworzyliśmy w procesie życzeniowego myślenia. Ale może to po prostu oznaka starzenia się.
Re: Miłość
Myślę, że warto odróżnić kulturową koncepcję romantycznej miłości od uczucia, które może pojawić się w relacji romantycznej. Język nie jest tu precyzyjny przy tworzeniu przymiotników, romantyzm i romans, to jednak różne rzeczy.
Relację romantyczną rozumiem jako relację między dorastającymi albo dorosłymi ludźmi, w której oprócz sympatii i ogólnego zainteresowania drugim człowiekiem, występuje element pociągu fizycznego, pożądania.
Miłość w takiej relacji, jeśli rozwija się ona w sposób harmonijny, może pojawić się z czasem, jako kolejny etap, po zauroczeniu i zakochaniu. Miłość to jednak dojrzałe uczucie i wymaga czasu i wspólnoty przeżyć.
Do przywiązania, sympatia, głębokiego zaufanie, przejęcia się czyimś losem, uznania kogoś za ważną część swojego świata, dodałabym też oddanie, lojalność, zaangażowanie, chęć sprawiania przyjemności drugiej osobie, pewną akceptację i tolerancję dla jej niedoskonałości. Również szacunek dla wyborów i pragnienia wolności obiektu naszej miłości.
Piękne uczucie… tylko, co z nim zrobić, gdy je poczujemy?
Czy konieczna i zarazem wystarczająca jest jednorazowa deklaracja dla jasności intencji? Czy ciągłe gadanie i zapewnienia słowne są potrzebne, czy mają na celu też przekonanie samego siebie?
Czy z osiągnięciu stanu miłości w relacji wynika coś więcej? Czy musimy budować coś razem, planować wspólne życie? Czy miłość zobowiązuje nas do czegoś?
Przyzwoitość nakazywałaby branie odpowiedzialności za drugiego człowieka. A jeśli ktoś nas pokochał bez specjalnych zabiegów z naszej strony, po prostu za to, jacy jesteśmy wobec tej osoby… czy jesteśmy coś winni tej osobie? Czy ona może czegoś od nas oczekiwać?
Relację romantyczną rozumiem jako relację między dorastającymi albo dorosłymi ludźmi, w której oprócz sympatii i ogólnego zainteresowania drugim człowiekiem, występuje element pociągu fizycznego, pożądania.
Miłość w takiej relacji, jeśli rozwija się ona w sposób harmonijny, może pojawić się z czasem, jako kolejny etap, po zauroczeniu i zakochaniu. Miłość to jednak dojrzałe uczucie i wymaga czasu i wspólnoty przeżyć.
Do przywiązania, sympatia, głębokiego zaufanie, przejęcia się czyimś losem, uznania kogoś za ważną część swojego świata, dodałabym też oddanie, lojalność, zaangażowanie, chęć sprawiania przyjemności drugiej osobie, pewną akceptację i tolerancję dla jej niedoskonałości. Również szacunek dla wyborów i pragnienia wolności obiektu naszej miłości.
Piękne uczucie… tylko, co z nim zrobić, gdy je poczujemy?
Czy konieczna i zarazem wystarczająca jest jednorazowa deklaracja dla jasności intencji? Czy ciągłe gadanie i zapewnienia słowne są potrzebne, czy mają na celu też przekonanie samego siebie?
Czy z osiągnięciu stanu miłości w relacji wynika coś więcej? Czy musimy budować coś razem, planować wspólne życie? Czy miłość zobowiązuje nas do czegoś?
Przyzwoitość nakazywałaby branie odpowiedzialności za drugiego człowieka. A jeśli ktoś nas pokochał bez specjalnych zabiegów z naszej strony, po prostu za to, jacy jesteśmy wobec tej osoby… czy jesteśmy coś winni tej osobie? Czy ona może czegoś od nas oczekiwać?
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 901
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Miłość
Ano właśnie. Różnica jest zasadnicza.Ósme cudo pisze: 16 kwie 2025, 8:16 Myślę, że warto odróżnić kulturową koncepcję romantycznej miłości od uczucia, które może pojawić się w relacji romantycznej. Język nie jest tu precyzyjny przy tworzeniu przymiotników, romantyzm i romans, to jednak różne rzeczy.
I dlatego uważam że „relacja romantyczna” to jest słabe określenie.
Kalka z języka angielskiego, która jakiś czas temu pojawiła się i stała się bardzo modna. Ja tego używam w internecie, ale w realu to by mi nie przeszło przez gardło.
Znacznie lepiej by brzmiało relacja romansowa lub po prostu romans.
Za czasów mojej młodości mówiło się „chodzić ze sobą”, co miało pewien sens bo taka para dużo razem chodziła w różne miejsca, ale to też tylko określało jeden aspekt tej relacji.
Nie tylko o chodzenie tu chodziło…
Pisałem już w tym temacie trochę, ale tylko o statystycznych różnicach między ekstra i intro. W indywidualnych przypadkach może być na odwrót. Ekstrawertyzm i introwertyzm to tylko mózgowe preferencje, a życie pisze swoje scenariusze.
A czym jest miłość to nie wiem. Ważne, żeby była czymś pisanym wspólnie przez daną parę, bez założeń wstępnych, bo może dojść do kolizji tychże.
U mnie z każdą dziewczynką, dziewczyną i kobietą było inaczej. Ma długi szlak bojowy zaczynający się w przedszkolu.
Żadnych definicji i wymagań nie wznoszę. Podchodzę na świeżo do każdej osoby, zawsze tak jakby to było pierwszy raz. Wtedy jest lepsza zabawa.
Tak wiem mało kto tak potrafi, ale jak ktoś ma prawdziwy enneagram 9w1 to będzie wiedział o czym mówię. Dla nas to jest naturalne właśnie w ten sposób.
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.
-
Iratia
Re: Miłość
Dla mnie to pojęcie problematyczne. Nie posiada żadnej ustalonej, ściśle określonej definicji, w związku z czym każdy może mieć własną, jest ogólne oraz posiada bardzo ulotny fundament w ludzkich uczuciach, które same w sobie są skrajnie indywidualistyczne i właściwie dostępne jedynie dla samego odczuwającego. Być może dlatego tak często jest utożsamiane z zauroczeniem czy pociągiem fizycznym, bo są to odczucia znacznie prostsze, bardziej powierzchowne, uniwersalne, a dzięki temu - w pewnym sensie - łatwiejsze do zbadania, nawet empirycznego.
Ale miłość? Nie wiadomo, co z tym zrobić, jak to rozumieć. W kodach kultury, jakimi się posługujemy, istnieją oczywiście pewne ramy, ale na dobrą sprawę one również pozostają mętne i sprzeczne same ze sobą, jeśli bliżej im się przyjrzeć. Choć może właśnie ta sprzeczność wynika z naszych własnych odczuć.
Chcemy bowiem, by miłość była wieczna, by mieć pewien gwarant stałości drugiej osoby w naszym życiu. Nie chcemy być opuszczeni, to bolesne dla naszego ego. Z tego zaś wynika pragnienie miłości bezwarunkowej, bo intuicyjnie wyczuwamy, że właśnie te ,,warunki'' stoją na przeszkodzie ku wieczności. Ale co to oznacza w praktyce? Warunkami przecież są też nasze cechy charakteru, przekonania, wartości, w skrócie - nasza tożsamość. Miłość bezwarunkowa ignoruje nasze ,,ja'', nie ma ono dla niej najmniejszego znaczenia. Czyli wynika albo z całkowitego hormonalnego odurzenia, albo z jakże szlachetnej, ale przez nikogo niechcianej, miłości do całej ludzkości. Nikt jednak nie chce być kochany z samego tylko faktu, że jest człowiekiem, istotą żywą, czy w ogóle jakąś ekspresję kosmosu. Chce być kochany jako indywidualna jednostka, jako osoba, za którą sam się uważa. Znów schodzimy do poziomu ego.
Miłość rzekomo nie jest samolubna, ale osobiście tego nie widzę. Każda miłość ma w sobie całkiem spory pierwiastek miłości własnej, pragnienia odnalezienia w odbiciu drugiego człowieka potwierdzenia własnej wartości. I może nie należy z tym walczyć. Może Platon miał rację, jedyna prawdziwie doskonała miłość nie posiada nawet wymiaru międzyludzkiego. Natomiast każda miłość między dwojgiem ludzi musi być wadliwa i daleka od ideału, bo ludzie są z natury wadliwi i dalecy od ideału. Samo pojęcie ideału jest nieidealne z racji egzystowania jedynie w ludzkich umysłach.
Możemy też odpuścić sobie wszelką ,,jedyną, prawdziwą miłość'' i poszukiwać osoby na tyle kompatybilnej do nas, aby to życie było przynajmniej znośne. Jednak i tu nie mamy pewności żadnej stałości. Ludzie się zmieniają, my się zmieniamy. Nasz wybranek/wybranka może stać się zupełnie innym człowiekiem za te 5 czy 10 lat. I co dalej? Czy dalej będziemy mogli powiedzieć, że kochamy tę samą osobę? Co jeśli my się zmienimy? Może nam sie zdawać, że to druga osoba stała sie jakaś inna, ale to my się zmieniliśmy, to my zaczęliśmy postrzegać świat inaczej niż dotychczas.
Każde rozstanie jest jak mała żałoba, bo każde niesie ze sobą zmianę obrazu drugiej osoby. Osoba, którą pokochaliśmy, którą zdawało nam się, że kochamy, w pewnym sensie dla nas umiera.
Czy w takim układzie w ogóle ma znaczenie, czy od początku była to fikcja, czy stała się nią dopiero w którymś momencie? Czy miłość w ogóle może istnieć poza złudzeniami naszej głowy? Czy cokolwiek może istnieć poza więzieniem naszego umysłu?
Może więc wracamy do punktu wyjścia; nie istnieje miłość romantyczna. Istnieje jedynie zadurzenie, w swoim najbardziej fizjologicznym wydaniu, a wszystko inne jest tylko paniczną obroną człowieka przed tą ostateczną samotnością, z którą nie potrafi się pogodzić.
Ale miłość? Nie wiadomo, co z tym zrobić, jak to rozumieć. W kodach kultury, jakimi się posługujemy, istnieją oczywiście pewne ramy, ale na dobrą sprawę one również pozostają mętne i sprzeczne same ze sobą, jeśli bliżej im się przyjrzeć. Choć może właśnie ta sprzeczność wynika z naszych własnych odczuć.
Chcemy bowiem, by miłość była wieczna, by mieć pewien gwarant stałości drugiej osoby w naszym życiu. Nie chcemy być opuszczeni, to bolesne dla naszego ego. Z tego zaś wynika pragnienie miłości bezwarunkowej, bo intuicyjnie wyczuwamy, że właśnie te ,,warunki'' stoją na przeszkodzie ku wieczności. Ale co to oznacza w praktyce? Warunkami przecież są też nasze cechy charakteru, przekonania, wartości, w skrócie - nasza tożsamość. Miłość bezwarunkowa ignoruje nasze ,,ja'', nie ma ono dla niej najmniejszego znaczenia. Czyli wynika albo z całkowitego hormonalnego odurzenia, albo z jakże szlachetnej, ale przez nikogo niechcianej, miłości do całej ludzkości. Nikt jednak nie chce być kochany z samego tylko faktu, że jest człowiekiem, istotą żywą, czy w ogóle jakąś ekspresję kosmosu. Chce być kochany jako indywidualna jednostka, jako osoba, za którą sam się uważa. Znów schodzimy do poziomu ego.
Miłość rzekomo nie jest samolubna, ale osobiście tego nie widzę. Każda miłość ma w sobie całkiem spory pierwiastek miłości własnej, pragnienia odnalezienia w odbiciu drugiego człowieka potwierdzenia własnej wartości. I może nie należy z tym walczyć. Może Platon miał rację, jedyna prawdziwie doskonała miłość nie posiada nawet wymiaru międzyludzkiego. Natomiast każda miłość między dwojgiem ludzi musi być wadliwa i daleka od ideału, bo ludzie są z natury wadliwi i dalecy od ideału. Samo pojęcie ideału jest nieidealne z racji egzystowania jedynie w ludzkich umysłach.
Możemy też odpuścić sobie wszelką ,,jedyną, prawdziwą miłość'' i poszukiwać osoby na tyle kompatybilnej do nas, aby to życie było przynajmniej znośne. Jednak i tu nie mamy pewności żadnej stałości. Ludzie się zmieniają, my się zmieniamy. Nasz wybranek/wybranka może stać się zupełnie innym człowiekiem za te 5 czy 10 lat. I co dalej? Czy dalej będziemy mogli powiedzieć, że kochamy tę samą osobę? Co jeśli my się zmienimy? Może nam sie zdawać, że to druga osoba stała sie jakaś inna, ale to my się zmieniliśmy, to my zaczęliśmy postrzegać świat inaczej niż dotychczas.
Każde rozstanie jest jak mała żałoba, bo każde niesie ze sobą zmianę obrazu drugiej osoby. Osoba, którą pokochaliśmy, którą zdawało nam się, że kochamy, w pewnym sensie dla nas umiera.
Czy w takim układzie w ogóle ma znaczenie, czy od początku była to fikcja, czy stała się nią dopiero w którymś momencie? Czy miłość w ogóle może istnieć poza złudzeniami naszej głowy? Czy cokolwiek może istnieć poza więzieniem naszego umysłu?
Może więc wracamy do punktu wyjścia; nie istnieje miłość romantyczna. Istnieje jedynie zadurzenie, w swoim najbardziej fizjologicznym wydaniu, a wszystko inne jest tylko paniczną obroną człowieka przed tą ostateczną samotnością, z którą nie potrafi się pogodzić.
- Rafael
- Krypto-Extra
- Posty: 901
- Rejestracja: 04 lip 2022, 22:01
- Płeć: mężczyzna
- Enneagram: 9w1
- MBTI: ISFJ
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Miłość
@Iratia
To jeszcze zależy jaką by ta osoba roztaczała atmosferę wokół siebie oraz jak by przekładała te swoje górnolotne deklaracje na codzienną rzeczywistość?
Słyszałem, że ci co kochają ludzkość nie lubią ludzi.
Brzmi trochę idealistycznie jak dla mnie, jednak gdybym kogoś takiego spotkał, kto by kochał w ten sposób, to może bym się skusił, by być tak rozumianym obiektem miłości.albo z jakże szlachetnej, ale przez nikogo niechcianej, miłości do całej ludzkości. Nikt jednak nie chce być kochany z samego tylko faktu, że jest człowiekiem,
To jeszcze zależy jaką by ta osoba roztaczała atmosferę wokół siebie oraz jak by przekładała te swoje górnolotne deklaracje na codzienną rzeczywistość?
Słyszałem, że ci co kochają ludzkość nie lubią ludzi.
Nie o górę się potkniesz, ale o kamień.