Czy zatem warto przypinać komuś łatkę? Przecież przez upominanie upadła nie jedna relacja.
I skąd możemy mieć pewność czy nasze mało pochlebne słowa nie mijają się ze stanem faktycznym?
Może racja jest nie po naszej stronie?
Możliwość ktoś ma swoją subiektywną prawdę odmienną od naszej?
Czy umiemy wyrażać dezaprobatę we właściwy sposób, który nie rani?
Czy są bezpieczne obszary, gdzie negatywna ocena nie szkodzi?
Mnie bardzo rzadko zdarza się kogoś krytykować. Uważam, iż jest to pozbawione sensu, nawet jeśli jestem przekonany, iż danej osobie mógłbym w ten sposób pomóc. Ludzie rzadko chcą się zmieniać. Lubią swoje stare schematy, do których się przyzwyczaili, nawet jeśli z punktu widzenia psychologii są one błędne.
Ale nauka sobie, a życie zawsze ma rację i może tak być, że ktoś znalazł dla siebie optymalny sposób przetrwania na zasadzie wyboru mniejszego zła. Niewykluczone, że jego subiektywna nieprawda jest dla niego na ten moment najlepszą ścieżką.
Z umiejętnością wyrażania dezaprobaty raczej u mnie kiepsko. Brak praktyki.
Bezpieczne obszary, gdzie negatywna ocena ma swoje schronienie mogą się zdarzyć w zależności od osoby, nastroju i okoliczności, tu i tam.
Bardziej tam niż tu. Im dalej i obojętniej, tym większa szansa, że nikt nie poczuje się dotknięty.
Choć w sferze zdawałoby się neutralnej też możemy spotkać się z brakiem tolerancji wobec naszego gustu np wobec wyrażenia opinii wobec dzieła sztuki, które wydaje nam się kiepskie.
A nawet reklam, które ponoć wszystkich denerwują, ale gdy trafimy przypadkiem na ich autora lub kogoś z zespołu produkcyjnego to na pewno nie zrobimy dobrego wrażenia naszą szczerą wypowiedzią.
Są również ludzie, którzy szukają sobie podobnych. Jeśli dezawuujesz to co oni stawiają wysoko jesteś przegrany.
A kto chce być przegrywem.
Reasumując, krytyka jest już passé i nikomu dzisiaj nie potrzebna.